Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Dwie połowy polskiej głowy

Dwie połowy polskiej głowy. Skąd w nas te podziały?

Od dziesięcioleci psychologia pochyla się nad tymi różnicami: dlaczego jedni patrzą na ogół na świat życzliwiej i optymistyczniej, inni – nieufnie i ponuro. Od dziesięcioleci psychologia pochyla się nad tymi różnicami: dlaczego jedni patrzą na ogół na świat życzliwiej i optymistyczniej, inni – nieufnie i ponuro. Henrik Sorensen / Getty Images
Polacy są dramatycznie podzieleni. Od wielu lat, ale nigdy dotychczas wrażenie przepołowienia nie było tak wyraźne jak dziś. Może nasze mózgi inaczej pracują?
Mirosław Gryń/Polityka

Artykuł w wersji audio

Polskie społeczeństwo jest przepołowione – i to podwójnie. Dzielimy się na tych, którzy odwracają się od rzeczywistości politycznej („nie mój cyrk”, „nie moja bajka”), oraz tych, których ona gorąco obchodzi. I tę aktywną połowę znów dzieli rów. Coraz głębszy. Dziś narasta wrażenie, że w grę wchodzi coś więcej niż tylko naturalna w każdej społeczności różnica doświadczeń, poglądów ideowych, politycznych czy ekonomicznych. Bo skoro żyjemy w tej samej rzeczywistości, to dlaczego tak radykalnie co innego widzimy? Dlaczego sąsiad, brat, kolega z pracy – często człowiek identycznie jak ja majętny i wykształcony – widzi minione 25 lat jako katastrofę i ruinę, gdy ja widzę postęp – nie bez potknięć, ale w sumie wręcz widowiskowy? Dlaczego jedni są przekonani o czasem aż nadmiernej wolności słowa, drudzy – że panował w tym względzie terror, prześladowania i zamykanie ust inaczej myślącym?

Dlaczego patrząc na tę samą telewizyjną transmisję nocnych obrad Sejmu, ja widzę wulgarną manifestację pychy „biało-czerwonej drużyny”, a trzydzieści kilka procent moich rodaków (tyle według sondaży dziś poparłoby PiS), w tym wielu rówieśników – nauczycieli, naukowców, inżynierów, sprzedawców – widzi jej imponującą jedność i skuteczność? Może różnimy się jakimiś fundamentalnymi właściwościami naszych umysłów? Może po prostu mamy inne mózgi? W najmniejszym stopniu nie chodzi tu o to, by wskazać, który jest lepszy, który gorszy; kto ma sensowniej, a kto mniej sensownie – by użyć kolokwializmu – poukładane w głowie. Rzecz w mechanizmach, które sprawiają, że będąc przedstawicielami tego samego gatunku, żyjąc w tym samy kraju i mając do dyspozycji te same dane, tak inaczej widzimy i myślimy.

Co w nas przesądzone

Od dziesięcioleci psychologia pochyla się nad tymi różnicami: dlaczego jedni patrzą na ogół na świat życzliwiej i optymistyczniej, inni – nieufnie i ponuro. Aż do takiego stanu umysłu i emocji, gdy chronicznej podejrzliwości i wrogości wobec wszystkich zaklasyfikowanych jako „inni” towarzyszy ślepe zaufanie do autorytetu (przywódcy, wodza). Czy ukrywają się za tym jakieś stałe właściwości człowieka? Jak środowisko, najszerzej pojęta kultura wpływa na ekspresję tych cech? W jakim stopniu różnicują tu ludzi geny? Czy ten stan chronicznej nieufności jest „zakaźny”, skoro w historii tyle razy ogarniał ogromne grupy społeczne, etniczne, religijne, całe narody?

Odpowiedzi poszukuje się rozmaitymi ścieżkami. Znaczą je teorie i książki niekiedy czytane tak powszechnie, że stały się elementem obiegu kulturowego. Np. „Neurotyczna osobowość naszych czasów” Karen Horney, która ową postawę zaciętości wiązała z dzieciństwem: mały człowiek, nie doznając ciepła, miłości, poczucia bezpieczeństwa, reaguje lękiem, by potem rzutować go na świat zewnętrzny, który jawi się jako zły i groźny. Theodor Adorno wprowadził pojęcie osobowości autorytarnej, dowodząc, że obowiązujące w ekstremalnie patriarchalnych rodzinach zasady ślepego posłuszeństwa sprzyjają rozwojowi osobowości chorobliwie uzależnionej od oceny innych, zewnątrzsterownej, skłonnej do gloryfikowania autorytetu oraz poniżania słabszych i obcych.

Innym tropem podążyli autorzy „Paranoi politycznej”, bestsellera sprzed blisko 20 lat, Robert S. Robins i Jarred M. Post. Przyglądając się historii ludzkości, próbowali zrekonstruować mechanizmy, gdy masy niejako przejmują urojeniową osobowość wodza: podejrzliwość, wsobność, chroniczną nieufność, poczucie stałej krzywdy, bycia oszukiwanym, poniżanym i ranionym oraz przekonanie, że nie ma przeciwników – są tylko wrogowie, którzy nieustannie knują i spiskują. W spokojnych czasach polityk-paranoik znajdzie niewielkie audytorium; nieszczęśliwe społeczeństwo jest dojrzałe do gwałtownej reakcji – konstatowali autorzy.

Dziś są badacze, którzy w ogóle kwestionują pojęcie cechy jako stałej właściwości czy wzorca zachowań człowieka; twierdzą, że to bardziej konstrukt intelektualny, umowny, niż realny. Ale jednocześnie psychologia dość powszechnie posługuje się modelem tzw. wielkiej piątki, przystając na to, że różnimy się między sobą ekstrawersją, sumiennością, otwartością na świat i nowe doświadczenia, a także – co wydaje się wiele wyjaśniać – stopniem neurotyczności (w skład której wchodzą m.in. lęk, agresywna wrogość, depresyjność, impulsywność, nadwrażliwość) czy ugodowości (zaufanie, prostolinijność, ustępliwość). To osobowościowe wyposażenie wraz z wieloma innymi czynnikami buduje coś, co jest sednem codziennej mechaniki ludzkiego mózgu.

Ruszt darwinizmu

Badacze społeczni różnie to coś nazywają. Skrypty poznawcze, schematy mentalne, utrwalone przekonania. My nazwijmy dla obrazowości rusztami poznawczymi. Bo chodzi o takie konstrukcje w umyśle, które tkwią tam stale, gotowe do obróbki wszelkich nowych informacji i doświadczeń. Tam właśnie wypiekają się bieżące oceny zdarzeń, postawy i poglądy, również historyczne czy polityczne. Tutaj zajmiemy się dwoma spośród owych rusztów – tymi, które są w Polsce od lat uważnie obserwowane.

Tzw. darwinizm społeczny jest przedmiotem wieloletnich badań m.in. prof. Krystyny Skarżyńskiej i jej współpracowników. To uogólnione przekonanie, że świat społeczny jest dżunglą, miejscem wiecznej wojny o zasoby, w której przetrwać mogą najlepiej przystosowani. Moje zwycięstwo jest tożsame z porażką drugiej osoby; sukces mojej grupy – z pokonaniem innej; powodzeniu mojego narodu zagrażają inne narody. Antagonizmy leżą w naturze świata, a ludzie są z natury egoistyczni, bezmyślni i nieuczciwi. Toteż należy dbać o dobro swoje i „swoich”, być bezlitosnym i mściwym dla innych, okopać się w indywidualnej i grupowej twierdzy.

Jak dochodzi do powstania takiego rusztu? Według badań Krystyny Skarżyńskiej i Piotra Radkiewicza stosunkowo małe znaczenie ma tu paradoksalnie sfera osobistych doświadczeń z innymi ludźmi. Ciekawe, że więcej znaczy subiektywnie szacowana suma pozytywnych (im człowiek ma ich mniej, tym silniejszy darwinizm); z doświadczeń negatywnych szybciej się otrząsa. Większy wpływ na wzmocnienie darwinizmu ma natomiast zawód doznany ze strony osób posiadających autorytet i władzę. W skali społecznej nie ma zatem lepszego ognia pod ruszt darwinizmu jak utrata zaufania do elit. Darwinistyczne przekonania częściej goszczą w umysłach osób przekonanych o swej życiowej przegranej niż zwycięzców – często jako usprawiedliwienie porażki: mnie się nie udało, bo przecież ja nie umiem grać bez hamulców. (Strona czująca się przegraną polskiej transformacji, mówi prof. Skarżyńska, tak właśnie może widzieć świat).

W wymiarze indywidualnym osłabiają darwinizm wyznawane wartości i poczucie związku z własną grupą narodową (tzw. otwarty patriotyzm, ale nie nacjonalizm). Rzadziej właściwy jest on osobom skłonnym do kolektywizmu niż indywidualistom oraz tym przedkładającym humanizm nad materializm. Wreszcie duże znaczenie mają tu co najmniej dwie cechy osobowościowe ze wspomnianej piątki: ugodowość i otwartość na doświadczenia. Osoby ciekawe świata (a nie szukające ochrony przed nim), nastawione na współpracę i unikanie konfliktów raczej odrzucają przekonanie o społecznej dżungli.

Ostatnio zespół prof. Skarżyńskiej badał eksperymentalnie związki darwinizmu społecznego z akceptacją dla agresji. Okazało się, że nie tylko głęboko zakotwiczone w psychice przekonanie o złej naturze świata prowadzi do większego przyzwolenia na stosowanie przemocy w życiu publicznym. Już opowiadanie w trakcie badania (tzw. torowanie), że skoro świat jest podły, to należy wykorzystywać słabości innych i być egoistą, wzmacnia proagresywne przekonania badanego. Ludzie w sytuacji laboratoryjnej zarażeni darwinizmem wyraźniej różnicują ocenę osób z grupy własnej i obcej. – Wewnątrzgrupowa faworyzacja staje się wyraźniejsza, ostrzejsza – powiada badaczka.

Przed sześciu laty Krystyna Skarżyńska porównała elektoraty PO i PiS („Dwie prawice”, POLITYKA 15/10). Wtedy psychologiczne i polityczne różnice między nimi nie były wielkie, ale zwolennicy PiS charakteryzowali się niższym kapitałem społecznym niż wyborcy PO: byli mniej ufni, mniej zadowoleni z kontaktów społecznych, deklarowali, że dostali od innych mniej dobra, niż deklarowali to zwolennicy PO. – Po prawie pięciu latach, jesienią 2014 r. – mówi badaczka – najwyraźniejszą różnicą miedzy elektoratami PiS i PO okazała się ocena sprawiedliwości aktualnego porządku społecznego: niższa w elektoracie PiS (podobnie niska jak wśród zwolenników SLD). Poza tym zwolennicy PiS widzieli już w swoim otoczeniu i szerzej – w świecie społecznym – o wiele więcej zagrożeń niż zwolennicy PO. To ważna różnica, wyjaśnia bowiem ich konserwatywne poglądy oraz gotowość do akceptacji autorytarnej, niedemokratycznej władzy. Inne różnice dotyczą antagonistycznej wizji relacji społecznych i polityki. Nieufność, podejrzliwość, przypisywanie innym złych zamiarów są tu wyraźnie silniejsze niż w elektoracie PO. Wiąże się to z głębszą tendencją do przeżywania i dostrzegania u innych raczej negatywnych niż pozytywnych emocji. Wyborcy PiS znacznie częściej widzą życie społeczne w kategoriach gry o sumie zerowej, bezwzględnej rywalizacji o wszystko, co w życiu ważne; liczy się siła, bezwzględność, wykorzystywanie słabości innych.

Ruszt dogmatyzmu

Innego rodzaju rusztem jest dogmatyzm. Bo o ile darwinizm odnosi się do treści poglądów, o tyle dogmatyzm oznacza sposób ich wyrażania. Nie muszą iść ze sobą w parze, ale chadzają. Dogmatyk niezależnie, czy jest prawicowcem czy lewicowcem, zielonym czy czerwonym, ma czarno-biały obraz świata. Żywi przekonanie, że istnieją dwa typy ludzi: jedni opowiadają się po stronie prawdy, drudzy przeciwko prawdzie (a istnieje tylko jedna prawda). Kompromis zawsze jest zdradą. Dogmatycy są skłonni zaakceptować wszystko, co pochodzi od uznanych przez nich autorytetów, i odrzucić wszystko od tzw. autorytetów negatywnych. Klasyfikują ludzi według przynależności do „my” lub „oni”. Dogmatyzm pociąga za sobą nienawiść i nietolerancję. Jeśli dominuje w społeczeństwie, nieomal uniemożliwia budowę demokracji liberalnej z jej poszanowaniem praw człowieka i praw mniejszości.

Bada go od lat, również w ujęciu międzynarodowym, socjolog prof. Iwona Jakubowska-Branicka. Kiedy rozpoczynał się międzynarodowy projekt badawczy w 1996 r., Polacy sytuowali się po stronie krajów, gdzie osoby o silnym dogmatyzmie przeważały w ogólnym pejzażu społecznym: ponad 69 proc. Gorzej wypadała Bułgaria czy Rosja, lepiej – wszystkie kraje tzw. starych demokracji (silny dogmatyzm cechował 59 proc. Francuzów czy 33 proc. Amerykanów). Badacze uważali wówczas, że zjawisko jest koszmarnym spadkiem autorytaryzmów i totalitaryzmów. Wysnuli wniosek, że nie ma innego sposobu na zmianę jak tylko mozolne praktykowanie demokracji.

20 lat później 62,5 proc. Polaków jest nadal twardymi dogmatykami. Przez kilka ostatnich lat prof. Jakubowska-Branicka nakładała ów wskaźnik dogmatyzmu na preferencje polityczne. Nie, nie jest tak prosto, że dogmatycy skupiali się wyłącznie po jednej politycznej stronie. Zwykle większość spośród nich sytuowała się wśród tych, co to „nie moja bajka”. Dopiero w 2015 r. osoby wysokodogmatyczne znacznie częściej popierały PiS. Jednak zdarzały się w elektoracie PO i innych partii.

Jak to rozumieć? Dogmatyzm – jako się rzekło – ma rozmaite odcienie i nawet osoby deklarujące liberalizm obyczajowy czy ekonomiczny mogą żywić (swoją) czarno-białą wizję świata. A czy wśród wyborców PO i innych partii uchodzących za centrowe czy lewicowe mogli się znaleźć dogmatycy ksenofobiczni i homofobiczni, skrajnie niechętni wszelkim mniejszościom i odmiennościom? Badacze aż tak głęboko w tę kwestię nie wchodzili – pytano zawsze o generalny obraz świata. Jednakowoż w sondażu TNS z jesieni 2015 r., zadano pytanie: Kogo nie chciałbyś mieć za sąsiada? Przeciw sąsiadowi uchodźcy było prawie 60 proc. (potencjalnych wtedy jeszcze) wyborców Kukiz’15 i połowa PiS, ale też co czwarty wyborca PO i co trzeci Zjednoczonej Lewicy. Przeciw rodzinie z dzieckiem poczętym in vitro: 18 proc. PiS, 11 proc. Kukiz’15, ale też (uwaga!) 9,6 PO i 13,6 proc. ZL. Co dziesiąty „liberał” czy „socjaldemokrata”… 45 proc. Polaków boi się uchodźczej fali – to jakoś zrozumiałe. Ale aż 12 proc. lęka się sąsiedztwa kobiety, mężczyzny i dziecka zza ściany – bo co?

Co w nas do uratowania

Co dziś z tymi rusztami darwinizmu i dogmatyzmu się dzieje? Ano pracują pełną parą, bo rządzące ugrupowanie niestrudzenie, dzień po dniu i noc po nocy, dorzuca paliwa i informacji do gorączkowej obróbki. Toruje – jak powiedziałby psycholog – ów dogmatyzm i darwinizm. Syci ludzkie umysły ponurą wizją świata, w którym my-dobrzy mamy przeciwko sobie ich-złych. Każdy, kto nie jest z nami, jest zły i ma wyłącznie złe intencje: przeszkadzać nam w czynieniu dobra. Kompromis z nimi będzie zdradą. Oni są urodzonymi zdrajcami (targowicą, potomkami konfidentów gestapo, „resortowymi dziećmi”). Jak nie oni, to ich rodzice lub dziadkowie. „Kwiczącymi świniami odstawionymi od koryta”. W najlepszym przypadku żałosnymi nosicielami norek czy szynszyli, dającymi sobą manipulować.

Ta narracja nie jest przypadkowa, nie tylko w tym sensie, że funkcjonariusze rządzącej partii operują zadziwiająco identycznymi metaforami i skojarzeniami. Propagandowy syk nienawiści utwierdza przekonanych i wabi jeszcze wątpiących. Wedle starej zasady: kłamstwo powtarzane po wielokroć staje się prawdą. Tej „polityce informacyjnej” przyświeca wiedza (może tylko intuicja, może coś, co niektórzy nazywają talentem politycznym) o polskim społeczeństwie: że w przewadze nie jest ono na demokrację liberalną gotowe. Jak mówi prof. Jakubowska-Branicka, od jednej trzeciej do jednej drugiej Polaków po prostu takiej demokracji nie chce. Więc podglebie psychologiczne dla PiS, dla szerzonej przez tę partię wizji świata, jest ogromne.

Po pierwsze dlatego, że darwinizm i dogmatyzm, nieufność, brak ugodowości i autorytaryzm jako cecha osobowości – że wszystkie te mechanizmy psychologiczne, które opisujemy, charakteryzują nie tylko i nie wyłącznie dzisiejszych zdeklarowanych zwolenników PiS. I nie wszystkich po równo – świat na szczęście nie jest czarno-biały. Ale tej mieszanki jest sporo po stronie niegłosujących, rzekomo „niemających zdania”.

Po drugie – autorytarne rządy są poniekąd wygodne nawet dla tych, którzy ich nie popierają. Zdejmują z człowieka odpowiedzialność za siebie. Stawiają go na pozycji dziecka. Ktoś ma mu dać, ktoś decyduje o jego losie, on nie ponosi żadnej winy. Więc myśli: przecież nic nie mogę zrobić, nic ode mnie nie zależy, może lepiej zamknąć się w swojej twierdzy, w końcu świat jest dżunglą.

Po trzecie wreszcie – w nietolerancję i głęboką niechęć, tyle że z przeciwnym znakiem, pchana jest ta „szynszylowa” mniejszość. Kłamstwa na jej temat, pogarda, zwykłe naruszanie godności budzą lęk, poczucie zagrożenia i w wielu osobach już budują mur – też zaczynamy być manichejscy: my-dobrzy kontra oni-zło wcielone.

Co zatem robić? Nie chodzić w marszach, nie słuchać, nie czytać, wyrzucić telewizor, odciąć się od internetu? Po prostu przyjąć do wiadomości, że takie jest polskie społeczeństwo?

Owszem, takie ono się stało – tyle że nie z powodu genetycznych uszkodzeń czy wadliwych mózgów, lecz w efekcie swojej pokomplikowanej historii, przesyconej wewnętrznymi antagonizmami i wieczną walką z wrogami. Ale też każdego dnia trzeba sobie przypominać, że na razie tylko 20 proc. społeczeństwa, a nie cały naród, wybrało obecny, autorytarny wariant rzeczywistości politycznej. Że po stronie liberalnej demokracji są również jeszcze spore psychologiczne rezerwy. W końcu 88 proc. Polaków (82 proc. wyborców PiS) nie miałoby nic przeciw sąsiadom z dzieckiem z in vitro.

Jedno, co na pewno warto robić, to ocalić siebie. Strzec się darwinizmu i dogmatyzmu. Łatwe to nie jest. Kodowcy na początek każdej manifestacji – jakby w tym właśnie celu – deklamują wiersz Natana Tenenbauma „Modlitwa o wschodzie słońca”: „…chroń mnie Panie od nienawiści, od pogardy strzeż mnie Boże”. Jest do tego piękna muzyka autorstwa Przemysława Gintrowskiego. Ale spadkobierczynie po pieśniarzu zabroniły używać muzyki. Więc słowa są po jednej, a muzyka po drugiej stronie rowu. Tak my, Polacy, mamy w głowach.

Polityka 8.2016 (3047) z dnia 16.02.2016; Społeczeństwo; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Dwie połowy polskiej głowy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną