Musieli być tutaj tacy, którzy widzieli, jak ostatniego marca idzie Jaremko przez wieś w ciężkiej kapocie, za pazuchą trzyma zwitek banknotów, a potem wsiada w pekaes na Radzyń Podlaski albo nawet na Lublin. Powszechnie wiedziano, że Jaremko to człowiek drinkujący. Od czasu do czasu ruszał w podróż, z której wracał siny na twarzy. Ale tym razem z banknotami szedł, a banknoty były przecież za bursztyn. No i się rozniosło, że będą wydobywać.
Żniwa na hektarze
W Górce Lubartowskiej na Lubelszczyźnie żyje się gorzej niż kiedyś. One – jak tutejsi nazywają ludzi podejmujących za nich decyzje – tylko Biedronek nastawiały i nic więcej. Kiedyś była tu praca w kilku zakładach, teraz nie ma żadnej. Choć obiektywnie trzeba przyznać, że jakaś jest: na przykład u „Ziarenka”, bogatszego rolnika, który zatrudnia sąsiadów do selekcji ziaren dyni i sortowania worków. Aktualnie mówi się w Górce także o możliwości zarobienia na sprzedaży ziemi, bo ceny z miesiąca na miesiąc szybują. Co jakiś czas pojawiają się w Górce nieznajomi z Pomorza, Kujaw, nawet Warszawy i rozpoczynają żniwa. Kto w Górce sprytny, krzyczy sobie 40 tys. zł za hektar, podczas gdy w czasach przed bursztynem hektar chodził za cztery razy mniej.
O pokładach surowca w Polsce pisał już w XVIII w. uczony Stanisław Staszic – jak informują panowie spędzający czas pod wiatą przystanku. Lecz oficjalnie bursztyn odkryła Polska Ludowa, jakoś w połowie lat 80. Poszukiwano złóż węgla, znaleziono jantar, ale nic z nim nie zrobiono.
Na przebieg spraw miała też wpływ duża polityka.