Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Włos na borsuka, rzęsa na kotka

Mobilni fryzjerzy i kosmetyczki podbijają rynek pracy. Kto korzysta z ich usług?

Akademia Sztuki Piękności – lekcja manicure Akademia Sztuki Piękności – lekcja manicure ASP
Rośnie rynek mobilnych fryzjerów i kosmetyczek z dojazdem do domu. Sprzyjają im dotacje z Unii Europejskiej i wypłaty 500 plus.
Pracownikowi beauty and wellness na kształcenie wystarczy nawet kilka dni, a wydatek zwróci mu się w miesiąc.materiały prasowe Pracownikowi beauty and wellness na kształcenie wystarczy nawet kilka dni, a wydatek zwróci mu się w miesiąc.

Mobilna z Rybnika najbardziej lubi wielodzietnych z familoków w Chwałowicach. Karni, z szacunkiem do starszych. Nie musi im tłumaczyć, że najpierw trzeba zrobić kobiety. Nie trzeba upominać, że kiedy przyjdzie ich kolej, nie mogą przepychać się nad wanną, tylko czekać w przedpokoju. No i – co ważne – nie wadzi im zapach amoniaku do trwałej i bez szemrania zamiatają ścinki. W takich rodzinach robi sześć głów w dwie godziny. Kiedy mama z babcią łapią w kuchni głęboki kasztan, w przedpokoju przejeżdża maszynką synów albo obcina córkom grzywki i równa końcówki. Potem kończy nad wanną mamę z babcią, a na koniec wyrównuje w kuchni tatę. Czasem przy ławce na podwórku przytnie na Pazdana sąsiada albo szwagra. – Do samego mężczyzny nie przyjeżdżam. Strzyżenie męskie kosztuje 10 zł. Spalę więcej benzyny, niż zarobię – mówi mobilna z Rybnika.

Tak zwany efekt szminki zawsze dotykał mniej zamożnych. Nie stać ich na luksus typu willa czy drogi samochód, więc dowartościowują się wydatkiem na kosmetyczkę czy fryzjera – mówi Krystyna Łenczyńska, dyplomowany mistrz kosmetyki, właścicielka Akademii Sztuki Piękności. A jest w czym wybierać, bo fryzjerów i kosmetyczek – w tym mobilnych, kształconych przez jej akademię – może być w Polsce nawet 200 tys. Próg wejścia do zawodu jest niski. Nie trzeba licencjatu, studiów kosmetycznych czy tytułu technika. W przypadku fryzjera wystarczy dyplom z odbycia kursu, kuferek z produktami do koloryzacji i cięcia, kupiony za kredyt albo dofinansowanie z urzędu pracy.

Jak przekonuje zarządzający Akademią Michał Łenczyński, to najbardziej demokratyczna branża z możliwych. I opłacalna. Prawnik zdobywa zawód w pięć lat, w trybie zaocznym wydaje na to ponad 300 tys. zł i potem latami odrabia. Pracownikowi beauty and wellness na kształcenie starczy nawet kilka dni. A 2 tys., jakie wyłożył na kurs i oprzyrządowanie, zwróci mu się w miesiąc. Musi tylko zebrać bazę klientów i odpowiednio ich do siebie przywiązać. Najdroższa jest Warszawa, gdzie za strzyżenie z dojazdem trzeba zapłacić 50 zł. Im dalej od centrum, tym taniej. Przeciętnie 20 zł za strzyżenie, 50 za farbowanie. Wystarczy 50 stałych głów, aby zacząć żyć na niezłym poziomie.

Dlatego wbrew pozorom najlepiej powodzi się mobilnym z małych miast i wsi. Ich domowi nie szperają po Facebooku czy platformach z ogłoszeniami, tylko podpatrują sąsiadów. Cenią równe i dokładne cięcie. Jeśli życzą sobie centymetr, musi być centymetr, w domu wizja fryzjera nie ma znaczenia. Jeśli ma być bob, musi być bob, bez przekonywania, że teraz modne są podgolone boki i czubek „na szoguna”. I bez nazywania siebie stylistą, hair setterem czy producentem wdzięku, bo drugi raz nikt nie zaprosi. Zatrzymywać stałych, przyjeżdżać, nawet jeśli dzwonią o 23.00, bo potem zawołają innego.

Jak zauważa Michał Łenczyński, branża jest nie tylko demokratyczna, ale też rozwojowa. Mobilna z Zachodniopomorskiego do niedawna jeździła do 20 rodzin i miesięcznie miała z tego 1 tys. zł. Satysfakcji zawodowej zero. Wszędzie boby z lat 80. i beżowe blondy. Rutyna. Ale od czasu wprowadzenia 500 plus coś drgnęło. Doszło kilkunastu domowych. Głównie wielodzietnych, z linią włosa wskazującą na amatorskie cięcie. Początkowo krępowali się zaprosić do łazienki, rozkładali folię malarską w kuchni albo w dużym pokoju, prosili o najtańsze skrócenie bez mycia (10 zł). Przy drugim cięciu zaczęli się rozkręcać. I narzekać. Przy kolejnych dawali 5 zł za posprzątanie włosów. Teraz modzą. Panie chcą fryzurę na Małgorzatę Kożuchowską, krótko z tyłu, dłużej z przodu, z lekkim baczkiem. Panowie życzą sobie wzorki wygolone na skórze głowy (ostatnio modna kotwica Polski Walczącej i piłka nożna). Ich nieletnie dzieci mają być stylizowane na księcia Williama. Na podstawie zdjęć z portalu plotkarskiego Pudelek.pl.

Ale domowy domowemu nierówny. Na przykład na Mazowszu klient to tradycjonalista. – Niechętnie ryzykuje, zostaje przy starym – mówi mobilna z Sierpca. Ombre i sombre są już w całej Polsce passé, ale on zamawia ciemny czubek z jasnym odrostem. Albo – mimo że w Warszawie czy Poznaniu tzw. borsuk dawno się już przejadł – życzy sobie ciemne włosy z jasnym prześwitem. A kiedy jest kobietą w okolicy sześćdziesiątki, woła do trwałej na baranka. – Ma się utrzymać od świąt do świąt, prawie bez czesania. Tak samo jak inny hit, czyli praktyczna i łatwa w utrzymaniu fryzura na Szydło – mówi mobilna z Sierpca.

Krystyna Łenczyńska podkreśla, że polski pracownik branży wellness and beauty – również z dojazdem do domu – zawsze będzie mieć pracę. Nie tylko w Polsce. Na Zachodzie polska kosmetyczka to taka sama marka jak polska wódka. Wiadomo, że przystosuje się do oczekiwań. Pokona konkurencję. Przyciągnie kolejnych, stęsknionych luksusu. – Ja na przykład jeżdżę z własną myjką do mycia głowy – mówi mobilna Szybkie cięcie z Malborka. – Inni każą klękać przed wanną, a ja usadzam na stołeczku, odchylam głowę i nie tylko myję, ale też robię masaż. Nie mogę się opędzić od roboty.

Jednak najwięcej zleceń mają ci, którzy proponują cztery w jednym: cięcie, rzęsy, makijaż i manicure. Na szczęście rynek wychodzi im naprzeciw. Dodatkowe umiejętności mogą opanować, korzystając m.in. z unijnych bonów szkoleniowych Power. Albo tradycyjnie – na kredyt. – Ale jedna złotówka wydana na kurs i produkt zwróci się pięciokrotnie – uspokaja Krystyna Łenczyńska, której szkoła wypuściła na rynek prawie 6 tys. kosmetyczek. – Absolutny hit to przedłużanie rzęs. Kurs trwa dzień, kosztuje 600 zł. Kuferek z produktami można kupić już za 300 zł. Wystarczy, żeby zacząć zarabiać.

Mobilna z Łomży („cięcie włosów, przedłużanie rzęs, makijaż wieczorowy w zaciszu twojego domku”) przyznaje, że rzęsy schodzą najlepiej. Panie tłumaczą, że taki doczep daje im ogromną oszczędność czasu. Dzięki niemu pośpią rano do 15 minut dłużej, przeczeszą tylko tę rzęsę, posmarują kremem i nie muszą się w ogóle malować. Im dłuższy doczep, tym lepiej: ostatnio robiła Volume, czyli przedłużała rzęsy czterokrotnie. Bo wśród domowych najbardziej liczy się efekt wow, czyli najpierw ma być widać rzęsę, potem człowieka.

A przecież powinno być odwrotnie – denerwuje się mobilna stylistka rzęs i manicurzystka z Warszawy (linia Mińsk Mazowiecki i Otwock). Niestety, w segmencie rzęsy demokracja zepsuła rynek. Dziewczyny po tanich kursach biorą mniej, korzystają z chińskich podróbek, robią, co klient sobie zażyczy. A tu przecież trzeba, w trosce o człowieka i czasem wbrew jego woli, otwierać to oko. Czyli profilować: najkrótsze rzęsy w kącikach, najdłuższe w środku. I broń Boże kleić po ciemku, klęcząc przy wersalce.

Do mobilnej z Warszawy zgłaszają się ofiary słabego światła. Bez własnych rzęs, bo wypadły osłabione doczepem. Ale zdarzają się też lepsi klienci, głównie z budżetówki albo sektora bankowego. Zjeżdża do nich na kilka godzin, raz, dwa razy w miesiącu: na doczep paznokcia i rzęsy na lisa, na lalkę albo kotka.

Założyła sobie, że tak popracuje jeszcze ze trzy lata, porobi dodatkowe kursy, potem założy własny salon. Ma tylko nadzieję, że do tej pory nie wysiądzie jej kręgosłup. Taka robota strasznie obciąża głównie odcinek szyjny, odpowiedzialny m.in. za gest przeczenia.

Polityka 37.2016 (3076) z dnia 06.09.2016; Społeczeństwo; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Włos na borsuka, rzęsa na kotka"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną