Wieszczy tak dziennik „Washington Post” i na razie tylko w USA. W Stanach nawet wojskowi nie chcą już kolejnych wersji nieporęcznych i drogich w transporcie na duże odległości czołgów i cięższych modeli bojowych wozów piechoty. Zgodnie z najnowszą modą woleliby np. rozwój poręczniejszych samolotów bezzałogowych. Ale z pomysłami żołnierzy niekoniecznie zgodzą się politycy. Ograniczenie zakupów dla armii spowoduje opór wpływowego lobby zbrojeniowego, zamknięcie fabryk, kłopotliwe zwolnienia pracowników (zatrudnienie ogranicza już choćby wytwórca czołgu Abrams), tarapaty setek firm dostarczających podzespoły itd. A stratedzy podpowiadają zawsze, że niemądrze jest pozbywać się technologii, umiejętności albo gotowości do produkcji dowolnego typu uzbrojenia, po prostu nie wiadomo, jaki sprzęt będzie potrzebny podczas następnego konfliktu. Chyba więc pancerni nieprędko wypadną z łask.