Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Życie duchowe wielkiej płyty

Diabeł krąży po blokowiskach

Chrystus Blokowy z Pajęczna nie znalazł uznania w oczach kleru. Chrystus Blokowy z Pajęczna nie znalazł uznania w oczach kleru. Grzegorz Skowronek / Agencja Gazeta
Z wielkiej płyty odchodzą Chrystusy. Znikają Matki Boskie Okienne. Zagnieżdża się Zły.
Matka Boska Okienna w LipnikachZdzisław Lenkiewicz/PAP Matka Boska Okienna w Lipnikach
Lokatorzy bloku przy Tysiąclecia w Sierpcu widzieli Mateńkę Okienną już w końcówce lat 90.Darek Koźlenko Lokatorzy bloku przy Tysiąclecia w Sierpcu widzieli Mateńkę Okienną już w końcówce lat 90.

W Pajęcznie, w którym lada chwila będą decydować, czy przysłonić Chrystusa warstwą ocieplającą, zaczęło się jeszcze w latach 90. Chrystus zapromieniował z rozmachem z wielkiej płyty W 70połączenia betonu, zbrojenia i wełny mineralnej. Był wysoki na trzy piętra, miał lekko pochyloną głowę, pierś rozmazującą się w okolicach parteru i zanikającą przy podpiwniczeniu. Pierwsi – na wysokości kotłowni – zauważyli go uczniowie podstawówki. – Taki jak z Całunu Turyńskiego – tłumaczyli mieszkającemu w bloku nauczycielowi WF, który pomyślał, że to nie objawienie, ale zwykły zaciek.

W oknie

I pewnie na tym by stanęło, gdyby nie Kazimiera U., samotna matka, księgowa, rencistka. No i – co najważniejsze – mieszkanka lokalu, na którym objawiła się głowa Chrystusa. „To nie przypadek, że Jezus zstąpił do Pajęczna w dniu moich imienin. To znak, że powinnam pomagać cierpiącym” – przekonywała lokatorów (była świeżo po konsultacjach z bioenergoterapeutą z Kłobucka i odkryła w sobie moc uzdrawiania).

„Chrystus Blokowy postanowił mi pomóc, bo do tej pory spotykały mnie tylko krzywda i potwarz” – tłumaczyła ciekawskim, ściągającym na Dąbrowskiego nie tylko z pobliskiej ul. Sienkiewicza, ale też 22 Lipca czy Świerczewskiego. „Objawienie ma dać społeczeństwu do myślenia. Powinno spojrzeć w siebie głębiej i zrzucić rdzę” – dodawała reporterom, którzy nadawali spod bloku do najważniejszych stacji radiowych i telewizyjnych. Wuefista i jego żona, pedagog, mimo że oddzieleni od świętej płyty warstwą cegły, pustaków i bloczków gipsowych, patrzyli na Jezusa Blokowego z dystansem. Pani Basia, absolwentka szkoły średniej, mieszkanka lokalu na wysokości szyi, przylgnęła do niego błyskawicznie. Jak mówi, na swoje szczęście, bo kiedy kilka tygodni później szykowała się na komunię chrześniaka, dopadły ją bóle nerek. Przytuliła się do ściany, potem poszła do Kazimiery U. Ta przyłożyła dłonie do brzucha, strzeliła w powietrzu palcami i ustąpiło. To samo pomogło na wrzody, nowotwór kości („aż lekarze nie mogli wyjść ze zdumienia”), migrenę. – Uleczył mnie Jezus promieniujący z bloku na zewnątrz i do środka – uważa pani Basia.

To samo mówili inni. Ciągnący z całej Polski, wydłubujący ze spojeń wielkiej płyty piankę uszczelniającą (na amulety), zadeptujący błotem schody wiodące do Kazimiery U. Biedniejsi, których lokale przylegały do świętej płyty (42 m), nie mieli o to pretensji. Lepiej wykształceni, na stanowiskach, ukryci w głębi bloku, zżymali się na swoich 72 m, ale nigdy nie opuścili kolejki sprzątania klatki. Blok był wspólny: z Jezusem czy bez.

Matka Boska, która w odróżnieniu od Jezusa nie znosi wielkiej płyty, pojawiła się skromniej i kameralniej, w oknie. Standardowym, w drewnianej ramie, na klatce schodowej między drugą a trzecią kondygnacją. Lokatorzy bloku przy Tysiąclecia w Sierpcu widzieli Mateńkę Okienną już w końcówce lat 90., ale woleli zostawić to dla siebie. – Nie odchodziła, nawet kiedy szorowałyśmy szybę octem z wodą – wspomina pani P. z parteru. – Z każdym myciem była bardziej wyrazista, oddzielona od tła jakby świetlistą ramą.

Sekretne życie z Mateńką Okienną, jak wspomina pani P., było niebiańskie. Ludzie trzymali się razem, palili grille przy ławce, robili imprezy w lokalach, czasem – w ferworze zabawy – biegli „wężem” przez piętra. Nie było, jak w innych blokowiskach, dzieciaków z kluczem na szyi. Ponad dwudziestka urwisów z klatki chowała się razem, a to wpadła na pierogi na parter, kiedy indziej na naleśniki piętro wyżej. – Wszystko się skończyło, kiedy Mateńkę zobaczyła R. z sąsiedniego bloku – wspomina pani P. – Rozgadała i pod klatkę ruszyły tłumy. Tkwili godzinami, z zadartymi głowami. Ktoś zobaczył Maryję w szybie, inny Świętą Rodzinę na kominie. Jeszcze inny przypomniał starą legendę, że kiedy Matka Boska po raz kolejny pojawi się w Sierpcu (a zrobiła to już raz, w XV w.), wtedy zapadnie się stary rynek. A potem zaczęło się piekło.

Tomek z trzeciego piętra, wtedy siedmioletni, zapamiętał ludzi wędrujących z pochodniami dookoła bloku, unoszący się na klatce zapach stearyny i płonące na schodach znicze. Na półpiętrze, tuż pod Mateńką Okienną, świece układały się w znak krzyża. Ludzie klęczący pod oknem cieszyli się, że Mateńka od wewnątrz jest niewidoczna. To – przekonywali – wystarczający dowód na cud.

Na ostatnim piętrze

Księża byli innego zdania. Tomek zapamiętał proboszcza, który mówił: „Umyjcie okno”. Pani P. zapadły w głowę słowa biskupa: „W kościele się módlcie, ale nie tutaj”. Oraz: „Cuda się zdarzają, ale nie w taki sposób”. Także Chrystus Blokowy z Pajęczna nie znalazł uznania w oczach kleru. Kazali uważać, nie nadużywać, zwrócić się raczej do Boga.

Ale to nie z tego powodu pani Basia, której mieszkanie przylegało do szyi Jezusa, poczuła się oszukana. – Kazimiera U. obiecywała, że w związku z objawieniem będzie leczyć za darmo, a zaczęła na tym zarabiać – wspomina. Może z tego powodu Chrystus promieniował do środka jakby słabiej? Może dlatego jego wizerunek zewnętrzny powoli zaczął blednąć? Kiedy zostały po nim rozmyte kontury, Kazimiera U. wyprowadziła się z wielkiej płyty do domku pod Pajęcznem. Zostawiła po sobie syna (nie poradził sobie z życiem) i tabliczkę na wielkiej płycie („Dnia 04.03.1999 ukazały się kontury twarzy Jezusa Chrystusa”). Ale, jak mówi pani Basia, niedługo cieszyła się nowym domkiem, bo tuż po wyprowadzce umarła na raka. Na pogrzeb poszła cała klatka.

W tym samym czasie Mateńka Okienna z Tysiąclecia była świadkiem kilku cudów. Ktoś, idąc na kolanach, odzyskał wzrok. Inny, wcześniej cierpiący na bóle stawów, nagle poczuł się jak nowo narodzony. Kolejny rzucił picie. Tomek z ostatniego piętra pamięta kartony zniczy, które ludzie zostawiali jego babci z prośbą o zapalenie przy cudownej szybie. Wszystko po to, żeby ich modlitwa trwała, nawet kiedy oni odejdą.

Ludzie z klatki byli zmęczeni – wspomina Tomek. – Kiedyś podsłuchałem, jak sąsiadki naradzały się, że dadzą parę groszy pijaczkowi, żeby zbił cudowną szybę. Na szczęście Matka Boska objawiła się w lesie koło Nowego Dworu Mazowieckiego. Obok niej – na pieńkach – Maksymilian Kolbe, Pan Jezus w koronie. Ludzie ruszyli do nich autokarami i blok odżył. Ale, jak wspomina pani P., niebiańskie czasy klatki się skończyły. Młodsi wyjechali do pracy za granicę albo do odległej o dwie godziny stolicy, starsi, zrównani głodowymi emeryturami, zostali na swoich 40 m.

A Mateńka Okienna utkwiła na ostatnim piętrze. Przez 10 lat przychodziły do niej trzy kobiety. Jedna odmawiała różaniec, klęcząc, pozostałe stały. Potem zostały tylko dwie, wreszcie jedna, coraz słabsza, po jakimś czasie tylko zatrzymująca się koło bloku i kreśląca w powietrzu znak krzyża. I kiedy w 2005 r. zakład gospodarki komunalnej zarządził zmianę okien na plastikowe hermetyczne, nie było komu protestować. – Kiedy wróciłem do domu ze szkoły, ekipa remontowa pakowała na przyczepę stare okna – wspomina Tomek z ostatniego piętra. – Tego z Matką Boską nikt nie miał chyba odwagi zabrać, bo zostało, oparte o ścianę. Nazajutrz już go nie widziałem. Nie wiadomo, kto się nim zajął.

Po odejściu Mateńki Okiennej i Jezusa Blokowego – chociaż wiążą to ze sobą tylko niektórzy – do blokowisk wszedł Zły. Atakujący spółdzielców, komunalnych, mieszkańców wspólnot mieszkaniowych. Kościół, w odróżnieniu od cudów, natychmiast go zaakceptował i opracował własny system wypędzania. Osobiście, czyli podczas wizyty w nawiedzonym lokalu. Albo metodą chałupniczą: przy pomocy poświęconej przez księży egzorcystów soli i wody mineralnej oraz modlitwy do Ducha Świętego i Michała Archanioła. Przyszły czasy, w których każda niemal parafia ma dostęp do własnych egzorcyzmujących.

Na parterze

Wodę święconą, kupioną w Biedronce i egzorcyzmowaną w pobliskim sanktuarium w Wąwolnicy, mieli prawie wszyscy lokatorzy bloku komunalnego na lubelskich Bronowicach, w podobnej co w Pajęcznie czy Sierpcu wielkiej płycie. Tu jednak od zasiedlenia w 1997 r. – w odróżnieniu od Sierpca czy Pajęczna – panowała urawniłowka. Wszyscy byli jednakowo biedni, podobnie wielodzietni, słabo wykształceni i poupychani na 50 m. Początkowo, jak ci z Tysiąclecia czy Dąbrowskiego, myśleli, że coś mogą, i w bloku zawiązał się komitet mieszkańców. Podpisywali się pod petycją w sprawie opadających drzwi wejściowych, odłażącego lastryka oraz grzyba pchającego się do lokali po wiosennych roztopach.

Akurat M. z parteru na Bronowicach (ona sprzątaczka, on stolarz, troje dzieci) nigdy – jak nazywają ten rodzaj aktywności pracownicy administracji – nie byli roszczeniowi. Kiedy inni dopominali się o wymianę okien, oni zaproponowali, że dopóki się da, uszczelnią ścierkami, a potem wymienią sami i koszty odliczą od czynszu. Sąsiad z czwartej klatki: – Kiedyś mieli pieniądze, bo M. wyjeżdżał do pracy w Anglii. Potem został im tylko honor.

A Zły, jak mówią w tych blokach, chętnie atakuje tych biednych, ale z poczuciem godności. Najchętniej – w odróżnieniu od wybranych przez Chrystusa czy Matkę Boską lokatorów wyższych pięter – tych z parteru. M. musiał coś przeczuwać, bo długo przed atakiem Złego zamykał się w piwnicy i rzeźbił Świętą Rodzinę. W tym samym czasie jego starszy syn skończył samochodówkę i wylądował na bezrobociu, a młodsza córka, gimnazjalistka, zaczęła nosić różową mini i malować paznokcie na czarno. Czyli zerkała w stronę ciemności. W bloku też szło ku gorszemu: paru umarło, kogoś zabili, weszli nowi i w nocy ich krzyki dudniły echem w przewodach wentylacyjnych. I nie było wiadomo, do kogo pójść na skargę, bo komitet blokowy przestał działać i ludzie walczyli w pojedynkę.

I wtedy Zły zaatakował. Bezpośrednio nad Świętą Rodziną na ścianie, w pokoju córki. Wykrzywił jej twarz, wtłoczył w usta brzydkie wyrazy, kierował ręką, aby wbrew woli rysowała na okładkach książek i zeszytów diabła. Nikt nie wie, jak wyglądał, ale prawie każdy w bloku słyszał go przez cienkie ściany. Najpierw, kiedy M. zamknęli się w domu, pościli i palili świece, Zły dyrygował (głosem córki) całą rodziną. Krzyczał: „Teraz do pokoju”, więc pewnie klęczeli na tle meblościanki i świętych obrazów. Wołał: „A teraz oczyśćcie mnie wodą”, więc pewnie szli z córką do łazienki. Tam, na niespełna czterech metrach, musieli spędzić najwięcej czasu. Zły – co dudniło w rurach – kazał ojcu obciąć włosy matki i córki, polewać ich głowy wodą, wreszcie zamoczyć wszystkie zapełnione rysunkami diabła i demonów książki i zeszyty. Po kilku godzinach zza ścian wyciszonych płytą pilśniową nie dobiegał już chór głosów, ale pojedyncze, bełkotliwe, niezrozumiałe, jakby grzęznące w gardłach. Komunalni nie zrobiliby pewnie nic, gdyby nie krewny ojca, którego zaniepokoiło, że od paru dni u M. nikt nie odbiera telefonu. Usiłował wejść, ale mimo że w domu było jasno, nikt nie otwierał. Krewny wezwał policję i straż pożarną. Weszli przez balkon. Mówili coś do M., ale oni – nadzy, dygoczący z zimna – byli wyczerpani.

W pastelach

Prezes spółdzielni mieszkaniowej w Pajęcznie niechętnie słucha o manifestacji Złego w blokowisku. Prosi, by nie straszyć – bo takie historie działają dziś na ludzi. Bo wielu, upewnianych o tym na mszach, w kościołach, wierzy, że wrócił czas Złego. Także i w lokatorach przy ul. Dąbrowskiego mogą obudzić się niepotrzebne wspomnienia i wywołać protesty przeciwko planowanemu ociepleniu płyty z konturem Chrystusa. Czy ślady Chrystusa, który objawił się na ich ścianie, zostaną przykryte warstwą styropianu i pastelowego tynku, mieszkańcy zdecydować muszą w tym miesiącu.

Chociaż, co po chwili zauważa prezes, prawdziwy powód protestów może być też bardziej prozaiczny – czyli pieniądze, bo przy Dąbrowskiego zostali prawie sami emeryci, a dla nich 50 zł dodatku do czynszu to majątek. A już najwyższy czas na termoizolację, bo wszystkie bloki na osiedlu, łącznie z kotłownią, koło której uczniowie po raz pierwszy zobaczyli Jezusa, są pokryte ostrzelanym na pastelowo styropianem.

Miodoworóżowy gres przykrył też blok przy Tysiąclecia, w którym objawiła się Mateńka Okienna. Niewielu, przechodząc koło budynku – z nawyku – zadziera do góry głowę. Tomek z ostatniego piętra, dziś Tomasz, konserwator zabytków, przyznaje, że aby historia nie wybrzmiała bez echa, opisał ją na założonej przez siebie stronie internetowej starysierpc.blog. – Ktoś powie: błahe i śmieszne, ale to przecież element naszej historii – przekonuje. Odbite na ksero artykuły o Chrystusie na bloku (dla wnuków, które może kiedyś zechcą poczytać) przechowuje też wuefista z Pajęczna. Do dziś, razem z żoną, nie uwierzyli w objawienie, ale wiara swoją drogą, a pamięć swoją. Jezus z bloku – nawet jeśli tylko zaciek – też coś o nas mówi.

W lubelskiej komunałce na Bronowicach nikt nie wierzy, że pamięć o tym, co się stało w ich bloku, ma wartość. Po manifestacji Złego, wywiezieniu M. do szpitali i ich powrocie (one w perukach, on przemykający bokiem, unikający spojrzeń) ludzie mało ze sobą rozmawiają. Każdy wystukuje własny kod na domofonie, chowa się w domu. Tam kropi wodą święconą po ścianach, wykładzinie PCV, modli się do Ducha Świętego. A diabeł – niewidzialny – krąży po piętrach.

Polityka 21.2015 (3010) z dnia 19.05.2015; Społeczeństwo; s. 35
Oryginalny tytuł tekstu: "Życie duchowe wielkiej płyty"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Historia

Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim

Powstanie w warszawskim getcie wybuchło dopiero wtedy, kiedy większość blisko półmilionowego żydowskiego miasta już nie żyła, została zgładzona.

Marian Turski
19.04.2023
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną