Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Matka Teresa

Kobieta, która rozdała syna. Dziewięciu osobom

Teresa Banach mocno się martwi, czy nie zmarnują twarzy? Bo to teraz wymagająca kosztów twarz. Teresa Banach mocno się martwi, czy nie zmarnują twarzy? Bo to teraz wymagająca kosztów twarz. Tomasz Matuszkiewicz/SE / EAST NEWS
Teresa Banach martwi się o twarz syna podarowaną do przeszczepu. Czy da lepsze życie temu kamieniarzowi, który ją teraz nosi? Czy nie zmarnują twarzy?
Teresa ma taki matczyny odruch, że dłonią gładzi tabloidy ze zdjęciami nowej twarzy tego Grzegorza.Tomasz Matuszkiewicz/SE/EAST NEWS Teresa ma taki matczyny odruch, że dłonią gładzi tabloidy ze zdjęciami nowej twarzy tego Grzegorza.

Została Teresie zwinięta na pawlaczu reklamówka w kwiatki. W reklamówce listy od czytelników tabloidów. Dziękują, że za jej zgodą jedyny syn aż dziewięć osób sobą obdarował. Czytelnicy dodają, że są już zmęczeni historiami o złych matkach. Księża werbiści z Przasnysza deklarują w liście siedem mszy świętych. Drogą pocztową przyszedł krzyżyk na łańcuszku, bomboniera, różaniec, rękawiczki, a w Boże Narodzenie znicz w kształcie choinki. Nawet prezydentowa „wyraziła najwyższe uznanie dla niezwykłego gestu”.

Niezwykłość polega na tym, że – prócz serca, wątroby, nerek, rogówek, siatkówki – Teresa Banach podarowała rysy syna do pierwszego na świecie przeszczepu twarzy, który uratował życie.

Już telewizyjnych kamer nie obszczekują psy. Na msze za Sławkową duszę biegną za rowerem Teresy tylko Misiek i Szarik. Siadają przed kościołem i spuszczają pyski. Więcej nikt. Ale jest wyrozumiała na niepamięć wsi. Przecież ona to tylko matka ze wsi Cieciorki, powiat Kolno, wsi, przez którą tylko trzy razy w tygodniu przelatuje objazdowe pieczywo. Nawet proboszcz z Turośli ani razu nie wspomniał na kazaniu o geście Teresy, który obiegł cały świat. Parafianie czekali, że się choćby zająknie. Wtedy by to było ludzkie kazanie.

O pracowitym synu

Mija rok, a Teresa, lat 62, choć kiedyś na dowodowym zdjęciu całkiem niczego, teraz omotana w czarną chustkę, schodzi z kilogramów. Już doszła do minus 13.

Kiedy bierze ją na rozpacz, że tyle łajz chodzi po Cieciorkach, a Sławek nie, zaraz myśli sobie tak: co po łajzowych wnętrznościach mieliby inni? A do niej lekarze od razu przyszli, mocno zainteresowani, tak był pięknie zachowany. Niech te Sławkowe organy świadczą, że miała dobrego syna.

Lat 35 bez jednego dnia, bardzo o siebie dbający. Jeszcze stoją w regale trzy wody kolońskie oraz glicerynowy krem do rąk. Trumnę przez okno, które sam wstawił, wnosili do domu, bo nie mieściła się w ganku, taki był postawny (a co, miał leżeć samiuteńki w domu pogrzebowym?). Silny w ramionach od cięcia klocków na szczapy.

Co zjechał z zagranicy z większą gotówką, to aranżował matce komforty typu łazienka, panele, glazura, lodówka. Po zabawach nie marnował siebie ani pieniędzy, jedynie co, to lubił ubrać kościółkową koszulę i pójść nad rzekę Pisę. Czasem przebierał te koszule ze trzy razy, zanim się zdecydował.

Położył dach, dobudował ganeczek, na ganeczku samowłączający się halogen, obok oczko wodne, nad oczkiem krzak wierzby. Zainwestował w cztery jałówki, oborę zabezpieczył przeciw jaskółkom, bo to teraz wymóg unijny, jedną ścianę zdążył ocieplić. Planował wysadzić kartofle, zebrać siano dla jałówek i ruszyć do Niemiec po dalsze pieniądze. Gdzie jego nie było? W Szwecji trzy razy na jagodach, dwa razy w Belgii na budowach. Wszystko umiał. Upiec, usmażyć, a nawet złożyć radio.

O życiu dla siebie

Ojciec Sławka już 7 lat nie żyje. Była panną, zatrudnioną w cukrowni na wapniarni, kiedy przyjechał do Łysych swat, że 26 km dalej mieszka z matką kawaler Antek. Czy może zajechać? Przytaknęła. Jak przyjedzie, to się zobaczy. Po trzech miesiącach Antek zapytał, czy dać na zapowiedzi? 11 lat starszy, ale niech da. Gdy zapowiedzi już szły, zapoznała na cukrowni prawdziwą miłość, ale nie było odwrotu, bo słowo się rzekło. Tyle u Teresy znaczy słowo. 15 maja 1978 r. Sławuś przyszedł na świat. Jedyny syn.

Źle Teresie było u teściowej. Tylko: ona przyjdzie, ona poda. A co, z Teresy niewolnica? Wróciła ze Sławusiem do swoich w Łysych, zatrudniła się w malutkim kinie Kurpie, gdzie podrzucała do pieca, szła po wodę do studni i szorowała na kolanach deski, a pod wieczór, gdy już było wyszykowane, kasowała bilety. Tak minęło im ze Sławkiem 8 lat.

Po śmierci teściowej zgodziła się wrócić do Antka na Cieciory. Pożyli chwilę we troje. Akurat Sławek kończył podstawówkę, gdy Antek zachorował na raka. Spadło na nią i tego jedynego syna 11 ha, siedem krów, 10 świń, dwie kobyłki. Już do wyższych szkół nie aplikował. Antek zmarł w 2007 r. Od tej pory żyli we dwoje: on dla niej, ona dla niego.

Zeszłej wiosny znów zjechał z zagranicy i aranżował Teresie dalsze komforty. Teresa ma w pamięci wieczór, trzy tygodnie przed znalezieniem Sławusia nieprzytomnego na pieńku. Siedzieli w jego pokoju przed telewizorem, kiedy do okna trzy razy dziobem zapukał czarny ptak. Ona do niego, że przestroga, on: nie martw się, mamusiu.

O hojności

6 maja, w poniedziałek, po długim majowym weekendzie, Teresa leżała na grypę. Sławuś do niej: – Mamusiu, pójdę do obory wrzucić siana jałówkom. Była godz. 7 rano. Ale coś długo nie wracał.

Znalazła go siedzącego na pieńku w drewutni przy świeżo pociętych szczapach. Utargany jakiś, bez butów i skarpet, ciekła mu krew zza ucha. Ona do niego: Chodź do domu, dzieciaku. Wstał, wszedł do kuchni, siadł w fotelu, złożył ręce, już mowy u niego nie było. Zabrała Sławusia karetka.

Ósmego dnia lekarze w Białymstoku powiedzieli matce, że już koniec. Poproszono na rozmowę. Że organy Sławka tak zdrowo zachowane. Czy podarowałaby? Pozwolili sprawę rozstrzygnąć we wnętrzu, ale namysł musiał być szybki. 20 minut spierały się w niej myśli, zanim przystała, żeby jednak obdarować Sławkiem. Przecież – mówiła do siebie – te organy i tak spróchniałyby w piachu.

Potem przyjechał doktor Grzegorz Religa. Opowiedział Teresie o Grzesiu, kamieniarzu ze wsi Niemile. 23 kwietnia chwytnik do kostki brukowej uruchomił się nagle i chwycił go za twarz. On wyrwał się, ale twarz została w maszynie. Przeleżała w niej cztery godziny, po czym została przyszyta, ale już się nie nadawała. Po tygodniu wdała się martwica. A twarz Sławkowa – mówił doktor – akurat, ani starsza, ani młodsza. Podarowała. Przecież – mówiła do siebie – jeśli nie złożę podpisu pod zgodą, jego matce też byłoby przykro.

Zabrali twarz samolotem do Gliwic i 15 maja, w 35 urodziny syna Teresy, obleczono twarzą Grzegorza G. Inne organy rozjechały się w różnych kierunkach, a reszta w grobie z ojcem spoczęła.

O chciwości

Ubodło parafian z Turośli, że Sławek tyle żyć sobą obdarował, a ksiądz wziął od Teresy za pochówek 1,3 tys. zł. Z wyprzedzeniem. Gdyby nie dała, podjechałby harleyem do domu i zagroził, że kościoła nie otworzy, bo to już się zdarzało. Odebrał gotówkę i burknął, że pogrzeb załatwi wikary, gdyż on wyjeżdża na drugi majowy weekend.

Co wypomnieli w pisemnym proteście do ordynariatu, składając 300 podpisów. Aż klaskali w Środę Popielcową, jak proboszcz ogłaszał, że odchodzi. Poszło po wsi, że kuria zareagowała błyskawicznie z obawy, że wieś o światowej sławy geście Teresy napisze do papieża preferującego ubóstwo. W ramach pokuty za grzech chciwości dostał ubogi kościółek na tysiąc parafian.

Nie wystawiała otwartej trumny, żeby jak u nich w zwyczaju przed ostatnią podróżą rękę nieboszczyka ucałować. Co prawda szpital w Białymstoku zafundował piękną porcelanową twarz, ale rozbili ją biegli podczas sekcji czaszki na prokuratorskie zlecenie. Bo to jednak tajemnicza śmierć. Sławek miał stłuczony mózg i żadnego siniaczka. Co było? Spadł z roweru, pękł guz, a może potrącił go samochód, a kierowca przestraszył się i posadził go na tym pieńku? Umorzono sprawę.

Po pogrzebie w domu weselnym w Turośli urządziła Teresa konsolację na 69 osób, wyprawioną za jedną jałówkę, bo renciny ma 717 zł. Tej nocy Sławek do niej przyszedł i powiedział: dziękuję ci serdecznie, mamo.

Jeszcze nie uzbierała na 30 mszy gregorianek, tyle w zwyczajach potrzeba duszy, żeby iść do nieba, ponieważ śmierć Sławka nastąpiła za tamtego proboszcza. A on wyceniał jedną mszę na 70 zł. Nowy bierze co łaska, będzie ją stać na opłacenie zbawienia.

O zawiści

Niektórzy na wsi mówią, że wzięła za Sławkowe organy 70 tys. Kuzyn z Gliwic musiał zamontować w Cieciorkach rolety, bo nocą świecili latarkami po oknach. Przez wzgląd, że ona teraz majętna, ktoś ukradł Sławkowy rower zza stodoły, ktoś zarejestrował na nią samochód, co musiała odkręcać. Do tego rodzina ze strony Antoniego domaga się majątku. Niech spłaci lub odkroi pięć hektarów. A z czego?

Zeszłego miesiąca zapukała do domu Teresy pani z panem, przedstawiający się jako Centrum Energetyczne. Otworzyła, zarzucając na głowę czarną chustkę z koronki. Rozpoznali ją z tefauenu, witali się wylewnie, ale przeszło im przez gardło, że mają dla niej korzystną ofertę. Niech podpisze umowę zmiany sprzedawcy energetyki, a finansowo odżyje. Wraz z tańszą taryfą prądu podpisała pakiet ubezpieczeniowy „Energia na zdrowie”. I jak to teraz odkręcić?

Wieś mówi też o wycieczkach zagranicznych Teresy. Wieś wie, że był u niej listonosz z pismem od Caritasu Diecezji Katowickiej. Na kredowej papeterii ks. dr Krzysztof Bąk serdecznie zaprasza na sierpniową pielgrzymkę do Jerozolimy, gdzie Chrystus zmartwychwstał, żeby osuszyła łzy. Nominując do niej Teresę, wzięto pod uwagę, że okazała postawę miłości, ratując szczodrym darem życie innego młodzieńca, mieszkańca Śląska. Co roku Caritas zabiera do Grobu Chrystusa osoby poszkodowane. Były już ofiary zawalenia się hali targowej, wdowy po górnikach, powodzianie.

Teresa łapie się za głowę. To przecież z Cieciorek koniec świata. Jak o paszport się ubiegać? Jak się samolotu nie wystraszyć? Czy to nie za drogi prezent? Przecież więcej wart niż jej trzy jałówki.

Ks. Bąk pytał telefonicznie, czy żeby jej było ciut raźniej, ma kogoś do towarzystwa? Może brat? Zgłosiła brata, jaki jest, to jest. Ksiądz, po rozmowie z nim, oddzwonił do Teresy zdenerwowany, że rodzina brata mu ubliża. Czy ma bliskich nieroszczeniowych?

O marnotrawstwie

Już Teresa ma taki matczyny odruch, że dłonią gładzi tabloidy ze zdjęciami nowej twarzy tego Grzegorza. I wygląda go w telewizorze, który stoi w Sławkowym pokoju. Żeby popatrzeć. Czy już ma wyraźniejszą mowę, jak powiekami porusza? Czy jest na świecie druga taka matka podpatrująca twarz syna – nie syna?

Widziała w telewizji, jak pierwszy raz po operacji spojrzał w lustro i podniósł kciuk do góry. To musi znaczyć, że zaakceptował Sławkową twarz. Gdy już się trochę podgoiła, mówił, że musi się golić góra co drugi dzień, bo obdarowano go intensywnym zarostem. Opowiadał, że bardzo dba o twarz. Myje tylko szarym mydłem i natłuszcza arganowym olejkiem. Jeszcze nie czuje ciepła ani gorąca, ale po prawej stronie już odzyskał dotyk, po lewej nawet łaskotanie. Wrócił mu smak na mamine pączki, flaczki oraz rosół.

Teresa Banach mocno się martwi, czy nie zmarnują twarzy? Bo to teraz wymagająca kosztów twarz. Żeby mózg nauczył się ją czuć, musi być rehabilitowana siedem dni w tygodniu. A ten Grzegorz skarży się w wywiadach, że razem ze swoim zasiłkiem i emeryturą matki ma 3 tys., tymczasem na ćwiczenia twarzy potrzeba dwa razy tyle w miesiącu.

Firma kamieniarska obiecała troszczyć się o twarz. Podarowali 10 tys., laptopa i na tym się skończyło. Na twarz zbierają sąsiedzi z wioski Niemil. Proboszcz ogłasza na mszach zbiórki, ale – martwi się Teresa – sami raczej tego nie uniosą. Bo co tam jest w Niemilu? Sklep, świetlica wiejska i 600 parafian.

O niespotkaniu

Marzyło się Teresie, żeby na grobie zawisła Sławkowa twarz zatrzymana w owalnym fotokrysztale. Jakiś redaktor z Warszawy wziął ostatnie zdjęcie dowodowe, przerobił bluzę na elegancką koszulę i przywiózł Teresie. Zawisła.

Więc to już rok, a jeszcze żaden z dziewięciu dzierżawców Sławkowych organów nie kontaktował się. Ona nie stawia wymogów. Raz była u kuzynów w Gliwicach, na wyciągnięcie ręki od tego Grzegorza. Przecież to tu obleczono go w twarz syna, musi się stawiać na oględziny. Jedna pani redaktor obiecała zaaranżować spotkanie. Czekała i nic.

W marcu Teresa Banach w odświętnej chustce z koronki kłaniała się na scenie w Warszawie, odbierając dyplom oprawiony w szkło. Kapituła nagrody im. Jana Rodowicza „Anody”, harcerza Szarych Szeregów i warszawskiego powstańca, nominowała Teresę na bohaterkę czasu pokoju. Podczas multimedialnej prezentacji jej osoby stała wypłoszona wielkim światem, obejmował ją sam reżyser „M jak miłość”.

Potem przemówiła: że już była w Warszawie, bo kiedyś przesiadała się na pociąg do Gliwic. Sławuś był dwa razy rowerem na wycieczce. Kilka dni jechał, bo to jest z Cieciorek 180 km, i tylko telefonem komórkowym dzwonił do Teresy: mamuś, już tu jestem, dojechałem tu, do Warszawy jeszcze kawałeczek.

Polityka 16.2014 (2954) z dnia 15.04.2014; Społeczeństwo; s. 32
Oryginalny tytuł tekstu: "Matka Teresa"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama