Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Single z odzysku

Seniorzy też się rozwodzą

Prawdopodobnie tej senioralnej fali rozwodowej nie da się już zatrzymać. Prawdopodobnie tej senioralnej fali rozwodowej nie da się już zatrzymać. Katarzyna Białasiewicz / PantherMedia
Polacy żyją coraz dłużej, ale coraz krócej chcą i umieją być razem. Nawet ci żyjący w długich, dojrzałych związkach decydują się na rozstanie. Czy rozwody po pięćdziesiątce staną się normą?
Na ogół rozprawy rozwodowe seniorów przebiegają nie mniej burzliwie niż te z udziałem młodych małżonków.Colin Gray/Getty Images Na ogół rozprawy rozwodowe seniorów przebiegają nie mniej burzliwie niż te z udziałem młodych małżonków.
Rozwodząc się w wieku 50–60 lat, nikt nie czuje się jeszcze staruszkiem i pewnie niewielu myśli o bliskim schyłku życia.Katarzyna Białasiewicz/PantherMedia Rozwodząc się w wieku 50–60 lat, nikt nie czuje się jeszcze staruszkiem i pewnie niewielu myśli o bliskim schyłku życia.
Porzucani znacznie częściej niż porzucający przewidują, że ich sytuacja po rozwodzie się pogorszy, i to nieodwracalnie.Sue Robinson/PantherMedia Porzucani znacznie częściej niż porzucający przewidują, że ich sytuacja po rozwodzie się pogorszy, i to nieodwracalnie.

Tekst został opublikowany w POLITYCE w lipcu 2015 roku.

Mąż Małgorzaty (55 lat) przeniósł się ze wspólnej sypialni na kanapę kilka miesięcy przed rozstaniem. – Mówił, że to ze względu na kręgosłup. W kwestii rozwodu postanowił wziąć ją z zaskoczenia. Pozew nadszedł niepoprzedzony żadną rozmową czy ostrzeżeniem. – Siedzieliśmy przy stole i piliśmy kawę po obiedzie, kiedy zapukał listonosz – opowiada Małgorzata. Mąż odczekał, aż córka napisze ostatni egzamin maturalny (starszy syn już się usamodzielnił), zawczasu wynajął sobie pokój.

Młodych łatwiej wytłumaczyć – nie dojrzeli, nie przemyśleli, nie zdołali się dopasować albo przedwcześnie odpuścili. Starszych trudniej zrozumieć. Tyle lat razem i raptem rozwód – tak późno się zorientowali, że im jednak nie po drodze? Kto im poda szklankę wody, gdy za chwilę przyjdzie starość, choroba? Coś w tych związkach zaczęło szwankować, skoro zamiast szklanki wody małżonkowie wręczają sobie pozwy.

Liczba rozwodów, na które decydują się ludzie po 50. roku życia, z 20-, 30-letnim stażem małżeńskim, od dwóch dekad systematycznie w Polsce rośnie. Statystycznemu rozwodnikowi, jak wynika z danych GUS, regularnie przybywa lat – mężczyzna właśnie przekracza czterdziestkę (40–41), kobieta jest średnio dwa lata młodsza. W liczbach bezwzględnych wciąż najszybciej i najczęściej kończą się małżeństwa młode, ale w 2014 r. rozpadło się już 17,5 tys. – czyli trzykrotnie więcej niż w 1990 r. – związków mających za sobą ponad 20 wspólnych lat. (Ogółem rozwiodło się 66,5 tys. par). Trend widać w całej Polsce, zwłaszcza w miastach, gdzie społeczne przyzwolenie na rozwód generalnie jest większe. Zaczynamy rozumieć to, o czym od dawna przekonują psychologowie – dzieci nie scementują związku na wieczność. W atmosferze przynajmniej częściowej społecznej aprobaty decyzję o rozwodzie łatwiej podjąć niż kiedyś. A jeśli już pęka społeczne tabu, następni będą coraz częściej wybierać tę ścieżkę wyjścia z niekomfortowej sytuacji.

Z przemocy

Późne rozwody mają zasadniczo trzy przyczyny. Po pierwsze – to niezażegnane w porę kryzysy. Zdaniem psychologów konflikty zwykle narastają latami – nieprzedyskutowane, wydają się w końcu nie do zniesienia. Co prawda czasem dyskutować trudno, zwłaszcza gdy dochodzi do przemocy fizycznej, psychicznej, ekonomicznej. Albo gdy jedno z dwojga wpada w alkoholizm. Do niedawna takie sprawy zmilczało się i przeczekiwało, uświęcony związek małżeński – przy cichej zgodzie niby niczego nieświadomych postronnych – miał prawo do tajemnic alkowy. Wzajemnie wyrządzane krzywdy wpisywało się w koszty, takie było i nadal (choć coraz rzadziej) bywa rozumienie małżeństwa: jako szeregu często źle pojmowanych kompromisów.

Z szacunków Instytutu Wymiaru Sprawiedliwości wynika, że wskutek przemocy ginie rocznie 150 kobiet – trzy tygodniowo. Przypadki przemocy domowej zgłosiło w zeszłym roku ok. 78 tys. kobiet i ok. 11 tys. mężczyzn. Tymczasem jest jeszcze przemoc ekonomiczna (ok. 1200 zgłoszeń rocznie) i przemoc emocjonalna, nie bez powodu nazywana formą zbrodni doskonałej – trudna do wykrycia nawet dla pokrzywdzonych.

Wieloletnie małżeństwa siłą rzeczy z problemem zmagają się dłużej. Inna jest tylko dynamika – skłonności do fizycznej agresji ujawniają się stosunkowo wcześnie, przemoc psychiczna włącza się zaś nieoczekiwanie po wielu wspólnych latach, np. na emeryturze. Jednym z jej przejawów jest milczenie – jako forma kary, manifestu, wzajemnego lekceważenia.

Kłopot też w tym, że do często obieranych strategii radzenia sobie z przemocą należy – jak to się naukowo określa – „uzyskiwanie od sprawcy obietnicy poprawy”. Obietnicy zwykle czczej. Po chwili względnego spokoju oprawca znów stosuje przemoc, znów przeprasza i znów na pozór odmieniony powraca. Spirala się nakręca. Co roku na stołeczny Kongres Kobiet zjeżdżają te z nich, które mają już dosyć; równa płaca i równy status społeczny mniej je interesują, zwierzają się głównie – często po raz pierwszy, i to przez mikrofon – z lat upokorzeń, udręk psychicznych i fizycznych. I wymieniają numerami adwokatów.

Rozwód wyswobadza, ale nie obywa się bez strat. – Takie rozstania bywają bardzo trudne także dla osoby, która odchodzi, bo musi się zmierzyć nie tylko z wizją niepewnej przyszłości, obawami o reakcje partnera, ale też z wieloma przekonaniami na temat siebie i związku, które wcześniej zatrzymywały ją w toksycznej relacji – wyjaśnia Dorota Ziółkowska-Maciaszek, prezes fundacji Rozwód? Poczekaj!. Pytamy: jak mogliśmy sobie na to pozwolić, zmarnować tyle czasu, zrujnować zdrowie? No i nade wszystko: jak sobie teraz spojrzeć w oczy.

Trwanie w takim związku tłumaczy się najczęściej troską o dzieci, którym – jak się potocznie uważa – potrzeba wyłącznie kompletnej rodziny. Oraz silnym współuzależnieniem, które życie bez partnera czyni równie niemożliwym, co życie z nim. „Wysiłek wkładany w utrzymanie związku automatycznie zapoczątkowuje proces jego samopodtrzymywania się” – pisze prof. psychologii Bogdan Wojciszke w książce „Psychologia miłości”. Wycofanie wysiłku byłoby tożsame z uznaniem własnej porażki. Małżeństwo to prócz poświęceń również szereg inwestycji; włożonego czasu, pieniędzy i emocji nikt nam nie zwróci. Im więcej wspólnych lat, tym większy – by tak rzec – kapitał, decyzja o rozstaniu nie kalkuluje się więc i wydaje trudniejsza.

Coś się jednak zaczyna przełamywać. Dziś szczytem heroizmu nie jest trwanie w małżeństwie za wszelką cenę, ale zakończenie go, zanim będzie za późno albo zbyt niebezpiecznie. I znów sprzyja temu przedefiniowanie pojęć małżeństwa i rozwodu, sprzyja klimat społecznego przyzwolenia na rozstania.

Beata (60 lat) próbowała odejść wielokrotnie. Mąż pił i wywoływał awantury, ale poza wszystkim – przekonywała samą siebie – był w miarę przyzwoitym ojcem. Gdy dzieci dorosły, Beata podjęła pracę w banku, rozwiodła się, założyła konto na Facebooku i zaczęła uśmiechać się ze zdjęć. Ostatnio ktoś jej na tych zdjęciach nawet zaczął towarzyszyć.

Ze zdrady

Druga przyczyna rozwodów to klasyczna zdrada, choć w przypadku par 50 plus takie spory dużo łatwiej zażegnać, niż naprawić związek, w którym uczucie wyschło zupełnie. Wierności nie dochowuje 52 proc. mężczyzn i 33 proc. kobiet (CBOS). Sprzyja temu trochę biologia. Mężczyźni po, czy jeszcze w czasie trwania tzw. kryzysu wieku średniego, bardziej skłonni są do szukania nowej, młodszej partnerki. To rodzaj terapii, próba potwierdzenia własnej wartości, sprawności. Powiedzenia sobie: jeszcze daję radę, jeszcze życie przede mną. Zwłaszcza że często jest to moment, gdy z domu wychodzą odchowane dzieci. Ojcowie wychodzą jakby za nimi – w nowy świat.

Sądowe orzeczenia to potwierdzają. Do winy najczęściej przyznają się mężczyźni, choć z obserwacji mec. Joanny Paszkowskiej z płockiej kancelarii adwokackiej wynika, że kobietom również zdarzają się gwałtowne zakochania. I gwałtowne decyzje. Wspomina klientkę, która któregoś dnia po prostu pognała do kochanka na rowerze z niewielkim tobołkiem własnych rzeczy (tak zresztą zeznała na rozprawie). Inna rozwódka 50 plus przyprowadziła do domu, w którym żyła z ośmiorgiem dzieci i mężem, nowego partnera, domagając się, żeby wziąć go na utrzymanie. – Pod naszym dachem zawsze wrzało – opowiada z kolei Anna (43 lata), dorosła córka rozwodników. – Ojciec znalazł sobie w końcu inną kobietę, ale zamiast się wyprowadzić, przeniósł się do drugiego pokoju. Oboje z matką czekali, aż się z bratem wyprowadzimy. A przecież miałam 20 lat i sprawa była dla mnie oczywista.

Z badań Centrum Profilaktyki Społecznej wynika prawidłowość – zdradzają i kobiety, i mężczyźni, tyle że romanse kobiet trwają dłużej i są rzadsze. Mężczyźni – na odwrót – skaczą w bok częściej i na krócej. – Nie sprzyjają starym związkom popularne w tym wieku wyjazdy do sanatoriów. Niejednokrotnie wraca się z nich z kochankiem w życiowym bagażu – mówi Joanna Paszkowska. – Nie sprzyjają też portale społecznościowe, na których wbrew prawdzie można się reklamować jako panna czy kawaler do wzięcia. Seksuolog prof. Zbigniew Izdebski twierdzi, że coraz częściej ludzie żyją w trójkątach – wieczorami niewinnie czatują w internecie, na noc wracają do partnera. Pojęcie zdrady bardzo się w sieci rozmywa. „Dodaj zdjęcie profilowe, a szanse, że znajdziesz bratnią duszę, wzrosną piętnastokrotnie” – nęcą serwisy randkowe (są już w Polsce takie przeznaczone wyłącznie dla seniorów).

Były mąż Małgorzaty, emerytowany mundurowy, miał w tej sprawie określony pogląd: zdrada to zło nie do przebaczenia. Gdy jednak ujrzał znajomego z nową, młodszą partnerką, odmieniło mu się. Mówił, że to fajne. Lansuje się tę fajność w mediach i kronikach towarzyskich. Dziś na związek starszego celebryty czy biznesmena z dużo młodszą celebrytką wielu patrzy raczej z zazdrością niż ze świętym oburzeniem. Tak jak w prasie kobiecej promuje się archaiczny – zdawałoby się – wizerunek poddanej mężowi gospodyni domowej (POLITYKA 27), tak w prasie dla mężczyzn modelowy samiec alfa jest przede wszystkim zdobywcą, któremu nowa piękna partnerka służy za trofeum, dekorację, pieczęć wysokiej pozycji. Równolatka w roli podobnej do tej, jaką spełnia najnowszy model auta, sprawdza się rzadko.

Z wypalenia

Trzecia wreszcie przyczyna rozwodów – wypalenie związku – jest dużo bardziej zniuansowana. Relacja rozkłada się stopniowo i latami, ale skutki obserwujemy dopiero, gdy mamy ku temu sposobność – po wyprowadzce dzieci (jeśli je mamy) albo przejściu na emeryturę, gdy codzienny harmonogram zadań się zawęża. W obliczu pewnej życiowej próżni.

Z chwilą pojawienia się dzieci małżonkowie tak bardzo koncentrują się na rodzicielstwie, że lekceważą narastające nieporozumienia. Bywa, że nie próbują budować bliskości, nie bardzo zresztą wiedzą, na czym miałaby polegać. – Gdy rodzinne gniazdo pustoszeje, małżonkowie stają wobec konieczności bycia tylko we dwoje – mówi Dorota Ziółkowska-Maciaszek. Partner życiowy to teraz „obcy człowiek”, zupełnie już nie przypomina małżonka z czasów ślubu czy narzeczonego. Jego przyzwyczajenia czy drobne wady, dawniej przebaczane i traktowane z pewną czułością, z czasem stają się nieznośne.

Popielniczka odłożona na niewłaściwe miejsce, porozrzucane skarpety, siorbanie przy jedzeniu, wszystko przeszkadza – wymienia Elżbieta (61 lat). – Rzucaliśmy się więc na siebie ze złością wartą pewnie lepszej sprawy. Oboje są ludźmi – jak to się mówi – z temperamentem. Działali sobie na nerwy, wybuchały więc awantury. Na emeryturze wspólne życie przestało cieszyć już zupełnie. Widzą to też dzieci, najbliższa rodzina czy przyjaciele. I dopingują: skończcie to, przestańcie się męczyć. To nie ma już sensu, a przecież jest jeszcze czas, by na nowo poukładać sobie życie – przekonują.

Małżeństwa osób po 50. roku życia to na razie co dziesiąta para, która zgłasza się po pomoc do fundacji Rozwód? Poczekaj!. – Widzimy różnice już w sposobie, w jaki pary w kryzysie o sobie opowiadają – zauważa prezes fundacji Dorota Ziółkowska-Maciaszek. – Te młodsze częściej deklarują, że nie chcą już dłużej żyć w takim związku. Ale – jeśli tylko da się wypracować jakieś zmiany – są gotowe w nim pozostać. Tymczasem starsze pary już nie tyle „nie chcą”, ile „nie potrafią” razem żyć. I nie tyle „w związku”, ile z „tym człowiekiem”. Młodsze pary spaja jeszcze podniesiona temperatura wzajemnych uczuć, w starszych dominują zniechęcenie i ogólna rezygnacja.

Jak mawiała pisarka Lillian Hellman, „ludzie się zmieniają i zapominają sobie o tym powiedzieć”. W ocenie psychologów społeczeństwo w ogóle jest coraz bardziej zindywidualizowane, nastawione na prywatny sukces i awans. Osiągnąwszy już wszystko, nie bardzo wiemy, co z tym potem począć – wzbogaciliśmy się, dorobiliśmy, wreszcie emerytura i święty spokój. Tylko z tym drugim człowiekiem nie bardzo jest o czym gadać. Zwłaszcza jeśli poza dziećmi niewiele nas łączyło, w istocie tworzyliśmy osobne, niezazębiające się światy. Kryzys pojawia się – uważa Andrzej Saramonowicz, autor wydanej niedawno książki „Chłopcy” – razem z „monotonią codzienności i conocności”.

Bywa, że z wiekiem małżonkowie zupełnie przestają rozmawiać, wpadają w pułapki mitycznego świętego spokoju, nie mówią, czego oczekują i pragną – również w łóżku. Psychologowie zauważają, że mężczyźni znacznie częściej niż kobiety uważają seks małżeński za formę komunikacji. Panie wolą spełniać się jako organizatorki życia rodzinnego. Większą satysfakcję czerpią z roli przyjaciółki niż kochanki swego męża. Te role przekładają się na zupełnie inne potrzeby.

Jak wynika z badań prof. Zbigniewa Izdebskiego – seks jest istotny dla 60 proc. mężczyzn i 35 proc. kobiet po 50. roku życia. Gdy 43 proc. kobiet nie wykazuje zainteresowania seksem wcale, podobne deklaracje składa tylko 14 proc. panów. „Po co się w ogóle pobierać, skoro po trwającej średnio dwa lata wzajemnej fascynacji czekają nas dekady już tylko towarzyskiej harówki?” – pytał niedawno tygodnik „The Economist”. I zaraz dopowiedział – jeśli fundamenty są solidne, to i z harówki można mieć przyjemność.

Bilans strat

Choć mąż Małgorzaty (ten od „rozwodu z zaskoczenia”) dopuścił się zdrady, sprawę rozstrzygnięto bez orzekania o winie i walki o ewentualne alimenty (dwoje dzieci dawno przekroczyło próg dorosłości). Małgorzata zachowała mieszkanie, ale oddała w zamian posiadłość nad jeziorem należącą jeszcze do jej rodziców. – To miało być dla moich dzieci – żałuje dziś tej decyzji podjętej, jak mówi, w szoku. Elżbieta (ta od awantur o popielniczki i skarpetki) powiada: – Żal nam było tego życia na codzienne przekomarzanie, więc rozeszliśmy się w pokoju.

Na ogół jednak rozprawy rozwodowe seniorów przebiegają nie mniej burzliwie niż te z udziałem młodych małżonków. Długie lata wspólnego życia nie gwarantują, że na sali sądowej emocje będą wyciszone, a byli partnerzy obdarzą się wyłącznie szacunkiem. – Jest piekło – mówi mec. Joanna Paszkowska. – Wyciąga się brudy, odkrywa albo ukrywa fakty sprzed lat. Partnerzy się kłócą, żądają orzeczenia winy, kombinują, byle osiągnąć cel.

Wiele zresztą zależy od przyczyny rozwodu, od tego, kto i jak bardzo został zraniony, a zwłaszcza od tego, czy decyzja o rozwodzie była wspólna (rzadki przypadek) czy też podyktowana przez jedną ze stron. – Łagodniej przebiegają rozprawy, gdy w grę wchodzi wypalenie związku – mówi Dorota Ziółkowska-Maciaszek. W takich wypadkach łatwiej zachować kontakt również po formalnym rozstaniu, choćby sporadyczny i umiarkowanie przyjazny. – Rzadko jednak małżonkowie w równym stopniu chcą rozwodu – zauważa Ziółkowska-Maciaszek. Zdarza się, że jedno z nich zostaje po wszystkim bez środków do życia. Porzucani znacznie częściej niż porzucający przewidują, że ich sytuacja po rozwodzie się pogorszy, i to nieodwracalnie.

Z całą pewnością pogorszy się kondycja psychiczna wielu, zwłaszcza tych porzuconych. Rozwód powoduje, że trzeba zmierzyć się z pielęgnowanym od lat – jak się okazuje – naiwnym wyobrażeniem na temat związku i własnej w nim roli. Skonfrontować z perspektywą samotności. Z obawami o przyszłość, stan portfela i zdrowia. Według skali stresu Thomasa Holmesa i Richarda Rahe’a rozwód to drugie – po śmierci współmałżonka – najbardziej traumatyczne doświadczenie w życiu człowieka. Uchodzi przy tym za silnie nacechowaną emocjonalnie zmianę – tak jak śmierć partnera czy dziecka – i prowadzi do depresji.

Wśród osób po 65. roku życia depresja sieje spustoszenie; seniorzy coraz częściej na nią zapadają i dwukrotnie częściej niż ogół chorych podejmują próby samobójcze (dotyczy to zwłaszcza 80-letnich mężczyzn). Z przewidywań Światowej Organizacji Zdrowia wynika, że w 2020 r. na liście schorzeń, na które zapadają osoby starsze, depresję wyprzedzą tylko choroby serca. Można się domyślać, że powszechność rozwodów tylko tę tendencję nasili.

W Polsce tym bardziej – bo należymy do krajów najszybciej się starzejących i najsłabiej na to przygotowanych. Osoby 65-letnie i starsze stanowią blisko 15 proc. naszego społeczeństwa, GUS przewiduje, że do 2035 r. odsetek ten wzrośnie do 23 proc. Według najświeższego raportu ONZ w zestawieniu państw Unii Europejskiej przyjaznych osobom powyżej 60. roku życia – tj. zapewniających im odpowiednią opiekę medyczną i szansę na znalezienie zajęcia – Polska uplasowała się na ostatnim miejscu. Zeszłoroczny raport NIK dopełnia ponurego obrazu: „W Polsce nie ma systemu geriatrycznej opieki medycznej nad osobami w podeszłym wieku”.

Rolę tego nieistniejącego systemu wciąż odgrywają u nas mikrosystemy rodzinne. Co czwarty starszy człowiek – wynika z Diagnozy Społecznej – pozostaje pod opieką innych domowników i co czwarty sam sprawuje taką opiekę względem innej starszej osoby, zwykle współmałżonka. Rozwodnicy – o ile nie znaleźli nowych partnerów – są w tym wypadku zdani wyłącznie na wsparcie dzieci lub opieki społecznej. I na niewielką emeryturę (wydatki przeciętnego polskiego emeryta to obecnie 1066 zł).

Bilans zysków

Oczywiście, rozwodząc się w wieku 50–60 lat, nikt nie czuje się jeszcze staruszkiem i pewnie niewielu myśli o bliskim schyłku życia. Dorota Ziółkowska-Maciaszek: – Niektórzy wręcz czują, że wreszcie mają prawo do szczęścia. Choćby – z konieczności – trwającego krótko.

Na łamach dziennika „New York Times” (w Ameryce liczba późnych rozwodów wzrosła przez ostatnie dwie dekady dwukrotnie – rozpada się tam rocznie 600 tys. zaawansowanych stażem związków) ukazał się poświęcony takim późnym rozstaniom felieton. Jego autorka Deirdre Bair, zbierając informacje do książki, zapytała o doświadczenia 300 rozwodników mających za sobą 20–60-letnie małżeństwa. „To zaskakujące, jak wielu z nich nie postrzega rozwodu w kategoriach porażki – pisze Bair – ale upatruje w nim raczej nowej szansy”.

W wielu zwierzeniach powtarzały się dwa sformułowania: wolność i kontrola nad własnym życiem. Krótko mówiąc: ludzie cieszą się, że zostają wreszcie „sam na sam ze sobą”. Na felieton Bair żywo zareagowali czytelnicy – ktoś ukuł nawet całkiem udane pojęcie: singiel z recyklingu. Do stanu wolnego wraca się bowiem z wieloletnim bagażem doświadczeń. Małgorzata na pytanie, czy wciąż wierzy w miłość, odpowiada: – Mam nadzieję, że wierzę. Na wszelki wypadek zachowa jednak ostrożność.

Czy zatem rozwody na starość staną się normą? Według prognoz GUS w 2050 r. w Polsce kobiety będą żyły średnio 87 lat (o 6 lat dłużej niż obecnie), a mężczyźni 82 lata (dłużej o 9 lat, blisko dekadę!). Zatem i małżeństwa będą się musiały niebywale wydłużyć; tzw. złote gody nie będą żadnym ewenementem. Nie do końca jednak wiadomo, jak ten darowany czas zagospodarować. Nie zdołał się jeszcze wykluć schemat aż tak wieloletniego małżeństwa (i wieloletniego związku nieformalnego) – jakiś wzorzec, punkt odniesienia. Socjologowie zauważają przy tym, że samo wyobrażenie małżeństwa ewoluuje w stronę „nowego przymierza” (określenie prof. socjologii Anny Gizy-Poleszczuk), związku opartego na kompromisach, partnerstwie, w którym wzajemne oczekiwania podlegają negocjacjom, a nie przyjętym społecznie regułom. Ludzie odrzucają tradycyjny podział ról. Ale też łatwiej dochodzą do wniosku, że nie da się już zbudować czy odbudować porozumienia.

Zatem prawdopodobnie tej senioralnej fali rozwodowej nie da się już zatrzymać. Lecz jest pewien paradoks: choć społeczne przyzwolenie na te rozwody rośnie, choć wielu singli z odzysku chwali sobie ponowną wolność, to jednocześnie w społecznej świadomości małżeństwo – udane i długotrwałe – pozostaje osiągnięciem. Dziś może nawet bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Kiedy po latach ustaje, ogólny bilans życiowych osiągnięć wychodzi zwykle na minus. Może więc warto chwilę pogadać, zanim listonosz przyniesie pozew?

Polityka 29.2015 (3018) z dnia 14.07.2015; Społeczeństwo; s. 20
Oryginalny tytuł tekstu: "Single z odzysku"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama