Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Myszy i ludzie

Lenni Small kochał wszystko, co żyje. A nawet to, co żyło kiedyś. W kieszeniach nosił zmarłe myszy. Musimy to zrozumieć. Wszak był niedorozwinięty. Ludzie z Fundacji Ogony są rozwinięci aż nadto. Kto ich zrozumie? Od miesiąca koczują nocami na krakowskich Plantach, by uratować z opresji kilkadziesiąt białych szczurów, podrzuconych tam z bezradności przez kogoś, kto nie wiedział, jak się pozbyć niechcianych zwierząt bez zabijania. Szczęśliwe i niewinne istoty brykają pociesznie pod nosem dwunożnych notorycznych winowajców, nieświadome zagrożenia i wojny kulturowej, której są współsprawcami i bohaterami. Splot paradoksów i emocji na Plantach jest tak wielki, a światło rozumu tak słabe! Zwabione niewymowną osobliwością szczurzej sprawy ciągną na Planty media. Parkują w niedozwolonym zwykle miejscu wielkie wozy transmisyjne. Rzecznicy prasowi oświadczają. Działacze dementują.

Pat. Miasto ma obowiązek deratyzować. Gdzie szczur, tam trutka. Takie jest odwieczne prawo vendetty: myszy i ludzie nigdy razem. I nigdy osobno. Pókiś człowiekiem, bij mysz! A więc biją mysz, mysz parchatą, śmierdzącą i gryzącą. Lecz, o zgrozo!, niektóre myszy równiejsze! Białe (wiadomo!) podpadają pod zwierzęta hodowlane i domowe, a tych zabijać nie wolno. Masz tu urzędnicza głowo placek. I drap się, i trap się: zabić (przestępstwo!) czy ukochać (szaleństwo!)?

Na wszelki wypadek krakowskie Salomony znalazły sposób. Pół zabić, a pół ukochać? No, prawie. Wymyśliły, że Fundacja Ogony może sobie przez parę dni łapać tych swoich pupili i zabierać do diabła, a co nie wyłapie, to do likwidacji. Bo szczur to jednak szczur.

Polityka 26.2014 (2964) z dnia 24.06.2014; Felietony; s. 102
Reklama