Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Samotni właściciele lodówek

Starość: bez bliskich, bez pieniędzy, bez sensu

Ian Keefe / Unsplash
Jest w Polsce milion mieszkań, w których krząta się wokół siebie samotny stary człowiek. Czasem o jego nieistnieniu zawiadamiają muchy.
W 2013 r. na zlecenie ONZ przebadano samopoczucie starości na świecie. Pytanie „Czy twoje życie ma sens?” uplasowało polską starość na ostatnim, 91 miejscu.Anna Musiałówna/Polityka W 2013 r. na zlecenie ONZ przebadano samopoczucie starości na świecie. Pytanie „Czy twoje życie ma sens?” uplasowało polską starość na ostatnim, 91 miejscu.
Skąd ci z pogotowia (np. zaalarmowani przez sąsiada, że od dłuższego czasu nie odkłaniają się na schodach ze staruszkiem) mają wiedzieć, jak reanimować, jeśli nieprzytomny leży na dywanie?Anna Musiałówna/Polityka Skąd ci z pogotowia (np. zaalarmowani przez sąsiada, że od dłuższego czasu nie odkłaniają się na schodach ze staruszkiem) mają wiedzieć, jak reanimować, jeśli nieprzytomny leży na dywanie?
Świat szykuje się po swojemu na bezpańską starość.Anna Musiałówna/Polityka Świat szykuje się po swojemu na bezpańską starość.

„Kopertę życia” najlepiej trzymać w lodówce. W kopertę włożyć karteczkę. Na karteczce zapisać PESEL, przebyte choroby, zażywane leki, skłonności do uczuleń, numer telefonu – do kogokolwiek.

Koperty mają ułatwić akcje ratunkowe. Skąd ci z pogotowia (np. zaalarmowani przez sąsiada, że od dłuższego czasu nie odkłaniają się na schodach ze staruszkiem) mają wiedzieć, jak reanimować, jeśli nieprzytomny leży na dywanie? Zapadł na śpiączkę cukrzycową czy siadł rozrusznik serca?

Na „Kopertę życia” najlepsza jest lodówka jako miejsce rozpoznawalne, bo stoi w każdym domu.

Świat szykuje się po swojemu na bezpańską starość. Zachód oferuje już starości czujniki ruchu: można niedołężnego zaczipować, zdalnie śledzić wzór jego codziennej aktywności i interweniować w razie odstępstwa od normy. Japończycy czekają na pierwsze roboty zdolne do zhumanizowanych interakcji. My mamy koperty w lodówce, coś jak blaszany nieśmiertelnik na szyi żołnierza. Od roku są rozdawane w urzędach miejskich. Bo już prawie milion lodówek posiada tylko jednego starego właściciela.

Usługobiorcy

Praga Północ. Stukot windy. To jeszcze nie do Krystyny. Jej opiekunka inaczej stawia kroki. Krystyna zna się na krokach, przecież od dziewięciu lat nie zdejmuje różowej podomki. Wyprowadzona z domu tylko raz. Na pogrzeb syna.

Zakres czynności opiekuńczych wokół Krystyny: „utrzymywanie kontaktu z pracownikiem socjalnym, zwanym koordynatorem usług; zakup artykułów niezbędnych do codziennej egzystencji (żywieniowe, przemysłowe, realizacja recept, łączna waga do 5 kg); sprzątanie w zakresie podstawowym bez generalnych porządków w pokoju klienta (wycieranie kurzu, odkurzanie, zmycie podłogi przy pomocy mopa lub szczotki)”. Godność nie pozwoliła Krystynie zakontraktować umycia swoich intymnych miejsc. Zresztą musiałaby wtedy partycypować w opłatach, bo każda dodatkowa czynność opiekuńcza to kilka procent renty.

Co do kilogramów, żeby nie obciążać swoją opiekuńczą godziną, prosi tylko o zakup miękkich (czyli lżejszych) jabłek, całkiem akuratne do dziąseł. Wyrozumiała. Też jest (to znaczy była) zapracowaną kobietą. Cóż ta opiekunka może zrobić przy Krystynie w zakontraktowaną godzinę dziennie? Stanie w kolejce za tym ryżem, pójdzie po oligocenkę („dzienny udźwig do 2 litrów”), da pisemny raport z wywiązania się z usługi do zarządu i już kończy się jej czasowy limit. Musi biec na inną opiekuńczą godzinę. Krystyna chciała nawet oddać tej serdecznej pani swoje kryształy, ćmielowskie filiżanki, wszystko się zmarnuje jak umrze. Niech weźmie. Choć cukiernicę – jeszcze za młodą na śmierć. Ale pani piskliwie dziękuje, że nie może, wykręcając się słowem profesjonalizm.

Ulicę dalej na swoją opiekuńczą godzinę przy trójnogim chodziku czeka Bogusław po trzech udarach. Drzwi nawet nocą niezamykane na klucz (na wypadek gdyby). W telewizorze śnieżą nieme skoki narciarskie (ściszony daje złudzenie, że w domu jest jakiś ruch, a przy tym nie ma krzyku). Synowie obrazili się 40 lat temu w związku z rozwodem, ale Bogusław nie chce do domu opieki. Jaki to ma sens być między ludźmi, skoro nikt tej mowy po trzech udarach nie zrozumie. Zresztą jest z ludźmi w kontakcie, trzy razy w tygodniu wywożony na dializy i wymianę cewnika.

Przy łóżku tranzystorowe radio. Na parapecie poduszka dla łokci. Pani przyniesie obiad chłodnawy, ale nie ma pretensji. Tylu ludzi obskoczyć. Ona nie może z nim zjeść, byłoby to nieprofesjonalne. Za to rutynowo zapyta o samopoczucie, a on usłyszy własny głos. W piątek dostanie zafoliowane porcje na weekend.

Drażniący

Odpłatne panie pomocne można wypisać z gazetki Anonse. Oferują się na każdy chorobowy wariant. Atutem prowincjonalnych jest to, że wymagają pokoiku, czyli całą dobę pod ręką. Halina z Pionek od 17 lat zmienia pokoiki, robiąc przy starości okołowarszawskiej.

Do końca 2014 r. mieszkała przy Zeni (lat 91, w przeszłości lekarka) na ul. Kochanowskiego. Piękna renta (3400 zł) plus darmowe leki przez wzgląd na fakt, że powiła w Oświęcimiu dziecko, które zmarło. Chodząca, lecz złośliwie życząca sobie pampersacji. – Zeniu, pójdziesz siusiu? – Odklap się ode mnie. Po pięciu minutach: – Zlałam się już. Zenia opiera się o pralkę, wyciąga tyłek i stoi. Halina do Zeni: – Podkreślasz, że jesteś warszawianka, a z ciebie typowy cham. – Tak mówisz? – Tak mówię. Wieczorami Zenia czytała tę samą gazetę – z którą co niedziela wpadała w odwiedziny córka – żeby zapalonym światłem drażnić padającą z nóg Halinę. Rano dostawała insulinę, odstawiała nietknięte śniadanie i patrzyła szelmowsko w oczy. Wiedziała, że musi zjeść z powodu cukrów, ale niech Halina się o nią pomartwi. Czasem na złość przechodziła na francuski. No, Halina jeszcze przy takiej starości nie robiła. Starość zwykle się modli, a Zenia ciągle o seksie. Wyrzucała Halinie, że pukał facet, dał jej 100 zł za współżycie z Zenią, wzięła pieniądze, lecz go do niej nie dopuściła.

Wcześniej zajmowała pokoik przy Saskiej, u Lodzi (lat 93, wdowa po krakowskim adwokacie, emerytura 2600 z groszami). Widać na fotografiach rozstawionych w czterech pokojach, że nie żałowali sobie. Jak przychodziły do Lodzi dzieci, to nawet zimą z kilogramem gałązkowych pomidorów. Złoty człowiek. Przy każdej zmianie pampersa bardzo przepraszała, że taka ciężka.

Przed Lodzią odpowiedziała na anons Tadeusza z ul. Tagore’a. Mieszkanie lepkie od brudu, ale inteligencki szarm. Tu ubrania oddawało się do pralni, co finansowała córka z USA, a książek jak mrówek. Przed śmiercią wybrał kilka, każąc je wysłać Halinie pocztą. Resztę wywiozła sfinansowana z USA ciężarówka.

Najdłużej zasiedziała się w pokoiku w Milanówku, u małżeństwa po wypadku. On, staruszek, wymusił autem pierwszeństwo, powodując pęknięcie kręgosłupa u siedzącej obok żony. Leżącą dopadł alzheimer. Gdy Halina leciała wyrzucić zużyte pampersy do śmietnika przy Biedronce, ona zawijała odchody w papierki i upychała w papcie, przepraszając w wannie: – Jesteś taka dobra, co ja ci narobiłam. Gdy umarła, on zaniemógł na biodro. W nocy podawała mu dwie kaczki, bo obficie sikał i lubił zabijać bezsenność, przelewając siki z jednej kaczki do drugiej kubeczkiem po jogurcie.

Ale najmocniej pokochała Józię z Woli (lat 88, podkurcz lewej nogi, trzy udary). Zastała ją sklejoną odchodami z pościelą. Dwa tygodnie likwidowała smród. Wcześniej Józi, w ramach godzinnej usługi opiekuńczej, nie prano pościeli, tylko suszono. Józia nie mówiła prawie wcale, ale chciało się robić, taki to był wdzięczny człowiek. Całowała w ręce za zawieszone firanki, które córki zdjęły lata temu, żeby kurz nie zbierał się nad mamusią. Pytały Halinę: – Czy mama to kupy już nie robi? Umarła na ciśnienie z tęsknoty za Haliną.

Kłębuszki

W 2013 r. na zlecenie ONZ przebadano samopoczucie starości na świecie. Pytanie „Czy twoje życie ma sens?” uplasowało polską starość na ostatnim, 91 miejscu. Połowa nie miała powodu, by wstać z łóżka. Stąd wzmożona aktywność koordynatorów senioralnych. To pracownicy pomocy społecznej, nastawieni na wyciąganie z domów wdowców. Rok mają prawo płakać. Potem niech zrzucą podomki i zaangażują w senioralne kluby, na które przysposabia się piwnice. Niech się zapiszą do kolorowych świetlic dziennego pobytu. Na przykład na warszawskiej Woli, dzielnicy starych robotników (w korytarzu stacjonarny rowerek, ubrany w kombinezon zrobiony na drutach przez klub Kłębuszek). Niech od 9 do 14 pośpiewają w chórze Wolska Melodia, włączą w Galerię Starej Serwetki, potańczą w kręgu, poćwiczą mózgi metodą Denisona.

Szałem wśród zrzucających podomki jest Akademia Starszego Przyrodnika. Nie historia, nie książka, ale siła natury. 80-letni idą gęsiego do parków, łapiąc się za krzyże przy skubaniu koniczynek. Koordynatorzy radzą korzystać z oferty, póki Unia dofinansowuje pamięć o nich.

W kątach świetlicy stoją worki na korki z plastiku, zbierane na chore dzieci. Starą uczuciową samotność niesamowicie integrują korki. Taka nowoczesna forma zbliżania się. Pretekst, by zapukać do sąsiada albo ustawić tekturowe pudełko na klatce z numerem lokalu w razie pytań. Niektórzy przychodzą tylko co miesiąc wsparci o swój wózek korków.

Z unijnej oferty dofinansowującej pamięć o starym człowieku chętnie korzystają zaangażowani w e-wykluczenie. Wygrywa się projekt, po czym zaprasza na komputerowe kursy jeszcze chodzącą starość. Marek Zakrzewski przez dwa lata e-oswajał mieszkańców warszawskich Młocin. Pozgłaszali się masowo ci, którzy jeszcze nietoczeni przez demencję nie bali się wind. Ręce już nie mogły usidlić myszy w polu krzyżyk celem zamknięcia wirtualnego okna, ale nawiązały się analogowe zbliżenia. Ktoś nie przyszedł. Pukanie do drzwi. Półtora dnia leżał w łazience.

Spragnieni

Żoliborz. Dzielnica starej samotności. Wykształconej, w przeszłości dużo od nich zależało, a dziś wyjście ze śmieciami to jak wejście na Kasprowy. Po wnętrzach domów dzielnicowi widzą, że egzystowali na wyższym C (pianino, ciężki stylizowany kredens, jeśli meblościanki, to pewnie przyjezdni budowniczowie Warszawy). Rodzice pokolenia, które wyfrunęło do Ameryki po stanie wojennym. Uchylają drzwi, słysząc na klatce kroki, serdecznie zapraszając do siebie przez szparkę. Niech wejdzie, herbatkę wypije. To nic, że nie do mnie, zdąży pan sąsiadom doręczyć wezwanie. Trzęsącą się ręką obijają filiżankę o podstawkę. Niech pan dzielnicowy powie, dlaczego te z rzadka wpadające wnuczki nigdy nie chcą u mnie zjeść (oboje dobrze wiedzą, że się brzydzą).

B. skarży się na telefon od niby-wnuczka. Rzuciła w słuchawkę: – To weź zagraj w totolotka!, gdyż w klubie seniora uczulano ją na naiwne odruchy serca. Ale tak się złożyło, że za chwilę zadzwonił policjant. Ostrzegł B., że monitoruje jej sprawę, przed chwilą omal nie padła ofiarą oszusta. Czy pomoże go złapać? Jeśli mu nie wierzy, niech potwierdzi to pod 112. Namówił B., żeby dokonała kontrolowanego przekazu na 30 tys. zł.

Do J. – słucha przy herbacie dzielnicowy – zapukał syn lekarki. Mama go przysłała z pojemniczkiem, martwi się, bo J. dawno nie był na badaniach moczu. Niech idzie do łazienki i nasika.

Samotna starość masowo okupuje komisariaty latem. Trudno powiedzieć, dlaczego. Dzień długi? Droga sucha? Czy – w języku policyjnym – przepalone styki? Zawiadamiają, że sąsiad z góry przypala laserem; ktoś podrzuca na wycieraczkę żyletki; albo worki foliowe dmuchane na kształt penisów. Zostawiają listy do Tuska.

Nieadekwatni

Co drugi urodzony w tym tygodniu dożyje 100 lat. Może zrobić sobie zmysłową wycieczkę do własnej starości. Np. zakładając niemiecki kombinezon wyposażony w kieszenie z obciążnikami do 14 kg w miejscach najważniejszych mięśni człowieka. Ochraniacze łokci i kolan ograniczają ruchy. Żółta przesłona w hełmie zamazuje pole widzenia. Szorstkie rękawiczki sprawiają ból, a słuchawki tłumią dźwięk. Symulator starości ma przypominać o inwestowaniu w fundusze emerytalne. Naukowcy dowiedli, że jest skuteczny. Nie analizowano, czy uwrażliwia.

Dom dla bezdomnych w Podlodach. Pokój w pokój na swoich tapczanach czekają na śmierć powyrzucani z domów, już niepasujący do ikeowskich wnętrz. W majtkach z second-handów po złotówce, bo krępują się pampersów. Po wszystkim majtki wyrzuca się, a starych pod szlauch.

Idąc od pierwszego baraku: państwo J. Trzy pokoje w Wesołej odstąpili wnuni z trójką małych dzieci w nadziei na dożywotkę. Niech ma sierota po synu państwa J., który zginął w wypadku. Nawet wzięli pożyczkę. Niech ta sierota urządzi wnętrza po swojemu. Nie znalazłszy oferty dla bezdomnych małżeństw, ją wnunia odwiozła do bezdomnych kobiet w Zielonce, jego do Warszawy. Kierowniczki, nie mogąc patrzeć na ich tęsknotę, uprosiły ten pokój w Podlodach. On, emerytowany wojskowy, czasem próbuje ją szkolić. Ale ona straciła wzrok i nie trzyma drylu. Wtedy on jest przenoszony na kilka dni do mężczyzn. Aż zatęskni. Od dwóch lat siedzą przy stole, łokciami oparci o ceratę, oczekując odwiedzin. Ona wzdycha do siebie: – O Jezu. Jeszcze kilka lat będą spłacać pożyczkę zaciągniętą na wnętrza wnuczki. On, że jak trzeba, to trzeba.

Dalej: pani M. Włóczyła się po Polsce, zanim nie przywieźli jej na Podlody. Osiem lat nie wiedziała, kim jest, nikt też jej nie szukał. Aż tożsamość emerytowanej pielęgniarki i duży dom, obecnie zajęty przez dwie córki, namierzyła policja. Została wyprowadzona z domu za łokcie, gdy zaniemogła na głowę. Ma też syna. Księdza. Do niedawna był proboszczem w pobliżu.

Dalej: tapczan Z., matki trzech córek, w tym jedna upośledzona, dwie zamężne. (Naprawdę mam lat 87?). Wywieziona którejś zimy do przytułku w Bełchatowie. Wracała, wyjmowała z portfelika 100 zł dla wnucząt, ale zięciowie pozmieniali wszystkie zamki.

Dalej: K., zwany Ozorkiem przez wzgląd na wiecznie wyciągnięty język. Był z niego tytan pracy, co potwierdzają odwiedzający go sąsiedzi. Brał jednorazowo na ramię trzy worki cementu, a to jest 150 kg. Postawił w Pionkach dla dzieci najładniejszy dom. Ale jako robotnik nie pasował do tych wnętrz, więc wystawili go do komórki. Zimą przywieziony na Podlody przez sąsiadkę.

Dalej: emerytowanego sędziego A. wyprowadził z mieszkania w Falenicy alzheimer. Nigdy nieszukany. Na stoliczku nietknięta drobiowa wątróbka. Współlokatorzy, patrząc na talerze sędziego, alarmują kuchnię, że najwyraźniej nie lubi drobiu. Nadzwyczaj spokojny człowiek. Chętnie kąpie się przekupiony cukierkiem.

Infekujący

Zgłoszenie na komisariat Praga Północ. Samotny starszy pan z Katowic jak co tydzień telefonicznie pytał o zdrowie starego samotnego kolegę z Warszawy, który w połowie zdania odłożył słuchawkę. Ten z Katowic niepokoi się, gdyż coś trzasnęło, czy aby nie upadł? Znaleziony przez policjantów w przedpokoju. Miał szczęście, że znalazł się ktoś zainteresowany jego nieistnieniem.

Nie powiodło się Marcie G., lat 76, choć okna jej mieszkania w centrum Krasnegostawu wychodziły na urząd miasta. Choć rodzina miała klucze do jej kraty na klatce schodowej. Choć tutejsza malarko-poetka. Po wyważeniu drzwi zastano mumię poetki na łóżku. Musiała nie istnieć co najmniej pół roku, bo tak wyschnięta, że nie został po G. nawet zapach.

70-latka z Rydułtów mogłaby nie istnieć jeszcze dłużej niż dwa lata, gdyby nie awaria wody w bloku. Wisiała na framudze drzwi w łazience. Taktowna, zostawiła otwarte okno. Jak to mówią sąsiedzi, ludzie mają swoje życie i swój telewizor. Nikogo nie interesowało cudze okno otwarte dwie zimy. Na poczet czynszowy komornik ściągał nawet środki z konta. Emerytura przychodziła tam regularnie.

O tych taktownych, nieabsorbujących sobą fetorem na klatkach schodowych, mówi się na policji suszaki. Inaczej trzeba skorzystać z oferty sprzątających po zwłokach w stanie rozkładu. Młody rynek usług, ale rozwojowy. Oferuje się Bio-clean, Insektos, Insekt-Clean, Biopomoc itp. Z ofert: „Długoczasowe przebywanie zwłok w zamkniętym pomieszczeniu jest groźne dla żywych ze względu na jad trupi; Krótko mówiąc, chodzi o to, że bakterie nie mają już „pożytku z trupa” i szukają nowego żywiciela; Kontakt z larwami może przekroczyć możliwości psychiczne człowieka; Czyściciele profesjonalnie usuną odór i śmieci po zmarłym, przystosowując pomieszczenia dla innych; Nadążają za trendami na rynku dezynfekcyjnym”.

W 2035 r. będzie 2,5 mln lodówek posiadających jednego starego właściciela.

Zdjęcia w tekście pochodzą z domu dla bezdomnych w Podlodach.

Polityka 6.2015 (2995) z dnia 03.02.2015; Społeczeństwo; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Samotni właściciele lodówek"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną