Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Wspomnienia niegdysiejszych maturzystów

Jak wyglądała matura tuż po wojnie

Kazimierz Pliszka, maturzysta z 1949 r. Naukę w szkole łączył z pracą kreślarza. Kazimierz Pliszka, maturzysta z 1949 r. Naukę w szkole łączył z pracą kreślarza. Anna Musiałówna / Polityka
Matura wraca do nich po latach – wspomnieniem radości, że się powiodło, czasem pierwszego kopniaka od życia albo jazzowej młodości.
Pamiątkowe zdjęcie Kazimierza Pliszki z jego klasą ze studniówki.Anna Musiałówna/Polityka Pamiątkowe zdjęcie Kazimierza Pliszki z jego klasą ze studniówki.
Od lewej: Jerzy Borowicz, Bogdan Bartnikowski i Zdzisław Sadłowski – koledzy z warszawskiego LO im. Batorego.Anna Musiałówna/Polityka Od lewej: Jerzy Borowicz, Bogdan Bartnikowski i Zdzisław Sadłowski – koledzy z warszawskiego LO im. Batorego.
Młody Bogdan Bartnikowski (pierwszy z prawej) z kolegami z drużyny harcerskiej – słynnej Pomarańczarni.Anna Musiałówna/Polityka Młody Bogdan Bartnikowski (pierwszy z prawej) z kolegami z drużyny harcerskiej – słynnej Pomarańczarni.
Zofia Peret-Ziemlańska, maturzystka z 1949 r.Anna Musiałówna/Polityka Zofia Peret-Ziemlańska, maturzystka z 1949 r.
Zofia Peret w latach szkolnych (w kółku) z kolegami z liceum Prusa w Skierniewicach.Anna Musiałówna/Polityka Zofia Peret w latach szkolnych (w kółku) z kolegami z liceum Prusa w Skierniewicach.
Józef Sławomir Przedpełski, niedoszły przedwojenny maturzysta liceum Zimowskiego w Łodzi. Po wojnie musiał pracować, by utrzymać rodzinę. Maturę zdał w 1963 r.Anna Musiałówna/Polityka Józef Sławomir Przedpełski, niedoszły przedwojenny maturzysta liceum Zimowskiego w Łodzi. Po wojnie musiał pracować, by utrzymać rodzinę. Maturę zdał w 1963 r.
Olga Stande, dawna uczennica Liceum Krzemienieckiego, maturę zdała w 1940 r. we Lwowie. W 1946 r. w PRL musiała ją zdawać ponownie.Anna Musiałówna/Polityka Olga Stande, dawna uczennica Liceum Krzemienieckiego, maturę zdała w 1940 r. we Lwowie. W 1946 r. w PRL musiała ją zdawać ponownie.

Kwiecień 1939 r. Józef Sławomir Przedpełski, w domu zwany Sławkiem, nie dowierza, kiedy na szkolnej tablicy nie znajduje swojego nazwiska wśród uczniów dopuszczonych do matury. Przecież na zakończenie semestru nie ma ani jednej dwói. Dlaczego nie może zdawać? Rodzice Sławka nie pojawiają się w szkole, aby o to zapytać, choć znają się z dyrektorem. Bo nie wypada wykorzystywać znajomości.

Ta szkoła to Liceum Matematyczno-Fizyczne, należące do elitarnego przedwojennego zespołu szkół gimnazjalno-licealnych Aleksego Zimowskiego w Łodzi. Nauczyciele najlepsi z najlepszych, dobrze opłacani. Pracują bez żadnego pensum, są w szkole do wieczora. Kiedy koledzy ślęczą nad maturą, Sławek – nie mogąc sobie znaleźć miejsca – przychodzi do szkoły. Kolega wynosi mu matematyczne zadania. W domu dwa rozwiązuje bezbłędnie, trzecie do połowy. Zdałby! Ale kolejna szansa dopiero za rok. Sławek dobrze wie, że świadectwo dojrzałości pasuje człowieka na inteligenta, otwiera drzwi do wielu posad. Jego stryjek po maturze jest radcą w łódzkim urzędzie wojewódzkim. Ale Sławek myśli o studiach, o prawie.

Słychać już jednak pomruki wojny, pod koniec sierpnia młody Przedpełski zgłasza się do Batalionu Obrony Narodowej Łódź. Po dezercji dowódcy kompanii we wrześniu zostaje dowódcą. Kiedy wyrusza konnym wozem z rynku w Łowiczu w kierunku Warszawy, jakiś cywil prosi, by go zabrał. To jego matematyk! W drodze wyjaśnia, dlaczego nie dopuścił Sławka do matury. Wszyscy w szkole byli przekonani, że jako uczeń klasy matematyczno-fizycznej pójdzie na politechnikę. Inżynierem jest przecież ojciec Sławka, w technicznym kierunku kształci się jego brat. Jemu nie wróżono powodzenia w dostaniu się na uczelnię, a porażka przyniosłaby ujmę szkole. Sławek wyjaśnia, że nie myślał o politechnice. Matematykowi jest przykro, przeprasza.

Józef Sławomir Przedpełski ma dziś 95 lat i wciąż pamięta ten pierwszy cios, jaki dostał od życia.

• • •

Olga Stande krótko po zajęciu Wołynia przez Rosjan słucha przemówienia na podwórzu Liceum Krzemienieckiego – jakie to uczniowie mają szczęście, bo dzięki władzy sowieckiej mogą się uczyć. Jest wrzesień 1939 r. Oldze, ambitnej miłośniczce matematyki, rzeczywiście bardzo zależy na kształceniu. Przecież dla tego sławnego liceum opuściła rodzinny Lwów.

W styczniu 1940 r., po przerwie świątecznej, Olga uczy się już nie w drugiej licealnej, ale w ostatniej klasie dziesięciolatki z rosyjskim programem. Kurator liceum zostaje aresztowany. Szkoła ma już nowego dyrektora – przedwojennego komunistę. Olga dowiaduje się od zaprzyjaźnionych nauczycieli, że zamierza on wysłać ją po maturze na studia do Moskwy – w nagrodę za dobrą naukę. Nie chce. Przecież Rosjanie to wrogowie, którzy napadli na Polskę. Jeszcze nie wie, że jej ojciec Stanisław Ryszard Stande, poeta i komunista, który zostawił rodzinę dla innej kobiety, kiedy Olga miała cztery lata, został zamordowany w 1937 r. w Moskwie podczas stalinowskich czystek.

Na tydzień czy dwa przed maturą przyjeżdża do Lwowa. Chce zdawać egzamin w swoim gimnazjum. Ale dyrektor w Krzemieńcu, zły, że tak świetna uczennica, odchodząc, psuje statystykę wyników nauczania, odmawia wydania jej zaświadczenia o ukończeniu dziesiątej klasy. Razem z przyjaciółką, która też opuszcza Krzemieniec, bez skutku szukają pracy. Wreszcie na drugim końcu Lwowa w inspektoracie oświaty lituje się nad nimi ukraiński urzędnik. Wystarczy telefon do liceum im. Królowej Jadwigi i dziewczyny, mimo że matury są już w toku, mogą stawić się na egzaminy. Jutro będzie fizyka. Uszczęśliwione gnają do domu, żeby się choć trochę pouczyć. Do zdania Olga ma chyba dziesięć przedmiotów. Zdaje, ocen nie pamięta.

• • •

Kazimierz Pliszka, odżywiony i odwszawiony przez amerykańskich wyzwolicieli, wraca do Łodzi z robót przymusowych w Niemczech. Jest lipiec 1945 r. Ojciec nie żyje, zamęczony w obozie. To cena za to, że mama Kazimierza, która jest pochodzenia niemieckiego, nie podpisuje volkslisty.

W domu bieda, 16-letni Kazio powinien się uczyć, ale musi iść do pracy. Zdaje do średniej szkoły i znajduje zatrudnienie jako kreślarz, bo ma smykałkę do rysowania. Dostaje stypendium na bilet tramwajowy. Zanim dobrnie do matury, zalicza z formalnych przyczyn dwie inne szkoły. W I LO im. Mikołaja Kopernika idzie prosto do maturalnej klasy. Ma tylko dwie, trzy przedwojenne książki, trzeba robić notatki z tego, co mówi nauczyciel. W kieszeni w gotowości są trzy ołówki zaostrzone po obu końcach. Wieczorem przepisuje notatki, bo inaczej nie rozszyfrowałby skrótów. Do dziś przechowuje zeszyty. Czyściutkie, staranne pismo.

Wcale nie było łatwo zdać maturę – wspomina. – Nauczyciele przedwojenni, wymagający. Często warszawiacy, którzy zakotwiczyli się w Łodzi. Od przemiłej pani Wysokińskiej z III LO słyszałem: Kochani, tyle ludzi zginęło, w Warszawie cała inteligencja, musicie ich zastąpić.

Uczy się i pracuje od poniedziałku do soboty. W domu jest o godz. 19. Bywa, że wschodzi słońce, kiedy jeszcze siedzi nad książką. Matka, robotnica w przędzalni, zamartwia się, czy syn to przeżyje. Preludium do matury jest studniówka w Pałacu Poznańskiego. Uwiecznia ją zdjęcie z urodziwą Krysią Perlińską. Nie wierzy, że się jej może podobać, bo niski, już świecący łysinką.

Żyłem w takim pędzie, że nie miałem czasu bać się matury – opowiada. – Moi szefowie przed egzaminami dali mi lżejsze zajęcie, żebym mógł się uczyć.

Maj 1949 r. Pamięta pytanie z wiedzy o Polsce współczesnej – o zaludnienie Ziemi. Do dziś wie, że wtedy było 2 mld 300 mln, a teraz jest 6 mld.

Jest pierwszym w rodzinie, który zdaje maturę. Ośmiela go to, by stawić się na egzaminach na architekturę budowlaną w łódzkiej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych.

• • •

Olga Stande całe życie czekała, żeby ktoś opisał jej maturę, którą dziś uważa za zabawną przygodę. Ale powie to za kilkadziesiąt lat.

Na razie trwa wojna. Olga przerywa studia matematyczne we Lwowie, kiedy Niemcy napadają na ZSRR. Na żądanie matki przenosi się do Krakowa. Działa w konspiracji w PPS – Wolność, Równość, Niepodległość. Nocami robi notatki z nasłuchów radiowych, współtworzy i kolportuje podziemne gazetki. Po wojnie chce studiować pedagogikę społeczną na nowo otwartym Uniwersytecie Łódzkim. Ale jej świadectwo maturalne pochłonęła wojna. Dyrektorka gimnazjum w Krakowie poświadcza, że je widziała. Komunistyczne polskie władze nie uznają matury z dziesięciolatki sowieckiej. Olga jest przyjęta na studia pod warunkiem, że w ciągu roku przedstawi polskie świadectwo dojrzałości. Wiosną 1946 r. z duszą na ramieniu idzie na egzamin, jaki komisja kuratoryjna przygotowała dla takich wojennych rozbitków jak ona. Oblewa pisemny z polskiego, bo ma braki z literatury. Tematu, który ją pogrąża, nie pamięta.

Prof. Helena Radlińska, zwana babcią, i prof. Józef Chałasiński, sławny socjolog, wstawiają się za mną, że jestem niezbędna polskiej nauce – śmieje się Olga Stande. – Po prostu chcieli mi pomóc. 1 lipca 1946 r. komisja zaświadcza, że „na podstawie dokumentów uznanych za wiarygodne” mogę wstąpić na pierwszy rok studiów na Wydziale Humanistycznym UŁ.

Po roku w Oldze odzywa się miłość do matematyki i decyduje się na drugi fakultet. Jej perypetie maturalne to błahostka, kiedy zostaje aresztowana (prawdopodobnie za konspirację w PPS-WRN) i trafia do więzienia na Mokotowie. Zwolniona po 19 miesiącach w styczniu 1949 r. boi się, czy będzie mogła studiować. Uczelnia żąda dokumentu, że nie jest pozbawiona praw obywatelskich. UB wydaje zaświadczenie, że śledztwo wobec niej zakończono. Odczuwa ulgę, kiedy nikt na uczelni nie pyta o maturę.

W 1950 r. zostaje magistrem pedagogiki, a dwa lata później matematyki. – Tak naprawdę to ja tę matematykę ukończyłam nielegalnie – żartuje Olga Stande.

• • •

Gimnazjum i Liceum im. Bolesława Prusa w Skierniewicach przystosowuje się – jak inne szkoły – do powojennej rzeczywistości. Nie ma już warunków, by wystawiać sztuki teatralne dla mieszkańców miasta (choć polonista Czesław Lisek przeżył wojnę i wrócił do szkoły) ani na działalność orkiestry symfonicznej. Zofia Peret-Ziemlańska uczestniczy w prasówkach, wysłana przez szkołę jedzie na wieś, by agitować politycznie chłopów, choć zupełnie jej to nie wychodzi. Widzi, jak nowa władza zwalnia w 1948 r. dyrektorkę gimnazjum żeńskiego Janinę Twarowską, polonistkę. Ale szkoła wciąż zatrudnia szacownych, przedwojennych nauczycieli, dla których jest ważne, by mówić i pisać poprawnie po polsku i czytać książki. Ida Lombard-Iwicka, Belgijka, która w latach 20. zamieszkała w Skierniewicach, uczy francuskiego. Piotr Łada, łacinnik, nie tylko pomaga się przedzierać przez skomplikowaną materię składni i gramatyki, ale barwnie opowiada o czasach starożytności. Zofia będzie już po maturze, kiedy profesor zostanie aresztowany, bo nie pozwala młodzieży chodzić na zebrania ZMP, gdyż nauka jest ważniejsza. Wychowawczyni Olga Liskowa, germanistka, uczy dobrych manier. Gdy zobaczy uczennicę biegnącą ulicą, powie: Moje drogie, dama nie biega, ale idzie równym krokiem. Zawsze wymagająca, ale na maturze przymyka oko na niektóre błędy.

Granatowa, plisowana spódnica, biała bluzka. To maturalny strój Zofii, która w 1949 r. przystępuje do egzaminu. Z polskiego pisze o Orzeszkowej. Po maturze zdaje do konserwatorium muzycznego w Warszawie. Zostaje teoretykiem muzyki. Dwa lata temu, podczas VII zjazdu wychowanków, odwiedza szkołę. Poza nią z jej klasy pojawia się tylko jedna niegdysiejsza maturzystka.

• • •

Bogdan Bartnikowski, Zdzisław Sadłowski i Jerzy Borowicz pod koniec maja razem z kolegami z LO im. Stefana Batorego w Warszawie, podczas spotkania w rocznicę matur, przy toaście zakrzykną: Nigdy nie zagaśnie… Oczywiście, gwiazdka pomyślności. To już 65 lat.

Czy dziś da się wiarę radości chłopaków, że wreszcie można chodzić do szkoły, patrzeć na orła na ścianie, śpiewać polski hymn? Szkoła jest najlepsza w stolicy w sporcie. Bogdana Bartnikowskiego, dziś emerytowanego pilota i dziennikarza, matematyk prof. Mieczysław Czyżykowski mobilizuje do nauki słowami: Ty, harcerz, z krzyżem w klapie, nie umiesz, ten krzyż się czerwieni… W szkole działa 23. Warszawska Drużyna Harcerska, Pomarańczarnia, której przedwojennymi wychowankami byli Tadeusz Zawadzki, ps. Zośka, Jan Bytnar, ps. Rudy, czy Krzysztof Kamil Baczyński. W końcu stycznia 1947 r., przed wyborami do Sejmu, Bogdan razem z kolegą Tadziem Filipkowskim zdzierają plakaty wyborcze, za co trafiają na UB, są zamknięci w piwnicy, a w nocy zwolnieni. Gdyby śledczy chciał się przyłożyć, skończyliby w więzieniu.

Łatwo się zostaje oportunistą. Każdy wie, że bez członkostwa w ZMP nie ma mowy o dostaniu się na studia. Uczniowie jeżdżą budować Nową Hutę, pracują w brygadach żniwnych, maszerują w pochodach 1-majowych, uczą analfabetów pisać i czytać. Zdzisław Sadłowski wspomina, że w ostatnim roku przed maturą „reakcyjnych” uczniów ich klasy wymieszano z innymi. Bogdan jest usunięty z ZMP za brak aktywności i chodzenie w angielskim mundurze kupionym na ciuchach. Są aresztowania wśród uczniów i harcmistrzów.

Bogdan powtarza dziesiątą klasę, bo dużo czasu zabierają mu żeglarstwo i dziewczyny. Wtedy poznaje przyszłą żonę. Po zamknięciu szkoły w 1951 r. jego maturalna klasa zostaje przeniesiona do szkoły na Drewnianej. – Wiele przeżyłem: straciłem ojca w powstaniu, razem z mamą zostałem więźniem Oświęcimia, potem robotnikiem przymusowym w Berlinie. Czy po tym mogłem się bać matury? Zdałem, ale nie przyjęto mnie na historię za brak przynależności do ZMP. I dobrze, bo zdałem do Oficerskiej Szkoły Lotniczej w Dęblinie. Na kilkuset podchorążych przyjętych w 1952 r. może 10 miało maturę… Było takie złośliwe powiedzenie: Nie matura, lecz chęć szczera zrobi z ciebie oficera. Wielu ludzi, którzy przyszli do wojska bez matury, zostało potem profesorami czy doktorami. Wszystko zależało od tej chęci szczerej, z której bym nie kpił.

Mieszkanie Zdzisława Sadłowskiego na Marymoncie rozbrzmiewa jazzem. To muzyka jego młodości. Zakazana, bo imperialistyczna. Ale młodzież z Batoraka zna wszystkie standardy. Może właśnie przez jazz wychowawca oblewa Jerzego Borowicza na maturze z historii i wiedzy o Polsce współczesnej? W rocznicę rewolucji październikowej Jurek, działacz Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, organizuje wieczornicę. Zaprasza orkiestrę jazzową Karola Boverego. Młodzież, także z innych szkół, wali tłumnie, a orkiestra czci rewolucję, dając z siebie wszystko. Jurek, tłumacząc się następnego dnia, wymyśla, że jazzman miał grać muzykę ludową. Wpadek ma więcej. Wychowawca przyłapuje go kiedyś na korytarzu zamiast na wykładzie szkolnego kolegi Krzysztofa Toeplitza, dotyczącym politycznych zagadnień. Znaczy – jest anty.

Pytania na maturze mi nie podeszły. Nauczyciele innych przedmiotów jednak ostro o mnie przez godzinę walczyli, ale wychowawca się uparł. Może chciał się podlizać nowej władzy? Nikt mi później nie zrobił większego świństwa. Poprawkowy zdaje po wakacjach, ale nie może zacząć studiów medycznych. Musi iść do pracy, bo w domu brakuje pieniędzy. Trzy razy nie dostaje się na medycynę z braku miejsc, ale wreszcie dopina swego.

• • •

Józef Sławomir Przedpełski po wojnie patrzy z żalem, jak szkolni koledzy studiują. On musi pracować. Ma żonę i małego synka. Jest zaskoczony, kiedy odwiedza go dyrektor Ignacy Roliński, niegdyś odpowiedzialny za nauczanie w liceum Zimowskiego, wówczas już profesor Politechniki Łódzkiej. Przeprasza go za błąd szkoły, która nie dopuściła go przed wojną do egzaminu maturalnego. W latach 60. Sławomir przekonuje się, że bez matury i studiów niczego nie osiągnie w centrali tekstylno-odzieżowej. Szkoły Zimowskiego już nie ma. W korespondencyjnym liceum idzie do maturalnej klasy. Na świadectwie z 17 czerwca 1963 r. ma same piątki i czwórki. Dostaje dwie nagrody od dyrekcji. Pamięta tylko nazwisko dyrektora, a jednym tchem wymienia wszystkich uczniów i nauczycieli z przedwojennej klasy. Nie ma żadnej urazy. W kilka lat po maturze zostaje prawnikiem.

Olga Stande maturę przeżywa jeszcze wiele razy. W I LO w Łodzi jako matematyczka pracuje do 1996 r.

Joanna Leszczyńska, fotografie Anna Musiałówna

Polityka 20.2016 (3059) z dnia 10.05.2016; Na własne oczy; s. 108
Oryginalny tytuł tekstu: "Wspomnienia niegdysiejszych maturzystów"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną