Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Projekt Piramida

Jak stolarz pomagał kobietom ciąże usuwać

Zwykle do półtora dnia od pierwszego zażycia kobiety dzwoniły: jest dobrze. Doktor: że bardzo się cieszy. Zwykle do półtora dnia od pierwszego zażycia kobiety dzwoniły: jest dobrze. Doktor: że bardzo się cieszy. Diego Cervo / PantherMedia
Jan K. (zawód stolarz) oskarżony o dokonanie 57 aborcji za pomocą tabletek wysyłanych pocztą, uspokajał swoje pacjentki, że nigdy nie zmieni numeru telefonu.
Doktor zostaje złapany na poczcie podczas próby wysyłki dwóch porcji zestawów poronnych w postaci leków na owrzodzenie, niestosowanych u ciężarnych z powodu wysokiego ryzyka wydalenia płodu.Łukasz Rayski/Polityka Doktor zostaje złapany na poczcie podczas próby wysyłki dwóch porcji zestawów poronnych w postaci leków na owrzodzenie, niestosowanych u ciężarnych z powodu wysokiego ryzyka wydalenia płodu.

Piramida wali się w lutym 2010 r. Na policję w Stalowej Woli zgłasza się kierowca tira Marian M., konkubent niepracującej Marioli S. Właśnie rozstali się z powodu aborcji jego dziecka, którego życie ona brutalnie przerwała. A przecież nie było potrzeby. Marian M. posiada dowody w postaci dwóch testów, które pokazały ciążę pozytywnie, i esemesów o treści: „Niestety wszystko w życiu ma swoją kolej, ja pieluchy mam już za sobą”. A przecież on zupełnie spokojnie zaakceptował tego dzieciaka. Deklarował się nawet, że sam wychowa. Ona jeszcze w ósmym tygodniu bije się z myślami: rodzić czy nie rodzić? Z jednej strony może i faktycznie urodziłaby, ale jeśli on wziąłby to dziecko, wyszłaby w ludzkich oczach na złą matkę.

W listopadzie 2009 r. ona zakupuje na mieście „Anonse” plus kartę startówkę w sieci Play, po czym dzwoni do doktora z gazety. Następnego dnia w urzędzie pocztowym odbiera przesyłkę z zawartością czterech tabletek poronnych i jednego czopka. Jedzie zażyć zestaw do swoich rodziców pod Stalową. Żeby jej żyjące dzieciaki z poprzedniego związku (13, 9, 6 lat) tego nie widziały. Pierwszy proszek łyka o godz. 21, drugi o godz. 1 w nocy (punktualnie, wzywana do zażycia budzikiem ustawionym w telefonie). Po trzecim, zażytym o 5 rano jest po wszystkim. Następnie odbytniczo aplikuje czopek i jeszcze przed Bożym Narodzeniem informuje Mariana, że coś z tą ciążą mu się ubzdurało.

Marian nie zgłosił tego faktu wcześniej z uwagi na to, że – mimo dorosłego wieku – nie wiedział, jak się zachować w zaistniałej sytuacji. Interweniował u jej ojca – czy wie? Ojciec: może wiem, może nie wiem, po czym się rozłączył.

Głos kompetentny

Anons w „Anonsach” prowadzi do Jana K. spod Bydgoszczy. Lat 49, zawód wyuczony: stolarz, posiadający skup i prasowalnię trocin z przeznaczeniem dla zwierząt. Oraz czworo dzieci.

Od kilku lat w domu stolarza ciągle dzwoni telefon. Czasem odbiera Ewa W., konkubina, zawód wyuczony: fryzjerka, że – chwileczkę – już prosi doktora.

Doktor pyta głosem niskim, nienaturalnie ochrypłym. Waga ciała? Wiek ciężarnej? Wiek płodu? Ostatnia miesiączka? Ilość dotychczasowych porodów? Cesarki? Tyłozgięcie macicy? Następnie głośno przelicza (czym w oczach dzwoniących nabiera powagi) i dobiera liczbę tabletek adekwatnie. Chwilami, jak to doktorzy, nieprzyjemny w rozmowie. Nie wymienia nazw leków ani nazwiska. Mówi odpowiednio: środki, w branży farmakologia ciężarnych siedzę od 20 lat. Po konsultacji prosi o esemes z adresem. Klientkom stałym nic nie musi tłumaczyć. Niepytane, same operują konkretami. Kiedy telefony się korkują, konkubina odrywa się od prac kuchennych i pomaga przy wypisywaniu dowodów nadania.

Doktor zostaje złapany na poczcie podczas próby wysyłki dwóch porcji zestawów poronnych w postaci leków na owrzodzenie, niestosowanych u ciężarnych z powodu wysokiego ryzyka wydalenia płodu.

Z początku konkubina się broni. Jedyne ogłoszenia, jakie nadawali w „Anonsach”, dotyczyły „przedłużania włosów naturalnie lub sztucznie”.

Zakres ogólnopolski

W śledztwie ustalono, że przynajmniej od 2009 r. szarą kopertę od doktora (w kopercie pocięte gazety, w gazetach folia bąbelkowa, w folii woreczek strunowy, w woreczku tabletki białe i kremowe plus czopek owinięty w złotko spożywcze) odbierano masowo. Po uiszczeniu 1100 zł na Poczcie Polskiej w: Wilkołazie, Bychawie, Białej Podlaskiej, Kunowie, Gorzycach, Sanoku, Tarnowskich Górach, Wysokim, Bełżycach, Dusznicach, Kosinie, Lądku-Zdroju, Bukowej, Ostrowcu Św., Pińczowie, Muszynie, Pyrzowicach, Chełmie, Skaryszewie, Rybczewicach, Kutnie, Rymanowie, Nojewie, Orońsku. Itd.

Analiza geograficzna kilkuset dowodów wpłat i odbioru pokazuje, że przeważają rejony ubogie i pobożne: lubelskie, podkarpackie, kujawsko-pomorskie, mazurskie, świętokrzyskie. Doktor oferował się w niedrogich lokalnych gazetach: „Nowiny”, „Życie Bytomskie”, „Gazeta Szamotulska”, „Gazeta Olsztyńska”. W zakładce „Zdrowie i uroda”. „Ginekolog, pełen zakres, tel. …”, „Bezbolesne przywracanie, 100 proc.”, „Farmaceutyczne przywracanie cyklu”.

Po odebraniu pierwszej przesyłki doktor konsultował telefonicznie, jak aplikować. Które proszki ustnie, które dopochwowo. Do wyczerpania dawki. Na koniec zawsze czopek odbytniczo. Po czopku przyjąć pozycję leżącą na 2 godz. Uprzedzał, że będzie krwawienie. I będzie bolało. Bardziej w przypadku jeszcze nierodzących. W każdej chwili można dzwonić. Można wtedy myśleć, że doktor trzyma za rękę. Dlatego obiecał pacjentkom, że nie zmieni numeru telefonu. Za dużo kobiet zna ten numer i go potrzebuje. W przypadku krótkiego, nieobfitego krwawienia zadzwonić i jeszcze raz skonsultować. Nieobfite może oznaczać nie do końca martwą ciążę, inaczej mówiąc uszkodzenie płodu i wysokie ryzyko urodzenia dziecka z wadami. Wówczas trzeba zamówić (400 zł) zestaw doczyszczający. Po zejściu z macicy wszystkiego możliwa temperatura.

Zwykle do półtora dnia od pierwszego zażycia kobiety dzwoniły: jest dobrze. Doktor: że bardzo się cieszy.

Pacjentką trudną była Iza R., 25 tydzień. Dwa dni przed Bożym Narodzeniem 2010 r., po sześciu tabletkach przyjętych dopochwowo, dostała boleści brzucha i w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym w Lublinie urodziła żywą 740 dkg córkę. Wstała, otrzepała się z szoku i zdążyła dojechać na święta do rodziców w Kraśniku. O powiciu nie mówiła. Przetańczyła całe wesele kuzynki. Ze swojego pokoju zadzwoniła do doktora zapytać: co jej dał?

Niestety, obecność tabletek w pochwie stwierdzono i zabezpieczono. Iza, studentka prawa administracyjnego KUL, zeznaje, że nie chciała niepokoić schorowanego serca matki. Rodzice są mocno inwestujący. Od trzech lat łożą na stancję w Lublinie, chwalą się Izą na Kraśniku. Kiedy po świętach zobaczyła córeczkę ledwo żyjącą w inkubatorze, nazwała ją Antosia. Prosi policję o dyskrecję. Nie chce mieć opinii matki dziecka niechcianego.

Matka Izy: przecież oboje z bratem dopilnowani – w osobnych pokojach osobne komputery.

Odpowiedzialność wysoka

Luiza K. czuła się osobą odpowiedzialną za swoje dzieci, dlatego łyknęła te tabletki wielkości tik-taka. Obawiała się tylko włożyć czopek, bo wyglądał tak, jakby został ulepiony ręcznie. Upewniała się u doktora telefonicznie, czy na pewno przeżyje. Uspokajał, że na pewno, czopek jest zrobiony na bazie masła kakaowego. Jednak dwa tygodnie od zażycia całej porcji nie pojawiło się krwawienie i poczuła się oszukana. Po dosłanych proszkach nastąpił obfity 10-dniowy krwotok. Doktor zlecił wykonać USG trybem oficjalnym. Przerażona Luiza oddzwania, że ciąża wciąż tam jest. W dodatku przepisali jej leki podtrzymujące. Po trzeciej przesyłce wszystko się udało.

Justynę B., mężatkę, syn lat 6, też cechuje duża odpowiedzialność. Decyzję o zażyciu podjęła razem z mężem. Ona była w trakcie starania się o pracę, on mało zarabiający na linii produkcji tłoków. Mieszkali w jednym pokoju przy rodzicach we wsi G. Szepcąc do siebie w nocy, uznali, że w tej sytuacji absolutnie nie mogą pozwolić sobie na drugie dziecko. Po tabletkach wypiła trochę piwa, nadto wzięła Ketonal. Obudził ją ból nie do wytrzymania. Czując parcie, usiadła na ubikacji. W trakcie siedzenia coś z niej wyleciało. I to bardzo. Nigdy czegoś takiego nie przeżyła. Następnie wykąpała się. Mąż w tym czasie spał, gdyż pracuje w systemie czterobrygadowym.

Dorota D. poroniła dopiero po drugiej przesyłce. Tak ją bolało to poronienie, że w szpitalu w Rzeszowie miała zabieg pod narkozą. Zgodnie z instrukcją nic nie powiedziała. Doktor mówił, że w Skandynawii to już legalne, u nas niedługo, dlatego teraz musimy sobie radzić. Kiedy po czterech dniach wypuszczali Dorotę, pielęgniarki opowiadały sobie, jak dużo jest teraz tych młodych, nietrzymających ciąż.

Oldze B., posiadającej już jedną córkę ur. w 2006 r., nie układało się z mężem materialnie i uczuciowo. Kupiła na mieście gazetę „Gwarek” lub „Jarmark”. Doktor do Olgi: nie ty pierwsza i nie ostatnia. Po czym określił się na 1100 zł. Niektóre proszki miały na sobie jakieś cyfry, inne przedziałek.

 

Aneta S. ma już z mężem jedno dziecko. Kupiła proszki na wszelki wypadek, ponieważ nie stosuje antykoncepcji z powodu tendencji do tycia. Z kolei mąż nie lubi prezerwatyw. W esemesie doktor prosił o hasło INTERESANTO.

Beata W. miała taką sytuację małżeńską, z której wywiodła, że mąż planuje zdradzić. Zaopatrzyła się, lecz nie skorzystała, mąż powiedział, że to był głupi żart. Dziecko ma teraz 6 miesięcy.

Ilona D. zażyła, gdyż narzeczony miał wówczas duże zaniki pamięci spowodowane guzem mózgu 6/4,5 cm. Nie utrzymałby. Niestety, okresu nie dostała i była zła sama na siebie, że takie tabletki zamówiła.

Elwira J. trzy razy stosowała, po czym wszystko wracało do normy. Celina Ł. lubiła mieć jedną porcję, bo panicznie bała się ciąży, co przeszkadzało im z mężem w pożyciu. Joanna G. z uwagi na to, że mają już z mężem, z zawodu tokarz, dziewięcioro dzieci.

Sumienie wyrzucające

Jan K. porcjował leki do woreczków strunowych z dużą wrażliwością. Prosi policję o zapoznanie się z folderem na jego komputerze „Projekt PIRAMIDA”, gdzie znajdą dowód na to, iż jest głęboki w wewnętrznych przeżyciach. Uważa, że folder może mieć duże znaczenie dla sprawy.

Analiza „Projektu PIRAMIDA” przedstawia Jana K. jako osobę bardzo wierzącą, zarówno w Jezusa, jak i w jakąkolwiek istotę boską. Oczytaną w Biblii i Dzienniczku św. Faustyny. Pasją jego życia jest samo życie, jak również życie po życiu. Najważniejsze trzy słowa to Pokora, Empatia i Miłość.

Jan K. udziela się na forach metafizycznych, poszukując wytłumaczenia dla uniesień, których pierwszy raz doznał 10 lat temu na wakacjach w Egipcie. Przy piramidach poczuł taki przypływ miłości, że napisał na ścianie hotelu „help me”. Jakaś nieodparta potrzeba przekazania pieniędzy na jałmużnę zaprowadziła go na ulicę, prosto do kobiety klęczącej z dzieckiem na ręku. Spojrzała na niego takim przeszywającym wzrokiem.

Po powrocie z Egiptu psychiatra diagnozuje u Jana K. urojenia. Myśli, że jest zawieszony w świecie między dobrem a złem.

Od tamtego epizodu marzy o powtórzeniu egipskiego doznania. W tym celu uczy się korespondencyjnie hipnozy. I bingo! W 2008 r. po seansie hipnotycznym znów poczuł przymus nieposiadania niczego, a chcąc rozdać dobytek wszystkim ludziom, wyskoczył z drugiego piętra przez okno hotelu w Jeleniej Górze.

W mailu do forumowiczki Ewuni pisze, że nie będąc lekarzem, zainwestował w dużą klinikę, która wykonuje pewne zabiegi ginekologiczne, jakie kłócą mu się z poglądami. 1,5 roku temu, pod wpływem silnego falowania uczucia miłości, chciał nawet odciąć się od kliniki i założył firmę (trocinową), ale nie ujechał finansowo i znów jest po staremu.

Przejściowo uspokaja się. Zwłaszcza po modlitwie Anioł Pański. Ufa przekazowi, który otrzymał od swojego anioła (Horus o zamkniętych ustach), że każdy ma wolną wolę, daną od Boga. Zwycięża dobro. Jan K. informuje pisemnie kontrahentów, że zamyka firmę, gdyż chce pomagać innym. Planuje jechać jako wolontariusz na wykopaliska egipskie. Żal mu opuszczać kraj, ale przyszedł czas podniesienia się z upadku. Finansowo stać go na przewodnika, lecz tu chodzi o przebudzenie.

Musiał czuć się osaczony. Anna G., mężatka, dwoje dzieci, z racji zawodu zootechnika posiadająca wiedzę w zakresie cyklu płciowego i regulacji hormonalnej, po trzech dniach od zażycia niepokoi się, że nie krwawi. On, że nie może, bo wysłał globulki z propolisu. Przeprasza. Myślał, że jest podstawiona.

Do tarnobrzeskiego sądu wpłynął właśnie akt oskarżenia. Janowi K. zarzuca się co najmniej 57 wczesnoporonnych transakcji. Nie przyznaje się. Utrzymuje, że jedyny kontakt z tabletkami, jaki posiada, to leki psychotropowe na stany spowodowane falującą miłością i ortopedyczne – na stopę złamaną podczas skoku z okna. Obecne jego myśli są rezygnacyjne. Może nie zobaczyć piramid przez co najmniej 8 lat.

Imiona bohaterów zostały zmienione.

Polityka 11.2013 (2899) z dnia 12.03.2013; Kraj; s. 31
Oryginalny tytuł tekstu: "Projekt Piramida"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną