Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Za spuszczonymi żaluzjami

Własną żonę bił, aż zabił – sąsiedzi nie pomogli

Wystarczył jeden cios w serce i pokrzywdzona by zmarła. Ale oskarżony zadał ponad 30 ciosów. Wystarczył jeden cios w serce i pokrzywdzona by zmarła. Ale oskarżony zadał ponad 30 ciosów. Andrea Laurita/Vetta / Getty Images
17 maja 2016 r. Jacek L. usłyszał wyrok dożywocia. Zarzut: zamordowanie żony.
Nie mogła się malować, bo zabronił. Włosy czesała w kucyk. Nosiła się jak zakonnica.artem_furman/PantherMedia Nie mogła się malować, bo zabronił. Włosy czesała w kucyk. Nosiła się jak zakonnica.
Co rano, ze spuszczoną głową, wychodziła do sklepu po bułki. Ludzie pamiętają jej szarą twarz, sine oczy i wieczne zmęczenie.Zdyma4/PantherMedia Co rano, ze spuszczoną głową, wychodziła do sklepu po bułki. Ludzie pamiętają jej szarą twarz, sine oczy i wieczne zmęczenie.

Dom. Otaczały go tuje i wysoki płot, gęsty jak żaden w okolicy. Trzeba by drabiny albo szczudeł, żeby zajrzeć do okien. Choć stał już kilka lat, to wszystko w nim było nowe, jakby się meblowali co miesiąc. Puste szafki. Brak osobistych rzeczy. Idealny porządek. Wypielęgnowany ogród. Niewielki basen. Na stole kolacja. Na tarasie kawałek ucha...

Prokurator: – System ucieczek opanowali do perfekcji. Przez okno na dach drewutni, później przez płot na ulicę. W pięć minut potrafiła spakować siebie, syna i psa. Niekiedy jechali do jej rodziców. Częściej jednak chowali się w krzakach przy polnej drodze. Miesiącami zastanawiałam się, co to była za rodzina.

Jacek. Metr dziewięćdziesiąt i sto kilo wagi. Blizna na przedramieniu i na palcu dłoni. Mówili na niego Rusek. Miły na co dzień, przy ludziach (nawet kawę potrafił podać), ale bestia, gdy wypił. W dzieciństwie bity przez ojca. Po latach potrafił mu oddać. Skończył podstawówkę. Prowadził firmę budowlaną.

Elżbieta. Metr pięćdziesiąt, drobna, śliczna blondynka. Miła i serdeczna. W domu rodzinnym się nie przelewało, więc chciała się wyrwać do lepszego życia. Skończyła szkołę fryzjerską. Miała mały salon w Zielonej Górze. Jacek wystawał pod tym salonem. Wydzwaniał, gdy strzygła jakiegoś mężczyznę. Ktoś tylko na nią spojrzał i Jacek spuszczał mu łomot. Wracał poharatany do domu. Raz szył go weterynarz.

Dawid. Urodził się po ślubie. Wrażliwy i skryty. Po szkole pomagał ojcu na budowach. Bardzo się starał go zadowolić. Na budowach musiał pracować jak dorosły. Ciężka praca miała nauczyć go życia. Rok temu wyskoczył przez okno. Nie zdążył założyć butów. W majtkach pobiegł w stronę lasu. Niech pani wezwie policję! – krzyczał do sąsiadki przy bramie. Ale ona nie zadzwoniła. Sąd: – Trudno to zrozumieć. Przerażony 17-latek prosi o pomoc, a pani się zastanawia? Czym pani szok był spowodowany? Sąsiadka: – Nie potrafię powiedzieć. W takiej sytuacji człowiek drętwieje. Nie wie, co ma robić.

Teściowa: – Synowa cały czas chciała rozwodu. Mówiła, że Jacek pójdzie siedzieć, a ona dostanie dom. A przecież on ten dom własnymi rękami zbudował. Prowokowała mi syna, bo tylko rozwód i rozwód! Nie mam pojęcia, dlaczego ona była niezadowolona. Jacek był niekiedy po piwskach. Ale ile tam wypił? Jedno? Dwa? A ona od razu w panikę. Sąd: – A za co syn miał iść siedzieć? Teściowa: – Za jakieś tam znęcanie. Huknął jej czasem, jak to w małżeństwie. Przecież nie mogłam wtrącać się do małżeństwa! Gdyby to była moja córka, ja bym się zainteresowała.

Matka Elżbiety: – O połowie tych rzeczy nie miałam pojęcia.

Rodzeństwo. Siostry Jacka wyjechały do Niemiec. Na jego brata Elżbieta też nie mogła liczyć. Kiedyś pobiegła do niego po pomoc. Ale pojawił się Jacek, więc brat zamknął jej drzwi przed nosem. Ze strachu. Swojemu rodzeństwu mówiła niewiele. Ze strachu. Jacek groził, że zrobi im krzywdę.

Przyjaciółki i koleżanki. O problemach Elżbieta opowiadała zaufanej sąsiadce, policjantce z posesji obok, emerytowanej nauczycielce, psiej fryzjerce po studiach, praktykantce. Schemat był zawsze ten sam. Na początku nieśmiała, a później, gdy zdobyła się na odrobinę odwagi, mówiła półsłówkami o piekle.

Nauczycielka: – Nie mogła się malować, bo zabronił. Włosy czesała w kucyk. Nosiła się jak zakonnica. On kontrolował jej życie, trzymał jak w więzieniu. Ela nigdzie nie była. Tak marzyła, żeby pojechać nad morze. Raz byli już spakowani. Z Dawidem czekała w samochodzie. Ale Jackowi zepsuł się nagle humor i kazał się rozpakować. Kiedyś chciałam ją zabrać do Turcji albo do Tunezji. Ktoś musiał donieść, bo Jacek się dowiedział.

Psia fryzjerka: – Dostawał w domu furii. Rozwalał lodówkę, krzesła, stół, drzwi. Kilka razy jechałam z Elą po nowe meble kuchenne.

Nauczycielka: – Dawid przez blizny na plecach wstydził się rozbierać na wuefie. Wybłagał u trenera, by ten nic nikomu nie mówił, bo ojciec się zdenerwuje i komuś zrobi krzywdę. Więc nie mówił. Ela przeważnie chodziła w spodniach i w bluzkach z długim rękawem, nawet latem. Ale niekiedy i tak było widać siniaki, na rękach i na szyi. Radziłam, żeby odeszła od Jacka. Ale ona mówiła, że nie ma dokąd. Przecież ten jej salon prawie nie przynosił dochodu. Woziłam ją na kurs pedagogiczny, żeby stała się niezależna i z czasem mogła odejść. Ale jemu to się nie podobało. Zabraniał, bo tracił nad nią kontrolę. Nie mogłam jej wziąć do siebie, do mieszkania w bloku, bo Ela miała przecież psa, którego bardzo kochała. A ja też miałam psa.

Zaufana sąsiadka: – Powtarzałam, żeby ukryła siekierę, schowała noże, a ten, którego używa w kuchni, żeby nie miał ostrego czubka.

Prokurator: – Co to za rada – trzymać porządek w domu, żeby się nie złościł!? Nie drażnić lwa, bo zabije?

Zaufana sąsiadka: – Tłumaczyłam, żeby fotografowała siniaki i zbierała dowody.

Nauczycielka: – Wydawało mi się, że ją uratuję.

Sąd. W 2013 r., gdy Jacek podbił Dawidowi oko, Elżbieta powiadomiła policję. Takiej odwagi nie miała nigdy wcześniej, nawet gdy kilka lat temu Jacek złamał jej nos. Tym razem sprawa trafiła do sądu, a Jacka zamknięto w tymczasowym areszcie.

Nauczycielka: – To był najwspanialszy okres naszej przyjaźni. Robiłam Eli zakupy, gotowałam. A ona się uśmiechała. Wreszcie ubierała się kobieco i miała lśniące włosy. Chciała nawet złożyć papiery o rozwód. Ale przyszedł czerwiec, a jej kończyły się pieniądze. Ona była zależna finansowo od Jacka, bo przecież były kredyty do spłacania. Na szczęście nie wycofała zeznań. Wierzyła, że to, co powie w sądzie, wystarczy. Nie chciała wskazać świadków, wierząc, że chroni ich w ten sposób przed Jackiem.

Zresztą, wielu i tak by nie poszło do sądu. Przecież zdarzało się, że Jacek pobił kogoś we wsi bez powodu. Raz starszego mężczyznę zaszedł od tyłu i uszkodził mu żebra, na oczach ludzi, przy przystanku. Policja umorzyła to postępowanie, bo nikt nie chciał zeznawać.

W 2013 r. nauczycielka przyznała przed sądem rejonowym, że boi się o życie Elżbiety. Zeznawała też zaufana sąsiadka. Ale to było za mało. Sąd skazał wtedy Jacka na trzy lata więzienia, lecz tylko w zawieszeniu, i na dozór kuratora.

Sędzia z rejonowego: – Nie było przesłanek, by dać wyższy wyrok. Oskarżony wcześniej nie był karany. Zabrakło świadków. Pokrzywdzona mieszała się w zeznaniach.

Albo on nas zabije, albo my jego! – wykrzyczał wtedy Dawid.

•••

Po dwóch miesiącach pobytu w areszcie Jacek wrócił do domu.

Zaufana sąsiadka: – Ela się załamała. Zapytałam, czy nadal fotografuje ślady. A ona, że nie ma czego fotografować, bo w areszcie nauczył się bić tak, żeby nie było widać.

Praktykantka: – Niekiedy rozczesywałam pani Eli włosy, bo były skołtunione. Czesałam na mokro, żeby mniej bolało. Na głowie miała czerwoną skórę. Włosy wyłaziły garściami.

Nauczycielka: – Skarżyła się na bóle głowy. Wychodziło jej jedno oko. Mówiła, że to od tarczycy. Ale lekarz powiedział, że to może być guz. A ona już nic z tym nie robiła. Poddała się.

Policjantka z posesji obok: – Radziłam, żeby uciekła z synem na drugi koniec Polski, a najlepiej do Niemiec albo jeszcze dalej. Ale ona odpowiadała, że Jacek ma swoich ludzi, którzy wszędzie ją znajdą. Opowiadała, że odkąd wrócił z aresztu, budzi ją w nocy i wrzeszczy: „Jedź kurwo po wódkę!”. Ubierała się i jechała ze strachu.

Nauczycielka: – Ela mówiła, że kładzie się spać, dopiero jak Jacek zaśnie. Bo on jej groził, że ją zarżnie we śnie. Mówiła, że ją gwałci. Więc dawałam jej tabletki na sen, żeby je dosypywała Jackowi, na przykład do kawy. Jacek chyba się zorientował. Może ktoś mu powiedział?

Policjantka z posesji obok: – Był grudzień 2014 r., jak Ela przyszła do mnie cała poszarpana. Miała czerwoną szyję i powyrywane włosy. Mój mąż zaczął krzyczeć: „Ela! Zrób coś! Bo on cię w końcu zabije!”. Zadzwoniliśmy wtedy na komisariat.

Wezwani na miejsce funkcjonariusze zastali pokrzywdzoną. Sprawcy nie było, więc nie mogli go zatrzymać. Zabrali pokrzywdzoną na komisariat. Tam złożyła zeznania. Tej nocy Elżbieta z synem nocowała w salonie fryzjerskim.

Policjantka z posesji obok: – Następnego dnia od rana wydzwaniała do mnie. Płakała. Nie wiedziała, co ma robić, bo ktoś powiedział Jackowi, że to ona wezwała policję. Ze strachu wycofała zeznania. Tłumaczyłam jej, że nie wolno.

Ławnik w sądzie: – I pani, mając całą tę wiedzę i doświadczenie z pracy w policji, nic więcej nie mogła zrobić?

Policjantka: – Założyliśmy Niebieską Kartę, powiadomiliśmy kuratora.

Prokurator: – Co znaczy Niebieska Karta, gdy pokrzywdzona nie chce zeznawać i ma takich sąsiadów, którzy nic nie widzą, nic nie słyszą? Starsi ludzie, którzy powinni być dla nas przykładem, byli oburzeni, że w ogóle są wzywani do sądu w tej sprawie!

Sędzia z rejonowego: – My, jako sąd, potrzebujemy informacji z zewnątrz. Wtedy zadziałamy szybko. Musimy, bo zdajemy sobie sprawę, że sprawca przemocy i alkoholik dyryguje swoją ofiarą. To on decyduje, co ofiara czuje, co myśli, co robi. Ale jeśli ofiara wycofuje zeznania, a świadkowie nie chcą zeznawać, to sąd zostaje z niczym.

Sąsiedzi: – W jaki sposób miałam być wyczulona? Miałam stać pod ich drzwiami i nasłuchiwać?

– Nie jestem wścibska, nie wtrącam się w życie sąsiadów.

– Wracam z pracy i zawsze zasłaniam żaluzje. Dlatego nic nie widziałem.

•••

Elżbieta L. wycofała zeznania. Jacek nie został doprowadzony do aresztu. Postępowanie przygotowawcze upadło. Kurator wniósł do sądu o odwieszenie wyroku z 2013 r. Termin rozprawy wyznaczono na styczeń, ale Jacek L. zdążył udobruchać żonę. Powiedział jej, że podejmie leczenie. Na kolejnej rozprawie powiedziała, że to ona go prowokowała. Gdy to mówiła, cała się trzęsła. Dlatego sąd rejonowy pod uwagę wziął zeznania z postępowania przygotowawczego, złożone tuż po pobiciu.

Sędzia z rejonowego: – Czułam, że pokrzywdzona nie mówi prawdy, że boi się oskarżonego.

W styczniu 2015 r. w trybie przyspieszonym sąd rejonowy wydał postanowienie o wykonaniu kary. Do więzienia Jacek miał stawić się w wyznaczonym terminie, do 13 lutego. Obrońca złożył 29 stycznia zażalenie. Sprawa z sądu rejonowego następnego dnia trafiła do okręgowego. Tam sędzia uznał, że oskarżony rokuje poprawę. I termin rozprawy wyznaczył na swój pierwszy wolny termin, czyli na 19 marca. Wstrzymał odwieszenie wyroku. 3 marca do sądu wpłynął dokument potwierdzający, że Jacek chodzi na terapię AA.

•••

Zaufana sąsiadka: – Raz widziałam, jak wysiadają z samochodu. Trzymał ją za rękę. Wyglądali jak nowożeńcy. Ale kilka dni później Ela znowu płakała.

Sąd. 19 marca sąd okręgowy przystąpił do rozpoznania sprawy. Ale napotkał „przeszkody formalne”. Sędzia zwrócił dokumenty do sądu rejonowego, by wyjaśnić błędy w dokumentacji. Chodziło o źle wpisaną datę rozprawy. Termin przesunięto na czerwiec, a sąd wyjaśnił, że nie widzi w tej rodzinie zagrożenia (wówczas rzeczywiście brakowało wielu zeznań świadków, a tym samym wiedzy, którą mamy dziś).

Na zagrożenie nie wskazywały nawet raporty kuratora, który w rodzinie był dwa razy w miesiącu. Faktem jednak jest, że raporty kuratora sporządzane po wyroku w 2013 r. też nie wskazywały na zagrożenie, choć, jak się później okazało, Elżbieta i jej syn przeżywali wtedy w domu horror.

Termin kolejnej rozprawy sędzia wyznaczył na czerwiec również z uwagi na zaległy urlop. W wydziale penitencjarnym było wiele spraw o znęcanie. – Nie możemy przyspieszać jednej sprawy kosztem innej, bo to byłaby dyskryminacja.

Zaufana sąsiadka: – Ela powiedziała mi wtedy: Znowu muszę żyć z katem pod jednym dachem. Może jak ktoś tam pójdzie z moją głową pod pachą, zamkną go na dłużej?

Psia fryzjerka: – Chodziła do psychologa. Powiedziała mi, że doradził jej, żeby się nie wyprowadzała od męża, bo to go bardziej zbulwersuje.

Miała wytrzymać do czerwca. Co rano, ze spuszczoną głową, wychodziła do sklepu po bułki. Ludzie pamiętają jej szarą twarz, sine oczy i wieczne zmęczenie.

Prokurator: – 25 maja 2015 r. szef powiadomił mnie, że doszło do morderstwa. Pojechałam, jak zwykle. Od lat jestem przy każdym zabójstwie w Zielonej Górze i w okolicy. Niejedną krew już widziałam. Ale na miejscu nogi się pode mną ugięły. Z naszych ustaleń wynika, że musiał czuć satysfakcję. Gdy przyjechałam, zachowywał się agresywnie. Uderzał w radiowóz. Krzyczał. Na miejscu był też Dawid. To matka kazała mu uciekać. Tak ocaliła mu życie.

Biegły sądowy: – Wystarczył jeden cios w serce i pokrzywdzona by zmarła. Ale oskarżony zadał ponad 30 ciosów. W serce, w ręce, w klatkę piersiową. Odciął jej ucho, gdy żyła. Powyrywał jej włosy. Wciąż żyła, gdy podcinał jej gardło. A później próbował odciąć głowę.

Pielęgniarka z karetki: – Chłopiec wył z bólu jak zwierzę.

Przyjaciółki i koleżanki: – Nie ma dnia, żebym nie myślała o Eli i o tym, że nie zdołaliśmy jej pomóc. Chodzę do psychiatry. Cały czas jestem na lekach.

– Do dziś mam w telefonie SMS od Eli, ten z grudnia. Napisała: „On mnie zabije”.

– Nie zadzwoniłam na policję. Do końca będę żyła z poczuciem winy.

Prokurator: – Wysoki sądzie, ja przepraszam, może za mocno się emocjonuję. Ale to jest sprawa wyjątkowo bulwersująca. Przygotowując się do swej mowy, pierwszy raz w życiu byłam rada, że ustawodawca do słownika wprowadził słowo oskarżony. Więc ja nie muszę o tym, bądź co bądź, człowieku, mówić bestia. Zwierzę nie, bo to by była obraza dla zwierząt. Ja mam nadzieję, że ten proces spowoduje, że choć jedna osoba, gdy usłyszy, że za ścianą dzieje się coś złego, na to zareaguje. A przynajmniej wezwie policję. Bo tej kobiecie nikt nie pomógł.

Polityka 25.2016 (3064) z dnia 14.06.2016; Społeczeństwo; s. 26
Oryginalny tytuł tekstu: "Za spuszczonymi żaluzjami"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną