Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Oda do dysforii

„Na dzień dzisiejszy” (a fe!), „na ten moment” (a fe!), czyli aktualnie (a fe!), jestem na wakacjach, daleko, Polski nie widzę ani nie słyszę, ale mam ją ze sobą.

Nie, nie jestem takim megalomanem i pozerem, żebym ogłaszał, jak miłuję ojczyznę, że bez niej się nie ruszam, że Polskę mam w sobie. Takie nadęte recytacje zostawiam zawodowym patriotom. Mam Polskę raczej przy sobie albo przed sobą, na przykład kiedy czytam książkę Marcina Kołodziejczyka „Dysforia. Przypadki mieszczan polskich”. Trudne słowo ta dysforia? Trudne, ale warto sprawdzić. Jak mówił Marian Grydzewski, słynny redaktor „Wiadomości Literackich”: „Ja wiem, że »Odę do młodości« napisał Słowacki, ale przed oddaniem do druku zawsze sprawdzam”.

Zaczynam „Odę do dysforii”: „»Dysforio«, książko moja, ile cię cenić trzeba, ten tylko się dowie, kto cię przeczytał”. Marcin Kołodziejczyk ma słuch absolutny i osłuchuje, a może nawet trochę podsłuchuje, Polskę od różnych stron: pijaczkowie z ulicy Mińskiej, mieszkańcy apartamentowca klasy Lux na Tarchominie, emeryt resortowy, kombatantki powstania, początkujący poeci, reporter gazety, telewizja śniadaniowa, nowa klasa średnia. Nasz kolega redakcyjny, zwany Kołem, jest mistrzem obserwacji, nasłuchiwania, pastiszu. Pisze o ludziach ciepło, ale ironia to jego broń masowego rażenia. Oto próbki jego warsztatu. Pastisz grafomańskiego reportażu o śmierci górników z powodu wybuchu metanu. Reporter pyta młodziutką kelnerkę:

„Słyszałaś coś o tragedii w kopalni w B.?

Jej dziewczęca twarz, jak się spodziewałem, nie poruszyła nawet najmniejszym mięśniem mimicznym – dziewczyna nie była świadoma, że kilkanaście kilometrów od niej zginęli ludzie, że pozostawili za sobą małe dzieci, dobre i złe żony, plany urlopowe na zbliżający się sezon narciarski, stare buty na wycieraczkach przed drzwiami, niedoczytane książki, samochody.

Polityka 38.2015 (3027) z dnia 15.09.2015; Felietony; s. 94
Reklama