Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Złapał Arab Tatarzyna

Polscy muzułmanie też się podzielili

Meczet w Gdańsku. U góry, w tradycyjnych strojach, stary i nowy imam: Hani Hraish i Ismail Caylak. Meczet w Gdańsku. U góry, w tradycyjnych strojach, stary i nowy imam: Hani Hraish i Ismail Caylak. Przemysław Kozłowski/Testigo.pl / Testigo Documentary
W Polsce żyje od 15 do 25 tys. muzułmanów. Konflikt, jaki ich podzielił, wydaje się bardzo polski – o narodowość i obyczajowość, o stanowiska i pieniądze.
Tatar Dżemil Gembicki, przewodnik po meczecie w KruszynianachPrzemysław Kozłowski/Testigo.pl/Testigo Documentary Tatar Dżemil Gembicki, przewodnik po meczecie w Kruszynianach

Artykuł w wersji audio

Piątek drugi. Przedwiośnie 2015 r. Stary siwy Tatar otwiera meczet w Gdańsku w samo południe. Zbierają się wierni na cotygodniowe modły. Ablucje, uściski dłoni, głuche poklepywania niosące się echem po świątyni. W meczecie ponad 40 śniadych mężczyzn, w tym z pięciu Polaków – Tatarzy i młody konwertyta z blond lokami. W babińcu – cztery konwertytki. Od roku nie ma imama, więc kazanie i modlitwę prowadzi ktoś wyznaczony przez przewodniczącego gminy. Tego, który był, Haniego Hraisha, odwołano z funkcji imama po 11 latach. W meczecie poruszenie – odwołany jest na sali, czy nie przyszedł? Nie przyszedł.

Oficjalne powody nieobecności odwołanego imama: odwiedza znajomą rodzinę w Kruszynianach, tam gdzie mieszka najwięcej polskich Tatarów. Sam jest Palestyńczykiem, nie Tatarem. Ale pozaprzyjaźniał się w Kruszynianach jeszcze w latach 80. Po przyjeździe do Polski na studia brakowało mu religii, a usłyszał, że pod Białymstokiem żyją jego bracia w wierze – Tatarzy. Ci przyjęli go bardzo ciepło.

Zanim został imamem, był biznesmenem – od małego. Jego pierwsze wspomnienia sięgają wieku trzech lat – i Palestyny. Był 1967 r., gdy w wyniku wojny sześciodniowej Zachodni Brzeg Jordanu przeszedł z rąk jordańskich w izraelskie. Uciekli wtedy z rodzinnej wsi Bardala do Jordanii, ale po kilku dniach ojciec zdecydował, że wracają. – To była dobra decyzja – opowiada Hraish. – Wkrótce granicę uszczelniono i wielu zginęło przy próbie jej przekroczenia. Palestyńscy rolnicy sprzedawali towar na giełdzie, ale ceny były tam niskie. Hani wykazał się inicjatywą, która na lata zmieniła lokalny handel. Pewnego dnia wybrał najładniejsze owoce i warzywa, wrzucił do bagażnika i stanął przy ruchliwej szosie z Izraela do Jerozolimy. Sprzedał wszystko dużo drożej niż na giełdzie.

W 1982 r. skończył liceum. Złożył podanie o stypendium na studia za granicą i przyszła odpowiedź: jest zgoda na Polskę. – Czyli kraj, w którym trwał stan wojenny – opowiada. – W telewizji pokazywali, jak milicja rozgania demonstracje. U nich też były demonstracje. Izrael najechał Liban, Hraish z kolegami chodzili protestować. – Gdy moja ciocia usłyszała, że jadę do Polski, zawołała – dziecko, wpadniesz z deszczu pod rynnę! – mówi. – A ja na to, że chociaż będą swojskie klimaty.

Piątek trzeci. Tatar Dżemil stoi w drzwiach meczetu: – Nie chcieliśmy dłużej Hraisha, bo niegrzecznie zwracał się do naszych starszych – opowiada. – O, idzie. Nałożył białą czapeczkę imama. To ja wychodzę.

Dziś do meczetu przyjechała wziąć ślub młoda para z Płocka. Fatima (ojciec Irakijczyk, matka Polka) i Piotr, konwertyta, który przyjął imię Ali. Wcześniej nie udało im się pobrać w meczecie w Warszawie ani w domach modlitwy w Poznaniu i Katowicach, bo nie mieli ślubu cywilnego albo brakowało czasu lub świadków w meczecie. – Zadzwoniliśmy do imama Haniego, a on na to, że nie ma problemu, przyjeżdżajcie – opowiada para.

Palestyńczyk wchodzi dziś na minbar (kazalnicę), po raz pierwszy od ponad pół roku. Mówi w kazaniu o piątkowej modlitwie w meczecie: – To obowiązek mężczyzn i przywilej kobiet. Nie ma, że praca, wyjazd czy zimno. Obowiązek!

Tatarzy sądzą, że były imam mówi do nich. Bo przecież część z nich chodzi do meczetu w niedzielę. Niektórzy – bo w piątki pracują, a niektórzy demonstracyjnie – bo w piątki modlą się głównie Arabowie. Konflikt pojawił się jeszcze w latach 90., gdy arabscy studenci próbowali korygować tatarskie zwyczaje, według nich odbiegające od prawowierności islamskiej. W odpowiedzi słyszeli, na przykład od Selima Chazbijewicza, byłego długoletniego imama w Gdańsku, że obyczajowość muzułmańska Arabów i konwertytów to wymysł prymitywnych średniowiecznych teologów – a chusty i hidżaby trzeba zlikwidować.

Hani Hraish był z frakcji za chustami. – A widzieliście świętą Marię bez chusty? Albo zakonnicę? Nawet jadąc na rowerze, ma włosy zakryte. Islam czerpie dobre rzeczy z chrześcijaństwa.

Hraish wspomina, jak na jednym z walnych zebrań gminy pewien 80-letni Tatar powiedział do niego, że jak Arabowie będą żyli w Polsce od 600 lat, jak oni, to będą mogli rządzić. – Powiedziałem wtedy, by wyprowadzono dziadka, bo przeszkadza. A oni twierdzą, że powiedziałem „dziada” i nie mam szacunku do starszyzny.

Dalej w kazaniu Hraish mówi o koniecznym pojednaniu muzułmanów. O to będą się dziś modlić. Po modłach udziela ślubu Fatimie i Alemu. Bezpłatnie. – Jestem imamem społecznym, nigdy nie brałem pensji ani pieniędzy za śluby i pogrzeby. To się niektórym w zarządzie nie podobało, uważali, że to dobre źródło dochodu dla gminy.

Na koniec podbija akt ślubu – zieloną pieczęcią z półksiężycem Muzułmańskiego Związku Religijnego (MZR) w Polsce, z którego został już wyrzucony przez przewodniczącego muftiego Tomasza Miśkiewicza.

Także z meczetu Hraish nie chce się dać wyrzucić. Więcej – uważa, że wydatnie przyczynił się do jego powstania. Pierwsza znacząca wpłata na fundusz budowy gdańskiego meczetu to były właśnie pieniądze zebrane przez arabskich studentów – w tym Hraisha. Podczas wkopywania kamienia węgielnego w 1984 r. poznał przyszłą żonę, córkę tatarskiego działacza Bekira Szabanowicza – Helenę.

Wydawało się, że Allah błogosławi. Po trzecim roku, chcąc dorobić do stypendium, kupił na giełdzie pod Gdańskiem warzywa i owoce i zaczął je sprzedawać na deptaku na Żabiance. Szło mu tak dobrze, że na studia nie wrócił. Za to wkrótce stragan na deptaku zamienił na sklep i pijalnię soków w hali targowej, a ten, z czasem, na wolno stojący warzywniak i bar z arabskim jedzeniem. Interes się rozwijał, rodzina powiększała (ma dwóch synów i trzy córki), a Muzułmańska Gmina Wyznaniowa w Gdańsku wybrała go w 2003 r. na imama. I to był pierwszy przypadek wśród polskich muzułmanów, że imamem został Arab.

Piątek czwarty. Ruch w meczecie, jak zawsze. Przewodniczący gminy Olgierd Chazbijewicz, młody, rzutki biznesmen, jeszcze gdzieś wydzwania, pytając o jakieś ceny. Amro, Egipcjanin, który prowadził piątkowe modły, odkąd gmina nie ma imama, opowiada innym, co u niego. A już zaczyna się kazanie. Wygłasza je nowy imam, ubrany w biały turban Ismail Çaylak, Turek. Przyjechał trzy tygodnie temu z Erzurum, by objąć stanowisko. Ale trudno z nim porozmawiać, bo mówi tylko po turecku i arabsku.

Tatar Maciej Jakubowski, choć nie zna tych języków, jest wyraźnie podekscytowany. Mówi, że Turcy sfinansują teraz renowację meczetu. – Ściągnie się tamtejszych artystów, namalują freski, będzie prawdziwy meczet jak w Turcji, będzie można oprowadzać turystów, jak w Kruszynianach i Bohonikach. O poprzednim imamie dodaje, że nie był w porządku, bo konwertytki traktowały go prawie jak boga.

Ale i nowy nie wszystkim się podoba. Palestyńczyk, który zna dobrze polski, mówi, że tłumaczenie było niedokładne. Według Algierczyka ta chutba była bez życia i senna, a poprzedni imam, Hani, kazał z pasją i zaangażowaniem. I można było na niego liczyć w każdej sprawie, dodaje Palestyńczyk. Kilka lat temu, gdy w nocy rozbolało go serce, zamiast na pogotowie zadzwonił do imama, a ten zaraz do niego przyjechał. Egipcjanin Amro wtrąca, że to konflikt personalny między Hanim i kilkoma egoistycznymi Tatarami, a cierpi na tym cała społeczność. Oraz że skonfliktowani powinni się pogodzić i przywrócić Hraisha, zwłaszcza że ten nowy przecież nie zna polskiego. – Ale pilnie się uczy – wtrąca Olgierd Chazbijewicz, przewodniczący Muzułmańskiej Gminy Wyznaniowej w Gdańsku, syn byłego długoletniego imama namaszczony przez muftiego Miśkiewicza. – Sam go codziennie wożę na lekcje.

O sprowadzenie imama z Turcji starali się z muftim Miśkiewiczem przez rok. Bo Turcy są najbliżsi Tatarom. Nie było łatwo o idealnego kandydata, bo musiał być teologiem z perfekcyjnym arabskim – i gotowością przyjazdu do Polski. – Czasy imama społecznego się skończyły – mówi Chazbijewicz. – Hraish prowadzi firmę, jest zajęty, a ja chcę, by imam był na pensji, dostępny w meczecie codziennie, nie tylko w piątki. Ma poświęcić się tylko sprawom duchowym. Administracją i zarządzaniem zajmę się ja. Jestem biznesmenem, znam się.

W dodatku Hraish nie uznawał władzy Miśkiewicza. – A w Kościele może być niesubordynacja? – pyta Chazbijewicz.

Piątek pierwszy. Był wówczas, kiedy się przesądziło. Bo – jak przyznaje Chazbijewicz – choć Hraish zrobił bardzo dużo dla propagowania islamu, to incydentu z sekretarzem nie da się zapomnieć. A było tak: Hraish chciał remontować meczet. Uważa, że taniej niż inni. Podaje nazwiska, kosztorysy, nazwy firm. Pieniądze na remont załatwił w ambasadzie Arabii Saudyjskiej. Gdzie – jak mówi – ostrzegano go, by uważał, bo ktoś chce się na remoncie wzbogacić.

Więc kiedy wiosną mufti Miśkiewicz zwolnił go z funkcji imama i zamknął meczet dla wiernych pod pozorem remontu, Hraish zaniepokoił się, czy nie chodzi o to wzbogacenie. Tym bardziej że robotnicy z firmy budowlanej twierdzili, że wchodzić można. Gdy któregoś piątku sekretarz gminy znów zabronił im wejścia i zażądał od Hraisha zwrotu kluczy od meczetu – nie wytrzymał. Na filmie z kamer przemysłowych widać, jak Hraish odwraca się od sekretarza i odchodzi, po czym nagle zawraca i kopie w tyłek. Tamten ucieka. – Na filmie nie słychać naszej rozmowy – tłumaczy się Palestyńczyk. Miał ponoć usłyszeć od sekretarza w dosadnych słowach, by wracał do Palestyny.

– Jak nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze – komentuje sprawę Dżeneta Bogdanowicz, która prowadzi gospodarstwo agroturystyczne Tatarska jurta w Kruszynianach. – Jest o jednego człowieka w MZR za dużo, żeby zapanował między nami pokój. Miśkiewicza odwołaliśmy ze stanowiska przewodniczącego MZR na kongresie w 2012 r. Przegrał wybory. A Dżemil i Gembicki dodaje, że Kruszyniany nie uznają Miśkiewicza. Bohoniki tak. Ale to same mohery.

Tomasz Miśkiewicz nie uznał wyniku wyborów z 2012 r. Powołał się na prawo z 1936 r. mówiące, że muftim jest się dożywotnio, a funkcja ta jest związana ze stanowiskiem przewodniczącego MZR. – Tylko czemu traktuje to prawo wybiórczo? – pyta Dżeneta Bogdanowicz. – Zgodnie z nim był za młody, żeby zostać muftim, miał 25 lat, a nie wymagane 40, i nie było wymaganego kontrkandydata!

Hraish też chętnie opowie. Że głosowali przeciw Miśkiewiczowi, bo nie rozliczał się z pieniędzy za ubój rytualny. – Mufti wystawia ubojniom płatny certyfikat czystości halal. Te przelewają pieniądze, ale na konto firmy żony Miśkiewicza za obsługę systemu Halal Poland. Ta zatrzymuje 50 proc., 25 proc. przelewa muftiemu i tylko 25 proc. dla MZR. Zarabiają na tym wielkie pieniądze – opowiada.

I dodaje, że w październiku 2013 r. mufti Miśkiewicz, walcząc o przywrócenie w Polsce legalnego uboju rytualnego, ogłosił, że w Bohonikach w czasie święta Kurban Bajram (Ofiarowania) dokonano uboju rytualnego baranka. Dzień po tym ktoś podpalił meczet w Gdańsku. – I po co ta prowokacja? – dziwi się Hraish. – Jesteśmy tu mniejszością, po co więc utrudniać sobie życie? W Koranie jest napisane – pokarm ludzi księgi jest wam dozwolony. Ja w swoim barze nie mam mięsa halal.

Tymczasem nowy imam z Turcji odprawia kazanie po arabsku, a były imam z Palestyny tłumaczy je na polski. Wszyscy mówią o uzdrowieniu sytuacji. Wszyscy też szykują się na nowe, demokratyczne wybory.

tekst i fotografie Przemysław Kozłowski/TESTIGO.pl

Polityka 41.2015 (3030) z dnia 06.10.2015; Społeczeństwo; s. 37
Oryginalny tytuł tekstu: "Złapał Arab Tatarzyna"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Kaczyński się pozbierał, złapał cugle, zagrożenie nie minęło. Czy PiS jeszcze wróci do władzy?

Mamy już niezagrożoną demokrację, ze zwyczajowymi sporami i krytyką władzy, czy nadal obowiązuje stan nadzwyczajny? Trwa właśnie, zwłaszcza w mediach społecznościowych, debata na ten temat, a wynik wyborów samorządowych stał się ważnym argumentem.

Mariusz Janicki
09.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną