Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Powrót Enigmy

Ostatnia walka Gołoty

Andrzej z żoną Mariolą i synem Andrzejem, 2010 r. Andrzej z żoną Mariolą i synem Andrzejem, 2010 r. Wojciech Olszanka / EAST NEWS
Andrzej Gołota to pięściarz niespełniony i niepogodzony z tym, jak potoczyła się jego kariera. W wieku 45 lat znowu się bił. Właściwie dlaczego?
Amerykańscy dziennikarze pisali o nim Andrew Enigma.Bartłomiej Zborowski/PAP Amerykańscy dziennikarze pisali o nim Andrew Enigma.
Andrzej Gołota w Madison Square Garden, w zwycięskim pojedynku z Mikiem Mollo, 19 stycznia 2008 r.Matt Borowick/Wikipedia Andrzej Gołota w Madison Square Garden, w zwycięskim pojedynku z Mikiem Mollo, 19 stycznia 2008 r.

Na Andrzeja Gołotę można wpaść ostatnio w centrum Warszawy. Przeważnie wieczorami, bo wcześniejsze godziny wypełniają mu treningi oraz promocja zaplanowanej na 23 lutego walki z Przemysławem Saletą. – Już nie ta sława – narzeka. – Muszę ludzi zaczepiać, pytam: poznajesz mnie? – zanosi się śmiechem.

Nie ten Endrju – kiedyś ciężko było od niego kupić słowo, wstydził się jąkania. Dowcipny i błyskotliwy bywał tylko w gronie dobrych znajomych. Teraz nabrał do siebie dystansu, znikła gdzieś dawna trema. Co nie znaczy, że nagle zebrało mu się na refleksje dotyczące życia i kariery. Jak nie chce o czymś mówić, ucina: – A takie tam bajery, rowery. Albo: – Niezłe było kino, co?

Więc Endrju jest wyluzowany, a środowisko pięściarskie komentuje: trudno, żeby się spinał, bo przecież tego Saletę ugotuje na miękko. – Lubię Przemka. To fajny, porządny chłopak, ale jak wytrzyma z Andrzejem trzy rundy, może być z siebie dumny. Albo jest się celebrytą, albo zawodowym pięściarzem – uważa jeden z trenerów. Gołota: – Sam jestem ciekaw, czy się jeszcze do ringu nadaję. Nie deklaruję, że to moja ostatnia walka. Czegoś, cholera, w życiu brakuje.

Ale już całkiem poważnie dodaje, że wreszcie wyleczył lewą rękę i znów w ringu może wszystko, choć w nieco wolniejszym tempie. Że przecież George Foreman został zawodowym mistrzem świata wagi ciężkiej w wieku 46 lat. A Bernard Hopkins mistrzostwo kategorii średniej zdobył, będąc jeszcze ciut starszy od Foremana, i wciąż boksuje. – Widzę u Andrzeja wielkie niespełnienie. Poświęcił dla boksu wiele, a poza pieniędzmi nie dostał nic w zamian. Rozpamiętuje porażki i, niestety, nie stać go na obiektywizm. Riddick Bowe go prowokował, Mike Tyson faulował, przed walką z Lennoksem Lewisem dostał otumaniający zastrzyk, poddając pojedynek z Michaelem Grantem nie zrozumiał pytania sędziego ringowego. Na drodze stawali sędziowie albo kontuzje. Zawsze coś. Andrzej był wielkim pięściarzem, ale jego szanse na zawodowe mistrzostwo świata bezpowrotnie uciekły – mówi znajomy Gołoty.

Mariola Gołota bardziej niż tego, że mąż przegra, obawia się, że szybko Saletę znokautuje. I znów uwierzy w swoją gwiazdę, w możliwość kolejnej walki o mistrzostwo świata. A ona najlepiej wie, jak bardzo mąż przeżywał klęski. – Gdy przegrał z Tysonem, przez trzy miesiące prawie w ogóle się do mnie nie odzywał, właściwie odciął się od świata. Z domu wychodził po zmroku, żeby nie rzucać się ludziom w oczy – wspomina.

Trudno też było mu się pogodzić z wynikiem pojedynku z Chrisem Byrdem o mistrzostwo świata federacji IBF. Sędziowie orzekli remis, choć większość obserwatorów twierdziła, że Endrju był w tym pojedynku górą. – Czuł się okradziony. Nie widział sensu w dalszym boksowaniu, skoro przegrywa nawet wtedy, gdy jest lepszy – mówi żona.

Pożegnanie z Polską

Na pomysł zorganizowania Gołocie polskiego benefisu w formie pojedynku z Saletą wpadł właściciel Polsatu Zygmunt Solorz-Żak. Słabość do boksu milioner zawdzięcza ojcu, w latach młodości ligowemu pięściarzowi Broni Radom. Solorz-Żak latał za ocean na prestiżowe pojedynki z udziałem Endrju, a 15 lat temu organizował we wrocławskiej Hali Ludowej pierwszą zawodową walkę Gołoty na polskiej ziemi, z Timem Whiterspoonem.

To było niedługo po dwóch legendarnych bojach Andrzeja Gołoty z Riddickiem Bowe’em, w obu przypadkach zakończonych dyskwalifikacją Polaka za uderzenia poniżej pasa – trudnych do zrozumienia, bo Gołota i w pierwszej, i w drugiej walce wyraźnie prowadził na punkty. Bowe, po laniu zebranym w rewanżu, już się nie podniósł, a Gołota znalazł się u szczytu sławy. Również w Polsce – transmisję pojedynku z Whiterspoonem oglądało 9 na 10 widzów siedzących przed telewizorami.

Dla Mariana Kmity, szefa Polsatu Sport, Gołota jest więc wielkim pięściarzem, któremu należy się hołd. Stąd gala. Dyrektor Kmita broni się przed zarzutami, że ze sportowego punktu widzenia walka Gołoty z Saletą nie ma sensu. Oraz cynicznego wykorzystywania fenomenu popularności Gołoty w Polsce. – Andrzej chciał się z Polską pożegnać, a my mu w tym pomagamy – mówi.

Poprzednie pożegnanie nie wyszło. Ponad trzy lata temu Gołota przegrał w piątej rundzie przez nokaut z młodszym, niższym i lżejszym od siebie Tomaszem Adamkiem. – Przykro mi było. Miałem poczucie, że jestem świadkiem upadku legendy. Wtedy mi się wydawało, że ostatecznego – mówi Kmita.

Obaj pięściarze kiedyś się kolegowali. Gołota bardzo pomagał Adamkowi na początku jego amerykańskiej przygody. Ale potem ich drogi się rozeszły, a na dodatek na Adamka postawił Ziggy Rozalski, przyjaciel Gołoty, przez długie lata jego nieformalny agent oraz pośrednik w kontaktach z promotorami. – Ziggy dał do zrozumienia, że Andrzej jako pięściarz jest skończony, a przyszłość będzie należała do Adamka. Tomek parł do tego pojedynku, widząc łatwy cel w 42-letnim Gołocie, oderwanym od treningów, mającym kłopoty z kontuzjowaną lewą ręką. Wyzywał Andrzeja na ring tak długo, aż ten wreszcie uznał, że trzeba się zachować po męsku, i się zgodził. Emocje wzięły w nim górę. Niepotrzebnie, bo nie był w stanie się przygotować – opowiada znajomy obu bokserów.

Wielka Nadzieja Białych

Pokusa zorganizowania show przed trzema laty, z Adamkiem i Gołotą w rolach głównych, przesłoniła fakt, że odbyło się to kosztem legendy tego drugiego. – Adamek pracował z Andrzejem Gmitrukiem, byłym trenerem Gołoty, który wie o nim wszystko. Poza tym Andrzej przystąpił do tego pojedynku właściwie z marszu. Wydaje się, że trochę Tomka zlekceważył. Po walce czułem wyrzuty sumienia, że nie dopilnowaliśmy przygotowań Andrzeja – przyznaje Marian Kmita.

Teraz Gmitruk ma zadbać o to, by Gołota przyłożył się do treningów. To też pomysł ludzi Solorza, którzy nie wyobrażają sobie, by główny bohater benefisu wylądował na deskach. Trochę w ramach rekompensaty za zepchnięcie na drugi plan przed walką z Adamkiem, teraz organizatorzy gali stają na głowie, by Endrju poczuł się dowartościowany. Dbają o eksponowanie największych sukcesów Gołoty, próbują też pokazać go z bardziej prywatnej strony, choć to akurat idzie dość opornie.

Na tym, żeby Andrzej został w Polsce dobrze zapamiętany, zależy przede wszystkim żonie, wpatrzonej w niego jak w obrazek. Boli ją powierzchowna, ale utrwalona mocno opinia, że Gołota nie ma do boksu serca, że wychodził na ring na sztywnych nogach i ze strachem w oczach. – Strachu nie było. Trema tak. Wszystko wyprowadzało go z równowagi – opowiada żona.

Gołota o swoich problemach, lękach i fobiach nie mówił. Amerykańscy dziennikarze pisali o nim Andrew Enigma, pełni podziwu dla jego umiejętności ochrzcili go również Wielką Nadzieją Białych. Ale po niechlubnych porażkach nie zostawili na nim suchej nitki. Rajcowały ich kontrowersyjne tematy: kryminalna przeszłość w Polsce, faule w ringu, niestabilność emocjonalna. – Andrzej milczał, więc ciekawość zaspokajali ludzie z jego otoczenia, często przypadkowi. Albo całkiem bliscy, zirytowani przegranymi w ringu i tym, że nie będą w stanie wspiąć się po jego plecach tak wysoko, jak sobie wymarzyli – mówi Mariola Gołota.

Mariola rządzi

Przemysław Saleta jest więc przy okazji zbliżającej się gali trochę na doczepkę. Choć to jemu ten pojedynek jest bardziej potrzebny. Ma długi, swego czasu nachodził go komornik. Zarobił w ringu i poza nim niemało, ale pieniądze nigdy się go nie trzymały. Jak mówią jego znajomi: żyje z wdziękiem, ale mało pragmatycznie. Jeśli ostatnio występował w ringu, to w cieszącej się w Polsce dużym wzięciem formule MMA – mordobiciu bez rękawic, gdzie niemal wszystkie chwyty są dozwolone. Lepszej okazji, by przypomnieć o sobie jako pięściarzu, już raczej mieć nie będzie.

Gołota nie wie, co to długi, w przeciwieństwie do wielu legend wagi ciężkiej z jego epoki. Bowe, Tyson czy Evander Holyfield przepuścili setki milionów dolarów, zarobione podczas pięściarskiej kariery, i wracali na ring przymuszeni długami albo widmem alimentów. Gołotowie są zamożnymi ludźmi, mają piękny dom na przedmieściach Chicago. Andrzej zarobił w ringu kilkanaście milionów dolarów, Mariola jest adwokatką, od kilkunastu lat ma własną kancelarię. Jej klienci to przede wszystkim tamtejsi Polonusi. Spokojne życie Gołotom zapewniły też inwestycje w nieruchomości – kupują zaniedbane apartamenty, remontują i wynajmują. – Pieniądze na pewno nie były głównym powodem, dla którego zgodziliśmy się na walkę z Przemkiem. Chodzi przede wszystkim o to, by zatrzeć złe wrażenie z pojedynku z Adamkiem – mówi Mariola Gołota.

Honoraria dla bohaterów sobotniej nocy 23 lutego są owiane tajemnicą, ale podobno Gołota ma zagwarantowany co najmniej milion złotych, a Saleta o połowę mniej. Ostateczna wypłata zależy też od wpływów z systemu pay-per-view (za możliwość obejrzenia gali trzeba zapłacić 40 zł). – Żeby inwestycja się nam zwróciła, musimy mieć 100 tys. klientów – zdradza Marian Kmita.

Mariola Gołota, mówiąc o zgodzie na walkę, używa liczby mnogiej. Ale każdy chętny do organizowania pojedynków z udziałem Endrju wie, że pierwszy telefon trzeba wykonać właśnie do niej. – Andrzej mówi, że żałuje, że tak późno zajęła się jego karierą. Do wszystkiego doszła sama. Pracując, jednocześnie ślęczała po nocach nad prawniczymi książkami, żeby skończyć studia szybszą ścieżką – mówi Andrzej Wasilewski, szef największej polskiej zawodowej grupy bokserskiej Bullit KnockOut Promotions.

W sprawie walki z Saletą Marian Kmita też najpierw zadzwonił do Marioli. To był listopad 2012 r., głośno było wtedy o kolejnym pojedynku Gołoty z Bowe’em. Tyle że w wrestlingu, czyli amerykańskich zapasach. – Wtedy właśnie prezes Solorz stwierdził, że ten pomysł to dopiero szarganie reputacji Gołoty i trzeba temu zapobiec. Rzucił koncepcję pojedynku z Przemkiem – mówi Marian Kmita.

Gale na fali

Niezależnie od tego, czy powodem organizacji benefisu Gołoty jest sentyment, czy wizja dobrego biznesu, trzeba oddać dyrektorowi Kmicie i jego ludziom, że leży im na sercu odrodzenie w Polsce boksu amatorskiego. W sportowej ofercie Polsatu boks stał się już pozycją numer dwa, po siatkówce. Na jesień zapowiadana jest transmisja 30 jubileuszowego turnieju im. Feliksa Stamma, z udziałem amatorów. Galę z Gołotą w roli głównej otworzą dwie walki amatorskie, w tym z udziałem Pawła Wierzbickiego, który w grudniu został wicemistrzem świata juniorów, co zresztą zgrabnie wpisuje się w klimat wydarzenia, bo ostatni taki sukces odniósł 27 lat temu Gołota.

We współpracy z Polskim Związkiem Bokserskim Polsat zapowiada też ograniczenie wyścigu promotorów po młodych pięściarzy, którzy mamieni szybkimi i łatwymi pieniędzmi porzucają kluby na rzecz zawodowych grup, choć często niewiele jeszcze potrafią.

Na razie jednak ekipa Mariana Kmity skupia się na organizacji gal. Bo w przeciwieństwie do wielu innych krajów, zawodowy boks okazuje się w Polsce dobrym biznesem: wyprzedane hale, wierna publiczność telewizyjna, wsparcie sponsorów. Dyrektor Kmita tłumaczy ten fenomen następująco: – Dwa pokolenia wyrosły na sukcesach naszych pięściarzy wychowanych w szkole Papy Stamma. Potem głód wielkich walk wypełnił Andrzej.

Dla Gołoty boks to niemal 30 lat życia. Trudno go rzucić, choć kiedyś będzie trzeba. Pomysłu na życie po życiu nie ma. – Nudził się raczej nie będę. Już żona o to zadba – śmieje się była Nadzieja Białych.

Polityka 04.2013 (2892) z dnia 22.01.2013; Ludzie i Style; s. 89
Oryginalny tytuł tekstu: "Powrót Enigmy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną