Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Kościół zamknięty

Obiekty sakralne niedostępne dla zwiedzających

Gąsawa, modrzewiowy XVIII-wieczny kościółek, perła architektury drewnianej Gąsawa, modrzewiowy XVIII-wieczny kościółek, perła architektury drewnianej Przemysław Graf / Reporter
Państwo dotuje renowację i konserwację zabytkowych kościołów. Ale nie stawia żadnych wymagań, aby te zabytki były udostęp­niane zwiedzającym. Wszystko zależy od dobrej woli księży.
Strzegom ze wspaniałą gotycką farą, ale bez żadnych informacji, kiedy można zwiedzać jej wnętrze.Marek Maruszak/Forum Strzegom ze wspaniałą gotycką farą, ale bez żadnych informacji, kiedy można zwiedzać jej wnętrze.

Komu w czasie tych wakacji zdarzyło się pocałować klamkę, gdy próbował zwiedzić wnętrze zabytkowego kościoła? Krótka mailowa sonda wśród znajomych i posypały się odpowiedzi. Chwarszczany, obecnie kościół św. Stanisława Kostki, pierwotnie kaplica templariuszy; jeden z najcenniejszych zabytków Pomorza Zachodniego z polichromiami powstałymi ok. 1400 r. Turośl w podlaskim; na drewnianym kościółku jedynie informacja, że wyremontowano go ze środków europejskich, ale wszystko zamknięte. Gąsawa, modrzewiowy XVII-wieczny kościółek, perła architektury drewnianej z renesansową chrzcielnicą i jednym z najwspanialszych w Polsce zespołem barokowych malowideł ściennych. W sobotę wszystko zamknięte na głucho, łącznie z kruchtą. Strzegom ze wspaniałą gotycką farą, ale bez żadnych informacji, kiedy można zwiedzać jej wnętrze. Modliszów, kościół z rzadkimi gotyckimi freskami; otwarty tylko w czasie mszy.

– Podróżowałem w tym roku po Beskidzie, zwiedzając drewniane cerkwie. Wszystkie były otwarte, a przy wejściu czekała osoba, która towarzyszyła turystom, opowiadając o historii i zabytkach świątyni. Okazuje się, że urząd wojewódzki, korzystając z unijnych środków, zatrudnił miejscowych, by pełnili takie dyżury. Nie dotyczyło to jedynie cerkwi przejętych przez Kościół katolicki, które były zamknięte na skobel – opowiada Marcin, warszawski architekt. – Kiedy dotarłem do Przemyśla, udało mi się co prawda wejść do katedry, ale wkrótce pojawił się zakonnik i zaczął ostentacyjnie dzwonić kluczami. Większość turystów zrozumiała aluzję, ale jakieś dwie kobiety zwiedzały nadal. Brat podszedł do nich i powiedział: zamykajem chram, ponimajetie? Spytały, czemu mówi do nich po rosyjsku, skoro są Polkami. Stwierdził, że na pewno nie są katoliczkami, bo dzwoni i dzwoni, a do nich nie dociera. Był arogancki i zły.

Z pomocą państwa

To europejska norma, że państwo dotuje remonty i konserwację zabytkowych budowli sakralnych, bo są one częścią kulturowego dziedzictwa. A w Polsce historia akurat tak się potoczyła, że większość zabytków to zabytki sakralne; zwłaszcza katolickie. Synagogi zostały niemal w całości zniszczone zaraz po wkroczeniu Niemców do Polski. Kultura ziemiańska zniknęła po zakończeniu II wojny światowej, a dworki popadły w ruinę. Zabytki kościelne historia bardziej oszczędziła, a zniszczenia wojenne zostały – nie bez pomocy państwa – zaleczone.

Ustawa o stosunku państwa do Kościoła katolickiego zawiera m.in. zapisy, że instytucje państwowe, samorządowe i kościelne współdziałają w ochronie, konserwacji, udostępnianiu i upowszechnianiu zabytków architektury kościelnej i sztuki sakralnej oraz ich dokumentacji, muzeów, archiwów i bibliotek będących własnością kościelną, a także dzieł kultury i sztuki o motywach religijnych, stanowiących część dziedzictwa kultury polskiej. Podobnie stanowi konkordat, według którego państwo w miarę możliwości dotuje zabytki kościelne, a władze wraz z Konferencją Episkopatu Polski są zobligowane do opracowania zasad udostępniania dóbr kul­tury będących własnością Kościoła.

Państwo wywiązuje się ze swoich zobowiązań. Wywiązywało się zresztą na długo przed podpisaniem konkordatu. – Nawet w okresie najdzikszego stalinizmu władze nie śmiały podnieść ręki na zabytki kościelne. Przeciwnie, dofinansowywano ich odbudowę. Gdyby nie pomoc państwa zaraz po wojnie, warszawski kościół św. Anny obsunąłby się ze skarpy – mówi dr Paweł Borecki z Katedry Prawa Wyznaniowego Uniwersytetu Warszawskiego. – W 1971 r. Edward Gierek, w ramach normalizacji stosunków z Kościołem katolickim, przekazał mu na własność ok. 4,5 tys. obiektów sakralnych, głównie poprotestanckich na Ziemiach Odzyskanych. Po 1945 r. Kościół objął w posiadanie także ok. 100 prawosławnych cerkwii w centralnych i wschodnich rejonach Polski. W 1989 r. Kościół formalnie nabył je na własność. Przez lata remonty i konserwacje zabytków sakralnych były dofinansowywane z Funduszu Kościelnego. Dziś przeznaczony jest on niemal w całości na ubezpieczenia społeczne i zdrowotne duchownych. Jednak Kościół ma wiele innych sposobów na pozyskiwanie środków publicznych.

Jednym z podstawowych są dotacje Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego w ramach programu Dziedzictwa Kulturowego. Osoba fizyczna, jednostka samorządowa lub inna instytucja będąca właścicielem zabytku mogą ubiegać się o udzielenie budżetowej dotacji na jego konserwację czy remont. Co roku wnioski składane przez kościoły i związki wyznaniowe stanowią ponad 70 proc. zgłoszeń. W przytłaczającej większości są to oczywiście wnioski składane przez Kościół katolicki. W 2013 r. było ich 339, podczas gdy Kościoły prawosławne złożyły ich 10, ewangelicko-augsburskie – 8, a grekokatolickie – 2. Kwota dotacji na zabytki sakralne wynosi ok. 60 mln zł rocznie.

Inne źródła pozyskiwania dotacji na obiekty sakralne to urzędy marszałkowskie, środki będące w dyspozycji wojewódzkich konserwatorów zbytków, tzw. Fundusze Norweskie i wreszcie środki unijne, głównie z programów regionalnych. Początkowo Kościół odnosił się nieufnie do europejskich pieniędzy. Jednak nawet mimo tej zachowawczości w latach 2004–06 uzyskał ponad 5,5 mld zł dotacji na rewitalizację i odnowę swoich dóbr. Z czasem zaczął po nie sięgać coraz odważniej i aplikuje po dotacje nie tylko z programów regionalnych, ale także centralnych. Według obecnych zasad może pozyskiwać fundusze nie tylko na renowację zabytkowego kościoła, ale także remonty budynków z nim związanych, budowę ogrodzenia czy termomodernizację obiektu, rewitalizację terenów przykościelnych, instalację systemów zabezpieczających.

Niestety z udostępnianiem zabytków sakralnych jest już gorzej. Kościół nie wywiązuje się z zapisów konkordatu, które mówią o powołaniu w poszczególnych diecezjach komisji mających współpracować z władzami państwowymi w sprawie kościelnych dóbr kultury o ogólnonarodowym znaczeniu. – Nie powstały one nawet w czołowych archidiecezjach: warszawskiej i krakowskiej – mówi dr Paweł Borecki. – Kościół powołuje się na konkordat wtedy, kiedy chce coś uzyskać. Gdy ma się wywiązać z obowiązków w nim zapisanych, jest bardziej powściągliwy.

Oczywiście nie ma problemu z dostępem do najważniejszych zabytków sakralnych, takich jak kościół Mariacki w Krakowie, kaplica wawelska czy bazylika Mariacka w Gdańsku. Choć i ta kwestia budzi kontrowersje. – Będąc w tym roku w Gdańsku, chciałem zajrzeć do bazyliki. Gdy wszedłem, zaraz podeszła do mnie starsza pani i stwierdziła, że za zwiedzanie trzeba zapłacić 2 zł – opowiada Wojciech, właściciel warsztatu samochodowego w Warszawie. – Byłem zbulwersowany. Przecież to kościół. Skąd ona wiedziała, że ja się nie przyszedłem pomodlić?

Można powiedzieć, że i tak został potraktowany ulgowo. Na stronach bazyliki jest zapis, że w godzinach 9–17.30 zwiedzanie jest płatne. Bilet normalny kosztuje 4, a ulgowy 2 zł. O ile w katolickim społeczeństwie płatny wstęp do kościoła może budzić niesmak, o tyle przynajmniej zasady są jasne. Jeśli chodzi o możliwość oglądania takich dzieł, jak na przykład Lament Opatowski, renesansowa płaskorzeźba na nagrobku kanclerza wielkiego koronnego Krzysztofa Szydłowieckiego w kolegiacie św. Marcina, nie obowiązują żadne reguły. Proboszcz ma klucz. Jak zechce, to otworzy, a jak nie, to nie. – To jest także kwestia atmosfery – deklaruje Dorota, przewodniczka po warszawskiej Pradze. – Mamy na trasie zwiedzanie bazyliki przy ul. Kawęczyńskiej, gdzie jest bardzo ciekawa kolumnada, oddzielająca nawę główną od bocznych. Pierwotnie te kolumny wykonano dla Bazyliki św. Pawła za Murami w Rzymie, ale nie pasowały, więc w 1915 r. Maria Radziwiłłowa odkupiła je na potrzeby budowanej w Warszawie bazyliki. Za każdym razem, gdy jestem tam z grupą, czuję się jak intruz, któremu ktoś robi łaskę. W stojącej po sąsiedzku cerkwi jest całkiem inaczej. Oprowadzają, zapraszają, by zajrzeć jeszcze do podziemi.

Dobra wola proboszcza

Im mniejsza miejscowość, tym większy kłopot, bo kościoły są tu otwierane zazwyczaj tylko na czas nabożeństw. Z jednej strony to zrozumiałe. Wynika to z obawy przed kradzieżą czy dewastacją. Chociaż środki unijne, po które parafie tak chętnie sięgają, można przeznaczyć także na systemy zabezpieczające czy monitoring. A z drugiej strony przykład bieszczadzkich drewnianych cerkiewek z miejscowymi przewodnikami pokazuje, że jak się chce, to można. Czasem zdarza się, że na zabytkowym kościele wisi informacja, do kogo chętni zwiedzający mogą się zgłosić po klucz. Ale nie ma takiego obowiązku. Co oznacza, że dostęp do finansowanych z budżetu dóbr kultury zależy od dobrej woli proboszcza, kościelnego, wikarego lub mieszkającego w pobliżu kościoła członka rady parafialnej. Który jest albo akurat wyjechał, a może chwilowo nie ma czasu. – Kolegiatę w Kielcach otworzyła nam pani, która stwierdziła: macie 15 minut, bo zaraz zaczyna się „M jak miłość” – opowiada Katarzyna Gołąbek, doktorantka na Wydziale Historii Uniwersytetu Warszawskiego, która od kilku lat współorganizuje wyjazdy naukowe dla studentów. – To bez sensu, bo nie da się w kwadrans omówić z grupą całego zabytkowego wnętrza.

W małych miejscowościach zawsze wcześniej dzwonią, żeby się umówić, i zazwyczaj spotykają się z otwartością, bo przyjazd grupy studenckiej to jakaś odmiana. Poza tym miejscowi są dumni, że mają na swoim terenie interesujący zabytek, i lubią o nim opowiadać. Czasem nadmiernie. – W opactwie cysterskim w Wąchocku legendarną postacią jest brat Marian. Przesympatyczny człowiek, który pasjonuje się historią tego miejsca, ale nie może znieść, gdy mówi na ten temat ktoś inny. Poluje na grupy uniwersyteckie i gdy ktoś z kadry zaczyna wykładać, zwraca się do studentów: co on za bzdury wygaduje! Nawet prof. Henryk Samsonowicz padł jego ofiarą – opowiada Gołąbek.

Według niej problem w tym, że taki wyjazd to zawsze loteria. Nie wiadomo, na kogo się trafi. Jeden proboszcz chętnie wpuści do prezbiterium, gdzie często znajdują się najważniejsze zabytki, inny absolutnie. Jeden się umówi i nawet opóźni rozpoczęcie mszy, żeby grupa mogła skończyć pracę, inny obieca, że będzie otwarte, a jest zamknięte. Tak było na przykład w Tarnowie, gdzie proboszcz, co prawda niechętnie, ale zgodził się wpuścić ich na godzinę po mszy. Kiedy dojechali, zastali zamknięty kościół. Nie było żywego ducha. Ponad pół godziny negocjowali z mieszkającymi po sąsiedzku zakonnicami, które zajmowały się sprzątaniem świątyni. Bały się, co będzie, jak się ksiądz proboszcz dowie, że kogoś wpuściły bez jego wiedzy. Wtedy się udało, ale w Zwoleniu już nie. Tam też nie zastali nikogo, a w domu zakonnym sióstr, do którego długo dobijali się domofonem, słychać było tylko szuranie pod drzwiami. Żadna się nie odezwała ani nie pokazała. – Inny problem to oczekiwanie od nas pewnych religijnych serwitutów, że jak skończymy, to będzie jakiś paciorek – mówi Katarzyna Gołąbek. – Była sytuacja, że ksiądz na początku zażądał, żebyśmy wszyscy uklękli i się pomodlili. Część grupy odwróciła się na pięcie i wyszła, a reszta za nią.

Narodowe archiwum kościelne

Najbardziej ograniczony jest dostęp do archiwów kościelnych, mimo że one także mogą ubiegać się o dotacje na konserwację czy digitalizację zbiorów. A zgodnie z zapisami polskiego prawa, w tym także konkordatu, archiwalia kościelne winny być udostępniane na tych samych zasadach co państwowe – czyli bezpłatnie na potrzeby nauki, kultury i gospodarki. Ale nie są. – Zdarzają się, na przykład w diecezji gnieźnieńskiej, przypadki żądania opłat za dostęp do ksiąg kościelnych. Jest to związane z modą na odtwarzanie drzew genealogicznych. Problem w tym, że przez wieki innych archiwów niż kościelne nie było. To w pewnym sensie też jest dobro narodowe i robienie z niego biznesu jest nadużyciem – mówi dr Borecki.

Nie tylko opłaty za genealogię są barierą. Także przed świeckimi naukowcami kościelne archiwa zamknięte są na głucho. Jak pisze Artur Mezglewski w książce „Prawo wyznaniowe”, zasadniczą przyczyną niechęci instytucji kościelnych do otwarcia archiwów jest panujący w nich bałagan. Sami nie wiedzą, co tam jest, więc na wszelki wypadek odmawiają. Kiedy dr Paweł Borecki zwrócił się z prośbą do sekretariatu episkopatu Polski o pozwolenie na dostęp do ich archiwów, dostał odpowiedź, że to niemożliwe, bo materiał jest nieuporządkowany. – Znajomy ksiądz potwierdził, że faktycznie, bałagan jest tam potworny – mówi dr Borecki. – Ale to także asekuranctwo. Pracując nad książką o konkordacie, byłem zainteresowany dokumentami zgromadzonymi w nuncjaturze papieskiej. Siostra w portierni była tak nieufna, że odmówiła nawet poświadczenia, że odebrała moje podanie z prośbą o dostęp. Jednocześnie moi duchowni koledzy prawnicy nie mieli takich kłopotów. Niestety, wpuszczają tylko swoich. Kościół łamie w ten sposób zasadę równouprawnienia naukowców.

Można by oczekiwać, że korzystając z publicznych pieniędzy, Kościół będzie się czuł zobowiązany do pewnej wzajemności, ale od egzekwowania tych reguł jest państwo. Trochę na zasadzie: płacę i wymagam. Rzecznik prasowy Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego na pytanie POLITYKI, czy ministerstwo stawia jakieś wymogi, jeśli chodzi o udostępnianie zwiedzającym obiektów sakralnych dotowanych z jego budżetu, odpowiada lakonicznie: żadnych.

Polityka 38.2014 (2976) z dnia 16.09.2014; Społeczeństwo; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Kościół zamknięty"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
O Polityce

Dzieje polskiej wsi - nowy Pomocnik Historyczny POLITYKI

24 kwietnia trafi do sprzedaży najnowszy Pomocnik Historyczny POLITYKI „Dzieje polskiej wsi”.

(red.)
16.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną