Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Nie strzelać do ikony

Jaki los czeka polskie żubry

Żubr jest niekwestionowanym królem puszczy. Żubr jest niekwestionowanym królem puszczy. Wojciech Zatwarnicki/nowiny24.pl
Sezon łowiecki dobiega końca. Tym razem dzięki presji opinii publicznej udało się powstrzymać komercyjne polowania na żubry. Ale to nie znaczy, że problem znika.
Szkody powodowane przez żubry, które
stanowią pretekst do polowań, są mocno przesadzone.Agencja Wschód/Forum Szkody powodowane przez żubry, które stanowią pretekst do polowań, są mocno przesadzone.

„Gospodarka żubrami jest prowadzona racjonalnie” – tak o ściśle chronionym, zagrożonym wyginięciem gatunku, będącym wręcz ikoną ochrony przyrody w Polsce, wyraził się poseł Józef Brynkus z partii Kukiz’15 na specjalnym posiedzeniu sejmowej komisji ochrony środowiska. Zwołano ją, gdy opinię publiczną zbulwersowały opublikowane przez portal OKO.press informacje o nieprawidłowościach i nadużyciach, do jakich dochodzi podczas odstrzału żubrów. Mazurskie Nadleśnictwo Borki występuje co roku o zgodę na odstrzał około 10 proc. populacji żubrów żyjących w Puszczy Boreckiej. Powodem ma być troska o ich „liche zdrowie”, przegęszczenie czy szkody łowieckie wyrządzane przez te zwierzęta. Kwalifikowanie zwierząt do odstrzału odbywało się według nieprzejrzystych procedur. Ich liczbę zatwierdziła wewnętrzna komisja, przy czym – jak ustaliło OKO.press – zrobiła to, zanim stado zebrało się na przezimowanie i nie było jasne, w jakim stanie są żubry. W 2014 r. do Borków sprowadzono sześć zdrowych samców z rezerwatu pod pretekstem powiększenia hodowli, po czym nadleśniczy natychmiast wystąpił o zgodę na ich odstrzał i ją uzyskał. Podobne praktyki ujawniła Fundacja Dzika Polska w Puszczy Knyszyńskiej. Tu także nadleśnictwo występuje co roku o zgodę na odstrzał około 10 proc. stada. Odbywa się to bez nadzoru naukowego. Wystarczy podejrzenie, że zwierzęta być może są chore. Sprawdza się to dopiero podczas sekcji zwłok. Pozwolenia na odstrzał trafiają do dewizowych myśliwych (kosztuje to od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy złotych), żubry sprzedawane są na trofea, ich mięso trafia do restauracji. W 2016 r. zabito m.in. ciężarną samicę i młodego zdrowego byka. Od pewnego czasu zbliżał się do siedlisk ludzkich, ale nikomu nie zagrażał. „Niebezpieczny” zrobił się akurat wtedy, gdy zaczął się sezon łowiecki. – Najpierw planuje się odstrzał, a potem szuka uzasadnień – mówi prof. Rafał Kowalczyk, dyrektor Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk. – Nie zawsze odstrzeliwane są zwierzęta chore i cierpiące. Kto by chciał płacić za odstrzał starej, zdychającej krowy.

Po tym jak przeciwko komercyjnym polowaniom na żubry podpisało się kilkadziesiąt tysięcy osób, Lasy Państwowe wstrzymały odstrzał w tym sezonie. Ale jednym z postulatów, które padły na specjalnym posiedzeniu komisji, która się po tym zebrała, było… uproszczenie procedury wydawania pozwoleń na odstrzał.

Niech się dołożą

Państwowa Rada Ochrony Przyrody już wcześniej biła na alarm, że odstrzału żubrów dokonuje się bez rzetelnej naukowej dyskusji i kontroli społecznej, a polski symbol ochrony przyrody, gatunek priorytetowy dla Wspólnoty Europejskiej, jest traktowany jako zwierzę łowne, hodowlane, wykorzystywane w handlu i konsumpcji. Ze społecznego i edukacyjnego punktu widzenia nie jest korzystne, gdy zwierzę unikatowego, cudem uratowanego, gatunku ląduje w restauracji w formie kotleta, tatara, kiełbasy czy nadzienia pierogów serwowanych z kwaśną śmietaną; a tak to w Polsce wygląda. „W naszym kraju, w stanie dzikim, żyje jedna trzecia jego światowej populacji oraz 90 proc. osobników z obszaru Unii Europejskiej. Na Polsce spoczywa więc ogromna odpowiedzialność za zapewnienie trwałości i właściwego stanu populacji żubra, jako naszego narodowego dziedzictwa. Wynika to także z historycznej roli naszego kraju w restytucji tego gatunku i wyznaczaniu standardów jego ochrony. Coraz częstsze głosy o przegęszczeniu krajowych populacji i konieczności regulacji ich liczebności poprzez komercyjne polowania nie znajdują potwierdzenia we współczesnej wiedzy i wynikach badań naukowych. Zdaniem Rady to śmiertelność naturalna, a nie odstrzał, powinna odgrywać zasadniczą rolę w kształtowaniu dynamiki i struktury populacji żubra. Sposób prowadzenia redukcji populacji poprzez polowania dla trofeów jest też co najmniej kontrowersyjny w świetle prawa obowiązującego w Polsce i Unii Europejskiej” – pisała PROP w opinii wydanej w grudniu 2015 r.

Problem w tym, że Rada w tym składzie już nie istnieje. Gdy zaprotestowała przeciwko planom wycinki w Puszczy Białowieskiej, minister Jan Szyszko, zapalony myśliwy, zniósł kadencyjność jej członków i obsadził swoimi ludźmi. Zapalonym myśliwym jest także Krzysztof Lissowski, który pełni dziś funkcję generalnego dyrektora ochrony środowiska, decydującego o pozwoleniach na odstrzał. Nową przewodniczącą PROP została mianowana prof. Wanda Olech-Piasecka, orędowniczka komercyjnego odstrzału żubrów. Według niej strzelanie to element zarządzania populacją. Skoro Lasy Państwowe wydają pieniądze na zimowe dokarmianie, to „niech się żubry dołożą”. W filmie edukacyjnym nagranym przez Lasy Państwowe prof. Olech-Piasecka wykłada swoją filozofię: „Jeżeli istnieje możliwość, żeby wyrok, który jest, był wykonany przez kogoś, kto jeszcze za to zapłaci, jest hipokryzją tych pieniędzy nie wykorzystać dla ochrony żubrów”.

Pół nosorożca

Z analizy przeprowadzonej przez dr. Andrzeja Kepela, poprzedniego przewodniczącego PROP, nie o hipokryzji, ale raczej o pazerności w tym wypadku mowa. Przyznaje on, że zgodnie z zaleceniami Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody i międzynarodowymi konwencjami przyrodniczymi jest możliwe polowanie na zagrożone gatunki dla trofeów pod kilkoma restrykcyjnymi warunkami. Tylko że te przepisy zostały stworzone na potrzeby biednych krajów Trzeciego Świata, w których dochodzi do konfliktów między potrzebą rozwoju i ochroną przyrody, a państwa nie stać na jej finansowanie. Dr Kepel porównał sytuację żubrów, których na świecie żyje około 5,5 tys. (w tym ponad 3,5 tys. na wolności), z sytuacją nosorożca czarnego, którego liczebność jest zbliżona. W dwóch krajach afrykańskich: Namibii i RPA, można na nie polować dla trofeów. W wyniku międzynarodowych dyskusji eksport tych trofeów ustalono na maksymalnie pięć sztuk dla każdego z tych krajów. Każdy przypadek jest indywidualnie analizowany i zatwierdzany przez gremia naukowe. W 2014 r. Namibia zezwoliła na eksport trofeum z jednego osobnika, a RPA – dwóch. W tym samym roku w Polsce wydano zezwolenie na odstrzał 70 żubrów. Namibia zarobiła na tym jednym trofeum 350 tys. dol., czyli ponad milion złotych. Za te pieniądze władze były w stanie zatrudnić, przeszkolić, wyposażyć i utrzymać przez rok w akcji cały oddział strażników przyrody. Dochody, jakie w tym samym roku Polska uzyskała za odstrzał żubrów, to niespełna 500 tys. zł, czyli mniej niż połowa za jednego nosorożca. Pieniądze te trafiają do Lasów Państwowych, jednej z najbogatszych instytucji w Polsce. Zysk z polowań na żubry to około 1 promila jej dochodów. Kraj należący do Unii Europejskiej naprawdę stać, by utrzymać te kilka stad zagrożonego gatunku, umieszczonego w Czerwonej Księdze IUNC. Nie ma powodu, by żubry musiały „dokładać się” do zimowego dokarmiania.

Hodowla dla łowców

Zresztą myśliwski argument: płacimy za dokarmianie, więc należy się prawo, żeby sobie trochę postrzelać, budzi coraz więcej wątpliwości. Według ekspertów w tej formie i na taką skalę przynosi ono więcej szkód niż pożytku i coraz bardziej przypomina tucz. – Dokarmianie to zło konieczne – twierdzi prof. Rafał Kowalczyk. Z jego najnowszych badań wynika, że naturalnym środowiskiem żubra były tereny otwarte. Do lasów zepchnęła je wiele wieków temu ekspansja człowieka. – Dlatego uznaliśmy je za zwierzęta leśne i ich populacje odtwarzano w takich obszarach. A w lasach zimą nie ma tyle biomasy, żeby wyżywić takie duże zwierzęta. Brak dokarmiania oznaczałby nasilenie konfliktów, bo stada wyszłyby na pola uprawne. Ale dokarmianie można maksymalnie ograniczyć i zorganizować w taki sposób, aby miało jak najmniej negatywnych skutków dla żubrów.

Dla porównania – w Puszczy Boreckiej, gdzie stadem zarządzają Lasy Państwowe, dla 110 sztuk żubrów przeznacza się 900 ton karmy. W Puszczy Białowieskiej, gdzie decydują władze Parku Narodowego – 300 ton dla stada liczącego 600 sztuk. I nikt tu nie mówi o przegęszczeniu ani o komercyjnych polowaniach. Odstrzela się kilka sztuk rocznie, wtedy gdy to naprawdę konieczne, bo trzeba skrócić cierpienia zwierzęcia. – Wykładanie dużej ilości paszy oznacza nadmierną koncentrację zwierząt w takich miejscach, a to sprzyja wymianie pasożytów. Sprawia, że nie działa naturalna selekcja, która zimą eliminuje najsłabsze sztuki. Wreszcie zwiększa rozród i powoduje, że cielęta rodzą się nawet zimą – wylicza prof. Kowalczyk. Według niego to absurd, bo najpierw zarządcy stad, nadmiernie karmiąc żubry, zwiększają przyrost populacji, a potem narzekają na przegęszczenie i wskazują na konieczność odstrzału. Takie postępowanie ma znamiona hodowli do celów łowieckich.

Żubry na poligony

Według polskiego i unijnego prawa polowanie na żubry, jako gatunek objęty ścisłą ochroną gatunkową, jest zakazane; podobnie jak ich transport, pozyskiwanie, przetrzymywanie, oferowanie do sprzedaży czy wywożenie za granicę. Przepisy dopuszczają wydawanie indywidualnych pozwoleń na te zakazane czynności, gdy brakuje zadowalających rozwiązań alternatywnych (w polskiej ustawie o ochronie przyrody mowa o „całkowitym braku rozwiązań alternatywnych”). Zdaniem dr. Andrzeja Kepela takie sytuacje są niezmiernie rzadkie, bo nawet jeśli niektóre osobniki rzeczywiście z różnych względów należałoby ze stada usunąć, zamiast do nich strzelać, można je przenieść do hodowli zamkniętych czy ośrodków edukacyjnych. Jak twierdzi, sam nigdy nie spotkał się z przypadkiem, by brakowało alternatywy, nawet „zadowalającej”, dla oferowania na sprzedaż praw do strzelania i trofeów oraz serwowania potraw z żubrzyny w lokalach gastronomicznych. – Nie ma także powodu, by zabijać zwierzęta stare, które zakończyły już rozród, bo pełnią w stadzie rolę socjalną. Ginąc z przyczyn naturalnych, pozostają w środowisku, stanowiąc pokarm dla tysięcy organizmów – dodaje prof. Kowalczyk.

Zwolennicy komercyjnych odstrzałów chyba zdają sobie sprawę, że ze strzelaniem do żubrów prawnie jest coś nie tak, bo ostatnio jak ognia unikają w tym przypadku słowa „polowanie”, zastępując je odstrzałem eliminacyjnym. To z kolei chyba nie brzmi dobrze dla dewizowych myśliwych, bo Lasy Państwowe w ogłoszeniach piszą o „ofertach cenowych na sprzedaż polowań”. Inna rzecz, że komercyjne zabijanie żubrów bardziej przypomina rozstrzelanie niż polowanie. Przeznaczone do odstrzału i na trofea zwierzęta, przyzwyczajone do człowieka, przewozi się np. do zagrody kwarantannowej w Nadleśnictwie Borki, uznaje za nadliczbowe, uzyskuje zgodę na odstrzał, a gdy zgłosi się chętny myśliwy, wypuszcza do lasu. Pozwolenie na odstrzał dotyczy konkretnego żubra, więc nadleśniczy podprowadza myśliwego bardzo blisko, a ten dokonuje egzekucji z odległości kilkudziesięciu kroków.

Według prof. Kowalczyka szkody powodowane przez żubry, które stanowią pretekst do polowań, są nadmiernie nagłaśniane i mocno przesadzone, bo wypłacane za nie odszkodowania stanowią 5 proc. odszkodowań za szkody wyrządzane przez wszystkie gatunki chronione w Polsce. – Przegęszczenie to także dziwny argument, bo nie wiadomo, kto i jak szacuje, ile żubrów może żyć w danym miejscu. To subiektywna ocena, nieoparta na wiedzy naukowej – mówi.

Nie wiadomo, dlaczego 600 żubrów w Puszczy Białowieskiej to nie jest za dużo, a 110 w Puszczy Knyszyńskiej, na większym obszarze, to już tłok. Chociaż właściwie wiadomo dlaczego. Od lat jako o alternatywie mówi się o tworzeniu nowych stad. Wyznaczono nawet kilka lokalizacji, ale dziś szansę na realizację ma tylko jedna – w Puszczy Augustowskiej. Generalna Dyrekcja Lasów Państwowych zadeklarowała, że weźmie nowe stado pod opiekę.

Tylko że to znów lokalizacja leśna, co skazuje żubry na uzależnienie od człowieka. Stado ma docelowo liczyć 40 sztuk, czyli będzie to niestabilna, mała populacja, o małej zmienności genetycznej. Nadliczbowe zwierzęta będą eliminowane z populacji na drodze komercyjnych odstrzałów. Powstanie kolejna hodowla do użytku łowieckiego – ocenia prof. Kowalczyk. I opowiada o tym, jak Holendrzy zrobili eksperyment i zasiedlili stadem żubrów teren wydmowy, porośnięty trawą oraz kępami drzew i krzewów. Zwierzęta mają się tam dobrze i świetnie sobie radzą bez dokarmiania. Zdaniem profesora w Polsce jest wiele obszarów, choćby po dawnych poligonach, które są mozaiką terenów otwartych i lasów, z nieużytkami dookoła. Tam powinno się tworzyć nowe stada. Czas pozwolić żubrom znowu zdziczeć.

Polska szczyci się tym, że uratowała przed wyginięciem gatunek największego lądowego zwierzęcia Europy. Jeśli nic się nie zmieni, będzie się mogła szczycić także tym, że stworzyła nowy – żubra hodowlanego.

Polityka 9.2017 (3100) z dnia 28.02.2017; Społeczeństwo; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Nie strzelać do ikony"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną