Lecz stajesz pod kolejnym pomnikiem czy pomniczkiem i – chcesz nie chcesz – inaczej ci się to odczytuje. Że On swój, cały tutejszy, do tutejszych należy.
Róże na marmurze. W strefie A ochrony uzdrowiskowej Uzdrowiska Konstancin tutejszość nawet wprost podkreślili: „Największy z Polaków, honorowy obywatel Konstancina-Jeziorny”. Ładnie postawili. Od 16 października 2008 r. stoi w samym centrum wysztafirowanego parku zdrojowego, otoczony kręgami kamiennej kostki; głowę ma wśród sosnowych gałęzi, u podnóża ma sztuczne białe i czerwone róże; jedne już poszarzałe, drugie wyblakłe, ale kilka zniczy – mało powiedziane zniczy, wielkich, zdobnych plastikowymi ornamentami czar i urn na wkłady wymienialne – zawsze płonie. Godny ten konstanciński sypialni najbogatszych Polaków i uzdrowiskowej strefy A, autorstwa samego prof. Gustawa Zemły, który w portfolio ma także pomniki m.in. w Mistrzejowicach, Płocku, Oleszycach, Suwałkach, Łomży, Montevideo, no i ten na Wawelu.
Prof. Zemła nie pobił pewnie liczbowo prof. Czesława Dźwigaja (co najmniej 70 odlewów), ale wraz z nim i Krystyną Fałdyga-Solską (m.in. Poznań, Łódź) należy do grona artystów – rzec można – w papieskiej mierze seryjnych. Jak zauważa dr Kazimierz S. Ożóg, historyk sztuki, doktoryzowany na papieskich pomnikach – twórcy, nawet najwybitniejsi, „nie zdecydowali się dotychczas na nowatorstwo, kroki odważne i niekonwencjonalne”. Zresztą ci, co się decydują, przegrywają konkursy. Mogą bowiem teoretycy sztuki do woli sarkać, że dosłowna, że hiperrealistyczna, że żadnej metafory nie niesie ta rozszalała twórczość, figuratywna-ku-upamiętnieniu, lecz przecież fundatorom właśnie zwykle o to chodzi: żeby On był jak żywy.