Im dalej od Rynku, tym kultury mniej. Rynek – wraz z przyległymi ulicami Starówki, z muzeami, teatrami, operą, nazywany jest salonem Wrocławia – to miejsce zadbane i sterylne, wciąż patrolowane przez policję i straż miejską. A dalej to już jak wszędzie w Polsce – główną instytucją kultury jest
ławka przed blokiem.
W czerwcu 2011 r. unijne jury konkursowe przyznało Wrocławiowi tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016 (ESK), a wraz z nim 1,5 mln euro nagrody im. Meliny Mercouri – greckiej aktorki i polityk, która w 1985 r. wymyśliła, że Europa powinna jednoczyć się także przez kulturę. Od tego czasu miasta walczą ze sobą o tytuł, choć pieniądze przyznawane dla ESK z Unii są niewielkie. Ale przez rok miasto-zwycięzca może popisywać się przed Europą swoją, a także regionu kulturą – zwykle urządza festiwale, koncerty, konferencje. Wrocław wygrał jednogłośnie, a jury nawet biło mu brawo, co w historii ESK się nie zdarzało.
Tymczasem w polskiej rzeczywistości natychmiast po sukcesie Wrocławia posypały się skargi na Bogdana Zdrojewskiego, ministra kultury i dziedzictwa narodowego – inni polscy kandydaci do tytułu oskarżali go, że jako były prezydent Wrocławia faworyzował swoje miasto kosztem reszty Polski. Dziś Bogdan Zdrojewski wspomina to tak: liderem do tytułu ESK długo była Łódź, Lublin i Katowice weszły do konkursu późno, ale z mocnym planem; przez kolejne miesiące faworytem wydawał się Gdańsk – jednak zdaniem jury poszedł za bardzo w politykę, w stocznię, Lecha Wałęsę, premiera z Gdańska. Wrocław zgłosił się do konkursu w 2008 r. jako przedostatni.