Nowy lider PO na Dolnym Śląsku – europoseł Protasiewicz – przyznaje, że jeszcze nikomu pracy w KGHM nie załatwił ani nawet nie obiecał, że załatwi, dlatego są uzasadnione wątpliwości, czy nadaje się na szefa regionu. Z opublikowanego przez newsweek.pl nagrania wynika wprawdzie, że to w imieniu Protasiewicza poseł Wojnarowski obiecał załatwić pracę w KGHM działaczowi Klimce, ale okazało się, że Protasiewicz Wojnarowskiego do tego nie upoważnił, a nawet nic o tym nie wiedział.
Powstaje pytanie, czy w sytuacji, gdy do obiecania pracy w KGHM wystarczy ktoś taki jak Wojnarowski, jest sens, żeby regionalnymi strukturami kierował Protasiewicz, który o niczym nie wie, niczego nie może obiecać i nikomu nie jest w stanie nic załatwić. Zjazd pokazał, że aby zasłużyć na pracę w KGHM, należy koniecznie tuż przed głosowaniem dać się namówić na poparcie tego kandydata na szefa regionu, który następnie wygra wybory. Jednak część działaczy uważa, że uczciwsze i bardziej zgodne z zasadami demokracji byłoby, gdyby praca w KGHM przysługiwała wszystkim działaczom PO bez względu na to, kogo popierają.
– Czas powrócić do ideałów, o które walczyliśmy. Naszym politycznym celem zawsze było to, aby w KGHM miał pracę każdy działacz, który się jej domaga. Niestety, dziś dla wielu kolegów brakuje etatów, gdyż stały się one łupem osób, które z członkostwem w PO nie mają nic wspólnego, a do KGHM wkręciły się za sprawą niejasnych układów i znajomości – żali się lokalny dolnośląski polityk, mający na utrzymaniu żonę i trójkę dzieci.
Inny zasłużony i dysponujący liczną rodziną działacz narzeka, że o zatrudnienie w KGHM kilku najbliższych krewnych nie może się doprosić od lat. – Nikt nie chce mi powiedzieć, na kogo mam w tej sprawie głosować. Takich jak ja jest, niestety, wielu. Chodzimy od gabinetu do gabinetu, ale bez przerwy jesteśmy zwodzeni. Mówi się nam, że wszystkie etaty i miejsca w radach nadzorczych zajęte i że mamy się dowiadywać.
Dochodzi do takich absurdów, że w sprawie zatrudnienia w KGHM trzeba tłuc się pociągiem aż do posła Grasia do Warszawy tylko po to, żeby się dowiedzieć, że on nic nie może, bo nie jest biurem pośrednictwa pracy. – To jakaś polityczna patologia. Jak on nic nie może, to niech zrezygnuje z polityki i nie blokuje etatu tym, którzy coś będą wreszcie mogli – uważają moi rozmówcy.