Kryzys ominął seks. Przez 24 lata w zakładzie Ledapol nie było dnia postoju. Zakład w Lublińcu to światowy gracz w produkcji bielizny erotycznej. Wychodzi naprzeciw potrzebom klienta, który domaga się coraz nowszych akcesoriów. Z taśm schodzą więc: tak zwane małe i duże czarne, lateksowe/koronkowe body, gorsety, stringi, pasy do pończoch, uniformy policjantki, niuni, kobiety-kota. Wszystko w rozmiarze damskie/męskie (jak szpilki to do 46). W opcji domina/uległość. Kajdany, obroże, uprzęże, kneble, bicze, pejcze, maski à la Hannibal Lecter. Dla preferujących dotyk satynowe opaski na oczy.
Branża mocno wysubtelniała, oddzielając się od siermiężnego porno. Klientowi już nie wystarczy kawałek szmatki z dziurą. W gorsetach Ledapolu skacze nawet Lady Gaga. Co prawda czuje się za plecami oddech Chińczyków produkujących taniej. Ale chińszczyzna jest erotycznie niepewna – jak twierdzą inni producenci. W sieci fruwa zdjęcie akrobatki ubranej w chiński lateks, który przy olimpijskich manewrach na drążku strzelił w rozkroku.
Nasza matka Polka nie zdaje sobie sprawy, że wraz z kompletem za 5 zł, sprzedawanym z tektury na ulicy, kupuje całą tablicę Mendelejewa. Chińskie majtki mają charakterystyczny zapaszek, ponieważ płyną w kontenerach do Europy średnio dwa miesiące. W kontenerze temperatura podnosi się za dnia do 70 st., w nocy gwałtownie opada. Majtki wilgotnieją. Żeby robactwo nie wyniosło towaru, zwłaszcza bielizny skórzanej, zanim dotrze na Stary Kontynent, kontenery zagazowuje się chemicznie od grzyba i pleśni.
Zachód już asekuruje się od podtruwających majtek. Dlatego chińszczyzna idąca, weźmy, do Niemiec, jest często przepakowywana i wietrzona w Polsce lub Czechach…
Cały reportaż Edyty Gietki w bieżącym numerze POLITYKI – dostępnym w kioskach, w wydaniach na iPadzie, Kindle i w Polityce Cyfrowej!