Owszem, zdarza się, że o zwierzęta troszczymy się bardziej – pisze prof. Hal Herzog, psycholog z Western Carolina University, który opublikował właśnie obszerny esej na ten temat. Na przykładzie Amerykanów wylicza: zwierzę w domu ma już 2/3 mieszkańców USA, 90 proc. właścicieli psów i kotów uważa je za pełnoprawnych członków rodziny. Nawet małżonkowie są skłonni przyznać, że więcej zrozumienia okazują im pupile niż partnerzy.
Nie dotyczy to jednak wyłącznie sfery prywatnej – twierdzi Herzog. Tę dysproporcję widać także w mediach. Na doniesienia, które odnoszą się do zwierząt, reaguje więcej osób, zauważa się je i nagłaśnia.
Herzog przytacza przykład z amerykańskiego podwórka – kiedy policjanci postrzelili nietrzeźwą (i ciężarną jednocześnie) kobietę, o sprawie przypomniano sobie i napisano dopiero rok później. Kiedy postrzelony został pies – zareagowano natychmiast. Natychmiast też powstały strony wsparcia na Facebooku. Internauci zaś zebrali spontanicznie 80 tys. dol. w ramach oddolnego zadośćuczynienia.
Niektórym ludziom cierpienie zwierząt wydaje się dotkliwsze. Podobną empatię wykazują również względem tych, którym krzywda się nie dzieje – a internetowe magazyny tę potrzebę sumiennie zaspokajają. Przykłady najświeższe: magazyn „Time” opublikował dziś zdjęcia młodych wydr (powodując powszechne rozczulenie), dziennik „The Telegraph” – informację o północnych nosorożcach białych, którym grozi wyginięcie (powszechne rozżalenie).
Te skrajne reakcje nie świadczą jednak wprost o tym, że czujemy empatię względem zwierząt, a stajemy się zupełnie nieczuli względem ludzi. Wiele zależy od kontekstu – podpowiadają badacze.
Socjologowie Arnold Arluke i Jack Levin z Northeastern University przedstawili studentom sfabrykowane informacje medialne. Pierwsza dotyczyła szczenięcia – bitego kijem baseballowym. Bohaterem drugiej był człowiek – nieprzytomnie leżący na chodniku. Badanym podsunięto różne warianty tej opowieści, w jej centrum pojawiała się za każdym razem inna ofiara: szczeniak, dorosły pies, mężczyzna w sile wieku, nastolatek albo dziecko.
Największą empatię badani okazywali dziecku, potem szczenięciu, na końcu dorosłemu mężczyźnie. Zatem im ofiara bardziej bezbronna, tym większe emocje w nas wywołuje. Niezmiennie od sytuacji więcej empatii znajdowały w sobie kobiety.
Poza wszystkim – dodaje dr weterynarii Barry Kipperman – zwierzęta nie przejawiają wrogich zachowań i uczuć, którymi obdarzają się nawzajem ludzie. Dlatego spoglądamy na nie inaczej, zawsze w przekonaniu, że są zbyt od nas zależne, by wobec ich krzywdy przejść zupełnie obojętnie. „Nie są zakłamane, nieuczciwe, nie manipulują, nie wyzłośliwiają się” – wylicza dr Kipperman.
Badacze z Georgia Regents University z kolei zadali ankietowanym inne pytanie – o to, komu chętniej by pomogli w określonych sytuacjach i w chwilach zagrożenia. W większości przypadków badani nieśliby pomoc tym, z którymi czuli więź. A więc na przykład własnemu psu, a nie obcemu turyście czy przypadkowo napotkanemu człowiekowi.
Przywiązanie to tylko jeden z czynników, który wpływa na odczuwanie empatii raczej względem zwierząt niż (obcych) ludzi. Arluke i Levin twierdzą ponadto, że losem zwierząt przejąć się łatwiej, bo ich nieszczęście media prezentują w inny sposób. „W mediach publikuje się zdjęcia uroczych zwierząt, którym dzieje się krzywda. Dla kontrastu – gdy giną ludzie, pokazuje się raczej twarze ich oprawców. Wizerunek sprawców poznajemy aż za dobrze, o ofiarach po latach się zapomina” – podsumowują w artykule w „New York Post”.
„Więc jeśli płynie z tego jakaś lekcja – dodają – to może taka: skoro stajemy się nieczuli na nieszczęście innych ludzi, to może powinniśmy inaczej o tym nieszczęściu opowiadać?”. W domyśle: czynić bohaterów opowieści mniej anonimowymi? Niezależnie od tego, czy mają dwie, czy cztery nogi.
Czytaj także: Fenomen internetowego zoo