Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Mąż, kominek, kotek, piesek

Wywiad z Michałem Znanieckim o gejach i gejowskich małżeństwach

Jon Paul i Michał podczas ceremonii ślubnej. Jon Paul i Michał podczas ceremonii ślubnej. Tomasz Jaworski / Gala
Rozmowa z Michałem Znanieckim, który niedawno zawarł w Hiszpanii małżeństwo ze swym partnerem Jonem Paulem Laką, o życiu gejowskiego małżeństwa.
Michał Znaniecki jest reżyserem operowym, autorem nagradzanych, ale często także kontrowersyjnych formalnie spektakli, wystawianych we Włoszech, Hiszpanii, w Polsce i wielu innych krajach.Jacek Wajszczak/REPORTER/EAST NEWS Michał Znaniecki jest reżyserem operowym, autorem nagradzanych, ale często także kontrowersyjnych formalnie spektakli, wystawianych we Włoszech, Hiszpanii, w Polsce i wielu innych krajach.

Joanna Cieśla: – Jak wygląda życie pary, która w jednym kraju jest małżeństwem, a w innym uznawana jest za dwoje obcych sobie ludzi?
Michał Znaniecki: – Mój mąż ma moje nazwisko w paszporcie i dowodzie, bo w Hiszpanii przy ślubie – i jedno-, i dwupłciowym – każda ze stron dokłada sobie nazwisko tej drugiej. Ja jednak nazwiska męża w dokumentach nie mam, bo mam tylko polskie obywatelstwo. Na terenie Hiszpanii mamy natomiast automatyczne i oczywiste prawo wzajemnego zasięgania informacji o stanie zdrowia w szpitalu, decydowania o leczeniu lub zaprzestaniu leczenia, jeśli chorujący nie może takiej decyzji podjąć. Ja mam też prawo do majątku męża w razie jego śmierci. Mój mąż w Polsce nie ma żadnego z tych praw. Mój majątek może przejąć, tylko jeśli zapiszę mu go w testamencie. W Argentynie, gdzie mam mieszkanie i gdzie chcemy wspólnie stworzyć festiwal operowy, regulacje są takie jak w Hiszpanii.

Dlaczego zdecydowali się panowie na ślub?
Między innymi właśnie dlatego, że zacząłem chorować. W ostatnim roku przeszedłem przez wiele szpitali w różnych krajach, bo moja praca wiąże się z podróżami.

Jak się w Polsce załatwia formalności pozwalające wziąć jednopłciowy ślub za granicą?
W sensie formalnym jest to niemożliwie. Podstawowy dokument potrzebny do zawarcia małżeństwa w jakimkolwiek kraju na świecie to zaświadczenie, że jest się stanu wolnego – na oficjalnym formularzu urzędu stanu cywilnego. W Polsce na tym samym formularzu jest jednak deklaracja, że planowane małżeństwo jest zgodne z polskim prawem. Nie można podpisać połowy tego formularza, a jego drugą połowę skreślić. Poprosiłem w USC w Warszawie, żeby znaleziono jakieś rozwiązanie, bo jestem stanu wolnego i uważam, że to skandal, że nie można tego poświadczyć.

Reakcje?
Po pierwszym, rzekłbym, codziennym szoku – gdy powiedziałem, że chodzi o związek z innym mężczyzną – absolutny profesjonalizm i życzliwość. Cały urząd został zawołany na konsultacje i okazało się, że były już podobne przypadki. Kierownik USC samodzielnie pisał wtedy oświadczenie, że w świetle polskiego prawa nie sposób wydać potrzebnego dokumentu. Przyznam, że ton tego oświadczenia był dobitny jak na pismo urzędnicze – ostro wskazujący, że ten stan prawny jest dla mnie dyskryminujący. Na podstawie takiego oświadczenia sędzia w Hiszpanii mógł zdecydować, czy zaufa mojej nieurzędowej deklaracji, że jestem stanu wolnego. Musiał też wyrazić zgodę na to, że w polskim USC nie zawiśnie ogłoszenie o planowanym ślubie, co jest procedurą, która ma zapobiegać bigamii. Bo w naszym kraju na tę okoliczność również nie ma formularzy przewidujących związek dwóch mężczyzn.

Hiszpańscy sędziowie nie robili trudności?
Nie – jestem rozpoznawalny w Bilbao jako osoba, która pracowała w różnych teatrach; mój mąż także – jako profesor uniwersytecki. Dlatego nawet żaden pogłębiony wywiad nie był konieczny. W Hiszpanii śluby jednopłciowe są udzielane od ośmiu lat. Pewnie różne przypadki przez ten czas się zdarzały.

Jak w Hiszpanii społeczeństwo przyjmowało jednopłciowe śluby?
Zalegalizowano je w 2005 r. Rok wcześniej Hiszpanie wybrali lewicę. Konserwatyści skierowali jednak ustawę umożliwiającą takie małżeństwa do Trybunału Konstytucyjnego. Ten niedawno orzekł, że jest zgodna z konstytucją, i wszyscy odetchnęli. Nie było nawet szerszej dyskusji politycznej, bo wielu polityków, także prawicowych, od lat żyje w małżeństwach jednopłciowych lub konkubinatach. Dziś mam wrażenie, że do tego prawa silniej emocjonalnie są przywiązane starsze pokolenia, ciągle pamiętające prawicowy reżim gen. Franco, niż młodsze, którym temat jest obojętny, nie budzi emocji.

A swoją drogą drugim powodem naszego ślubu, po wspomnianych sprawach zdrowotnych, był nacisk mojej teściowej, tradycyjnej Baskijki i katoliczki. Gdy 20 lat temu dowiedziała się, że mój obecny mąż jest homoseksualistą, było jej ciężko. Dziś wyznała, że głupio jej przed sąsiadkami, które dopytują, dlaczego nie legalizujemy związku, skoro można to zrobić i rozwiązać masę problemów technicznych. Że może w takim razie to nie na poważnie?

Dość mieszczański sposób myślenia o relacji dwóch mężczyzn.
Bardzo mieszczański, ale zalegalizowanie związków pozwoliło otwarcie o nich mówić, przyzwyczaić się. A mnie ten ślub daje poczucie bezpieczeństwa, mimo że nie mam potrzeby ostentacyjnego tulenia się na ulicy czy tym bardziej biegania w lateksie na paradach. Choć też nigdy nie spotkałem się z nieprzyjemnymi reakcjami, gdy wziąłem za rękę swojego partnera. Ale dobrze się czuję z wiedzą, że nawet gdyby ktoś chciał mnie obrazić albo dać w mordę, mogę powiedzieć: o co ci chodzi? Mogę całować tego pana, mam na to papiery! Wiem, że wszyscy źle zareagowaliby na atak na mnie, skoro mój sposób życia jest przewidziany przez prawo.

Miałoby dla pana znaczenie zalegalizowanie pana związku w świetle polskiego prawa?
Tak, chociaż dla mnie osobiście w tej chwili nie jest to konieczne. Ale istnienie takiej prawnej możliwości zmienia świadomość ludzi, uspokaja emocje. Jednak z mojej perspektywy jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest legalizacja małżeństw jednopłciowych na takich samych zasadach jak małżeństw osób dwóch płci. Wyłącznie to daje poczucie zrównania całego społeczeństwa, specjalne regulacje antydyskryminacyjne nie mają sensu, pogłębiają tylko podziały.

Jak pan odbiera obecny klimat wokół tej kwestii w Polsce? Sondaże poparcia dla związków partnerskich przynoszą niespójne wyniki. W jednym 50 proc. pytanych jest za, w innym – ledwie 30 proc.
Gdy o życiu par jednopłciowych nie mówi się wprost, gdy przepisy przemilczają ten temat jak coś, czego – dosłownie i w przenośni – ustawa nie przewiduje, zjawisko to nosi znamiona czegoś szemranego, trącącego półświatkiem. Przez ostatnie trzy lata byłem dyrektorem Teatru Wielkiego w Poznaniu i korytarze trzęsły się od plotek o moim związku. Nikt jednak nie zapytał mnie: to z kim będzie ten ślub? Nigdy nie doświadczałem jawnej nieakceptacji, bo też nie opowiadałem szeroko o swoich sprawach intymnych. Nie budowałem na tym swojego wizerunku ani też swojej tożsamości. Po prostu się zakochiwałem, na początku czasem w kobietach, potem w mężczyznach. Moi przyjaciele – jak to wśród przyjaciół – wiedzieli, z kim jestem, jak to się z upływem czasu zmienia. To jedna z moich dziewczyn kiedyś zwróciła mi uwagę: jesteś zamkniętym Polaczkiem, a może to jest coś, co cię dotyka – coś, czego o sobie nie wiesz. A ja, faktycznie, oglądałem przez dwa lata filmy Pedro Almodovara i zastanawiałem się, dlaczego tak mnie to boli.

Nie czuł pan strachu przed tą prawdą o sobie?
Nie miałem jakiegoś problemu wewnętrznego. Miałem problem, jak to powiedzieć mojej narzeczonej.

Co pan zrobił?
Zakochałem się w facecie – ty mnie kochasz, musisz to wiedzieć – powiedziałem jej. Na szczęście narzeczona uznała, że łatwiej jej się z tym pogodzić, gdy chodzi o mężczyznę, a nie o inną kobietę, bo to znaczy, że sprawa jest poza jej możliwościami wpływu. Pozostaliśmy w przyjaźni, za chwilę idziemy do kina. Może też nigdy nie spotkałem się z nienawiścią, bo nie pojawiałem się w miejscach, które mogą przyciągać ataki. Nie ciągnęło mnie do gejowskich klubów czy pubów, bo generalnie nie przepadam za życiem knajpianym. Pragnąłem raczej domowej stabilizacji – kominek, kotek, piesek, wspólne mieszkanie, niezależnie od tego, czy byłem z kobietą, czy mężczyzną.

Pana obecny związek nie za bardzo się w to wpisuje. Każdy z panów ma własne mieszkanie, oprócz tego każdy podróżuje po świecie.
Tak, argentyński projekt, o którym mówiłem, ma być naszym pierwszym wspólnym przedsięwzięciem. To moje dążenie do stabilizacji trochę osłabło po trzydziestce. Mój mąż też stał się bardziej otwarty w tym momencie życia, niż gdy miał dwadzieścia parę lat. Spotkaliśmy się i okazało się, że chcemy razem dalej poznawać świat. Samego siebie każdy z nas w tym momencie życia już znał, nie musimy się zarażać swoimi nawykami, narzucać sobie nawzajem sposobu mycia zębów.

Myśli pan, że spokój, z jakim przyjmowano pański sposób życia, mógł też wynikać z tego, że funkcjonuje pan w środowisku inteligenckim i artystycznym?
Nie, to środowisko jest w rzeczywistości bardziej niż przeciętnie zakłamane i zamknięte. Wydaje się, że jest inaczej, gdy patrzy się przez doniesienia medialne, ale one opisują tylko pojedyncze historie, przypadki. Jeśli spojrzeć na ogólne tendencje, to okaże się, że akceptacja homoseksualizmu własnego dziecka przychodzi o wiele łatwiej ludziom prostszym, bez skłonności do hamletyzowania – co teraz będzie, co z tego wyniknie?

Wśród osób słabiej wykształconych obyczajowy tradycjonalizm, religijność są jednak silniejsze.
Mówię o ludziach, którzy nie dają się manipulować, podchodzą do życia raczej na poziomie fizjologicznym. Płodzimy dziecko, bo jesteśmy po to, żeby spłodzić dziecko. Potrzebujesz być z kimś, to potrzebujesz. Przebywałem trochę w takim środowisku, prowadząc warsztaty z młodzieżą w Polsce, we Włoszech. Ze wszystkich opowieści moich przyjaciół, którzy obawiali się, że rodzice mentalnie nie będą w stanie pojąć inności syna czy córki, wynikało, że takim osobom łatwiej się mówi, jak jest, niż tatusiowi profesorowi.

Albo dziennikarzowi – jak pański ojciec?
Albo dziennikarzowi. Mój ojciec nigdy się nie dowiedział – zmarł, zanim ja sam do końca zrozumiałem swoją naturę. A z akceptacją mojej mamy, aktorki, było bardzo trudno. Nie dawała mi szans o tym powiedzieć, choć chciałem dzielić się emocjami, które przeżywałem z powodu bycia w związkach – jakąś radością, kłótnią, kupieniem choinki z kimś, z kim mieszkałem.

O związku z pana dzisiejszym mężem mama jednak się dowiedziała.
Tak, choć nie ode mnie. Bez mojej wiedzy powiedzieli jej o nim ludzie, których uważałem za przyjaciół. Ostatecznie przyniosło to akceptację syna homoseksualisty czy biseksualisty – i mojego partnera też. Ale już po kilku latach od tamtej sytuacji mama zadzwoniła z wiadomością, którą akurat uzyskała, że mój dziadek Julian Znaniecki popełnił samobójstwo z powodu własnego homoseksualizmu – został odrzucony przez swojego ojca Floriana, wielkiego socjologa, profesora. Mamę bardzo ucieszyło, że to, jaki jestem, to jednak geny, a nie jej wina. Ciągle czuła, że to przez jej błędy wychowawcze.

rozmawiała Joanna Cieśla

Michał Znaniecki jest reżyserem operowym, autorem nagradzanych, ale często także kontrowersyjnych formalnie spektakli, wystawianych we Włoszech, Hiszpanii, w Polsce i wielu innych krajach. Syn aktorki Wandy Koczeskiej i dziennikarza Macieja Znanieckiego. 30 listopada 2012 r. poślubił w Bilbao Jona Paula Lakę, hiszpańskiego profesora ekonomii i muzyka.

 

Polityka 04.2013 (2892) z dnia 22.01.2013; Kraj; s. 20
Oryginalny tytuł tekstu: "Mąż, kominek, kotek, piesek"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną