Nieszczęścia nie zniechęcą
Polskie pogrzeby w Himalajach i Karakorum. Dlaczego ryzyko nie zniechęca kolejnych śmiałków?
Joanna Cieśla: Tomasz Kowalski i Artur Hajzer zostali pochowani w Himalajach, w których ulegli wypadkom. Spodziewa się pani, że ostatnie tragedie polskiego himalaizmu sprawią, że zainteresowanie tym sportem spadnie?
Beata Mieńkowska: Nie sądzę. Mam wrażenie, że z każdym miesiącem i rokiem więcej ludzi – młodych, w wieku średnim, ale także zupełnie dojrzałych - jest skłonnych podejmować wyzwania, które uznają za dopasowane do swoich możliwości. Czasami te wyzwania faktycznie są dopasowane, ale często ich możliwości przekraczają – chodzi mi nie tylko o zdobywanie 8-tysięczników, ale też o wspinaczkę po skałach i penetrację jaskiń, próby samotnego przepływania oceanów, czy loty na paralotniach. Z perspektywy obserwatora takie przedsięwzięcia są związane z zagrożeniami, ale te osoby widzą w nich tylko wyzwanie.
Dlaczego ryzykantów przybywa?
Podobne aktywności bywają próbami zaspokojenia różnych potrzeb czy pragnień, których inaczej nie udało się zrealizować. Amerykański psycholog Steven Reiss w niedawno wydanej książce „16 pragnień. Analiza motywacyjna” opisuje właśnie 16 takich podstawowych pragnień, które żywią ludzie. Pobijanie rekordów w sportach ekstremalnych bywa drogą do spełnienia któregoś z nich – może to być potrzeba aktywności fizycznej czy ciekawości, ale może też być na przykład potrzeba władzy, a wtedy sytuacja się komplikuje.
Co wchodzenie na 8-tysięczniki czy latanie na paralotniach ma wspólnego z potrzebą władzy?
Za hasłem „władza” w ujęciu Reissa kryje się pragnienie sprawowania przywództwa, ale też pragnienie osiągnięć, dominacji. Gdy człowiek zrobi coś, czego nie zrobił nikt wcześniej – powiedzmy, że obleci Ziemię paralotnią - może doznać zaspokojenia tego rodzaju potrzeb. Ale gdy ktoś inny powtórzy jego wyczyn, w tym człowieku może pojawić się pustka, potrzeba, by pójść o krok dalej, szukać kolejnego niekonwencjonalnego, niewykonalnego wyczynu. Paradoksalnie, w przypadku potrzeby władzy nie chodzi o to, żeby zrobić coś dla siebie, lecz o to, żeby udowodnić coś komuś, kto był albo jest dla nas ważny – ale nie docenił nas w stosownym momencie (czasem dlatego, że nie był w stanie).
Zdobywcy rekordów to niezaspokojeni frustraci?
Absolutnie nie to chcę powiedzieć. Za niektórymi decyzjami stoją jednak mało racjonalne motywy.
O himalaistach i alpinistach mówi się, że uzależniają się od ryzyka, od adrenaliny i od procesów biochemicznych, które zachodzą w organizmie na dużych wysokościach...
Oczywiście, to możliwe. Ale chodzi mi też o mechanizmy, które dotyczą wielu zwykłych ludzi. Mamy nieograniczony dostęp do informacji, ale nie mamy czasu na ich przetworzenie, jesteśmy też zachęcani do nieustannych porównań z innymi, co sprawia, że ludzie podejmują się aktywności, do których nie są przygotowani – w sensie psychicznym, ale też fizycznym. Nie twierdzę, że tak było w przypadku polskich himalaistów, którzy zginęli w ostatnich wypadkach. Obawiam się jednak, że z powodu tych właśnie zjawisk zainteresowanie ekstremalnymi sportami i ryzykownymi działaniami nie spadnie, może raczej narastać. Należy o tym mówić, by ludzi przestrzegać.