Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Puste pokoje

Co zostało po zaginionych?

Marcin Przebieracz lubił kolor niebieski. Na taki właśnie wymalował pokój. Dokleił chmurki, gwiazdki oraz księżyc. Marcin Przebieracz lubił kolor niebieski. Na taki właśnie wymalował pokój. Dokleił chmurki, gwiazdki oraz księżyc. Karolina Jonderko / Polityka
Zostawili porozrzucane ubrania, niezasłane łóżka, otwarte książki, włączony telewizor. Tak jakby za chwilę mieli wrócić. Zostawili swoje pokoje nieprzygotowane na pustkę.
Roman Widomski powiedział do żony, że w drodze powrotnej z zabawy zgubił klucze i pójdzie ich poszukać. Poszedł, nie wrócił.Karolina Jonderko/Polityka Roman Widomski powiedział do żony, że w drodze powrotnej z zabawy zgubił klucze i pójdzie ich poszukać. Poszedł, nie wrócił.
Rano Zbigniew wyszedł z domu. Żona Janina zaczęła się martwić pod wieczór. Do trzeciej w nocy nie spała, rano poszła na policję.Karolina Jonderko/Polityka Rano Zbigniew wyszedł z domu. Żona Janina zaczęła się martwić pod wieczór. Do trzeciej w nocy nie spała, rano poszła na policję.
Konrad dni i noce spędzał przed komputerem. Rzadko umawiał się ze znajomymi. Tego dnia wychodząc z domu rzucił przez ramię: idę w świat.Karolina Jonderko/Polityka Konrad dni i noce spędzał przed komputerem. Rzadko umawiał się ze znajomymi. Tego dnia wychodząc z domu rzucił przez ramię: idę w świat.

Marcin Przebieracz
30 lat
operator koparki
zaginął 15.06.2010 r.

Lubił kolor niebieski. Na taki właśnie wymalował pokój. Dokleił chmurki, gwiazdki oraz księżyc. Przy niebieskiej ścianie postawił łóżko, na którym spali we trójkę z żoną i synem. Po drugiej stronie odcisnął ślady dłoni całej rodziny i stópek dziecka. Ten pokój miał być taki ich, rodzinny.

A teraz zostały tylko te ściany i huśtawka po małym. Dokładnie tak jak na zdjęciu – mówi Stanisław Przebieracz, ojciec Marcina.

To mieszkanie budowali przez dwa lata. Właściwie dom, który przylegał do domu rodziców, ale wejścia mieli osobne. Teraz puste pomieszczenia zagracone są przypadkowymi rzeczami. Na środku salonu leżą skrzydła od elektrycznego wiatraka. Gdzieniegdzie stoją pojedyncze meble, w pełni wyposażona jest kuchnia. Tylko kartonów przybywa, bo każdy tu znosi jakieś rzeczy, gdy miejsca u siebie już nie ma. I wszędzie kurz, dużo kurzu.

Wszystko mieli pięknie urządzone, a nawet nie zdążyli się tym nacieszyć. Nic jednak nie zmieniamy, bo jak Marcin wróci, to jeszcze się obrazi – mówi mama.

Marcin Przebieracz był widziany po raz ostatni 15 czerwca 2010 r. w rodzinnej miejscowości Bojszowy-Świerczyniec. Wsiadł do niebieskiego malucha podobno po tym, jak pokłócili się z żoną.

Samochód znaleziono dwa dni później w okolicach Mysłowic, przy wyjeździe na autostradę. Nie było ani kierowcy, ani kluczyków. Tylko dokumenty. Samochód trafił na policyjny parking w Tychach. O jego odnalezieniu rodzina dowiedziała się kilka miesięcy później.

Rodzice szukali Marcina na własną rękę. Po jego zaginięciu żona złożyła pozew o rozwód. W imieniu Marcina wystąpił kurator sądowy. Rozwód został orzeczony.

Kilka miesięcy przed zaginięciem Marcin powiedział siostrze, że problemy go przerastają, że ma dość. Wysłał do niej esemesa, że wybiera się w podróż, chce sobie zrobić szkołę przetrwania. Potem napisał, że zrezygnował z tych planów. Dwa tygodnie później odjechał spod domu maluchem. Może jednak w podróż, o której mówił siostrze?

Roman Widomski
57 lat
przedsiębiorca
zaginął 1.01.2010 r.

Niedzielne popołudnie. W trzypokojowym mieszkaniu ciągle gra muzyka. Tak jak lubił Roman Widomski. Dusza towarzystwa. – Zawsze się śmialiśmy, że na bezludnej wyspie sam by nie wytrzymał – opowiada żona Barbara. Organizował wyjazdy ze znajomymi, urodziny czy zabawy w rodzinnym klubie dla młodzieży w Grudziądzu. Sylwestra w 2009 r. też tam zorganizował. Następnego dnia rano powiedział do żony, że w drodze powrotnej z zabawy zgubił klucze i pójdzie ich poszukać. Poszedł, nie wrócił.

Przeszukali całą okolicę. Ostatni raz Romana Widomskiego zarejestrowały kamery miejskie przy ul. Czerwonodwornej. Żona z synami rozwiesili plakaty w całym mieście. Pojechali do jasnowidza z Człuchowa. Powiedział, że ciało leży w lesie niedaleko bloku. Las przeczesało ponad 50 ludzi: rodzina, znajomi i sąsiedzi, z Gdańska ściągnięto ratowników z psami szkolonymi do poszukiwań osób zaginionych.

Po zaginięciu męża dla pani Barbary wszystko zawisło w próżni. Większość rzeczy robili razem: chodzili po zakupy, do lekarza, do kawiarni.

W domu nie zmieniła nic. Nawet osobiste rzeczy męża zostały w tym samym miejscu. Kolację nadal jada w pokoju, w którym jadali we dwoje. Tutaj Roman spędzał najwięcej czasu. Tutaj patrzy teraz z rozstawionych wszędzie zdjęć. Na ścianie wisi zegar, który sam zrobił. Zaraz obok kopii Modiglianiego, którą namalował. Śmiał się, że już wie, co będzie robił na emeryturze. Na rodzinnych fotografiach Roman Widomski to wysoki, uśmiechnięty mężczyzna. Np. z żoną i synami na wakacjach w Maroku. – Lubił wyjazdy, zawsze go nosiło. Jak był młody, służył w marynarce. Tak sobie czasami myślę, że gdzieś daleko wypłynął.

 

Zbigniew Kaliciecki
80 lat
krawiec
zaginął 12.01.2010 r.

Dwa łóżka oddziela stół. Na jednym spał Zbigniew Kaliciecki, na drugim jego żona. W rogu pokoju dwa telewizory. Jak stały, tak stoją. Kiedy jedno z małżonków chciało oglądać wiadomości, drugie włączało program rozrywkowy. Bez dźwięku, bo oboje są osobami głuchoniemymi i czytają głównie z ust. Od trzech lat potrzebny jest tylko jeden.

To miał być znaczący rok. We wrześniu Zbigniew obchodziłby 80 urodziny, a w październiku cała rodzina miała świętować 50 rocznicę ślubu państwa Kalicieckich. 12 stycznia 2010 r. rano Zbigniew wyszedł z domu. Żona Janina zaczęła się martwić pod wieczór. Do trzeciej w nocy nie spała, rano poszła na policję.

Starszy syn zadzwonił do brata mieszkającego na Podlasiu, czy może Zbigniew pojechał do niego? Po dwóch dniach obaj już rozwieszali plakaty w okolicy, dali ogłoszenie do programu „Kurier warszawski”.

Janina patrzy na zdjęcie w pokoju. – Przestawiliśmy łóżka tylko. Teraz męża stoi pod mapą, którą tak lubił – mówi.

W pokoju poza dwoma łóżkami i dwoma telewizorami jest regał pamiętający lata 60., naczynia, porcelana, gazety, książki, zeszyty. W jednopokojowym mieszkaniu z kuchnią trzeba było zmieścić całe życie. Obrazki święte i portrety Jana Pawła II obok Józefa Piłsudskiego, którego Zbigniew podziwiał. Na starej makatce wiszą pocztówki z Tatr. – Zbyszek lubił góry, kiedyś, jak był młody, wsiadł na rower i pojechał na wyprawę dookoła Polski.

Zbigniew Kaliciecki, wychodząc z domu w styczniowy ranek, nic ze sobą nie zabrał. A klucze do mieszkania zostawił w skrzynce.

Konrad Piotrowski
23 lata
student
zaginął 3.10.2010 r.

Mama mu powtarzała: Nie siedź w domu, nie patrz w sufit. A Konrad dni i noce spędzał przed komputerem. Rzadko umawiał się ze znajomymi. Tego dnia wychodząc z domu rzucił przez ramię: idę w świat. Zostawił niezasłane łóżko, porozrzucane na fotelu rzeczy, pootwierane książki. Następnego dnia miał zaczynać zajęcia w łódzkiej politechnice. Kiedy nie wrócił na noc, rodzice zawiadomili policję. Potem zgłosili się do Fundacji Itaka, wynajęli prywatnego detektywa, rozwiesili plakaty w całej Łodzi, szukali wśród bezdomnych. Zajrzeli też do komputera syna, ale okazało się, że twardy dysk jest wyczyszczony. – Wynajęłam informatyków, przywrócili pamięć, ale nic nie znaleźliśmy – mówi pani Ludmiła, mama Konrada.

Teraz rzadko ktoś korzysta z tego komputera. W trzypokojowym mieszkaniu na osiedlu Widzew jest cicho. Mama Konrada wchodzi do pokoju syna posprzątać. A jak już wejdzie, to płacze.

Pod oknem stoi biurko Konrada, przy którym spędzał tyle czasu. Nie ma już na nim szpargałów. Książki stoją poukładane na regale i na półkach. Uwagę przyciąga wielka strzelba. – Syn kupił replikę karabinku z 1860 r. Nie wiem, co mu strzeliło do głowy, ale była dla niego bardzo cenna. Jak skarb.

Nigdzie nie ma zdjęć Konrada. Zawsze, gdy próbowano go fotografować, zasłaniał się ręką. Kiedy zaginął, rodzice długo szukali fotografii na plakaty.

Gdy Konrad wychodził z domu, zawsze mówił, że idzie w świat, ale zawsze wracał. Tamtego dnia zabrał ze sobą żółty plecak, węgiel drzewny i klasowe zdjęcie z liceum. Tym razem nie wrócił.

Leszek Janowski
55 lat
konserwator w spółdzielni mieszkaniowej
zaginął 10.12.2009 r.

Po zaginięciu swojego pana Pako leżał przy tapczanie przez kilka tygodni. Przestał jeść, stał się osowiały. W ubiegłym roku pies zdechł ze starości. Nie doczekał powrotu właściciela.

Leszek Janowski wyszedł z domu w grudniową noc, ubrany jedynie w cienką koszulkę, krótkie spodenki i w kapciach. Ostatnią osobą, która go widziała, była żona Ewa. Do późna gotowała na zbliżające się święta. – Jak już byłam w koszuli nocnej, Leszek przyszedł i powiedział: Ewunia, do rana. Zasnęłam jak kamień – opowiada żona.

 

Rano w pokoju męża paliło się światło i grał włączony telewizor, ale Leszka nie było. Na fotelu leżały poskładane rzeczy, przygotowane na następny dzień. Na rano był umówiony z sąsiadem. Pani Ewa z synem i córką przeszukali okolicę. Poszli na policję. O zaginięciu Janowskiego mówiono w telewizji.

Trzy razy byli u jasnowidza. Widział jakieś bagna, trzciny i szuwary. Powiedział, że Leszek Janowski nie żyje. Policja przeszukała okoliczne zbiorniki wodne. Nic. – Ale ja ciągle czekam. Syn mówi: trzeba iść do przodu. Ale jak? Przecież nawet nie mogę sprzedać mieszkania, zresztą nie chcę.

Łukasz Koziarski, prawnik pracujący dla Fundacji Itaka, zaznacza, że taka sytuacja jest prawnie kłopotliwa. – Mąż lub żona mogą wystąpić do sądu o wyrażenie zgody na sprzedaż np. działki należącej do majątku wspólnego. Możliwe jest również ustanowienie kuratora dla ochrony praw osoby, która z powodu nieobecności nie może prowadzić swoich spraw. Problemy związane z dysponowaniem majątkiem wspólnym nie kończą się same z siebie, dopiero po 10 latach możliwe jest uznanie zaginionego za zmarłego i przeprowadzenie postępowania spadkowego.

Kilka miesięcy przed zaginięciem Leszek Janowski dowiedział się, że ma oponiaka mózgu. Bardzo go to przygnębiło, chociaż lekarze dobrze rokowali. Wpadł w depresję, miał zaniki pamięci, zaczął chodzić do psychologa. Leki antydepresyjne wywoływały bezsenność. Przeniósł się więc do drugiego pokoju, żeby nie budzić żony. Zimą całe dni spędzał na tapczanie: leżąc, siedząc, oglądając telewizję. Z natury był domownikiem. Wolny czas spędzał najczęściej w ogródku koło kamienicy, w której mieszkał, albo w garażu dłubiąc coś przy samochodzie. W swoim pokoju bawił się z wnukiem, który był jego oczkiem w głowie. – Ciągle widzę Leszka, jak siedzi na tym tapczanie z małym na kolanach – mówi pani Ewa.

Od zaginięcia męża w jego pokoju nic się nie zmieniło. Złożony tapczan i telewizor stoją w tym samym miejscu. Pani Ewa weszła tutaj po raz pierwszy po roku. Teraz tylko sprząta. W pokoju jest zimno i pusto. Nie ma zdjęć, wszystkie są schowane. Zostało kilka zakurzonych zabawek wnuka.

Pani Ewa zamyka cicho drzwi, pokój zostaje pusty. Nieprędko znów tutaj zajrzy.

Robert Wójtowicz
23 lata
student
zaginął 20.01.1995 r.

W piątek, 20 stycznia 1995 r., Robert Wójtowicz wyszedł na uczelnię. Od tej pory nikt go nie widział. Dzień wcześniej prosił jeszcze mamę, aby przyszykowała mu strój – biały kitel. W sobotę na balu przebierańców, organizowanym dla dzieci w duszpasterstwie na krakowskim osiedlu, chciał mieć strój lekarza.

Lekarzem chciał być naprawdę, ale ostatecznie stanęło na psychologii. Był na drugim roku studiów. – 9 stycznia dostałem list od syna. Napisał, jak minęły święta, gdzie spędził sylwestra, co planuje, że chciałby po raz kolejny oddać krew. Że zbliża się sesja egzaminacyjna i że wszystko będzie dobrze – mówi Lech Wójtowicz, który pracował wtedy w Rosji. Minęło 18 lat od zaginięcia syna, a jemu ciągle drży głos. Rodzice Roberta bez końca zastanawiają się, co się stało. Byli we wszystkich programach telewizyjnych, dawali ogłoszenia do gazet, w Krakowie wywiesili plakaty. Bez skutku.

Pokój Roberta wygląda trochę jak biuro. Rozrzucone papiery, włączony komputer, włączony telewizor. Stąd Lech Wójtowicz szuka syna. Siedzi tutaj całymi godzinami, kiedy po nocy wraca z pracy. Robert patrzy na to wszystko ze zdjęcia na ścianie. Młody chłopak z burzą włosów. W pokoju stoi jeszcze jego stary komputer i wieża pamiętająca lata 90. Robert lubił muzykę, grał na gitarze. Teraz leży ona na regale. Na półce stoją równiutko ułożone rzędy kaset magnetofonowych. W oczy rzuca się napis na jednej z nich „SANDRA”. Lech Wójtowicz wszystkie je przesłuchał. Bo może Robert zostawił na nich jakieś nagranie?

Od zaginięcia syna parę szczegółów w pokoju zmienili. Tyle lat minęło, a rzeczy niszczeją. Nowe są tapety i regał. W szafie jednak cały czas leżą ubrania Roberta i jego książki. Wójtowicz patrzy na zdjęcie syna. – Od 18 lat jedno tutaj się nie zmienia. Prawie każdego dnia pod zdjęciem Roberta stawiamy nową różę – mówi. Odwraca wzrok: – O, tę już trzeba wymienić, bo trochę zwiędła.

*

W Polsce ginie kilkanaście tysięcy osób rocznie. W 2012 r. policja przyjęła 17 968 zgłoszeń o zaginięciu. W tym samym roku oficjalnie zakończono poszukiwania 17 890 osób zaginionych w różnych latach, 7492 kobiet i 10 398 mężczyzn. Najwięcej zgłoszeń zaginięć napływa w województwie śląskim, dolnośląskim oraz w Warszawie. Aleksandra Andruszczak-Zin z Fundacji Itaka wyjaśnia, że powodów zaginięć jest wiele: – Część ludzi, niestety, popełniła samobójstwo. Kolejną ważną przyczyną jest depresja. Ludzie odchodzą, kiedy przerastają ich różnego rodzaju problemy, kiedy sami nie chcą być problemem dla rodziny. Zdarzają się wyjazdy za granicę albo w Bieszczady, gdzie ktoś bytuje za pracę. Z chęci zmiany dotychczasowego życia. Nie jest trudno zniknąć w tłumie. Ludzie ulegają wypadkom, tracą pamięć i wiodą często życie bezdomnego. Zdarzają się zabójstwa, handel ludźmi.

Czas staje w miejscu. Nie starzeją się. Podaje się ich wiek w chwili zaginięcia.

Polityka 19.2013 (2906) z dnia 07.05.2013; Na własne oczy; s. 92
Oryginalny tytuł tekstu: "Puste pokoje"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną