Drugie życie martwych listów
Co się dzieje z przesyłkami, które nie trafiają do adresata?
W Ameryce jest to wydział elitarny. W sprawie dwustuletniego już niemal Biura Martwych Listów w Atlancie telefony nie przestają dzwonić. Lynn Heidelbaugh z Narodowego Muzeum Poczty Smithsonian przyznaje, że co roku dostaje zapytania od pisarzy i dramaturgów, którzy w swoich dziełach pragną nawiązać do losów tej enigmatycznej instytucji. Hołd oddawali jej muzycy („Dead Letter Office” R.E.M.), autorzy słuchowisk („Dead Letters” Gregory’ego Whiteheada) czy telewizyjni Simpsonowie. W Polsce źle zaadresowane, niechciane lub uszkodzone paczki i listy trafiają skromniej – do Koluszek, do 30-osobowego Wydziału Niedoręczalnych Przesyłek. Leżą w odrapanym magazynie przy opuszczonej bocznicy, w samym sercu Polski.
Na tropach adresata
I do Atlanty, i do Koluszek trafiają przede wszystkim przesyłki, którym z jakiegoś względu nie udało się znaleźć adresata. Główne przyczyny takiego stanu to zły adres na kopercie oraz brak zgody na przyjęcie pakunku przez odbiorcę. Nadawca często nie chce przesyłki z powrotem, bo musiałby znów pokryć koszty transportu. – Mamy na przykład osoby nieuczciwe, które wysyłają inne przedmioty, niż zobowiązały się sprzedać – tłumaczy Marcin Wojtaszek, dyrektor Biura Jakości i Normowania Pracy Poczty Polskiej. – Zamówił pan zielone drzwi do samochodu, uchyla pan tylko opakowanie i widzi, że one są czarne albo w ogóle od innego modelu. Zobaczy pan w magazynie te wszystkie wielkogabarytowe paczki.
Rzeczywiście, już w pierwszej sali magazynu leżakują skrupulatnie oznaczone metalowe obiekty wielkich rozmiarów: drzwi, zderzaki, koła zapasowe. Przechodzący przez salę pracownik wydziału uśmiecha się pod nosem, zauważając, że moglibyśmy złożyć na miejscu kilka aut.