„Mieszkańcy wschodniej Europy emigrują w poszukiwaniu pracy, pozostawiając dzieci pod opieką starszych krewnych – dzieje się tak np. w Radomiu, najszybciej kurczącym się mieście w Polsce” – pisze Kate Connolly na łamach brytyjskiego dziennika. Takie dzieci określa się mianem „eurosierot”.
W „Guardianie” ukazał się właśnie obszerny reportaż na temat długotrwałych rozstań, do których zmusza potrzeba szukania pracy za granicą. To fenomen – zauważa Connolly – bo z problemem „eurosieroctwa” Polska zmagała się na dużą skalę przed przystąpieniem do Unii Europejskiej. 11 lat później Polacy wciąż jednak szukają zatrudnienia poza rodzimym rynkiem pracy.
Jak 35-letnia Katarzyna, która w połowie marca udaje się do Włoch – w tamtejszej restauracji zarabia 1035 euro miesięcznie. „To sześć razy więcej niż zdołałabym zarobić w Polsce. Oczywiście pod warunkiem, że w ogóle znalazłabym pracę” – opowiada brytyjskiej dziennikarce. Katarzyna jest jedną z 2 mln mieszkających sezonowo (a czasem dłużej) i pracujących za granicą. Między Polską i Włochami żyje od 12 lat. W kraju czeka na nią ośmioletni syn Dawid.
Powołując się na dane Banku Światowego, Connolly wywodzi, że właśnie z powodu emigracji zarobkowej spada w Polsce liczba urodzeń. W Radomiu widać to szczególnie – w 2012 r. osoby poniżej 17. roku życia stanowiły 17 proc. ogółu mieszkańców, osoby w wieku 18–65 lat – 64 proc., powyżej 65 – 19 proc. Odsetek najstarszych będzie rósł i w 2035 r. przekroczy 29 proc. „Jeśli trend się utrzyma – liczba pracowników tego regionu ]Europy] spadnie do 2060 r. o blisko 14 mln” – podsumowuje Connolly.
2012 rok był w Radomiu krytyczny, bo liczba zgonów przewyższała liczbę urodzeń – pisze reporterka. Lokalny rynek odpowiada na te potrzeby – po Wielkanocy otworzy się nowy zakład krematoryjny, oferujący pięciu osobom po 650 zł wynagrodzenia.
Największe koszty rozłąki ponoszą dzieci – zauważa Connolly. To coraz częściej pacjenci radomskiego Centrum Interwencji Kryzysowej. Józef Bakuła, jego prezes, opowiada: „Polacy są zmuszeni szukać pracy za granicą. Przykro się więc słucha Davida Camerona, który chce ukrócić prawa pracujących w Wielkiej Brytanii obcokrajowców. Zwłaszcza że brytyjska ekonomia w dużym stopniu zależy właśnie od Polaków”.
A ci wolą szukać pracy na Wyspach niż w Polsce – z powodu wyższych płac. „To paradoks – mówi Bakuła – że płacimy za wykształcenie i szkolenia osób, które wykorzystują te umiejętności dopiero za granicą”. Najlepsi – pracownicy IT, stolarze, hydraulicy, budowniczy i lekarze – pracują głównie poza Polską. W kraju mamy za to nadmiar nauczycieli – zauważa – i pracowników fizycznych o kwalifikacjach niepodnoszonych od czasów komunizmu. Na nic się zdały rządowe inicjatywy, nakłaniające rodaków do powrotu.
Mamy zatem sytuację paradoksalną – najlepiej wykwalifikowani pracują za granicą, kwalifikacje pozostałych nie przystają do potrzeb polskiego rynku, a dzieci są skazane na obciążającą rozłąkę z rodzicami.
„Kto się zaopiekuje starszymi, pod opieką których pozostawia się dzieci? I kto się wtedy zajmie dziećmi?” – pyta retorycznie jedna z mieszkanek Radomia.