Gdy na fejsie pojawiła się wrzuta, że PLL LOT, zainspirowany amerykańskimi programami z cyklu łowcy promocji, zlicytuje nieodebrane bagaże wraz z zawartością, wejściówki w cenie 10 zł wyprzedały się w airkiosku po kilku godzinach (organizator zapewniał dreszcz emocji). A ponieważ było ich zaledwie 120 sztuk, najpierw w sieci odbyła się aukcja wejściówek.
Wartość biletów rosła jak na giełdzie: Chętnie odkupię, jestem otwarty na propozycje cenowe; Dam 250 PLN; Dam 400; 800 za dwie; Czekam tylko na poważne oferty do godz. 10, potem odpiszę do osoby, która zaoferuje najkorzystniejszą kwotę; Zlicytuję w pakiecie 4 bilety za 1000 PLN; Pozbędę się przyjemności uczestnictwa zaraz po zaksięgowaniu wpłaty na PayU. Ceny przekroczyły dwa tysiące.
Wejściówki licytowali głównie oglądacze serii „Walka o bagaż” na Discovery Chanel. W programie koneserzy ryzyka zbijają majątki na cudzych nieodebranych walizkach. Trafiają się pierścionki z diamentem, zegarki Rolex, stare monety, antyczne posążki itp. Polak też liczył na dobra luksusowe, typu zaszyty w stanik naszyjnik po bogatej – weźmy – pani Megan, plik euro w skarpecie, markowe płetwy. Jeszcze przed aukcją pod budynkiem chodziły koniki z biletami. W końcu za 23 tys. zł wylicytowano 67 walizek.
Polak Polakowi kartoflem
C. nie żałował na swoją wejściówkę, gdyż żyje z myślenia, bo w tym kraju inaczej się nie da. Inteligencja C. była o tyle ważna, że aukcję zorganizowano w ciemno. Nie mógł dotknąć ani podnieść, potrząsnąć i ocenić wagowo żadnej walizki. Podczas godzinnej tzw. prezentacji bagażu przeznaczonego do licytacji C., zbity w kupę z innymi za szlabanem, oglądał, zapisując na karteczkach numerki tych, które działały na wyobraźnię.