Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Grypa czy zapalenie płuc?

Strącenie Viktora Orbána z pomnika, jaki budowało mu Prawo i Sprawiedliwość, nie jest pierwszym tego rodzaju zdarzeniem w historii myśli partyjnej. Najstarsi z nas pamiętają jeszcze, jak właściciele encyklopedii w ZSRR musieli wyrywać niektóre hasła i wklejać wkładki, które otrzymywali w księgarniach. Gdyby istniała Wielka Encyklopedia PiS, należałoby wykreślić z niej kilka znacznych haseł, takich jak na przykład Michał Kamiński, Jacek Kurski czy Elżbieta Jakubiak. Od biedy można by ich określić jako współczesnych rewizjonistów. W ruchu komunistycznym rewizjonizm uznawany był za wielkie zagrożenie dla doktryny. Rewizjoniści podważali niektóre podstawowe założenia ideowe, zwłaszcza walkę klas, z czasem rozmiękczali i kwestionowali doktrynę, jak np. Leszek Kołakowski czy Roman Zimand, by wreszcie ześlizgnąć się na wrogie pozycje.

Większość partii we współczesnej Polsce nie ma charakteru ideologicznego, co umożliwia choćby w Platformie trwanie w nich osób o różnych poglądach, od lewicowego (kiedyś?) Arłukowicza po Biernackiego, zwolenników i przeciwników metody in vitro czy „konwencji antyprzemocowej”. Platforma nie jest produktem ideologicznym, jej program jest jak guma do żucia, dlatego debaty ani śladu. Co innego PiS, w którym obowiązują pewne kanony. Jednym z nich było fundamentalne znaczenie mitu smoleńskiego, który na przemian eksponowano (kiedy trzeba było zaostrzać konfrontację i zwierać szeregi), a innym razem chowano (kiedy trzeba odsunąć w cień Antoniego Macierewicza i kokietować tzw. szerszy elektorat). Jednak samego mitu i wykorzystywania tragedii dla bieżącej polityki nikt na prawicy nie kwestionował.

Dlatego warto zwrócić uwagę na artykuł Rafała Ziemkiewicza, jednego z bardziej miarodajnych publicystów konserwatywnych, pod znamiennym tytułem „Mit, który zawiódł” (tygodnik „Do Rzeczy”).

Polityka 9.2015 (2998) z dnia 24.02.2015; Felietony; s. 106
Reklama