Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Wścibskie psy

Watchdogi patrzą władzy na ręce

Razem dla jawności – akcja zorganizowana w Warszawie prze Sieć Obywatelską Watchdog Polska. Razem dla jawności – akcja zorganizowana w Warszawie prze Sieć Obywatelską Watchdog Polska. Jakub Wosik / EAST NEWS
„Dobra zmiana” czyni cuda. Przybliża ludziom watchdogi – organizacje, o których wcześniej nie mieli pojęcia.
Zjazd wolontariuszy i członków Sieci Watchdog Polska.Sieć Obywatelska Watchdog Polska/Facebook Zjazd wolontariuszy i członków Sieci Watchdog Polska.

Artykuł w wersji audio

Watchdogi to fundacje i stowarzyszenia zwane strażniczymi, które patrzą władzy na ręce, niezależnie od tego, jaka partia jest u sterów. Ich mimowolną propagatorką została posłanka PiS Krystyna Pawłowicz. Nikt nie zafundował tym organizacjom takiej reklamy jak ona. „Co to jest jakaś bezczelna sieć obywatelska Watchdog? Kto im daje zlecenia na prawicę? Kto finansuje? Gdzie te psy spały przez ostatnie 8 lat?” – atakowała na Facebooku w lutym 2016 r., po tym jak Sieć Obywatelska Watchdog Polska – stowarzyszenie pilnujące jawności w życiu publicznym – zapytała PiS o koszty i przedmiot spotkania Jarosława Kaczyńskiego z premierem Viktorem Orbánem w Zielonej Owieczce w Niedzicy. Partia pokazała faktury, ale informacji dotyczących treści spotkania nie udzieliła. Więc sieć postanowiła o nią zawalczyć w sądzie administracyjnym.

Nie spały, stróżowały

„Psy stróżujące” (z ang. watchdog) prowadzą w sądach ok. 500 spraw. Nie na potrzeby partyjne, ale by obywatele wiedzieli, co robi władza. Wszelka władza i na różnych szczeblach. Przez te lata, o które pytała posłanka Pawłowicz, psy stróżujące były nie mniej aktywne niż obecnie. Ba, sama posłanka korzystała z informacji sieci, gdy ta wyciągała na światło dzienne naganne poczynania oponentów PiS. Wśród tych 500 spraw jest także toczony od 2014 r. spór z Andrzejem Rzeplińskim, prezesem Trybunału Konstytucyjnego. Chodzi o ujawnienie kwot wynagrodzeń, jakie otrzymywali sędziowie TK na podstawie umów cywilnoprawnych. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie w grudniu 2015 r. stanął po stronie watchdogów. Prezes odwołał się do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Z jakim skutkiem, to się dopiero okaże.

Prawicowi publicyści byli zachwyceni wyrokiem WSA oraz aktywnością Sieci Obywatelskiej Watchdog Polska. Jednak dla tej organizacji spór o umowy nie miał znaczenia, gdy trzeba było stanąć w obronie Trybunału. SOWP była w gronie dziewięciu organizacji strażniczych, które również w grudniu 2015 r. zwróciły się z apelem do parlamentarzystów pracujących nad niesławną nowelizacją „naprawczą” ustawy o TK. Organizacje pisały: „Szanowni Posłowie i Posłanki, prosimy Was, nie dawajcie nam w prezencie na Święta ustawy, która uderza w prawa i wolności obywateli”.

Niektórzy nazywają organizacje strażnicze oddolnymi izbami kontroli. Kuba Wygnański, jeden z liderów sektora pozarządowego, określa je jako część systemu immunologicznego władzy. Każda władza ich potrzebuje, inaczej się degeneruje.

Dzisiejsza trudność polega na tym, że poprzedniej władzy zdarzało się, owszem, naruszać reguły, ta natomiast wykazuje niebezpieczną skłonność, by niektóre z nich po prostu unieważniać. – Dlatego dużo łatwiej wytłumaczyć dziś, co robimy – mówi Katarzyna Batko-Tołuć, wiceprezeska Watchdog Polska. – Teraz ludzie w lot chwytają, że standardy są ważne, że władzy trzeba pilnować.

W stowarzyszeniu Watchdog Polska na stałe pracuje 13 osób. Wspiera je 15 wolontariuszy. Do tego jest ok. 60 członków, którzy działają w terenie. Sieć rekrutowała ich podczas szkoleń dla osób zainteresowanych aktywnością strażniczą. Większość watchdogów to ludzie, którym władza czy urzędnicy nadepnęli na odcisk, wywołując emocje, wolę walki. Zwykle to się wypala, ale bywa też tak, że pojawia się chęć działania nie tylko w swojej sprawie. Nie każdy się nadaje. Potrzebni są uparci, ale zdolni zmieniać swoje otoczenie. A nie tacy, którzy tkwią w zapiekłości. Gdzieś jest granica między strażnikiem a pieniaczem. Choć ci, których poczynania watchdogi recenzują, chętnie szafują etykietą „pieniacza”, aby ich naznaczyć.

Duzi inspirują, mali rosną

Z Katarzyną Batko-Tołuć było tak. Pracowała w instytucji publicznej. Obserwowała jej stopniowe psucie – po którejś politycznej zmianie najpierw pojawił się nadmiar ludzi, potem viproom. Dalej była przeprowadzka do nowej siedziby. W założeniu klimatyzowanej, więc nie otwierały się okna. Ale klimatyzację zainstalowano tylko w pokojach zarządu. Resztą nikt się nie przejmował. Odczuwali to jako brak szacunku. Koleżanka wyciągnęła ją na konferencję sektora pozarządowego. Tam poczuła wspólnotę.

Jest współautorką raportu „Organizacje strażnicze. Stan obecny, wyzwania, perspektywy” z 2012 r. Od tamtej pory, w ocenie Katarzyny Batko-Tołuć, organizacje bardzo się wzmocniły. Nie liczebnie, ale merytorycznie, jako eksperci w swoich dziedzinach. – Jesteśmy dojrzalsi. Na przykład w ubiegłym roku skrzyknęliśmy się w odpowiednim momencie, żeby poprzeć dobrego kandydata (Adama Bodnara) na rzecznika praw obywatelskich. Politycy byli skoncentrowani na innych sprawach, więc się udało.

Watchdogportal.pl od 2010 r. prowadzi Bazę Inicjatyw Strażniczych. Obecnie jest to zbiór 650 projektów oraz ok. 250 organizacji, grup i osób, które angażują się w całym kraju. Zajmują się walką z korupcją, dostępem do informacji publicznej, monitoringiem wymiaru sprawiedliwości, ochroną prywatności, środowiska, praw dzieci, cudzoziemców, więźniów, kobiet, niepełnosprawnych, osób o innej orientacji seksualnej, konsumentów, pacjentów. Patrzą na ręce nie tylko władzy i administracji, ale także biznesowi. Wspierają sygnalistów, czyli ludzi, którzy pracując w jakiejś instytucji, decydują się ujawniać nieprawości.

Jednak choć liczby mogą robić wrażenie, organizacji, dla których stanie na straży jest celem głównym, wcale dużo nie mamy. Ewa Kulik-Bielińska, dyrektorka Fundacji im. Stefana Batorego, ocenia liczbę tych stricte strażniczych na ok. 30. Naprawdę okrzepłych jest 10, góra 15. Absolutny szczyt to Helsińska Fundacja Praw Człowieka (HFPC) i Fundacja Batorego. – To jedyne organizacje, które mają kadry, żeby monitorować proces stanowienia prawa, nie tylko zawartość poszczególnych ustaw – mówi Katarzyna Batko-Tołuć.

Fundacja Batorego dorobiła się tych kadr w ramach działań związanych z pilnowaniem standardów antykorupcyjnych (obecnie program Odpowiedzialne Państwo). W tej dziedzinie jest niekwestionowanym liderem. Odegrała też ogromną rolę w rozwoju organizacji strażniczych, dostarczając pieniądze na ten cel. – W latach 201214 przyznaliśmy 98 dotacji. Wspieraliśmy kontrolę obywatelską i przeciwdziałanie dyskryminacji – mówi Ewa Kulik-Bielińska. Z kolei HFPC jest najbardziej wszechstronna, ma największe doświadczenie (sięgające początku lat 80. XX w., czasów opozycji demokratycznej w PRL).

Duże organizacje są często inspiracją dla tych młodszych. Jak choćby Fundacji Court Watch Polska. Bartosz Pilitowski, socjolog pracujący w biznesie, w 2009 r. dowiedział się, że HFPC zarzuca obywatelski monitoring sądów. Pomyślał, że to strata. Fundacja Court Watch Polska, której szefuje, wystartowała w 2010 r., dysponując siłą 44 wolontariuszy. Teraz ma już ponad 500 emisariuszy, którzy przyglądają się rozprawom w całej Polsce. Mają na koncie blisko 30 tys. obserwacji z rozpraw, na podstawie których tworzą raporty roczne. Ostatni, porównujący dane z pięciu lat, pokazuje sporą poprawę. Sędziowie są bardziej punktualni i uprzejmi, o połowę spadł odsetek sytuacji, w których obserwatorzy mieli wątpliwości co do bezstronności sądu i równego traktowania stron procesu.

Stróże na procencie

Organizacje watchdogów rozwinęły się głównie dzięki finansowaniu z zagranicy, które Polska otrzymała w ramach – nazwijmy to – pakietu na rozwój demokracji. Wchodziły w to pieniądze od słynnego bogatego węgierskiego Żyda George’a Sorosa, który swego czasu zaniepokoił Pawła Kukiza. Były także fundusze Europejskiego Obszaru Gospodarczego (z Norwegii, Islandii, Liechtensteinu). Zwłaszcza fundusze norweskie pomogły dźwignąć polskie stróżowanie. Organizacje próbowały też bezpośrednio sięgać do unijnej kasy, ale udawało się tylko najsilniejszym (np. Fundacja Batorego, Watchdog Polska, Instytut Spraw Publicznych).

Są jeszcze pieniądze rządowe – Fundusz Inicjatyw Obywatelskich (FIO), który w założeniu miał „zwiększać dynamikę rozwoju społeczeństwa obywatelskiego”. Jednak z FIO strażnicy mają problem natury etycznej: obawiają się zależności.

Budowie społeczeństwa obywatelskiego miał też służyć 1 proc. z podatków, który każdy z nas może zapisać na konkretną organizację. Niestety, w praktyce idea 1 proc. została wypaczona. Także z powodu braku reakcji polityków (wszystkich opcji), którzy bojąc się oporu, zaniechali niezbędnych korekt. Lwia część pieniędzy z 1 proc. jest co roku prywatyzowana – trafia do indywidualnych osób poprzez system subkont (głównie do konkretnych chorych dzieci). I kto więcej wyda na reklamę, ten więcej zbiera. Przeprowadzone w 2014 r. badania wizerunku organizacji pozarządowych wykazały, że Polacy kojarzą je głównie z pomaganiem potrzebującym. Nasze psy stróżujące, w odróżnieniu od tych bezdomnych w schroniskach, nigdy nie znalazły się w czołówce beneficjentów 1 proc. Może to dobry moment, by uświadomić sobie, że jednak potrzebujemy ich stróżowania.

W kwietniu pieniądze z funduszy norweskich się skończą. Inna rzecz, że środki zagraniczne bywają czasem używane przez władzę jako kij przeciwko organizacjom pozarządowym. Na Białorusi, w Rosji, na Węgrzech przedstawia się je jako naruszające suwerenność i próbuje się w ten sposób zdyskredytować społecznych kontrolerów władzy.

Co będzie z pieniędzmi z FIO? Rząd zapowiada Narodowy Program Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego i powołanie Narodowego Centrum Społeczeństwa Obywatelskiego. Pewne jest, że w formule „narodowe” zmieszczą się różne grupy rekonstrukcji historycznych i kluby weterana. Ale czy organizacje strażnicze też?

Najlepiej i najzdrowiej byłoby, gdyby to sami Polacy zadbali o podstawy finansowe dla stróżowania.

Akcję zbierania środków z 1 proc. rozpoczął też właśnie Fundusz Obywatelski (FO), którego kapitułę tworzą profesorowie Ewa Łętowska, Adam Strzembosz i Andrzej Zoll, autorytety znane z troski o sprawy publiczne i nieaspirujące do żadnych politycznych funkcji. Fundusz będzie prowadzony przez powstałą 20 lat temu Fundację dla Polski. Jak tłumaczy intencje powołania FO jeden z pomysłodawców Kuba Wygnański, chodzi o gromadzenie środków na wsparcie działań zmierzających do ochrony praw obywatelskich i konstytucyjnych standardów, działań strażniczych, zapobiegania wszelkim formom przemocy w życiu publicznym i tworzenia warunków dla obywatelskiego dialogu. – Intencją nie jest w żadnym wypadku dostarczanie amunicji którejkolwiek ze stron politycznych sporów prowadzonych z pozycji partyjnych – mówi Kuba Wygnański. – Chodzi raczej o to, aby spory te ograniczać, a tam gdzie są nieuchronne, prowadzić je w oparciu o cywilizowane reguły i merytoryczne racje.

On sam jako ojciec trójki dzieci chce przeznaczać regularnie na rzecz Funduszu część z tego, co przypadnie ich rodzinie z programu 500+. Uważa, że to bardzo dobra inwestycja w przyszłość własnych dzieci.

***

Na stronie www.polityka.pl i w rubryce Do i od redakcji podajemy przykłady watchdogów uprawnionych do 1 proc. oraz ich numery KRS.

Polityka 16.2016 (3055) z dnia 12.04.2016; Społeczeństwo; s. 36
Oryginalny tytuł tekstu: "Wścibskie psy"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną