Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Ks. Międlar znowu występuje i straszy. I to za cichym przyzwoleniem Kościoła

Maciej Witkowski / Reporter
Może to już? Może to ten moment, kiedy nie da się dłużej wzruszać ramionami? Machać ręką, że to nic takiego?

Od dwóch lat Polska brunatnieje, ale do tej pory nazywano to wstawaniem z kolan. Jedna Polska wstawała, druga Polska przyglądała się temu bezradna. Teraz pachnie zabijaniem.

W piątek ksiądz Jacek Międlar, duchowy przywódca ONR, napisał o posłance Nowoczesnej Joannie Scheuring-Wielgus: „Konfidentka, zwolenniczka zabijania (aborcji) i islamizacji. Kiedyś dla takich była brzytwa! Dziś prawda i modlitwa?”. Dlaczego kapłan pisze o podrzynaniu gardła? Posłanka skontaktowała się z białostocką prokuraturą w sprawie kwietniowego kazania księdza: „Zawiadomiłam prokuraturę o popełnieniu przestępstw przez księdza Międlara, który w swoim przemówieniu w kościele zachęcał do propagowania idei faszystowskich”. Choć przełożeni nakazali księdzu milczenie, ten nadal występuje i cieszy się poparciem.

Jego zwolennicy alarmują, że działania prokuratury to „inwigilacja Kościoła” i kara za „wygłoszone Słowo Boże”. Międlar działa nie tylko za cichym przyzwoleniem Kościoła – słychać też głosy, w których jego nacjonalistyczne kazanie nazywane jest trudną ścieżką ortodoksji. „W każdym razie na własne uszy słyszałem wiele gorszych i bardziej odległych od ewangelii kazań, za które żaden ksiądz nie otrzymał kary” – przyznaje otwarcie ks. Przemysław Szewczyk z Archidiecezji Łódzkiej.

Wyglądało na to, że wpis Międlara nawołujący do przemocy wywoła wstrząs i sprzeciw. Że to już. Media z ulgą podchwyciły słowa jezuity o. Grzegorz Kramera: „Tym razem nie mogę milczeć. To nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem i Kościołem katolickim”. Ale to trwało krótko. Kramer się wycofał: „Usunąłem tweeta z moim sprzeciwem. Nienawiść mnie pokonała w tym wypadku”.

Nie daje się za to pokonać „Tygodnik Powszechny”, który najnowszemu wydaniu dał mocną okładkę: zdjęcie nazistów i tytuł: „Idą po nas”. Pod okładką reportaż pisarki Magdaleny Kicińskiej z pierwszosierpniowego marszu, wsparty gorzkim wstępniakiem księdza Bonieckiego.

Po publikacji fanpage „Tygodnika” został zaatakowany przez prawicowych hejterów. W odpowiedzi czytelnicy i sympatycy zalali profil pozytywnymi komentarzami. Nie brakowało słów podziwu za odwagę nazwania rzeczy po imieniu. Wreszcie.

Okazuje się, że nie trzeba przyglądać się, rozkładając bezradnie ręce. Są tacy, którzy na nienawiść i przemoc uparcie się nie godzą. Odważniejsi wydają się ci spoza duchowieństwa.

Na początku sierpnia reporter Wojciech Tochman stwierdził publicznie, że nie godzi się na przemoc wobec kobiety. Udokumentował nienawistne, przemocowe wpisy na profilu posłanki Scheuring-Wielgus, takie jak: „Napisałbym że niezła z ciebie dupeczka ale aż tak słabego wzroku nie mam”; „Powinna pani być szczęśliwa, gdy słyszy pani, że jest niezła dupa szczerze mówiąc ktoś kto to mówi jest ślepy albo pijany i liczy na lodzika” – i tak dalej, w podobnym tonie. Tochman napisał: „Chwili potrzebowałem, by pojąć, że przyglądam się zbiorowej przemocy seksualnej”.

Zadeklarował, że przekaże zarchiwizowane wpisy prokuraturze; jest gotów zeznawać jako świadek. Niektórzy czytelnicy byli zdziwieni: czyli tak można? Nie oburzać się, ale reagować? No i ciąg dalszy nastąpił – bo ośmielona posłanka powiadomiła prokuraturę: i w sprawie przemocy w nią wymierzonej, i w sprawie mowy nienawiści w kazaniu Międlara. Teraz ksiądz odpowiada brzytwą, zbiera oklaski.

Czy jeszcze nie mamy dość? Czy już można mieć odwagę powiedzieć: stop? Ile można śmiać się z poniżania, z „gorszego sortu”? Ile można słuchać, że ktoś powinien „wisieć zamiast liści”? Oglądać z przerażeniem reklamowane na Facebooku kije baseballowe z podobizną Małego Powstańca? Oni naprawdę idą po nas. Może przestańmy udawać, że nic się nam nie stanie.

Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Jednorazowe e-papierosy: plaga wśród dzieci, cukierkowa używka. Skala problemu przeraża

Jednorazowe e-papierosy to plaga wśród dzieci i młodzieży. Czy planowany zakaz sprzedaży coś da, skoro istniejące od dziewięciu lat regulacje, zabraniające sprzedaży tzw. endsów z tytoniem małoletnim oraz przez internet, są nagminnie i bezkarnie łamane?

Agnieszka Sowa
11.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną