Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Kobieta ze stali

Jak pewna aktorka próbuje wygrać z klubem żużlowym

Alina Czyżewska tropi interesy władz Gorzowa. Alina Czyżewska tropi interesy władz Gorzowa. Tomasz Rusek/Gazeta Lubuska/Polska Press
Ludzie mówią jej, że z żużlem nie wygra. Że Stal Gorzów wszystko może. Ale ona się uparła.
Mieszkańcy biednego Gorzowa fundują Stali zakup praw na organizację zawodów – umowy z ostatnich sześciu lat opiewają na ok. 15 mln zł.Tomasz Gawałkiewicz/Forum Mieszkańcy biednego Gorzowa fundują Stali zakup praw na organizację zawodów – umowy z ostatnich sześciu lat opiewają na ok. 15 mln zł.

Jej zdaniem jest tak: Stal Gorzów zarabia na mieszkańcach miasta miliony. Ze stadionu, wybudowanego za pieniądze miasta (40 mln zł, przetarg na ostatni etap za 20 mln wygrała firma, w której władzach zasiadał prezes Stali, dziś senator RP), korzysta właściwie tylko Stal Gorzów. A przecież stadion powinien służyć miastu, a nie prywatnej firmie. Gorzów mógłby na stadionie zarabiać, tymczasem dokłada ok. 600 tys. rocznie. – Dlaczego za te pieniądze nie stworzyć w Gorzowie tras do biegania i dróg rowerowych? Nie wyremontować boisk szkolnych? Nie sfinansować zajęć sportowych w szkołach od dzieci po seniorów? To jest sport, który powinien być w pierwszej kolejności finansowany ze środków publicznych – mówi Alina Czyżewska.

Ma 36 lat i nic do stracenia. Nie ma dzieci, które mogłyby nie dostać miejsca w przedszkolu, ani męża, który mógłby stracić pracę, ani własnej firmy, na którą można by napuścić kontrole. Jest aktorką, freelancerką, od kilkunastu lat bez ubezpieczenia zdrowotnego, z niestałym dochodem. W Gorzowie się urodziła i wychowała, jako aktorka jeździła po Polsce i po świecie. Kiedy zaczęła współpracę z jednym z włoskich teatrów, dowiedziała się o śmiertelnej chorobie swojej mamy. Wróciła do Gorzowa, żeby spędzić z nią ostatnie miesiące życia. A potem postanowiła ratować rozpadające się na jej oczach miasto. – Może dwie śmierci naraz są niemożliwe do zniesienia? – zastanawia się Alina.

Na jej małym biurku piętrzą się więc dokumenty, o które wnioskowała w urzędzie. Kiedy prezydent w mediach mówił o trudnej sytuacji mieszkaniowej w Gorzowie i o tysiącu rodzin czekających na komunałkę, Alina poprosiła o wgląd do faktur, z których dowiedziała się, że prezydent właśnie wyremontował swój gabinet za 80 tys. zł. – Starczyłoby na remont czterech lokali – mówi Alina. – A 400 mieszkań stoi pustych i niszczeje, czekając na remont.

Miasto jest biedne. Miejsc do rekreacji jest mało, o remonty boisk szkoły rywalizują ze sobą w budżecie obywatelskim, do tego niedawno prezydent chciał zlikwidować Międzyszkolny Ośrodek Sportowy, który organizuje m.in. pozalekcyjne zajęcia sportowe – bo brakuje pieniędzy. Za to jest filharmonia z wielopoziomowym parkingiem na 400 miejsc, która kosztowała 132 mln zł – najdroższa filharmonia o podobnych parametrach w Polsce. A pracowników miejskich Domów Pomocy Społecznej, żeby zaoszczędzić, zatrudnia się na śmieciówkach. – Dzwoniłam do Ministerstwa Pracy, by zapytać, czy zlecanie usług opiekuńczych i pielęgniarskich przez DPS w formie przetargu firmom zewnętrznym jest zgodne z prawem – mówi Alina. – Pani naczelnik powiedziała, że to niemożliwe, od 20 lat pracuje i się z tym nie spotkała. Na ochronę, sprzątanie, wyżywienie – owszem, ale nie na merytoryczną działalność podmiotu.

Za chwilę przestanie też istnieć jedyna w województwie Placówka Wsparcia Dziennego dla dzieci w wieku 3–5 lat z rodzin bezrobotnych lub potrzebujących szczególnej opieki – prezydent postanowił ją zlikwidować. Całe postępowanie likwidacyjne prowadzone było za kulisami, pracownice placówki dowiedziały się o nim na cztery dni przed głosowaniem o likwidacji na sesji Rady Miasta. Rada przegłosowała tę uchwałę, ale Alina znalazła w niej błędy prawne. Napisała do wojewody, a ten unieważnił likwidację. Jednak prezydent zapowiada drugie podejście.

Witaj w klubie

Ale najbardziej uderzało Alinę, ile pieniędzy biedny według deklaracji Gorzów wydaje na prywatny klub. A więc: miasto wybudowało stadion, a spółka akcyjna Stal Gorzów wynajmuje go od niego za 2,5 tys. zł miesięcznie. W cenie zawiera się korzystanie na wyłączność z sal konferencyjnych, budynków: biurowego, mieszkalnego i garażowego, telebimów, parkingów itd. Do tego Stal Gorzów dostaje od miasta około 1 mln zł dotacji rocznie na organizację biletowanych meczów, a kilkumilionowy dochód z biletów w całości idzie do Stali. Jednak firma nie wykazuje w rozliczeniu żadnych zysków, w rubryce „wpłaty od adresatów zadania” wpisane jest 0 zł – tak przynajmniej wpisano we wniosek.

Mieszkańcy biednego Gorzowa fundują też Stali zakup praw od angielskiej firmy na organizację zawodów – umowy z ostatnich sześciu lat opiewają na ok. 15 mln zł. Miasto zasponsorowało nawet kupno szafek oraz wieszaków do sklepu z gadżetami Stali Gorzów.

Stal potrafi zalegać ze spłatą rachunków i dzierżawy nawet 10 miesięcy. Wtedy to miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji płaci za Stal na bieżąco, a pod koniec roku cieszą się z naliczonych procentów, które Stal spłaci im z dotacji od miasta.

Mieszkańcy Gorzowa fundują 10 tys. zł miesięcznie wynagrodzenia dla prezesa klubu, a opiekunom w DPS miasto płaci 5,50 zł za godzinę. – Gdy interweniowałam w tej sprawie, dowiedziałam się, że na więcej Gorzowa nie stać – dodaje Alina.

Rzeczniczka prasowa Urzędu Miasta Gorzów nie widzi problemu w zawłaszczeniu stadionu przez jedną spółkę. Pisze: „Stadion żużlowy im. Edwarda Jancarza został wybudowany w celu profesjonalnego przeprowadzania zawodów żużlowych na najwyższym światowym poziomie, stąd też dominacja klubu żużlowego w eksploatacji tego obiektu”. Na pytanie, kiedy ze stadionu korzystał ktoś inny niż Stal Gorzów, rzeczniczka nie odpowiada. Urzędnik OSiR wspomina o kongresie Świadków Jehowy, którzy za użytkowanie stadionu zapłacili 500 tys. zł, ale daty nie pamięta, nie wie też, komu zapłacono. Prezydent miasta, nagabywany o rozmowę, decyduje się na korespondencję esemesową, po czym pisze, że stadionem się nie zajmuje.

Prezydent powołuje komisję, która ocenia wnioski i rozstrzyga, kto dostanie dotację – kontruje Alina. – Wśród wybranych członków komisji jest wiceprezes Stali Gorzów. W protokole widnieją tylko nazwiska, o tym, jak, po co i według jakich kryteriów pieniądze zostały rozdane, nie ma ani słowa. Ustawy o finansach publicznych, jak widać, w Gorzowie nie stosuje się do sportu.

Na pytanie, czy miasto, które tyle łoży na ekskluzywny uprawiany tylko przez zawodowców sport, nie powinno mieć udziału w zyskach z widowisk, inspektor zajmujący się przydzielaniem dotacji na sport odpowiada, że „adresatem zawodów nie jest zebrana publiczność tylko sportowcy, dlatego klub nie musi wpisywać we wniosku o dotację zysku z biletów na mecze, ani ich rozliczać”. Pytana o to samo rzeczniczka prasowa urzędu odpisuje mailowo, że Stali trudno jest oszacować we wniosku o dotację zysk z zawodów, ponieważ nie wiadomo, jaka będzie pogoda podczas meczu. Dlatego nie wpisują nic.

Tymczasem przez stronę klubu można kupić bilet na mecz, na który zgodnie z informacją zawartą we wniosku o miejską dotację wstęp powinien być wolny. Bilety szybko się sprzedają. Najtańszy na niskiej trybunie kosztuje 70 zł, najdroższy 160 zł, a w strefie VIP 600 zł. Na trybunach jest 15 tys. miejsc, bo to w regionie popularna rozrywka. Więc może dlatego inspektor, jak i rzeczniczka prasowa upierają się, że rozliczanie spółki Stal Gorzów z przychodów z miejskiej dotacji nie jest nikomu potrzebne.

Stare układy

Inne stanowisko w takich sprawach zajmuje Naczelna Izba Kontroli. W 2012 r. sporządziła raport, według którego nieinformowanie o dochodach pochodzących z dotowanych przedsięwzięć jest jedną z najczęstszych nieprawidłowości w większych miastach Polski. Dodatkowo, w umowie między miastem a Stalą Gorzów z 2014 r., miasto zastrzega, że z ewentualnych zysków z dotowanego wydarzenia klub musi się rozliczyć. Prezes Stali deklaruje, że jeśli we wniosku są błędy, to w takim razie winne jest miasto. Nic nie wie o nielegalnych zarobkach, które spływają mu do kieszeni po każdym żużlowym meczu. – Tymczasem za fałszywe oświadczenie grozi od trzech miesięcy do kilku lat więzienia – nie odpuszcza Alina. – Wiele osób z Gorzowa dotychczas sądziło, że Stal to spółka miejska, a zyski z biletów trafiają do miasta. Bo to się w głowie nie mieści, że mogą nas tak oszukiwać.

Nie tylko ona miała dość układów i 16-letnich rządów poprzedniego prezydenta. Razem ze znajomymi założyli ruch Ludzie dla Miasta. Namówili wójta z podgorzowskiej gminy do kandydowania na prezydenta i wystartowali w wyborach samorządowych w 2014 r. Pierwszy raz w historii kraju prezydentem miasta został kandydat z ruchów miejskich i aż siedem osób ze stowarzyszenia zostało radnymi. Gorzów okrzyknięto stolicą ruchów miejskich. Radość trwała krótko. Obywatelski prezydent, który miał zerwać z układami, niestety wszedł w buty poprzednika. Miał być dialog, ale prezydent nie ma czasu na spotkania i debaty (za to bywa na spotkaniach Speedway Business Clubu Stali). Miała być jawność – są zakulisowe likwidacje miejskich placówek. Miały być kompetencje dostosowane do stanowisk są żony sponsorów z czasów kampanii wyborczej prezydenta na urzędniczych posadach. I nieprzerwany strumień pieniędzy dla Stali.

Podatek od wolności słowa

Alina za swoją dwuletnią działalność dla Gorzowa nie wzięła złotówki. Na życie nie potrzebuje dużo. – Trochę tracę na tym aktywizmie zawodowo, bo bardzo rzadko gram. A wiadomo, żeby grać, trzeba bywać na festiwalach, castingach – mówi. – Czasem myślę za to o spektaklu z ustaw i wyroków sądów, bo to naprawdę fajne.

Po tym jak skrytykowała w mediach doradcę prezydenta, speca od marketingu politycznego, byłego doradcę Ewy Kopacz, Alina dostała pismo z kancelarii prawnej. Doradca wezwał ją do usunięcia naruszenia dóbr osobistych w postaci zapłaty 5 tys. zł i publikacji przeprosin na własny koszt. – To taki nasz lokalny podatek od wolności słowa – żartuje Alina. Nie zapłaciła. Na razie nic z tego nie wynikło.

Za to sama zaczęła kierować sprawy do sądu. Wspiera ją Sieć Obywatelska Watchdog Polska, której od niedawna jest członkinią. Właśnie wygrała kolejną sprawę o prawo do informacji: gdy zawnioskowała o faktury z Dni Gorzowa, by sprawdzić, jak wydawane są samorządowe pieniądze, pola z informacjami o tym, z kim zawarto umowę, kto wystawił fakturę i jakie jest wynagrodzenie dyrektorów, pieczołowicie zaklejono żółtymi karteczkami.

Po cichu wspierają ją także urzędnicy. Ci, których mija na korytarzach, chodząc po dokumenty, nieraz mówią jej, że wreszcie ktoś się za to wziął. Tymczasem 23 maja 2016 r. podczas Rady Miasta rozstrzygnięto pozytywnie kolejny wniosek o przyznanie Stali Gorzów 200 tys. zł na wsparcie piłki ręcznej, nowej inwestycji Stali Gorzów. Sprzeciw zgłosili radni z Ludzi dla Miasta, reszta w większości poparła wniosek Stali.

– 200 tys. zł to roczny budżet na remont chodników, ale dopiero na przyszły rok, bo obecnie budżet na chodniki wynosi o połowę mniej. Za 200 tys. zł można wyremontować 7 mieszkań komunalnych albo wybudować dwie siłownie zewnętrzne lub wielopokoleniowy plac rekreacji. 200 tys. zł to tyle co rok i dwa miesiące działania likwidowanej Placówki Wsparcia Dziennego albo sfinansowanie zajęć sportowych w szkołach – denerwuje się Alina. I dokładnie tyle, ile trzeba, by zatrudnić pracowników w gorzowskim DPS nie na śmieciówki, ale zgodnie z prawem, na umowy o pracę.

Polityka 27.2016 (3066) z dnia 28.06.2016; Społeczeństwo; s. 38
Oryginalny tytuł tekstu: "Kobieta ze stali"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną