Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Perła w ruinie

Klasztor nad Wigrami: perła w ruinie

W latach 60. peerelowskie władze podjęły decyzję o odbudowie zespołu klasztornego. Budowano niemal od zera. W latach 60. peerelowskie władze podjęły decyzję o odbudowie zespołu klasztornego. Budowano niemal od zera. Leszek Zych / Polityka
Klasztor wigierski się sypie. Pięć lat po przejęciu go przez kurię od Ministerstwa Kultury nie ma chętnych, by płacić za remonty.
Maciej Suchocki, kierownik miejscowego hotelu i ksiądz Ryszard Sawicki, wiceszef wigierskiego Areopagu - organizują koncerty, festiwale, rekolekcje, ale to wszystko mało. Na remonty nie wystarczy.Leszek Zych/Polityka Maciej Suchocki, kierownik miejscowego hotelu i ksiądz Ryszard Sawicki, wiceszef wigierskiego Areopagu - organizują koncerty, festiwale, rekolekcje, ale to wszystko mało. Na remonty nie wystarczy.

Nazywany perłą Suwalszczyzny; jedna z głównych atrakcji turystycznych regionu, miejsce, gdzie ściągają pielgrzymi z całej Polski, by odwiedzić apartamenty papieskie, w których Jan Paweł II nocował podczas jednej z wizyt w kraju. Gdy ełcka kuria przejmowała klasztor od państwa, biskup Jerzy Mazur zapowiadał, że „ubogacone papieską obecnością Wigry staną się areopagiem nowej ewangelizacji w północno-wschodniej części Polski i będą promieniować na cały ten region, na naszą ojczyznę, kraje sąsiednie Europy”.

Rzeczywistość to wymagające wymiany dachy i instalacje, odpadające tynki i przede wszystkim coraz bardziej paląca potrzeba odwodnienia terenu. To miejsce przez lata nie miało porządnej kanalizacji, ścieki odprowadzano wprost do ziemi. Sztucznie usypane wzgórze nasiąkało, zaczęło przypominać ser szwajcarski i grozi osunięciem.

Od Jana Kazimierza do ministra Dąbrowskiego

Historia klasztoru sięga XVII w., gdy król Jan Kazimierz nadał ziemię, wraz z jeziorem i puszczą, zakonowi kamedułów. Zakonnicy zbudowali na wzgórzu kościół, eremy i budynki gospodarcze. Kolonizowali okolicę, prowadzili cegielnie, młyny, huty szkła, tartaki, papiernie. Zarabiali na handlu i rybołówstwie. Swego czasu był to najbogatszy klasztor w Polsce i najbogatszy klasztor kamedulski w Europie.

Pod zaborami władze pruskie skonfiskowały dobra kamedułów, a zakonnicy zostali wysiedleni na warszawskie Bielany. Klasztorem administrowała miejscowa parafia. W czasie dwóch wojen światowych miejsce zostało kompletnie zniszczone. Jedynym budynkiem, który przetrwał w jakiej takiej kondycji, był kościół, ale też bez dachu, z wypalonymi kaplicami, bo radziecka artyleria urządziła tu pokazową strzelankę.

W latach 60. peerelowskie władze podjęły decyzję o odbudowie zespołu klasztornego. Budowano niemal od zera. Wpompowano w to miejsce gigantyczne pieniądze. Trudno dziś oszacować, jakie to były kwoty.

Można powiedzieć, że wigierski klasztor to taki zabytek, jak warszawska Starówka czy Zamek Królewski, czyli rekonstrukcja – mówi Stanisław Tumidajewicz. Przy odbudowie klasztoru pracował od 1975 r. Obecnie jest kierownikiem suwalskiej delegatury Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków. – Zastosowane materiały pochodzą z okresu, gdy technologia była, jaka była; gomułkowsko-gierkowska. Ceramika słabej jakości, źle klejona stolarka. Po dłuższym okresie eksploatacji to się musiało zacząć sypać.

W 1973 r. klasztor wydzierżawiło od kurii ełckiej Ministerstwo Kultury i urządziło tu Dom Pracy Twórczej. Dzierżawa opiewała na 50 lat, czyli do 2023 r. Remonty trwały praktycznie cały czas. Ale było to też miejsce spotkań artystycznych i kulturalnych. Pod patronatem warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych organizowano tu plenery. Na sympozjach bywali Czesław Miłosz, Tomasz Venclowa, Ryszard Kapuściński. Swoją letnią bazę miała tu Orkiestra Kameralna Aukso. Jednak według krytyków było to przede wszystkim miejsce, gdzie ministerialni urzędnicy spędzali urlopy za półdarmo.

W 2005 r. ówczesny minister kultury Waldemar Dąbrowski zadeklarował, że chce oddać klasztor Kościołowi przed terminem, bo według niego działalność Domu Pracy Twórczej (DPT) nie wpłynęła istotnie na rozwój ruchu kulturalnego i twórczego w regionie. Dodatkowym powodem była afera korupcyjna. Wieloletnią dyrektorkę ośrodka zatrzymało CBŚ pod zarzutem niegospodarności i korupcji. Miała ustawiać przetargi i brać łapówki, narażając Skarb Państwa na stratę miliona złotych.

Kościół jednak wcale nie palił się do przejęcia klasztoru, zdając sobie sprawę, że to skarbonka bez dna. Miał komfortową sytuację: państwo jeszcze przez lata będzie łożyć na remonty, a w 2023 r. odda obiekt w dobrym stanie. – Ostatnie kilka lat pod zarządem państwowym to był chyba najlepszy czas dla wigierskiego klasztoru. Pracował tu świetny zespół konsultacyjny, zaangażowano do pomocy Politechnikę Krakowską, ministerstwo nie żałowało pieniędzy – wspomina Stanisław Tumidajewicz.

Mury z budżetem

Wigierski klasztor stawał się ważnym lokalnym ośrodkiem kulturalnym. Co roku Tadeusz Słobodzianek organizował tu warsztaty dramaturgiczne „Sztuka dialogu”. W ramach projektu Półwysep Nowej Muzyki przyjeżdżali najwybitniejsi kompozytorzy i instrumentaliści. Trwały prace nad projektem stworzenia nad Wigrami centrum muzyki współczesnej ze studiem nagrań i salą koncertową. DPT wspierał także ruch slowfoodowy, regionalną kuchnię i rzemiosło. Zapraszał na koncerty Katarzynę Nosowską, Lecha Janerkę, zespół Raz Dwa Trzy, Annę Marię Jopek.

Można powiedzieć, że dyrektorka DPT Agnieszka Tarasiuk zrobiła tyle, ile się dało. To miejsce żyło – ocenia Jerzy Brzozowski, dyrektor Muzeum Okręgowego w Suwałkach. – Dobrze się nam współpracowało. Udało się zorganizować razem kilka wystaw.

Jednak kiedy okazało się, że w zabytkowy kompleks trzeba pilnie wpompować kolejnych kilkanaście milionów złotych, ówczesny minister kultury Bogdan Zdrojewski powiedział „dosyć” i rozpoczął z kurią negocjacje dotyczące zwrotu obiektu. Tylko że Kościół nadal się do tego nie palił. Spory trwały dwa lata. Lokalna prasa pisała o propozycjach bp. Mazura, aby ministerstwo oddało kurii klasztor w zarządzanie, ale nadal go finansowało; żeby Dom Pracy Twórczej działał za ministerialne dotacje, ale o programie decydowałaby kuria; żeby wreszcie urządzić tu centrum pielgrzymkowe, ale traktowane jako instytucja kultury i dotowane z budżetu.

Ostatnia propozycja ministra Zdrojewskiego brzmiała: państwo nadal utrzymuje wigierski klasztor, przeznaczy na remonty 30 mln zł, ale dzierżawa będzie przedłużona o kolejnych 50 lat. To za długo – uznał bp Jerzy Mazur, a wówczas minister jednostronnie wypowiedział umowę i klasztor przeszedł pod zarząd Kościoła.

Przez te dwa lata sporu zerwały się kontakty, m.in. z partnerami z Litwy. Przepadł projekt wartości 16 mln zł na stworzenie Centrum Twórczej Przedsiębiorczości, który miał już gwarancję unijnego finansowania – wspomina Agnieszka Tarasiuk. – Starałam się ratować, co się da, ale konflikt był tak głęboki, że nic z działalności DPT nie mogło być kontynuowane. Nawet tak nobliwy projekt, jak festiwal muzyki klasycznej Aukso nie odpowiadał wigierskiemu proboszczowi. Był zbyt oburzony, że państwo odmawia pieniędzy. Kościół chciał dostać instytucję z budżetem, a nie same mury.

Klątwa Zdrojewskiego

Do zarządzania klasztorem biskup powołał Wigierski Areopag Nowej Ewangelizacji (WANE), a jego kierowanie powierzył miejscowemu proboszczowi ks. Dariuszowi Rogińskiemu. Ministerstwo podarowało Kościołowi jedynie wyposażenie apartamentów papieskich. Resztę ruchomego wyposażenia kuria musiała, zgodnie z prawem, odkupić. Minister Zdrojewski nie krył także, że jeśli WANE będzie chciało uzyskać jakieś ministerialne dotacje, musi startować w konkursach na ogólnych zasadach. Preferencji nie będzie. I nie było. Wszystkie zgłoszone przez WANE projekty zostały w ministerstwie odrzucone. W Suwałkach zaczęto mówić o „klątwie Zdrojewskiego”.

W pokamedulskim zespole klasztornym działa dziś hotel, przystań, kort tenisowy. Apartamenty papieskie i krypty są otwarte dla zwiedzających. – Organizujemy także rekolekcje, zjazdy rodzinne, odpusty, koncerty szantowe i muzyki ludowej. Niedawno robiliśmy festiwal piosenki miłosnej – wylicza ks. Ryszard Sawicki, zastępca dyrektora WANE. Przyznaje, że w porównaniu z działalnością Domu Pracy Twórczej nie brzmi to zbyt imponująco. – Ale oni mieli co roku ministerialne dotacje. My musimy na wszystko zarobić sami. Nas na Annę Marię Jopek, niestety, nie stać.

Na remonty klasztor ma także zarabiać sam, a to oznacza doraźną łataninę tego, co się najbardziej sypie. – Jesteśmy traktowani jak samofinansująca się jednostka gospodarcza. A tu sezon jest krótki. Trwa dwa miesiące. Nawet gdybyśmy stanęli na głowie, nie zarobimy na remont generalny – twierdzi Maciej Suchocki, kierownik hotelu. Jedyne, co ostatnio udało się uzyskać, to 150 tys. zł z Urzędu Marszałkowskiego. – Zabezpieczyliśmy za to dachy i zrobiliśmy renowację drzwi. Kropla w morzu potrzeb – ocenia Suchocki.

Według niego coraz pilniejsza jest potrzeba odwodnienia wzgórza, bo wilgoć wchodzi już w mury. Nie wiadomo, jak długo wytrzymają jeszcze mury oporowe. Prowadzone przez ministerstwo prace badawcze, mające to ocenić, zostały po przejęciu obiektu przez Kościół wstrzymane. Właściwie gdziekolwiek spojrzeć, tam coś wymaga naprawy. Konieczne jest także przeprowadzenie termomodernizacji. – Mamy starą instalację grzewczą. W suwalskie zimy trzeba przepuścić przez komin 40 tys. zł, żebyśmy tu nie zamarzli – mówi Sawicki. – Z nieizolowanych budynków ciepło ucieka, więc można powiedzieć, że ogrzewamy wzgórze.

Ratować perłę

Trudno oprzeć się wrażeniu, że po dwóch latach zażartego sporu parafia została z problemem, który ją przerasta. – Konserwator mi mówi: trzeba było nie brać, a jak was nie stać, oddajcie ministerstwu. Ani ja nie brałem, ani ja nie będę oddawał – deklaruje ks. Sawicki. Logiczne wydawałoby się, że za remonty płaci właściciel, czyli ełcka kuria, ale nikt przytomny w Suwałkach nie liczy na to, że wyłoży ona kilkanaście milionów na klasztor. Samorządowcy uznali, że nie mogą dalej patrzeć bezczynnie, jak perła Suwalszczyzny się rozpada, bo drugiego takiego miejsca tutaj nie ma. Nie ma sensu roztrząsać, kto jest winny, tylko trzeba ratować.

Prezydent Suwałk, miejscowy starosta i wójt złożyli wniosek, by pieniądze na remont zapisać w kontrakcie wojewódzkim, czyli wpisać na listę najpilniejszych inwestycji w regionie. Nie udało się. Urząd Marszałkowski uznał, że kilkanaście milionów złotych to za mała kwota jak na kontrakt wojewódzki. Projekty tej wartości powinny być finansowane z Regionalnego Programu Operacyjnego. A to oznacza kolejny konkurs. – Oczywiście wystartujemy w nim, ale Bóg jeden wie, z jakim skutkiem – mówi Maciej Suchocki.

Ksiądz proboszcz liczy, że dzięki modlitwom do Jana Pawła II i jego wstawiennictwu pieniądze na remont w końcu się znajdą.

Polityka 35.2015 (3024) z dnia 25.08.2015; Społeczeństwo; s. 30
Oryginalny tytuł tekstu: "Perła w ruinie"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną