Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Naprzód Gniewino!

Jak Hiszpanie trenowali w Gniewinie

Gniewino, 7 czerwca, Boże Ciało, popołudniowa procesja. Hiszpanie ostatecznie tego dnia trening odwołali. Gniewino, 7 czerwca, Boże Ciało, popołudniowa procesja. Hiszpanie ostatecznie tego dnia trening odwołali. Leszek Zych / Polityka
W kaszubskiej wsi Gniewino po raz pierwszy procesję Bożego Ciała przeniesiono na popołudnie, żeby nie kolidowała z otwartym treningiem drużyny hiszpańskich piłkarzy. Już od miesięcy wszyscy tu żyli Euro.
Twórca sukcesu wsi, wójt Zbigniew Walczak, na tle figury Stolema, legendarnego kaszubskiego olbrzyma.Leszek Zych/Polityka Twórca sukcesu wsi, wójt Zbigniew Walczak, na tle figury Stolema, legendarnego kaszubskiego olbrzyma.

W restauracji Malwa mówią, że proboszcz nie był zachwycony. Ale co zrobić, Euro – siła wyższa. Poza tym gminna orkiestra dęta, która przed treningami gra Hiszpanom „Guantanamerę”, mogłaby się nie wyrobić albo na procesję, albo na stadion. Ostatecznie flagi papieskie płynnie dołączyły do hiszpańskich i polskich. Na tablicy ogłoszeń parafialnych zawisły informacje o terminach otwartych treningów. A w czasie procesji z monstrancją proboszcz modlił się, aby pan Jezus wejrzał też na polskich piłkarzy, drużynę hiszpańską i wszystkich odwiedzających ją gości. To, że mistrzowie świata wybrali wieś na północy Polski, też postrzegane jest tu w kategoriach cudu.

Kiedy wójt Zbigniew Walczak zgłaszał Gniewino na listę ośrodków pobytowych dla drużyn Euro 2012, na pagórku, gdzie stoi hotel, pasły się jeszcze krowy. Do UEFA zawiózł komputerową wizualizację. Ale Gminny Ośrodek Turystyki i Sportu z trzema boiskami, kortem, pływalnią, kręgielnią i halą sportową był już gotowy. I było wiadomo, że po wielkim załamaniu Gniewino stawia na sport. Przed załamaniem stawiało na atom. W pobliskim Żarnowcu budowano elektrownię, a Gniewino było zapleczem budowy. Wpompowano tu ogromne pieniądze. Wzniesiono bloki, szkołę i ogromny hotel z 2500 pokojami, kinem i restauracją. Autobusy wahadłowe kursowały non stop, po kilkadziesiąt dziennie. Każdy miał pracę. – Wtedy co drugi tutaj to był murarz, tynkarz albo inny alkoholik – wspomina Piotr, lokalny artysta.

A potem budowa elektrowni atomowej stanęła, jednocześnie upadły pegeery i pracy nie miał nikt. Ludzie przychodzili do wójta, że nie stać ich na węgiel, wójt alarmował do Warszawy i słyszał, że nastał wolny rynek, a na węgiel trzeba zarobić. Mieli duży hotel, więc próbowali podczepić się pod niedalekie Cetniewo, gdzie jest ośrodek przygotowań olimpijskich. Zbudowali stadion. Ale w tym czasie zawalił się sprywatyzowany hotel, bo właściciel zniknął. Wydano nakaz rozbiórki obiektu i gmina musiała się tym zająć, ale wójt zapowiedział, że grosza nie dołoży i będzie szukał firmy, która to zrobi za cenę gruzu. Lokalne media pukały się w głowę, że tym razem Walczak przesadził z tą gospodarnością. Jednak chętny się znalazł i gruz poszedł na budowę okolicznych dróg.

Oczy całego świata

Karta się odwróciła, kiedy można się było ubiegać o środki unijne. Punkt przełomowy to była budowa wieży widokowej Kaszubskie Oko, chociaż kiedy wójt podejmował decyzję, niektórzy też pukali się w głowę. Po co wydawać pieniądze, lepiej bezrobotnym rozdać.

Rozdać, przepić i guzik mieć – komentuje pan Antoni, mieszkaniec bloków. – Tu, kto chce pracować, to pracę znajdzie. Ale niektórzy mówią, że im się za tysiąc pięćset nie opłaca. W każdej społeczności jest taki element. Można powiedzieć, stały.

Wieża Kaszubskie Oko dostała ogólnopolską nagrodę architektoniczną, a Gniewino zrobiło się modne, choć na razie w skali lokalnej. – Teraz zwrócą się na nas oczy całego świata – przewiduje pan Antoni. – I wstydu nie będzie. Drogi polepszone, ronda porobione, bratki na klombach są.

Bratki na klombach są co roku, tym razem jedynie więcej żółtych i czerwonych. Drogi i ronda też nie były robione pod Hiszpanów. – Jeśli chodzi o estetykę, u naszego wójta wszystko musi być perfekt. Jak malowali przystanek i wyszedł w brzydkim odcieniu, wójt kazał malować jeszcze raz. Trawniki strzyżone są co dwa tygodnie. A jak wójt dba, to wszyscy nawzajem się pilnują, żeby nie było na pół gwizdka. Sąsiad sąsiadowi zwraca uwagę, żeby pomalował płot – opowiada Małgosia, właścicielka kwiaciarki Laguna i sklepu z pamiątkami Wszystko po 5 zł. Przed Euro nie robiła jakichś specjalnych przygotowań. Hiszpanie niby są blisko, ale jakby w innym świecie. Dostępu broni armia ochroniarzy. Nawet o autograf bardzo ciężko. Gdy w Gniewinie trenowała drużyna z Norwegii, też nie dało się tego odczuć na obrotach. Raz przyszły panie Norweżki, popatrzyły i poszły. Biało-czerwona czapka kibica kurzy się od paru lat. Małgosia liczyła, że może przyjadą żony Hiszpanów, a może nawet sama Shakira, narzeczona Gerarda Pique. Ale okazało się, że żony mieszkają w Juracie i to piłkarze pojadą je odwiedzić.

W urzędzie deklarują, że dodatkowa estetyzacja gminy przed przyjazdem Hiszpanów to tylko kosze do segregacji w kształcie piłek, flagi i figura Stolema, legendarnego kaszubskiego olbrzyma, żeby wieś trochę zaludnić mitycznie.

W Gniewinie jest trochę jak nie w Polsce, ludzie są zadowoleni i chwalą władzę – mówi Ewa, pracująca w Lagunie. – Dzieci dostają bezpłatne obiady, wyjeżdżają za darmo na wycieczki do Zakopanego, a nawet do Brukseli. Ja zawsze głosuję na wójta – deklaruje.

Zbigniew Walczak rządzi Gniewinem od 1988 r. Wcześniej był naczelnikiem, potem wójtem gminy z poparciem grubo ponad 80 proc. Kontrkandydata miał tylko raz, ale bez szans. Nikt już za bardzo nie pamięta, kto to był i po co startował.

On nawet jak zwykły żul do niego przyjdzie pożyczyć dwie dychy, to da – zaznacza Piotr. Chociaż przyznaje, że on osobiście jest trochę rozczarowany w kwestii przygotowań do Euro. – Malarzem jestem, a na przemian mechanikiem samochodowym – przedstawia się. I w obu branżach miał pewne pomysły. Chciał wyszykować trzy stare Warszawy z napisem taxi, żeby jeździły jako atrakcja, ale jakoś nie było zainteresowania. Malunkami też nie.

Dlaczego na przykład ta wieża jest taka szara? – pyta. – Przecież powinna być co najmniej niebieska, a na tym ze sto piłek bym wymalował, ale co się będę napraszał. Właściciel hotelu, gdzie są Hiszpanie, mnie zna, bo kiedyś chciał kupić starą Wołgę. Gdyby poprosił, tobym mu w holu jakąś scenę piłkarską namalował czy coś w ten deseń. Przykro, że ludzie nie znają się na sztuce.

Co innego w sąsiednim Rybnie. Tam wymalował znajomemu cały dom. Jest Morze Kaspijskie, tygrys, ręce Michała Anioła, Charlie Chaplin i mecz Polska-Hiszpania. Widać, że Polak zaraz okiwa Hiszpana i padnie bramka. – Wymalowałem wszystko co do centymetra. Nawet rynny. I taniej wyszło niż położenie nowego tynku – reklamuje Piotr. Wewnątrz dał motywy egipskie, afrykańskie i kaszubskie. Portret Mony Lizy już jest na ukończeniu.

Piotr jest samoukiem. Chciał iść na akademię, ale rodzice cisnęli na budowlankę. Liczy, że dzieciaki nadrobią, bo też malują. – Pierdyknąłem portrety tych Hiszpanów w ołówku i dzieciaki sprzedają pod stadionem. Rysunki Piotra zawisły też w lokalnym pubie, wzbudzając zainteresowanie zagranicznych ekip dziennikarskich. Właśnie skończył udzielać wywiadu Francuzom. Znajomy założył mu stronę internetową z reklamą, że maluje wszystko, oprócz wody i powietrza.

Wizualizacja wójta Walczaka

Wizualizacja wójta Walczaka zmaterializowała się rok temu. Hotel Mistral razem z Gminnym Ośrodkiem Turystyki i Sportu jest jednym z najbardziej ekskluzywnych centrów pobytowych w Polsce. Trzy rodzaje sauny, w tym jedna na podczerwień, grota lodowa, siłownia, basen, sala kinowa i lądowisko dla helikopterów. Gdy Gniewino trafiło do oficjalnego katalogu UEFA, większość federacji chciało tu rezerwować, ale Hiszpanie zdeklarowali się pierwsi. Jeszcze przed losowaniem, kiedy nie było wiadomo, gdzie będą grali.

A dookoła cisza, spokój. Daleko od miejskich pokus. Trener może być spokojny. Wszystko mają na miejscu – reklamuje dyrektor Adam Krupa. Załoga ćwiczyła zbiorowe powitanie przed hotelem, żeby Hiszpanie poczuli się jak w domu, bo chociaż to bogowie futbolu, młodzi milionerzy, którzy widzieli cały świat, ale przecież normalni chłopcy. Kuchnia szykowała lokalne produkty: truskawki kaszubskie, młode ziemniaki, sery z tutejszej wytwórni i ryby z Jeziora Żarnowieckiego. Żeby zareklamować lokalne i dać zarobić miejscowym. Powitanie się udało. Był może drobny zgrzyt z chlebem i solą, bo Hiszpanie nie bardzo wiedzieli, co z tym zrobić.

Pierwszy egzotyczny gość pojawił się w Gniewinie trzy tygodnie przed mistrzostwami. Jan Lachner, młody Francuz o niemieckich korzeniach. Z wykształcenia inżynier aeronautyki, postanowił przed podjęciem stałej pracy zrealizować projekt: 33 profesje w 33 europejskich krajach przez 33 tygodnie. Uczył flamenco w Hiszpanii, był rybakiem na Malcie, barmanem w najstarszym pubie w Dublinie, piekarzem w Liechtensteinie, browarnikiem w Czechach. W Polsce chciał iść do pracy jako górnik, ale byłoby zbyt wiele korowodów z załatwianiem pozwoleń. Trafił więc do Gniewina jako konserwator terenów zielonych. Kosił trawę w okolicach stadionu. Potem poleciał do Luksemburga, by podjąć pracę jako asystent europosła. – Chcę pokazać, że Europa jest otwarta. Przy pewnej mobilności i determinacji można mieszkać i pracować, gdzie się chce – deklaruje Jan.

Przygotowania trwały w całej wiosce, bo wiadomo, że za drużyną przyjadą kibice i dziennikarze, a o wejściówki na otwarte treningi starało się parę tysięcy ludzi z całej Polski. W sklepach zastanawiali się, na ile można podnieść ceny, żeby zarobić na gościach, a nie obrazić miejscowych. W restauracji Malwa dziewczyny na zapleczu ćwiczyły rozmówki hiszpańskie, wydrukowane w gminnym biuletynie: – Buenos dias, gracias, por favor.

– Co z tego, jak nadal nie wiadomo, jak jest po hiszpańsku kotlet – mówi bar­manka Basia. Właścicielka Malwy zdecydowała, że na czas Euro nie będzie zmieniać karty, bo nie jest jasne, co taki Hiszpan lubi, więc niech spróbuje schabowego z kapustką. W karcie są też flaczki, zraz wołowy z ziemniakami i sałatką z buraczków, mielony i marchewka z groszkiem. I faktycznie, jak jeden Hiszpan spróbował schabowego, to potem wszyscy zamówili. Barmanka Basia w nerwach zapomniała, jak właściwie udało jej się dogadać, ale najważniejsze, że się udało. Pamięta jeszcze trochę angielski ze szkoły, ale okazało się, że Hiszpanie ani w ząb. Na szczęście od jutra będzie miała kartę po hiszpańsku, przetłumaczoną przez wolontariuszy. W sąsiednim pubie sytuacja jest prostsza: kawa, frytki, hot dog, hamburger. Nie trzeba wiele tłumaczyć. Bigos figuruje jako mishmash.

Tylko stały element, który wpada do Malwy na poranny zestaw – piwo i pięćdziesiątka – nie emocjonował się przygotowaniami. Omawiał problem kolegi, któremu tak zryło beret, że zaczął mówić sam do siebie. Były pewne obawy, że element może płoszyć przyjezdnych. Ale barmanka Iwona zapewniała, że jest on niegroźny i na tyle wychowany, że wystarczy na niego huknąć i siedzi cicho. Zresztą, przebywa zazwyczaj w sali barowej, a goście przychodzą do restauracji. Element wykazał daleko idące zrozumienie sytuacji i przyjezdnych, którzy zaplątali się do baru, grzecznie kierował do sali restauracyjnej.

Wiadomo, że trzeba spokojnie, bo służb i policji od cholery, człowiek coś głośniej powie, zabiorą go i adios – przestrzegali się wzajemnie w barze.

Naprzód Hiszpanio!

Hiszpańskie ekipy telewizyjne przed stadionem ćwiczą wymowę: – Gnie – wi – no. W wiosce słychać angielski, francuski. Pojawił się nawet wóz telewizji Al-Jazeera (anglojęzyczna wersja arabskiej Al-Dżaziry).

Mikołaj Orzeł, który na co dzień zajmuje się w urzędzie gminy funduszami europejskimi, na czas mistrzostw objął funkcję rzecznika prasowego. Telefony grzeją mu się jak w call center. Pierwszego dnia próbował być jednocześnie w pełni dostępny i taktowny, więc nic nie jadł. Drugiego zrozumiał, że w ten sposób raczej tego Euro nie przeżyje, i zaczął się żywić łykanymi w biegu drożdżówkami. Nie da się ukryć, że jest trochę zmęczony. Wszyscy w urzędzie już od miesięcy pracują na podwójnych obrotach. I wszyscy kibicują Hiszpanom. Żeby nie odpadli za szybko. Żeby to trwało jak najdłużej. Najlepiej do finału. O lepszej promocji wioska nie mogła marzyć. Jedno z haseł wiszących na stadionie brzmi: „Desde Gniewino con ilusion adelante Espania”, co można przetłumaczyć: Z Gniewina, niesiona marzeniami, naprzód Hiszpanio.

A co będzie po Euro? Wójt coś wymyśli – wierzą mieszkańcy. Wójt właściwie już wymyślił.

Euro to tylko przystanek. Z wizji, jaką mam, udało się zrealizować do tej pory 70 proc. – deklaruje. Następna będzie kolejka widokowa z gondolami, wyciąg i całoroczny stok narciarski. Najlepszy na całym Pomorzu. W wiosce zaczęto plotkować, że kolejka będzie prowadzić prosto na wybrzeże, do Dębek. Tak aby Gniewino uzyskało coś w rodzaju dostępu do morza.

Naprawdę tak mówią? – dziwi się Mikołaj Orzeł. – O rany, chyba się ludziom od tej Hiszpanii w głowach poprzewracało.

Polityka 24.2012 (2862) z dnia 13.06.2012; Na własne oczy; s. 116
Oryginalny tytuł tekstu: "Naprzód Gniewino!"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną