Zatrzymani: pejzaż bez taborów
Dziś prawdziwi Cyganie już nie wędrują
Lata 60. Trwa koncert. Na scenę wchodzi dziewczyna ubrana w długą spódnicę w kwiaty. Czarne włosy uwydatniają złoto kolczyków. To Randia, pierwsza dama piosenki cygańskiej. Muzycy już grają, a ona z charyzmą zaczyna piosenkę: „A jak przyjdzie na nas bieda, cisawego konia sprzedam./Sprzedam konia, sprzedam tanio/I zostanę wielką panią”. Publiczność podśpiewuje: „do namiotu szafę wstawię, będę mieszkać jak w Warszawie”. Przedstawiciele władz komunistycznych biją brawo, zadowoleni. Randia dochodzi do ostatniej zwrotki: „A jak mi się sprzykrzy wreszcie, kupię sobie konia w mieście,/oddam szafę i aksamit, i pojadę z Cyganami”.
Słowa piosenki „Jak zostanę wielką panią” napisał Jerzy Ficowski, a muzykę – Edward Dębicki, mąż Randii, który po koncercie musi stawić się w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych.
Urzędniczka: – Obywatelu Dębicki, czy ustrój Polski Ludowej wam nie odpowiada?
Dębicki: – Nie mam zastrzeżeń.
Urzędniczka: – Osiedliliśmy was, daliśmy wam mieszkania, wasze dzieci poszły do szkół, a mężczyźni do pracy. Zaczęliście żyć jak normalni ludzie. Więc do czego wy nawołujecie ze sceny?!
Dębicki: – Do czegóż to?
Urzędniczka: – Przecież obywatel swoją twórczością podburza do dalszego wędrowania!
Dębicki: – A pani by chciała, żeby Cyganie śpiewali o tym, jak kopią kartofle i jeżdżą na traktorach?
Propaganda nie dla Cygana
W połowie XX w. w Polsce mieszkało ok. 15 tys. Romów, z których 75 proc. prowadziło koczowniczy tryb życia. Mało miał on wspólnego z ideałem, do jakiego musiał dążyć człowiek socjalistyczny. W 1952 r. władze PRL ogłosiły więc uchwałę „W sprawie pomocy ludności cygańskiej przy przechodzeniu na osiadły tryb życia”, a jej efektem była szeroko zakrojona akcja propagandowa.