Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Patent na Gesslera

Imperia Gesslerów

Kraków kupił charakterystyczny styl Adama Gesslera - na granicy groteski: muszki, sygnety, kraciaste spodnie, przedwojenne maniery. Kraków kupił charakterystyczny styl Adama Gesslera - na granicy groteski: muszki, sygnety, kraciaste spodnie, przedwojenne maniery. Jakub Ociepa / Agencja Gazeta
Wyrafinowana prostota Marty, celebryckość i rozbuchany barok Magdy, teatralność i niekończące się długi Adama. Gessler – jedna marka, ale trzy różne patenty na restauracyjny biznes.
Magda Gessler, druga żona PiotraWojciech Druszcz/Reporter Magda Gessler, druga żona Piotra
Marta Gessler, pierwsza żona PiotraMarcin Klaban/Agencja Gazeta Marta Gessler, pierwsza żona Piotra

Jeśli chodzi o ekspansję terytorialną, pierwsze miejsce zajmuje Adam. Ma lokale nie tylko w Warszawie i Krakowie, gdzie niedawno kupił hotel Francuski, ale także w Londynie. To znaczy właściwie nie ma. Bo oficjalnie Adam Gessler nie ma absolutnie nic. Nawet własnego mieszkania, które dwa dni przed licytacją komorniczą przepisał na brata Piotra. I chociaż zadłużony jest od lat, tym chyba ostatecznie udało mu się wkurzyć publiczność. Na Facebooku organizowany jest bojkot konsumencki i akcja „Zjedz u Gesslera i nie zapłać”. Pytanie, czy ludziom się nie pomyli, u którego Gesslera mają nie jeść, ewentualnie jeść i nie płacić.

Epoka zamierzchła

Na początku był Zbigniew. Zaraz po wojnie założył w Warszawie cukiernię Bajka, która musiała zniknąć, bo na jej miejscu zaprojektowano plac Konstytucji, i restaurację Staropolska, którą rodzinie odebrano, bo to nie były łatwe czasy dla prywaciarzy. Zbigniew Gessler został członkiem Stronnictwa Demokratycznego, był nawet posłem w latach 1985–89. Ale z powołania czuł się cukiernikiem. Zakładał małe lokaliki, przepisywane na czeladników, by ominąć socjalistyczne przepisy. Podobno nawet w czasach posłowania codziennie podwijał rękawy i osobiście zagniatał ciasto.

Pod koniec życia próbował jeszcze rozkręcić większy interes. W 2002 r. przy ul. Targowej w lokalach komunalnych otworzył aptekę, cukiernię i restaurację. Wkrótce został z nich eksmitowany z powodu notorycznego zadłużenia. Po śmierci ojca Piotr i Adam przejęli spadek wraz z długiem i nawet go spłacili; choć dopiero po latach i niecały.

Według oficjalnych not biograficznych, rodzina Gesslerów wywodzi się z Łodzi, gdzie przed wojną miała firmę produkującą dziecięce wózki i rowery. Ale historia rodzinna, którą w książce Małgorzaty Pietkiewicz „Imperium Gessler od kuchni” opowiada Adam, jest nieco barwniejsza. Według niego, rodzina wywodzi się z XIV-wiecznej Szwajcarii, gdzie w miasteczku Altdorf starosta Gessler osobiście ustawiał jabłko na głowie syna Wilhelma Tella.

Przez wieki Gesslerowie rozlali się po Europie i część z nich trafiła do Łodzi, w czasach, gdy była jeszcze małą osadą z wielką przyszłością. Byli więc współzałożycielami Łodzi przemysłowej, a produkowali bynajmniej nie wózki dziecięce, tylko maszyny dla przemysłu włókienniczego. Jeśli chodzi o stan posiadania – Adam zaznacza, że nie chce przesadzać – można go oceniać na jakieś pół miasta. Wpis o wózkach i rowerach to zmyłka dla socjalistycznych władz.

Pierwszą miłością Adama był teatr. Studiował reżyserię na Uniwersytecie Śląskim. Grywał w filmach, m.in. Tytusa w „Akcji pod Arsenałem” i epizod w „Szpitalu Przemienienia”, przewinął się przez teatr Adama Hanuszkiewicza. Gdy zajął się biznesem, to też po to, by sponsorować teatr. W 1984 r. wraz z dwoma wspólnikami założył firmę, która sprowadzała do Polski używane silniki Diesla. Zyski miały iść na wielkie plenerowe przedstawienie „Greka Zorby”.

Pierwsza partia silników rozeszła się świetnie, ale druga przyjechała do Polski w postaci szmelcu. Nie było z czego spłacać pobranych od klientów zaliczek, z „Zorby” została tylko piękna katastrofa, a Adam trafił do aresztu, z którego po trzech miesiącach wyciągnął go ojciec i przekonał, żeby zajął się tym, co rodzina potrafi najlepiej. Czyli kręceniem lodów.

Epoka polodowa

Zaczął je kręcić wraz z bratem Piotrem w wynajętych pomieszczeniach Pałacu Błękitnego przy ul. Senatorskiej. Kręcili w ponad 30 smakach. W peerelowskiej siermiędze to było coś. Olbrzymie kolejki stały tam niemal bez przerwy, okupowano wystawione na zewnątrz stoliki. Ale taki biznes dobry jest tylko na lato.

W 1989 r. w Pałacu Błękitnym Adam i Piotr wystartowali z restauracją Bracia Gessler. Zawsze otwarte. Zaczynali od dwupalnikowej kuchenki gazowej na maleńkim zapleczu, ale mieli pomysły; na tamten czas absolutnie nowatorskie: knajpa otwarta do ostatniego gościa i Adam w czarnym fraku osobiście witający i czarujący klientów. Ten podział utrzyma się do dziś: Adam na froncie, Piotr na zapleczu. Osiągnęli sukces, rozbudowali lokal, otwierali następne. Problem w tym, że sytuacja w rodzinie Gesslerów była już wówczas nieco skomplikowana. W restauracji pracowała z nimi żona Piotra, Marta, z którą miał małego synka. Poznali się zresztą przez Adama, z którym Marta chodziła do liceum i łączyła ich pasja do teatru. Adam pożyczył książkę, Piotr przyszedł ją oddać i wkrótce był ślub.

Jednak pewnego dnia u braci Gessler pojawiła się wraz z przyjaciółmi Magda Ikonowicz, która właśnie wróciła do Polski z Hiszpanii, po śmierci męża, niemieckiego dziennikarza Volkharta Müllera. Oczarowała obu braci i obaj zrobili na niej wrażenie. Twierdzi zresztą, że obaj się jej oświadczyli. Umówiła się następnego dnia z Adamem, ale go nie było. Był Piotr. Postanowił jechać za Magdą do Hiszpanii. Ojciec jeszcze próbował zatrzymać ten związek, interweniując u Kiszczaka, żeby Piotrowi cofnięto paszport, ale się nie udało. Po powrocie do Polski pracowali w restauracji we czworo: Adam, Piotr, jego jeszcze żona Marta i jego wkrótce żona Magda. Adam ze szwagierką Martą na jedną zmianę, Piotr z Magdą na drugą.

Nadszedł czas, żeby podzielić biznes. Spółka Gesslerów miała wówczas już bowiem trzy lokale. Był 1991 r. Spotkali się na cygarze w hotelu Marriott i ciągnęli zapałki. Adam wylosował Trębacką, Piotr – Fukiera przy Rynku Starego Miasta, a ich wspólnik, Leszek Brzeziński, został w Błękitnym.

Marta została na lodzie. Poradziła sobie. Przez to, że syn był alergikiem, uczulonym niemal na wszystko, poznała kuchnię makrobiotyczną i ekologiczną. Dostała pracę jako szefowa pierwszej w Warszawie knajpki wegetariańskiej. We własnym mieszkaniu w plastikowej wanience mieszała składniki na pasztet sojowy. A potem odważyła się na pożyczkę i w Centrum Sztuki Współczesnej otworzyła autorską restaurację Qchnia Artystyczna. Kolejny sukces pod szyldem Gessler.

Epoka porozwodowa

Fukier z Magdą Gessler też był skazany na sukces. Jej ojciec, dziennikarz PAP, jeździł po świecie, a rodzina razem z nim. Magda wychowywała się w Bułgarii, na Kubie, w Hiszpanii. Znała języki, miała obycie w kuchniach świata i doświadczenie. Gdy zachorował jej niemiecki mąż, żeby uspokoić go, że sobie poradzi, zajęła się przygotowywaniem cateringu dla madryckiej socjety. Pracowała w kilku restauracjach. Wygrała konkurs na najoryginalniejszą przekąskę (czereśnie faszerowane twarożkiem z czarnuszką). Jako absolwentka madryckiej Akademii Sztuk Pięknych miała wszelkie dane po temu, by aranżować niezwykłe wnętrza. Do tego talent kulinarny (twierdzi, że jej wyczulone kubki smakowe potrafią odróżnić, czy kotlet rozbito na desce drewnianej czy plastikowej). No i – last but not least – talent do tego, by ludzie o niej mówili.

Mówiono w Warszawie o jej polędwicy z lawy, serwowanej na gorącym kamieniu, mówiono o tym, kto bywa w Fukierze; a bywali wszyscy: politycy, dyplomaci, ludzie sztuki, biznesmeni, koronowane głowy i gwiazdy Hollywood. A potem zaczęto mówić o samej Magdzie i jej romansie z młodszym o 13 lat studentem, zatrudnionym w Fukierze na posadzie kelnera. Nie przejmowała się plotkami. Przeciwnie – chętnie i szczegółowo opowiadała o swoim związku kolorowej prasie, a z nowym partnerem otworzyła dwie kolejne restauracje: Zielnik i Papu.

Mniej więcej w tym czasie Adam zaczął mieć kłopoty. Już w 1992 r. miasto wypowiedziało mu umowę najmu lokalu na Rynku Starego Miasta, gdzie prowadził Dom Restauracyjny (dawny Krokodyl), bo nie płacił czynszu. A nie płacił, bo – jak twierdzi – miasto jest mu winne za remont i rozbudowę pomieszczeń w Pałacu Błękitnym i skoro nie zwraca, on na własną rękę wymierza sprawiedliwość „odmieszkując” to czynszami. Próby negocjacji zakończyły się fiaskiem, sprawy sądowe ciągnęły się latami.

Między Adamem Gesslerem a władzami miasta trwał stan wojny. Mimo wypowiedzenia dalej prowadził lokal. Władze odbierały mu koncesje na alkohol i nie pozwalały na wystawienie ogródka na Rynku. Po drodze była jeszcze sprawa o zniszczenie zabytkowych piwnic, które zostały przerobione bez zgody konserwatora. Gesslera skazano za to na rok więzienia w zawieszeniu, ale po apelacji proces toczy się od nowa. Za zaległości wobec ZUS i skarbówki w 2005 r. dostał zakaz prowadzenia działalności gospodarczej na pięć lat. Wreszcie, w 2007 r., lokal Gesslera zajął komornik, ale wiele nie udało się odzyskać, bo okazało się, że większość sprzętów była wypożyczona. Dług wraz z odsetkami i kosztami sądowymi przekracza dziś 20 mln zł. Wydawało się, że z tego upadku Gessler się już nie podniesie.

Epoka multimedialna

Gdy Adamowi wydano zakaz prowadzenia działalności gospodarczej, jego interesy zaczęli reprezentować synowie Mateusz i Adam Szczęsny. Rodzina otworzyła kolejne lokale, tym razem przy Krakowskim Przedmieściu: U Kucharzy, bar Zakąski, Przekąski, cukiernię pod wiele mówiącą nazwą Bracia Gessler. Kręcimy lody (tę prowadzi Piotr). I znowu są to miejsca wyjątkowe i jedyne w swoim rodzaju. U Kucharzy to rodzaj kulinarnego teatru, w którym wszystko odbywa się na oczach publiczności, a do stolików podają sami kucharze. Na sukces Zakąsek, baru w klimacie PRL, wpłynęły wydarzenia pod krzyżem. Zblazowana Warszawa przychodziła popatrzeć z wnętrza modnej knajpy na lud smoleński.

Między Adamem a jego eksszwagierką Magdą od lat trwa cicha rywalizacja. Ona otwiera restauracje przy Rynku, on też. Jego eksmitują, ona przejmuje lokal. Ona zaczyna pisać felietony, najpierw we „Wprost”, potem w „Newsweeku”, on – w „Przekroju” i „Tygodniku Powszechnym”. Ona startuje z programem „Kuchenne rewolucje” w TVN, on ma „Wściekłe gary” w TVP i w jednym z wywiadów dyskretnie daje do zrozumienia, że lokalu nie da się zmienić, przestawiając meble i pisząc nowe menu (na tym mniej więcej polegają „Rewolucje”), bo jak właściciel jest chamem bądź idiotą, to i po rewolucji nim pozostanie. Swego czasu programy miały podobną oglądalność.

Teraz rywalizacja przeniosła się do Krakowa. Adam kupił tam słynny hotel Francuski z restauracją (oczywiście oficjalnie nie ma z tym nic wspólnego) i znowu odniósł sukces. Ściągnął miejską elitę i świetnie się w nią wpasował. Kraków kupił jego styl na granicy groteski: muszki, sygnety, kraciaste spodnie, przedwojenne maniery. Gdy przechodzi przez Rynek, pyta kwiaciarki o zdrowie. Czaruje i uwodzi publiczność jak rasowy aktor. Teraz, po informacjach o licytacji i przepisaniu domu na brata, klimat trochę się zepsuł. „Tygodnik Powszechny” zrezygnował ze współpracy, skończyła się moda na Gesslera.

Gdy Magda Gessler także otworzyła w Krakowie swoje lokale z flagowym Wentzlem przy Rynku, w mieście zaczęto mówić o inwazji topowych warszawskich restauratorów, bo filie mają tu też Czuły Barbarzyńca czy śniadaniarnia Charlotte. Recenzent kulinarny lokalnej „Wyborczej” Wojciech Nowicki obśmiewał te histerie pisząc: „jakby odrażający kosmici nadpływali przestrzenią z zamiarem pożarcia nas, dobrych ludzi. Przyjeżdżają do miasta ludzie z doświadczeniem, zamierzam u nich zjeść”. Zjadł u Magdy w restauracji Marcello i bezlitośnie ją zmiażdżył: wystrój w stylu wiejskiego rokoko, rozgotowane spaghetti, smażone sardynki o smaku patyka. Suchej nitki nie zostało. Problem w tym, że takie recenzje przytrafiają się Magdzie coraz częściej.

Epoka inflacji

Magda kontrastuje całkowicie z Martą. To Marta pierwsza miała felieton i program telewizyjny, ale nigdy nie została celebrytką. Marta deklaruje, że prawda o smaku na talerzu broni się sama, nie potrzebuje udziwnień, wymuszonych dodatków i dekoracji. Znakiem firmowym Magdy są poetyckie nazwy dań, ocierające się o grafomanię: „bursztynowy rosół uperfumowany szafranem” czy „masłem i pieprzem sikające kotlety”. U Marty – minimalizm, szarości i biel. U Magdy – horror vacui: przecierki, koronki, bibeloty, amaranty i pomarańcze. Przepisy Marty cechuje prostota haiku, w stylu: weź marchew, zetrzyj. Magda pisze swoje zmysłowo, soczyście. Wreszcie Marta ma jedną restaurację, a Magda powoli dobija trzydziestu. Pań Gessler nie sposób pomylić, ale to styl Magdy powszechnie się przyjął i najczęściej był kopiowany.

Magda jest niemal wszędzie: w dwóch programach telewizyjnych, reklamie środka na wzdęcia, dubbingu w animowanym filmie, na portalach plotkarskich, w kolorowej prasie, wreszcie na niezliczonych już szyldach restauracji.

Stworzyła ze swojego nazwiska coś w rodzaju franczyzy. Tak naprawdę do niej należy Fukier, Zielnik i Słodki... Słony, który prowadzi dziś córka Lara. Reszta działa trochę na zasadzie „Kuchennych rewolucji”. Magda wymyśla te miejsca, aranżuje wystrój, klimat, tworzy kartę dań, daje swój znak firmowy i zostawia. A to oznacza, że traci nad nimi kontrolę. Niektóre z nich potem znikają, jak Tsarina czy Casa Valdemar, inne zbierają niepochlebne recenzje. Nie ma takiej możliwości, żeby jedna osoba była w stanie dopilnować takiej liczby lokali. A to może oznaczać inflację marki Gessler.

Uczę ludzi dobrej kuchni, miłości do jedzenia i wierzę, że to działa. Moje restauracje są kontrolowane non stop – zapewnia. – Zatrudniam osoby, które potrafią ocenić jedzenie, wystrój, czystość i na kontrolowaniu jakości w moich restauracjach polega ich praca. Nauczyli się tego ode mnie. Swoje miejsca odwiedzam tak często, jak tylko mogę. Robię to zazwyczaj bez zapowiedzi. Każdej wizycie towarzyszy testing, czyli wyrywkowe próbowanie dań z karty. Podczas takich spotkań wprowadzam nowe potrawy, ulepszam te, które są.

A zamieszanie wokół Adama? Jak się odnoszą do tego byłe szwagierki?

Marta Gessler (pierwsza) nie chce komentować. – Mój 25-letni syn ma prawo czuć się fajnie ze swoim nazwiskiem, tak jak całe pokolenie młodych Gesslerów – mówi tylko.

Druga była szwagierka Magda też się odcina. – Od 20 lat nie mam nic wspólnego z Adamem i niech tak zostanie. Każdy odpowiada za siebie – deklaruje. – Był trudny czas, kiedy nas mylono, ale udało mi się wypracować własną markę. A po tym, kiedy oboje mieliśmy programy w telewizji, ludzie naprawdę wiedzą, kto jest kto.

Ale chyba nie powinny mieć złudzeń, że zamieszanie wokół nazwiska ucichnie. Długi Adama nie wyparują, a lista wierzycieli jest pokaźna. Oprócz miasta stołecznego Warszawy są na niej ZUS, urząd skarbowy, banki, Mazowiecka Spółka Gazowa, Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, a do tego mnóstwo firm i osób prywatnych. Gessler nie płacił pracownikom, firmie ochroniarskiej, która odzyskała pieniądze dopiero pod presją, że przyjdą do restauracji całą grupą i dług „odjedzą”; nie płacił nawet adwokatom, którzy reprezentowali go w sprawach o długi.

To prawda, że pan Gessler jest mi co nieco winny – przyznaje mecenas Maciej Rodowicz. – Postępowanie pojednawcze nie przyniosło efektów, ale do sądu nie pójdę. Zdaję sobie sprawę, który byłbym w kolejce, i że wyrok mógłbym sobie najwyżej powiesić na ścianie. Może powinienem był się spodziewać, że mi nie zapłaci, ale ja mam zaufanie do ludzi.

Miasto jednak nie zamierza odpuścić. Zakład Gospodarowania Nieruchomościami wynajął nawet detektywa, by prześledził dochody Adama.

Problem w tym, że on ich naprawdę nie ma. Pytaliśmy nawet w TVP o jego honorarium za program, ale okazuje się, że pieniądze bierze agencja, która, nawiasem mówiąc, jest wspólnikiem w firmowanej przez Gesslera spółce fastfoodowej Maczanki, zapisanej na żonę – opisuje Mateusz Dallali z ZGN. – Ale nie spuścimy z niego oka. To nie jest biznesmen, któremu powinęła się noga. Niepłacenie to w jego przypadku strategia rozpisana na lata.

Sprawa licytacji żoliborskiego domu, przepisanego na brata, też będzie miała ciąg dalszy. Wierzyciele chcą wystąpić do sądu z tzw. skargą pauliańską, a ten może anulować akt notarialny, gdy uzna, że został zawarty po to, by dłużnik ukrył majątek. Komornik ma wkrótce wyznaczyć termin kolejnej licytacji.

Polityka 32-33.2012 (2870) z dnia 08.08.2012; Kraj; s. 32
Oryginalny tytuł tekstu: "Patent na Gesslera"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną