Nienawiść rolnika do dzika ma podłoże kulturowe, historyczne, ale głównie ekonomiczne. Dzik zwabiony kukurydzianą monokulturą wykorzystał sytuację i kosztem rolniczego trudu zaczął się w tej kukurydzy urządzać. Niszczył uprawy, a na energetycznej paszy nabierał masy i podlegał procesom cywilizacyjnym. – Konkretnie to nic tylko żarł i się ryćkał. A przecież nie taka jest rola dzika w ekosystemie. Skoro on z lasu wyszedł, widać w tym lesie jest go za dużo – mówi pan Piotr i bliżej się do blokadowego ogniska ciśnie, bo od pola powiało chłodem.
Na grillu kiełbasa od ognia czernieje, bo akurat na zabłudowskiej blokadzie martwa godzina. Ludzie poszli zwierzęta oporządzić. Poszli i poznikali, bo to nie jest łatwo sto krów wydoić czy tysiąc macior nakarmić. Więc i nie dziwne, że nie ma nawet komu kiełbasy zjadać. Odwiedzających tą czarniejszą częstują, bo to symboliczna sprawa. Kiełbasa z dzika. Zje, to znaczy, że sprawę ich popiera. A przy okazji niech naród wie, że miejsce dzika w kiełbasie, skoro się tak do ludzi pcha. A że słonawa, to też dobrze. Sól zabija aesefa. Znaczy się afrykański pomór świń (ASF). Od tego się to wszystko zaczęło, bo to dziki na polską ziemię zarazę przywlekły. I teraz muszą za to zapłacić. Daniną krwi.
Tabletek na pole sypanie
Pomysł pełnej depopulacji dzika podlaskiego rzucił sam minister rolnictwa Marek Sawicki. Drugiego lutego minister dał się zaprosić w Podlaskie. Rolnicy przyjęli go gorąco. Może nawet zbyt, bo minister aż wypieków ze złości dostał. Ale cierpliwie siedział, kiedy jego i cały rząd obrażali. Zresztą nie bardzo miał jak nie siedzieć, bo rolnicy przezornie drzwi poblokowali. Oj, wylały się żale. I tu akurat minister miał szczęście, że tylko żale, bo w sierpniu zeszłego roku to wylewali gnojówkę.