Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Suchary z Zachara

Historia upadku legendy trójmiejskiego półświatka

Kiedy Zachar trafił do aresztu, miasto całkowicie wymknęło mu się z rąk. Kiedy Zachar trafił do aresztu, miasto całkowicie wymknęło mu się z rąk. PAP
Wrogowie stanęli nad jego ciałem i któryś powiedział: Zachar trup! Tak umarła legenda.
Zachar szacunek zdobywał pięściami i składaną metalową pałką, którą zawsze nosił przy sobie.Beata Kitowska/Agencja Gazeta Zachar szacunek zdobywał pięściami i składaną metalową pałką, którą zawsze nosił przy sobie.

Sąd Apelacyjny w Gdańsku, koniec marca 2015 r., za szklaną szybą przeciwpancerną stoi Sylwek (Sylwester S.). Walczy o mniejszy wyrok. W pierwszej instancji skazano go na 25 lat więzienia, bo sąd uznał, że to on zadał nożem śmiertelny cios 42-letniemu Danielowi Z. ps. Zachar. Sylwek przyznał się, że brał udział w bójce, ale nożem nie uderzał. Obciążyły go zeznania innego oskarżonego, Artura. Ten, chociaż też brał udział w zdarzeniu i zadawał ciosy, za wskazanie Sylwka skorzystał z nadzwyczajnego złagodzenia kary – skazano go na 11 miesięcy za kratami w zawieszeniu. Większość z 12 oskarżonych dobrowolnie poddała się karze i dostała symboliczne wyroki. W tym wyścigu o łagodne kary jedynie Sylwek nie uczestniczył – nikogo nie obciążył.

Zachar zginął wieczorem 14 lipca 2009 r., w Starej Oliwie przed pubem Concordia. Starły się tam dwa trójmiejskie gangi: Olgierda i Zachara. Po obu stronach po 20 chłopa. Uzbrojeni w pałki, łańcuchy, metalowe pręty i noże. Bitwa trwała ok. 1,5 minuty i została nagrana przez kamery monitoringu straży miejskiej. Armia Zachara nie wykazała hartu. Kiedy jeden z przeciwników chwycił ławkę i rzucił w ich stronę, żołnierze Zachara uciekli. Na placu boju zostali tylko Zachar i jego towarzysz Jurek. Ten drugi dostał cios w głowę i stracił przytomność. Zachar próbował się bronić składaną metalową pałką, ale nie miał szans, przeciwników było zbyt wielu. Kamera nie uwieczniła śmiertelnych ciosów i sprawcy. Samego Olgierda na miejscu nie było. Miał alibi nie do obalenia – siedział w kryminale. Zachar skonał szybko. Na jego ciele stwierdzono później kilkanaście ran od noży.

Zeznania i wyjaśnienia składane w tej sprawie brzmią podobnie. Wszyscy uczestnicy bójki znaleźli się na miejscu trochę przypadkowo. Znali Zachara i jego przeciwników: Olgierda, Żabę, Sylwka czy Zamera, ale tak jak się zna sąsiadów z bloku, pobieżnie, z widzenia. Po co zatem ściągnęli wieczorem na pętlę? Miało dojść do rozkminki, jak w slangu ulicznym określane są rozmowy między zwaśnionymi gangami. Trzeba było wyjaśnić kilka spraw.

Scheda po Nikosiu

Do Trójmiasta Zachar przyjechał jako dziecko wraz z rodzicami. Przenieśli się z Dolnego Śląska. Nastoletni Daniel miał jedną pasję – kulturystykę. Ćwiczył na siłowni w dzień, w nocy stał na bramkach w nocnych klubach: Caro (w Jelitkowie) i słynnym gdańskim Rudym Kocie. Przy wejściu do Rudego Kota rodziła się legenda Zachara, młodego siłacza z wyrzeźbionymi na atlasie mięśniach. Historyk z gdańskiego IPN Karol Nawrocki ujawnił, że Zachara pod koniec lat 80. inwigilowali funkcjonariusze Wojsk Ochrony Pogranicza. Założono mu Kwestionariusz Ewidencyjny pod kryptonimem Herkules-1. Doceniono pot, jaki wylał na siłowni.

Zachara obserwowano, bo w 1987 r. próbował uciec z Polski na statku „Bronisław Lachowicz”, płynącym w rejs do RFN. Ukrył się w jednym z kontenerów, ale go znaleziono. Za próbę nielegalnego przekroczenia granicy został skazany na rok ograniczenia wolności. Z ustaleń operacyjnych wynikało, że po tym incydencie prowadził się bez zarzutu. Zdobył zawód cukiernika piekarza. Nie pił alkoholu, nie palił. Nieustannie trenował na siłowni nad piekarnią przy ulicy Kochanowskiego. Dzielnicowy, sierżant MO, napisał w wywiadzie środowiskowym: „chłopcy z siłowni nad piekarnią to obecnie bardzo grzeczni i sympatyczni młodzieńcy”. I dalej już tylko o Zacharze: „należy z całą pewnością stwierdzić, że niewiele jest osób, które potrafią tak krytycznie ocenić swoje postępowanie i wejść na właściwą drogę”.

Swoją właściwą drogę Zachar znalazł, kiedy w latach 90. dostrzegł go Nikodem Skotarczak, czyli słynny Nikoś, niekwestionowany przywódca trójmiejskiego półświatka, król złodziei samochodów. To wtedy „grzeczny młodzieniec” zmienił skórę. Jako ochroniarz Nikosia przybrał postać bezwzględnego twardziela. Szacunek zdobywał pięściami i składaną metalową pałką, którą zawsze nosił przy sobie. Wkrótce awansował do pierwszego szeregu trójmiejskich gangsterów, zaraz za Nikosiem i Szwarcenegerem. Miał większe ambicje.

Szwarceneger vel Arnold (Wiesław K.), numer dwa w trójmiejskiej hierarchii, w 1997 r. został rozstrzelany 17 pociskami z pistoletu maszynowego. Podejrzewano, że za zbrodnią stali Nikoś i Zachar, ale nie znaleziono dowodów. Śmierć Szwarcenegera niewątpliwie przyniosła korzyść Zacharowi. To on został prawą ręką bossa. Ale taka pozycja też nie zaspokajała jego ambicji, bo sam chciał być bossem i rządzić niepodzielnie.

Nikodem Skotarczak zginął rok później, w kwietniu 1998 r. Zabójca wszedł około południa do agencji towarzyskiej Las Vegas. Nikoś kończył właśnie świętowanie imienin swojego przyjaciela, trójmiejskiego biznesmena Wojciecha K. Obaj panowie jedli śniadanie w pokoju na zapleczu, towarzyszyły im małżonki. Zamaskowany napastnik powiedział: dzień dobry, i oddał strzały. Skotarczak dostał w głowę i pierś. W tym czasie był chroniony na okrągło, bo obawiał się zamachu. Szefem jego goryli był nie kto inny jak Zachar. Ale tego poranka ochrony nie było, Zachar gdzieś zniknął. Krążyła wieść, że to on wydał zlecenie na swojego szefa, ale na mglistych podejrzeniach się skończyło. Fakt faktem, że to Zachar najwięcej skorzystał na śmierci Skotarczaka. Teraz to on był numerem jeden w mafijnym Trójmieście. Przytulił sieroty po Nikosiu i stanął na czele własnej grupy. W razie potrzeby mógł skrzyknąć nawet 400 ludzi, a to znaczyło, że wdrapał się na sam szczyt.

Jestem Zachar, dużo mogę

Ze szczytu spadał powoli, ale nieuchronnie. – Bo tak naprawdę nie miał zadatków na przywódcę. Szukał lojalnych żołnierzy, ale sam wobec nich lojalny nie był – mówi Janek (imię zmienione). W hotelu w centrum Gdańska Janek i Michał (imię zmienione), obaj swego czasu wymieniani na czołówkach trójmiejskich gazet jako liderzy świata przestępczego, snują opowieść o Zacharze. Zgodzili się na rozmowę pod warunkiem, że będą anonimowi. Dzisiaj można ich nazwać biznesmenami.

W Trójmieście panuje swoisty mikroklimat, który od lat sprzyja wzajemnemu przenikaniu – biznesmeni zostają gangsterami, gangsterzy biznesmenami. Trudno ich rozpoznać. Nawet dwie strony barykady – przestępcy i policjanci – nagle odnajdują się po jednej stronie. Zawsze tak było. Nikoś w latach 80. kradł samochody w RFN, ale w Gdańsku sponsorował klub sportowy i imprezy miejskie. Szanowany gdańszczanin do tego stopnia, że ówczesny prezydent miasta przyznał mu tytuł Honorowego Obywatela.

Zachar też chciał uchodzić za biznesmena, miał nawet firmę, ale zasłynął raczej nielegalnymi interesami. Między innymi obstawiał bramki w trójmiejskich nocnych lokalach. Zaraz po śmierci Nikosia to on prawie zmonopolizował rynek. Na bramkach stali jego ludzie, ale też policjanci dorabiający po pracy. Gliniarze do dzisiaj mają fuchy w nocnych klubach, gdzie bratają się z przedstawicielami półświatka. Z tego punktu widzenia śmierć Zachara była im na rękę, na bramkach w Trójmieście zrobiło się więcej miejsca.

Według Janka i Michała Zachar kantował swoich ludzi. Od właścicieli lokali brał pełne stawki, wtedy ok. 150–200 zł za nocny dyżur, a chłopakom płacił grosze. Niektórzy buntowali się i odchodzili do konkurencji, m.in. do Olgierda, który szybko wyrósł na głównego rywala Zachara w branży klubowej.

Kiedy Zachar trafił do aresztu – jako podejrzany o udział w kilku zabójstwach, a także o przywództwo słynnego trójmiejskiego Klubu Płatnych Zabójców – miasto całkowicie wymknęło mu się z rąk. – To jego wina. Chciał być cwańszy od wszystkich, narobił ludziom bałaganu – mówi Janek.

Siergiej S., Ukrainiec skazany na dożywocie za zabójstwa na zlecenie, powiedział Jankowi, gdy się spotkali w gdańskim areszcie, że jeśli kiedyś wyjdzie z kryminału, to odleje się na grób Zachara. – Siergiej miał u Zachara pół bańki do odbioru. Ukrywał się w jakimś mieszkaniu, bo policja już go namierzała, czekał na forsę, aby wyjechać z Polski – opowiada Janek. – Zachar obiecał, że przywiezie mu te pieniądze, ale zamiast niego przyjechali antyterroryści. Czy zakapował? Nie wiem, ale w przypadki nie wierzę.

Z aresztu, w którym Zachar spędził ponad cztery lata, wyciekały informacje, że ten charakterny gangster sprzedaje ludzi. Nie wiadomo, ile w tym było prawdy, a ile plotek, ale kiedy wyszedł na wolność (oczyszczony z zarzutów o zlecanie zabójstw), czekało już tylko kilku najwierniejszych druhów – to ci, którzy podobnie jak Zachar zostali wyznawcami Kościoła Adwentystów Dnia Siódmego. Odtworzyć z nich gangu już się nie dało. Zachar stracił nie tylko wpływy, ale i pieniądze. – Szwendał się po mieście, patrzył z boku na swoje dawne imperium, które ciągnęło się kiedyś od Stogów aż po Sopot – wspomina Michał. – Jeszcze próbował zerwać się do lotu, ale nic mu nie wychodziło.

Zamierzał odbić utracone bramki w nocnych klubach, ale nie miał armat. Chodził po siłowniach i kusił wyrośniętych nastolatków. Mówił: jestem Zachar, dużo mogę. Ten nowy zaciąg tylko stwarzał wrażenie silnej grupy, w gruncie rzeczy to były dzieciaki z dużymi bicepsami, ale bez ducha walki. Zachar chełpił się, że ich wyszkoli i podbiją miasto, ale w Gdańsku juz tylko śmiano się z niego.

Ostatnia rozkminka

Dzień, w którym stracił życie, miał rozstrzygnąć, czy jeszcze wróci do gry. Ludzie Olgierda podebrali mu jedną z ostatnich bramek w barze Concordia w Starej Oliwie. Zamierzał ich stamtąd usunąć i wstawić swoich bramkarzy. Od rana skrzykiwał ludzi. Prawdopodobnie chciał odnieść spektakularny sukces, potrzebował świadków triumfu. Zaprosił na przejażdżkę motorówką dwie nastolatki, które poderwał dwa miesiące wcześniej. Zeznały potem, że Zachar cały czas gdzieś telefonował, umawiał ludzi u siebie pod blokiem. Kupił im gofry, odwiózł je do domów, ale wieczorem zatelefonował i spytał, czy chcą się spotkać. Chciały. Podjechał autem i zabrał je najpierw pod swoje mieszkanie na Przymorzu. Tam ściągały samochody z jakimiś chłopakami. Zachar z nimi rozmawiał. Wyniósł z mieszkania pałki i łańcuchy, pakowali ten sprzęt do bagażników. Potem ruszyli do Starej Oliwy. Zachar wysiadł i nakazał im poczekać trzy minuty w samochodzie, bo on ma coś do załatwienia. Nagle zrobiło się bardzo głośno i przed oczyma dziewczyn rozegrały się bitewne sceny. Mężczyźni tłukli się pałami i prętami, część uciekała. Zauważyły Zachara uciekającego w stronę kiosku. Tam go dopadli i jeden, w białej koszulce, dość niski i gruby, uderzył Zachara prętem w głowę. Zachar upadł, dziewczyny straciły go z pola widzenia.

Natura nie znosi próżni, miejsce Zachara w świecie przestępczym zajęli inni. Z legendy człowieka, który miał zastąpić Nikosia, pozostało niewiele. – Swoją sławę rozmienił na drobne – mówi Janek. Na ostatnią rozkminkę przed bar Concordia Zachar przyjechał citroenem berlingo, a jego chłopaki z siłowni starymi bmw i golfami, które nadżerała rdza. Prezentowali się ubogo, a Zachar na ich czele przypominał nie groźnego bossa, ale rencistę, który próbuje przekonać innych, że wciąż jest młody, silny i nieustraszony. Nie wyszło.

PS Proces apelacyjny Sylwka, którego w pierwszej instancji uznano za zabójcę Zachara, został odroczony z powodów proceduralnych. Sąd będzie musiał ocenić, czy miał zamiar zabić, jak chce prokuratura, czy też był jedynie uczestnikiem bójki, w wyniku której Zachar stracił życie, jak dowodzi obrona.

Polityka 16.2015 (3005) z dnia 14.04.2015; Społeczeństwo; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Suchary z Zachara"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną