Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Zwrotki

Zwrotki. Dzieci wzięte z bidula, a potem znów oddane

Ze stabilizacją u bezzwrotnych bywa akurat na bakier, bo zawsze ktoś z rodziny poczuje się zmęczony wysyłaniem miłości w próżnię. Ze stabilizacją u bezzwrotnych bywa akurat na bakier, bo zawsze ktoś z rodziny poczuje się zmęczony wysyłaniem miłości w próżnię. Maria Pavlova/Getty Images/Vetta / FPM
Najtrudniej jest w okolicy Bożego Narodzenia. Wtedy przypominają sobie miłe chwile i muszą odpowiadać na pytania, co u byłych dzieci. Tych najpierw wziętych z bidula, a później z powrotem oddanych.
Blisko ostatecznego rozwiązania zdarzają się – jak mówią zastępczy – prześwity, w których dociera, że ich życie odbiega od normy.Martin Fally/PantherMedia Blisko ostatecznego rozwiązania zdarzają się – jak mówią zastępczy – prześwity, w których dociera, że ich życie odbiega od normy.

Na początku u rodziców adopcyjnych są znaki. Świat wydaje się mówić: nie przegap, to twoje. Magda, pracownica sanatorium, zobaczyła w chłopcu, który przyjechał na leczenie z turnusem z bidula, swoje zmarłe dziecko. Syn, razem z mężem, zginęli w wypadku. Ośmiolatek z bidula lepił się do niej, patrzył tak jak syn, miał nawet takie samo imię.

Marek z żoną byli już dziadkami, prowadzili rodzinę zastępczą i nie myśleli o jej powiększeniu. Chcieli tylko zaprosić sierotę na święta. Siedmioletni Aniołek z marszu nazwał ich mamą i tatą. No i co?

Baśka, żona bezpłodnego, pamięta, że co prawda przy żadnej z propozycji ośrodka adopcyjnego nie było obiecywanego przez inne mamy adoptusiów drżenia serca, jednak w drodze do bidula wyraźnie coś poczuła. Wioząc samochodem Siostrzyczkę i Braciszka, pomyślała: a jednak.

Poza tym wychowawcy zachwalali Baśce, że czteroletnia Siostrzyczka, mimo że na pierwszy rzut oka wycofana i lękliwa, to prawdziwa przylepa, a sześcioletni Braciszek, z pozoru dzikie dziecko, to mały gaduła. Dyrektorka podbijała bębenka, że są jeszcze zainteresowani ze wsi, ale pewnie będą zmuszać dzieciaki do pracy, dlatego zarezerwowali je specjalnie dla nich.

Po pierwszym spotkaniu (dziewczynka stała w drzwiach i patrzyła przez szybkę, chłopiec skakał po drabinkach w sali gimnastycznej) zdecydowali z mężem: bierzemy. Nie zastanawiało ich, że dom dziecka nie może odnaleźć dokumentacji medycznej rodzeństwa ani nie zna historii ich rodziny. To samo usłyszała Magda od sanatoryjnego sobowtóra jej syna. Marek z żoną – też.

Kiedy jeżyk straci kolce?

Forumowe mamy adoptusiów piszą, że kiedy dziecko wybiera kogoś na rodzica i on się na to zgadza, już pozamiatane: dzięki witaminie M wszyscy żyją długo i szczęśliwie.

Polityka 50.2013 (2937) z dnia 10.12.2013; Społeczeństwo; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Zwrotki"
Reklama