Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Akademia lęku

Przeminął czas, jakże niedawny jeszcze, gdy uniwersytet był wyspą komfortu i zaufania na burzliwym oceanie społecznego świata.

W Polsce też tak było – przez dwie pierwsze dekady wolności, gdy już miłościwie panująca partia wyzionęła ducha, a demony rynku i biurokracji jeszcze się nie rozgościły. Dzisiaj jest inaczej. Uniwersytet stał się na powrót, jak za komuny, przestrzenią niepewności, lęku i nieufności. Nikt nie czuje się tutaj bezpiecznie i nikt nie czuje się tu jak w domu. Wielki Moloch rządzi niewidzialną ręką. Działa subtelnie. Jego sługi oplatają cię powoli niezliczonymi nitkami, z których każda może i da się zerwać, lecz wszystkie razem pętają cię i obezwładniają jak pajęczyna. Powoli z profesora zamieniasz się w muchę bezradnie bzyczącą w sieci i oczekującą na coś jeszcze gorszego. Narasta w tobie niewczesna tęsknota do emerytury.

Zmiana przyszła podstępnie i przybrała formy groteskowe, jak zwykle, gdy wydarza się w jakimś obszarze życia zła modernizacja. Było tak i za komuny. Któryż to już raz na niewydolne i zmurszałe struktury ktoś nieliczący się z ludzkimi i społecznymi realiami siłą naciąga kondom technokratycznej racjonalności, łudząc się, że zawartość sama dopasuje się do nowego opakowania. Tymczasem okryte tą tandetną reklamiarską plandeką sterane ciało akademii, zamiast odżywać i krzepnąć, dusi się i gnije. Uniwersytet stawia bierny opór – nie chce być zarządzaną przez pomniejszych technokratów przestrzenią panowania reguł korporacji i politycznej poprawności. Nie chce być skrzyżowaniem państwowego gimnazjum z komercyjną firmą – jakąś hybrydą poddawaną logice wydajności i standaryzacji, nieustająco molestowaną piętrzącymi się kontrolami. Świat biurokratycznej fikcji i technokratycznego nadzoru jest światem zmyślonym, lecz jego emocjonalna sprawczość jest realna.

Polityka 14.2015 (3003) z dnia 30.03.2015; Felietony; s. 128
Reklama