Marek Ostrowski: – Niemiecki Trybunał Konstytucyjny orzekł, że nie można przyszłej matce narzucać poświęceń przekraczających zwykłą miarę utrudnień i ofiar wynikających z ciąży i porodu. Prof. Chazan, który faktycznie zmusił swoją pacjentkę do urodzenia niezdolnego do życia dziecka, w Niemczech też miałby kłopoty.
Eleonora Zielińska: – Tak, chodzi o pojęcie tzw. przymusowego samarytanina. Prawo może premiować czy w jakiś sposób pochwalać czyny heroiczne. Ale nie może wymuszać takich postaw od obywateli. Na pewno za sprzeczne z Europejską Konwencją Praw Człowieka zostałoby także uznane ustawodawstwo krajowe, które stawiałoby wyżej płód niż życie matki. Np. w sytuacji, gdy płód ugrzęźnie w drogach rodnych i to grozi śmiercią matki, żaden lekarz nie ma prawa zawahać się go rozkawałkować, jeżeli to będzie jedyna droga dla uratowania życia matki. Oczywiście lekarze powinni być uczeni, by dbać o życie i matki, i płodu. Jednak w sytuacji konfliktu muszą dać priorytet życiu urodzonemu, czyli matce.
Mówi pani „płód”, a nie „dziecko poczęte” czy „dziecko nienarodzone”. Proszę wyjaśnić różnicę.
Terminy „dziecko poczęte” i „dziecko nienarodzone” istnieją w polskim ustawodawstwie. Kodeks cywilny chroni prawa spadkobrania tzw. pogrobowca, dziecka poczętego przez zmarłego później ojca – pod warunkiem że to dziecko urodzi się żywe. Nie jest więc to termin wzięty z sufitu: „dziecko poczęte” jest takim tylko do momentu urodzenia i jeszcze pod warunkiem, że się urodzi żywe. Wadą tego terminu – poza obszarem prawa spadkowego – jest trudna logika. Przecież każdy, kto żyje, jest poczęty. Łatwo więc o pewną manipulację: znak równości pomiędzy dzieckiem poczętym, czyli płodem, a dzieckiem urodzonym, czyli człowiekiem.
Do tej pory prawo tego znaku równości nie znało. Jak mówiłam, pewne warunkowe uprawnienia dawano płodowi przed urodzeniem; jeśli nie przyszedł na świat – praw nie miał. Teraz mówimy o dziecku poczętym jako pewnej fazie życia człowieka i wprowadzamy kontinuum. To bardzo niebezpieczne podejście.