Gdy na Dominikanie wybuchł skandal związany z polskimi duchownymi molestującymi dzieci, na konferencji zorganizowanej w siedzibie episkopatu zobaczyliśmy nową twarz polskiego Kościoła. Czuło się, że bp Wojciech Polak i o. Adam Żak szczerze mówią o chęci oczyszczenia; padło słowo przepraszamy, zapewnienia, że Kościół uczy się reagować, a nawet propozycja współpracy z mediami w ujawnianiu przypadków pedofilii. To wrażenie trwało krótko, bo za chwilę abp Michalik wprawił wszystkich w osłupienie, twierdząc, że to dzieci z rozwiedzionych rodzin wciągają księży w pedofilię.
Co prawda szybko przeprosił za swój „lapsus”, ale w szukaniu winnych nie ustaje. W homilii wygłoszonej we Wrocławiu stwierdził, że przyczyną pedofilii jest „pornografia i fałszywa miłość w niej pokazywana, brak miłości rozwodzących się rodziców i promocja ideologii gender”. Winne mają być także agresywne feministki, walczące o prawo do aborcji, prawo do tworzenia związków osób tej samej płci i prawo do adopcji dzieci przez te osoby. „To one walczą o to, żeby w szkołach i przedszkolach wygaszać w dzieciach poczucie wstydu, a nawet o to, żeby mogły decydować o zmianie swojej płci”.
I to już na pewno nie jest lapsus, ale pewien front obrony Kościoła przed krytyką związaną z przypadkami pedofilii. Za abp. Michalikiem oskarżenia o powodowanie pedofilii przez gender, czyli „zatruty owoc rewolucji seksualnej”, rzucają posłowie PiS z Parlamentarnego Zespołu ds. Przeciwdziałania Ateizacji Polski. W Lublinie politycy tej partii wywiesili transparenty z hasłami „Stop gender”.