Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Pomyłka

Komornik się pomylił, człowiek stracił majątek

Leszek Antoniak pierwszy. Leszek Antoniak pierwszy. Marcin Kołodziejczyk / Polityka
Jak, będąc uczciwym obywatelem, stracić majątek w majestacie prawa i nic o tym nie wiedzieć? To kolejna sprawa, która nie mieści się w głowie nikomu poza komornikiem.
Leszek Antoniak drugi.Marcin Kołodziejczyk/Polityka Leszek Antoniak drugi.

We wsi Siennica Królewska Duża koło Krasnegostawu było dwóch obcych sobie Leszków Antoniaków. Pierwszy miał złote ręce, więc wynajmował się dorywczo do napraw przydomowych. Żył skromnie, podobnie jak Antoniak Drugi, który pracował na etacie woźnego w szkole. Pierwszy prowadził się po kawalersku, mieszkał z psem w starej chałupie, która nie należała do niego, tylko do kuzynki z Puław. Drugi mieszkał w bloku w Krasnymstawie z żoną, nauczycielką biolchemii, a dzieci miał już na studiach w Lublinie. Obaj jeździli rowerami, ale na tym kończyło się ich podobieństwo.

Znali się z młodości, ale tak pobieżnie, że nie można tego nazwać kolegowaniem. Drugi, młodszy od Pierwszego o rok, pojechał kiedyś rowerem na koniec wsi dostarczyć Pierwszemu omyłkowo nadesłany list z sądu. Pierwszy zaklął, bo nikt się nie cieszy z listów sądowych; Drugi nie klął i był spokojnego usposobienia aż do czasu, gdy trzy lata temu sam zaczął bywać w sądach przez pomyłkę państwowych urzędników.

Poszło o to, że Pierwszy miał w sądzie przegraną sprawę o alimenty dla dwóch synów z dawnego związku, ale nie miał z czego uiszczać. Bywał wzywany do Krasnegostawu przez komornik Joannę dwojga nazwisk w celu składania wyjaśnień, lecz tylko rozkładał ręce zgodnie z prawdą. Drugi odziedziczył po rodzicach działkę o powierzchni 0,46 hektara w Siennicy Królewskiej Dużej; w tej rodzinie było trzech braci – jeden dostał dom, drugi wyjechał do Gorlic, a Leszek przejął ziemię, na której hodował porzeczkę. Jeździł rowerem pielić, zbierać, opryskiwać uprawę przed szkodnikami. W lipcu 2010 r. pojechał do sołtyski opłacić podatek gruntowy i dowiedział się, że pani komornik z Krasnegostawu przed ponad dwoma miesiącami zlicytowała jego ojcowiznę w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej.

Drugi wychudł ze stresu i cierpiał na bezsenność, podobnie jak i jego żona. Za to synowie Pierwszego dostali część swoich alimentów, ale w jego życiu nie zaszła najmniejsza zmiana – przemierzał wieś rowerem, tu położył kostkę bauma, tam przetkał komuś rurę, wstąpił do spożywczo-przemysłowego na piwo i zasiedział się do nieokreślonego późna. Drugi po pracy jeździł rowerem do ojcowizny i zbierał porzeczkę, bo nie wierzył, że dogląda cudzego. Ale od kiedy komornik Joanna dwojga nazwisk z Krasnegostawu wyjaśniła małżeństwu Antoniaków nową rzeczywistość działki, jako porządni obywatele pozwolili porzeczce dziczeć. Pani Antoniakowa codziennie dwukrotnie autobusem przejeżdżała obok ziemi, w drodze do pracy i domu, obserwując zarastanie.

Drugiemu, woźnemu szkolnemu o prostych zasadach życiowych, spokój odbiera natrętna myśl: jak to jest, że Polska może obywatelowi pomyłkowo zabrać ziemię, a uczciwie zwrócić nie może? Pierwszy nie ma tego zmartwienia, choć musi przyznać, że Drugiemu przydarzyła się przykrość – w końcu znali się z młodości. Komornik Joanna dwojga nazwisk, która w imieniu sprawiedliwości zbyła ojcowiznę Drugiego, wezwała Pierwszego do swojej kancelarii. Pojechał i wysłuchał całej historii, ale wzruszył jedynie ramionami, spytał: A co mnie to interesuje? Wyszedł z biura pani komornik i wrócił rowerem do Siennicy Królewskiej Dużej, w której nie posiada żadnego majątku prócz psa, a pies jest nielicytowalny. Sen pokrzywdzonego Drugiego mąci jeszcze takie przemyślenie: jak to jest, że Polska wciąż pozwala komornik Joannie dwojga nazwisk wykonywać obowiązki urzędowe w imieniu Polski? Bo przeczytał w gazecie opinię przełożonych pani komornik o jej kompetencjach – była to laudacja.

 

Do jesieni 2010 r. Drugi, w przeciwieństwie do Pierwszego, nic nie wiedział o zasadach panujących na sali sądowej. Wolałby nie wiedzieć nadal, bo jako człowiek wierzący za wyroki nieomylne uważa jedynie wyroki Boże. Tymczasem miał wrażenie, że nastąpiła kolejna pomyłka i sąd w Zamościu bierze go za przestępcę, a nie za niekaranego woźnego szkolnego. W pierwszej chwili wydawało się nawet, że sąd nie dostrzegł Antoniaka, a spodziewa się zamiast niego kogoś, kogo nazywa pełnomocnikiem Antoniaka. Rozprawa trwała 15 minut, Leszkowi Antoniakowi nie przyznano prawa do wypowiedzi. Okazało się, że pełnomocnik to inna nazwa adwokata, którego Antoniak powinien nająć, skoro sądził się komornikiem.

Owszem, Pierwszemu, złotej rączce, poczta dostarczyła kilka zawiadomień o mającej się odbyć 1 marca 2010 r. licytacji usytuowanej w jego wsi działki o powierzchni 0,46 hektara, porosłej porzeczką i maliną. Ale Pierwszy zupełnie się nie orientował, o co chodzi, choć mówi, że się zastanawiał. Początkowo uznał, że chodzi o działkę przylegającą do zajmowanej przez niego z psem chałupy – rosły tam wspomiane przez sąd owoce. Działka należała do sąsiada, a sąd być może uznał, że Pierwszy chciałby nabyć tę ziemię i stąd się brało jego nazwisko na kopercie – dziwny ten sąd, myślał adresat. Zapomniał o sprawie, aż do ostatniego listu z sądu, który zawiadamiał o sprzedaży działki na licytacji komorniczej. Pomyślał wtedy: sprzedali, to sprzedali.

Pełnomocnikiem Drugiego w sądzie został warszawski mecenas Mariusz Łazęcki, polecony przez rodzinę ze stolicy. Będąc sądowym praktykiem, stał się dla małżeństwa Antoniaków tłumaczem z języka prawniczego na polski. Państwo Antoniak wciąż pytali po ludzku: dlaczego? Oraz: jak to możliwe? Podczas gdy mowa była raczej o zbyciu działki na podstawie uprawnionego domniemania o zgodnej ze stanem faktycznym treści wpisu w księdze wieczystej gruntu, wyczerpującym wymogi wystarczalności publicznym ogłoszeniem w przedmiocie licytacji, co zaskutkowało nabyciem działki podczas komorniczej licytacji publicznej w dobrej wierze przez osobę trzecią. Mecenas Łazęcki przetłumaczył: nie ma powrotu do punktu wyjścia, czyli do działki. Ziemię Drugiego kupił pan B., przedsiębiorca transportowy z okolic Lublina, zapłacił gotówką 11,1 tys. zł. Owszem, kiedy pomyłka z Antoniakami wyszła na jaw, pani komornik zwracała się do niego z propozycją odkupienia gruntu. Pan B. nawet był zainteresowany, zapamiętał, że do transakcji nie doszło z przyczyn finansowych – rynkowa cena dawnej działki Drugiego byłaby kilka razy wyższa od licytacyjnej.

 

Jesień 2010 r. należała do chłodnych i podczas gdy rozpoczynał się proces Drugiego, Pierwszy musiał dogrzewać się w Siennicy Królewskiej Dużej własnoręcznie skonstruowanym piecykiem-kozą. Dom, w którym mieszkał z psem, to chyląca się ku upadkowi drewniana chałupa, dawno temu bielona wapnem, stojąca na zarośniętym podwórzu; nie było w niej ani ogrzewania, ani ubikacji, ani nawet zamka u drzwi – znak, że Pierwszy nie miał ani grosza. Pierwszy przez krótki czas spodziewał się nawet wizyty Drugiego, ale że nie następowała, wytłumaczył to sobie: a co mnie to interesuje?

Drugi nie przyjechał do Pierwszego, złotej rączki przez dwa lata trwania pierwszego procesu sądowego, nie pojawił się w trakcie apelacji pani komornik Joanny dwojga nazwisk z Krasnegostawu ani obecnie, kiedy chce kasacji wyroku. Uznał, że nie ma o czym rozmawiać. Dawna żona Pierwszego umiała się znaleźć: najpierw, zgodnie z prawem, pieniędzmi ze sprzedaży działki podzieliła się z komornikiem; wzięła 7 tys., pani komornik 4 tys. zł. Następnie była Antoniakowa wydała 1,5 tys., ale 5,5 tys. zwróciła. Pieniądze trafiły do Drugiego, przydały się na opłacenie wciąż rosnących kosztów procesu sądowego, w którym brał udział z nie swojej winy, ale płacił ze swojej kieszeni: adwokat, zlecane przez sąd w Zamościu wyceny terenu w okolicy Krasnegostawu, wyceny zamawiane prywatnie przez Drugiego, ceny dojazdów na sprawy, opłaty sądowe. Prywatna wycena przewyższała sądową kilkakrotnie i sięgała niemal 100 tys. zł. Tymczasem szkoła, w której Drugi pracuje, z oszczędności ograniczyła mu etat i pensję. Szkoła, w której pracuje żona, ograniczyła liczbę objętych programem zajęć z chemii. Dzieci zaczęły studiować, trzeba było pomagać. Komornik Joanna dwojga nazwisk w biegu za zawodowymi egzekucjami ustawicznie wpadała na Drugiego na ulicy albo on wpadał na nią. Krasnystaw jest mały, nie można się ominąć. Ale można się do siebie z powodzeniem nie odzywać.

Państwo Antoniakowie, woźny i nauczycielka, już zrozumieli, że komornik Joanna żyje w innym świecie niż ich świat. Rzutka pani o pokolenie od nich młodsza, pracująca na własny rachunek, mieszkająca w ogrodzonej willi, jeżdżąca nowiutkim samochodem, matka dwojga dzieci – Krasnystaw jest mały, takie rzeczy ludzie wiedzą – nigdy, ani razu, nie powiedziała przepraszam Antoniakom z bloków, pracującym w budżetówce właścicielom małego Fiata. Przed sądem zawsze odrzucała najmniejszy cień własnej winy: winne były złe wpisy w księdze wieczystej, nie miała obowiązku porównywać peseli obu Leszków Antoniaków. Winni byli również Drugi z żoną – wynikało ze strategii sądowej pani komornik Joanny dwojga nazwisk. Dlatego że uparcie nie czytali prasowych ogłoszeń o licytacjach komorniczych.

Drugi pojechał na rowerze do Siennicy Królewskiej Dużej, wszedł na działkę i powiedział: taka dżungla, że tylko małpy wpuścić. Nowy właściciel się nie pojawia. Jesienią 2012 r. sąd przyznał Drugiemu 33 tys. zł odszkodowania i 70 tys. zł zadośćuczynienia za utraconą ziemię. Jednak przed Wielkanocą 2013 r. pani komornik się odwołała – sąd apelacyjny zmniejszył zadośćuczynienie o 60 tys. Drugi zażądał kasacji i naraził się na zarzuty strony przeciwnej o chciwość. Mówił zawsze, że wystarczy mu zwrot ojcowizny, której nie miał zamiaru sprzedawać, bo hodował tam porzeczkę, ale sąd i tak rozważy poziom chciwości Antoniaka. Drugi stał na działce i skubał maliny, do których nie ma prawa. Pierwszy jeździł na rowerze w poszukiwaniu towarzystwa, jego pies szczekał zamknięty w domu. Pani komornik Joanna dwojga nazwisk jeździła autem po mieście Krasnystaw. Po dawnej działce Drugiego łaziły kury sąsiadów, nad nimi już latały jastrzębie, a porozrzucane wszędzie kurze kości świadczyły, że polowania się tu jastrzębiom udają.

Polityka 38.2013 (2925) z dnia 17.09.2013; Kraj; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Pomyłka"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną