Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Bezbrzeżna wiara

Światowe Dni Młodzieży: msza pod linią wysokiego napięcia

Ojcem sukcesu Brzegów jest Artur Kozioł, wieloletni burmistrz Wieliczki. Ojcem sukcesu Brzegów jest Artur Kozioł, wieloletni burmistrz Wieliczki. Beata Zawrzel / Reporter
Za niespełna 100 dni Światowe Dni Młodzieży. Impreza ma trudny finisz, bo w programie i wśród organizatorów nie brakuje słabych ogniw.
Pola w Brzegach. Teren, na którym planowana jest msza, choć rozległy, z każdej strony ma jakieś krytyczne ograniczenie.Bartłomiej Cichoń/Reporter Pola w Brzegach. Teren, na którym planowana jest msza, choć rozległy, z każdej strony ma jakieś krytyczne ograniczenie.

Położona pomiędzy Nową Hutą a Wieliczką miejscowość Brzegi przez lata kojarzyła się tylko z opalaniem i wędkowaniem, bo też niewiele więcej miała do zaoferowania. W czasach nie tak dawnych Brzegi cieszyły się również wzięciem u oszczędnych właścicieli aut, którzy pucowali tu swoje skarby. Po tamtych czasach pozostał jeszcze znak zakazujący mycia samochodów w zbiornikach wodnych.

Jest jeszcze znak o zakazie kąpieli, ale tego nikt nie przestrzega. Wraz z pierwszymi letnimi upałami w Brzegach pojawiała się co bardziej rzutka część mieszkańców Nowej Huty, więc miejsce to nie należało do ulubionych wśród tzw. prawdziwych krakowian. Ma to swój symboliczny wyraz w drodze, którą w postaci trzypasmowej jezdni miasto pociągnęło niemal do swoich rogatek. Zaraz za rogatkami są Brzegi. I właśnie przed Brzegami ta piękna szosa się urywa. Teraz trwa gorączkowe bajpasowanie drogi miejskiej z wiejską za pomocą ronda.

O Brzegach głośno zrobiło się na początku kwietnia, kiedy do mediów przeciekł raport Rządowego Centrum Bezpieczeństwa na temat zabezpieczenia Światowych Dni Młodzieży. Dokument był miażdżący dla lokalizacji kulminacyjnej części ŚDM, czyli weekendowej nocy czuwania z Ojcem Świętym zakończonej 31 lipca mszą posłania. Zaplanowano je właśnie na polach w Brzegach. „Przy wydarzeniu o takiej skali i charakterze miejscowość Brzegi nie powinna być brana pod uwagę jako jedna z głównych lokalizacji uroczystości. Miejsce to jest źródłem wysokiego ryzyka dla życia i zdrowia ludzi” – głosił raport, do którego dotarli dziennikarze TVN24. Na kilku stronach szczegółowo opisano kluczowe zagrożenia.

Lista jest długa i zadziwiająca jak na miejsce, dokąd organizatorzy planują ściągnąć nawet 2,5 mln pielgrzymów z całego świata. Według autorów raportu drogi dojścia na miejsce są zbyt wąskie i jest ich za mało, a wiadukty kolejowe na drodze dojścia pielgrzymów mają za małe przepusty, co może się okazać ogromnym problemem w razie awaryjnej ewakuacji. Brakuje miejsc parkingowych. Eksperci zwrócili też uwagę na linie wysokiego napięcia znajdujące się w pobliżu centrum wydarzeń i nieuwzględnienie zagrożenia powodzią czy zalaniem. Według RCB miejsce nie spełnia także oczekiwań służb porządkowych, ratowniczych i medycznych, wskazanych do przeprowadzenia sprawnej i skutecznej akcji ratowniczej i ewakuacyjnej na dużą skalę, bo teren, choć rozległy, z każdej strony ma jakieś krytyczne ograniczenie. Za plecami pielgrzymów będą znajdowały się tory kolejowe, a zaraz za nimi autostrada A4. Jeden z boków imprezy zamknięty jest drogą S7. Gdyby pielgrzymi w panice ruszyli przed siebie, natkną się na rozległe zbiorniki wodne, które powstały po zalaniu starych wyrobisk żwiru. Uchodzą za głębokie i niebezpieczne. Grunt wokół nich jest podmokły.

Grząski grunt

Raport był jak wybuch kieszonkowej bomby atomowej. Nawet główny organizator, czyli Kościół, na chwilę wyszedł z roli i zdecydował się na skomentowanie sprawy. Biskup Damian Muskus, koordynator generalny przygotowań ŚDM ze strony Archidiecezji Krakowskiej, sprawę postawił jasno. – 15 maja poznamy plan zabezpieczenia Brzegów i wszystkich innych miejsc spotkań młodzieży w czasie ŚDM, ale na pewno nie dowiemy się o zmianie miejsca uroczystości finałowych – powiedział. Pewność siebie czerpał z prostego faktu. Impreza nie ma planu B. – Plan B będzie istniał tylko w momencie, jak wystąpi jakiś kataklizm – dodał biskup Muskus.

Ojcem sukcesu Brzegów jest Artur Kozioł, wieloletni burmistrz Wieliczki. Jeszcze do niedawna rzutki, przebojowy i medialny. Ostatnio nieuchwytny. Jego rzeczniczka osiągnęła wyjątkową sprawność w budowaniu napięcia w oczekiwaniu na spotkania z burmistrzem, do których w ostatniej chwili nie dochodzi. Za to coraz więcej mówią ludzie. – Brzegi to była kula u nogi gminy. Niby idealna lokalizacja, bo przy wjeździe do Krakowa, rzut kamieniem od dwóch ważnych dróg. Ale tam po dwóch dniach deszczu tylko łódką można było dopłynąć – mówi jeden z mieszkańców gminy. Tereny są zalewowe i trudno było na nie przyciągnąć inwestorów. Kiedy burmistrz Kozioł wymyślił, że powstanie tam strefa ekonomiczna, ludzie pukali się w głowę.

Burmistrz pomysłem ściągnięcia do Brzegów pielgrzymów ŚDM zaraził samego krakowskiego metropolitę. – Dla kardynała Dziwisza organizacja ŚDM to ukoronowanie jego drogi życiowej. W Krakowie nie jest tajemnicą, że po imprezie pożegna się z urzędem. Dlatego ŚDM miały być okazałe. A do tego potrzebne było odpowiednie miejsce, które pomieściłoby miliony pielgrzymów. Burmistrz przekonał kardynała, że Brzegi to idealna lokalizacja – mówi proszący o anonimowość rozmówca. I był to strzał w dziesiątkę, bo to nie rząd, ale strona kościelna jest organizatorem wydarzenia. – Lokalizacje wskazywał Kościół. My opiniowaliśmy je pod względem bezpieczeństwa. Na tle innych wskazań Brzegi miały najmniej minusów – tłumaczy Jerzy Miller, były wojewoda małopolski.

Okazało się, że burmistrz Kozioł wykazał się ogromną dalekowzrocznością: w Brzegach zaczęły się intensywne prace. – Jeszcze kilkanaście miesięcy temu były tam same chaszcze i błota. A teraz równiutko. Posiana trawa. A co najważniejsze, poszła pełna melioracja. Nic, tylko budować – dodaje mieszkaniec gminy. Pierwsze efekty już są, bo w Brzegach stanął jeden magazyn logistyczny. Kiedy skończą się ŚDM, takich magazynów przybędzie. Dużo więcej trzeba będzie również płacić za ziemię pod te magazyny. Sprawą obrotu ziemią w Brzegach zajęło się już Centralne Biuro Antykorupcyjne i pracy mu nie zabraknie, bo impreza odbywa się na terenie 700 działek.

Pieczenie na wodzie

Lokalnym mediom udało się zlokalizować właściciela jednej z nich – należy do Wojciecha Kozaka, wicemarszałka województwa związanego z PSL. Na tej sprawie można więc upiec wiele politycznych pieczeni. Partii rządzącej najwyraźniej nie przeszkadza, jakim cieniem kładzie się to na wizerunku imprezy. Napięte relacje pomiędzy stroną rządową a kościelną są coraz trudniejsze do zamaskowania.

Największym wizerunkowym ciosem dla ŚDM był sam wyciek raportu Rządowego Centrum Bezpieczeństwa. Wszystko wskazuje, że doszło do niego nieprzypadkowo. Tak jakby strona rządowa przygotowywała sobie alibi na wypadek, gdyby impreza okazała się kompletną klapą albo coś poszło nie tak. – W przypadku niepowodzenia będzie na kogo zrzucić winę. A jak wszystko się uda, tym większa chwała. „Ciężko było, ale daliśmy radę – mówi Jerzy Miller.

Według pierwszych organizatorów ŚDM część problemów z raportu jest stworzona sztucznie. – Podczas prac nad zabezpieczeniem imprezy mieliśmy informacje, że nastąpi czasowe wstrzymanie ruchu pociągów i zamknięcie odcinka autostrady A4. Dziwię się, że obecny rząd podjął inne decyzje. A teraz w raporcie wskazuje się to jako zagrożenie – mówi gen. Andrzej Mróz, były już komendant wojewódzki małopolskiej Państwowej Straży Pożarnej.

W mnożeniu kłopotów przy współorganizowaniu ŚDM nowy rząd Prawa i Sprawiedliwości ma jeszcze więcej osiągnięć. Kiedy przygotowania imprezy wchodziły w decydującą fazę, pozbyto się wszystkich kluczowych osób zaangażowanych w jej bezpieczeństwo. Z pracą musiał pożegnać się nie tylko komendant wojewódzki policji, ale również jego zastępca. Odwołani zostali też komendant wojewódzki PSP wraz z zastępcą. – Zmienia się władza, zmieniają i komendanci. Tak to niestety u nas wygląda. Brałem pod uwagę, że mogę zostać odwołany, ale do głowy mi nie przyszło, że nastąpi to przed zakończeniem ŚDM – mówi gen. Andrzej Mróz. Ludzie, którzy ich zastąpili, to z pewnością świetni fachowcy. Tyle że żaden z nich nie ma doświadczenia w organizacji imprez masowych na taką skalę. – Mam wrażenie, że osoba pisząca raport dla RCB nie znała wszystkich ustaleń, które zapadły w celu zabezpieczenia ŚDM. Takim przykładem jest informacja o problemach z linią wysokiego napięcia. W naszych zaleceniach było wyłączenie jednej z linii i przestawienie części słupów, co właśnie się odbywa – wyjaśnia gen. Mróz.

Od kilku tygodni koordynacją przygotowań ŚDM zajmuje się wojewoda małopolski Józef Pilch. Kilkakrotnie próbował nieoficjalnie storpedować lokalizację imprezy w Brzegach. Podważał ją w mediach. Aż wreszcie tak się złożyło, że niespełna 100 dni przed imprezą wyciekł rządowy raport. Jeśli źródło wycieku było w urzędzie wojewódzkim, to ktoś strzelił sobie we własną stopę, bo w okolicy Krakowa nie ma drugiego miejsca o podobnych parametrach powierzchniowych. A miejsce dla jak największej ilości pielgrzymów było żelaznym warunkiem Kościoła. „Zanim wybraliśmy Brzegi, odwiedzaliśmy wraz ze służbami wojewody inne potencjalne miejsca, do niektórych byliśmy nawet mocno przekonani. Mowa o trzech: lotnisku w Pobiednikach oraz węzłach Skawina i Zakopiańskim. Ale wycofywaliśmy się, gdy służby oceniały, że tereny te stwarzają problemy, których nie da się uniknąć” – powiedział bp Muskus w rozmowie z Katolicką Agencją Informacyjną. Ostatnio wojewoda zasugerował jeszcze wykorzystanie płyty lotniska w Balicach. Ale rachunek za niemal miesięczny przestój lotniska, związane z tym odszkodowania i straty w infrastrukturze powaliłyby na kolana bogatsze kraje niż Polska.

Pecunia non olet

Bardzo umiarkowanym entuzjastą organizacji ŚDM jest również prezydent Krakowa Jacek Majchrowski. – Może gdyby od początku pomysł był konsultowany z władzami miasta, wyglądałoby to inaczej. Ja, tak samo jak reszta świata, o organizacji ŚDM w Krakowie dowiedziałem się z telewizyjnego przemówienia papieża Franciszka – mówi prezydent Majchrowski. Kilka tygodni temu na radiowej antenie zaapelował do mieszkańców miasta, żeby na czas ŚDM wyjechali z Krakowa. Lipcowy tydzień, w czasie którego w mieście przebywać będą pielgrzymi, malował raczej w czarnych barwach. – Nie mogę oszukiwać mieszkańców, że obejdzie się bez utrudnień. Nie da się bez problemów dwukrotnie zwiększyć populacji miasta – dodał. Dlatego m.in. zaakceptował fakt, że w Miejskim Przedsiębiorstwie Wodociągów i Kanalizacji ogłoszono przetarg na rozkładane łóżka dla pracowników. Ryzyko, że będą musieli płynnie przejść na 24-godzinny cykl dyżurów, jest dość duże.

Trudności z przygotowaniem się do ŚDM polegają również na tym, że właściwie do ostatniej chwili nie będzie wiadomo, ilu przyjedzie pielgrzymów. Impreza ma system rejestracji uczestników. Do dziś swój udział potwierdziło 170 tys. ludzi. Rejestracja ciągle trwa. Z doświadczeń organizatorów wcześniejszych ŚDM wynika jednak, że rejestruje się zaledwie 30–40 proc. uczestników, pozostali przyjeżdżają spontanicznie. Wydarzenie ma charakter otwarty.

Organizatorzy obliczają, że natężenie pielgrzymów będzie różne. W Krakowie w kulminacyjnym momencie przekroczy jednak 1 mln osób. A same autokary, które ich dowiozą do miasta, ustawione jeden za drugim, utworzyłyby linię aż do Olsztyna. Siłą rzeczy miasto będzie miało zaburzoną komunikację.

Ale takiej promocji na świecie Krakowowi inne miasta mogłyby tylko pozazdrościć. Według badań 70 proc. uczestników ŚDM odwiedza dany kraj po raz pierwszy w życiu. Wielu później wraca na fali sentymentu. Organizatorzy zapewniają nocleg i wyżywienie tylko części pielgrzymów. Ci za tygodniowy pobyt muszą zapłacić 690 zł. Pozostali będą dbali o siebie na własną rękę. Sklepikarze, restauratorzy szykują się na superżniwa. Hotelarze już je czują. Ci pielgrzymi, którzy nie zarezerwowali jeszcze miejsc w hotelach, mogą mieć żal tylko dla siebie – 80 proc. hoteli ma już pełne obłożenie. Tanich noclegów po prostu nie ma. Hotelarze dramatycznie podnieśli ceny. Najtańsze oferty za tygodniowy pobyt w Krakowie zaczynają się od 1,5 tys. zł.

O tym, jak ważny jest refleks, przekonały się same władze Krakowa, które na czas ŚDM muszą zapewnić 2 tys. przenośnych toalet. Koszt postawienia jednej takiej toalety to średnio 9 zł. Przed ŚDM cena skoczyła do 303 zł, a miasto musiało zgodzić się na taką cenę. Łatwo policzyć różnicę. Choć Kraków nie organizuje imprezy, a jedynie przyjmuje jej gości, w swoim budżecie musiał znaleźć ponad 50 mln zł na jej zabezpieczenie. Z obliczeń ratusza wynika, że samo posprzątanie po ŚDM kosztowało będzie nawet do 23 mln zł. Tych pieniędzy Kraków jeszcze nie ma. – Liczymy, że rząd zrozumie naszą trudną sytuację i dofinansuje nasze zadania – mówi prezydent Majchrowski. Z budżetu państwa na organizację ŚDM zaplanowano prawie 200 mln zł.

Na brzegu

Pierwsi pielgrzymi w Brzegach już są. Hałasują, chwili spokojnie nie usiedzą, tylko kotłują się między sobą. Oszaleć można. Kolonia mew śmieszek przyleciała niedawno z Niemiec i Francji na lęgowisko w Brzegach. Przylatują co roku. W sumie to idealne warunki dla ptactwa wodnego.

Ale Brzegi przez tych parę miesięcy sporo się zmieniły. Miejscowość wzbogaciła się o swoje pierwsze rondo, na którym Trakt Ojca św. Jana Pawła II spotyka się z Traktem Ojca św. Franciszka. Obok stoi już dzwon, choć jeszcze nie ma dzwonnicy. A Polskie Sieci Energetyczne przesuwają linię wysokiego napięcia, która została skrytykowana w raporcie RCB. Wygląda na to, że do 30 lipca wszystko będzie przygotowane na przyjęcie pielgrzymów.

Na obrzeżach stawów spychacze, jak wielkie żuki, toczą przed sobą bryły ziemi i błota w tę i z powrotem. Za to na brzegach siła spokoju. Amatorzy wędkarstwa spławikowego, zaprawieni w stoicyzmie, sprawy Światowych Dni Młodzieży postrzegają w wymiarze osobistym. – O łowieniu to zapomnij. Dobry miesiąc bez moczenia kija – mówi wędkarz numer jeden. – A jak w panice na wodę pójdą, to i dłużej, bo jak nic potopią się i będą z tego problemy – przytakuje kolega. – Po deszczu to będzie jeszcze większa tragedia – ciągnie ten pierwszy. – Tragedia to jest mało powiedziane. To będzie spektakularna tragedia – mówi drugi, patrząc w niebo. Komentują, jak na Polaków przystało. – Ale najgorsze, że żadnego łowienia – mówi jedynka. – Najgorsze.

Polityka 17.2016 (3056) z dnia 19.04.2016; Społeczeństwo; s. 35
Oryginalny tytuł tekstu: "Bezbrzeżna wiara"
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną