Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Teatr ogromny

Tak jakoś mam ostatnio, że co pójdę do teatru, to w drzwiach lubo (lubo!) w bufecie zderzam się z kol. Żakowskim.

Rzecze grzeszny Makbet:

„Życie jest cieniem
ruchomym jedynie
Nędznym aktorem, który przez godzinę
Miota się po scenie, by zamilknąć nareszcie
Bajaniem głupiego, bezsensowym zgiełkiem”.

Tak jakoś mam ostatnio, że co pójdę do teatru, to w drzwiach lubo (lubo!) w bufecie zderzam się z kol. Żakowskim. Tak było i onegdaj, na spektaklu „Francuzi” Warlikowskiego, pokazywanym na wybornym festiwalu Dialog we Wrocławiu. Poligramotny wielce i nie lada „trendsetter” Redaktor gotów jest w niedługim czasie zdominować teatralne gusta Polaków, urabiając ich na swoją modłę, odbierając chleb krytykom, a to dzięki nieodpartemu urokowi swej osoby i niezłomnej erudycji. Siedząc tu, na grzędzie zazdrośników, postanowiłem przeto raz ubiec tego męża i sformułować nową doktrynę teatralną, zanim on to uczyni. Mam nadzieję, że świat teatru, który tak nas obu rozpala, nagrodzi oklaskami tym razem mnie, a nie tego pana.

Oto więc mój teatr ogromny:

Początkiem teatru jest scena, a końcem szatnia. To między nimi rozgrywa się dramat teatru. Zaczyna się on od popisu zwanego przedstawieniem. Kunszt i perfekcja reżysera i aktorów, zabawiających publiczność, są zadatkiem i usprawiedliwieniem tego, co wydarzy się poza ramami przedstawienia jako usługi kulturalnej i rozrywki.

Ostatecznym przeznaczeniem teatru jest skandal, a więc wszystko unieważniająca transgresja, sięgająca utraty kontroli i zatarcia konwencji. W tym transgresyjnym momencie objawia się straszna i niewymowna rzeczywistość życia. Ów moment wieńczy i kończy przedstawienie, rzucając je w przeszłość jako coś, co się wydarzyło i nie wróci.

Polityka 46.2015 (3035) z dnia 08.11.2015; Felietony; s. 104
Reklama