Skąd się wziął Tomasz Rakowski, „homosceptyk” p.o. rzecznika Muzeum II Wojny Światowej?
Finansowane przez Ministerstwo Kultury Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku ma nie tylko nowego szefa, ale i nowego p.o. rzecznika prasowego. Został nim Tomasz Rakowski, przedsiębiorca i informatyk z Gdańska. Przyjazne relacje z mediami rozpoczął od deklaracji, że zlecił już kontakt z redakcją „Gazety Wyborczej” z żądaniem „skorygowania nieprawdziwej informacji w związku z rozbieżnościami co do liczby darmowych wejściówek do muzeum”.
Młody rzecznik jest doświadczonym informatykiem, ale nie ma wielkiego dorobku w pracy z mediami (w ubiegłym roku współpracował z TVP Info jako wydawca). Tłumaczy, że do muzeum trafił dzięki „wieloletniej współpracy przy różnych projektach z panem Karolem Nawrockim”, nowym szefem placówki, którego poznał podczas jednego z pierwszych obchodów Dni Żołnierzy Wyklętych w 2011 r. Doktor Nawrocki to dotychczasowy naczelnik gdańskiego Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN i przewodniczący Koalicji na Rzecz Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
Na portalu wPolityce.pl, do którego nowy rzecznik pisuje, przedstawia się sam m.in. jako „katolik, konserwatysta, homosceptyk. Dumny z tego, że jest Polakiem”. Rakowski wyjaśnia „Gazecie Wyborczej”, że mówi o sobie „homosceptyk” z pełną świadomością. Odnosi się bowiem sceptycznie „do sposobu życia, który promują środowiska osób homoseksualnych”, ale jednocześnie „nie uważa się za homofoba”.
Mimo to w swej publicystyce tropi wątki propagandy homoseksualnej.
„Piraci z Karaibów” to szał i moda na geja
Jak zauważa nowy rzecznik muzeum finansowanego przez Ministerstwo Kultury, „szał propagandy homoseksualnej dotyczy nie tylko produkcji amerykańskich, coraz częściej pojawia się również w polskich serialach. Taka widać moda. Moda na geja”.
Dostrzega ją np. w filmie o Sherlocku Holmesie, gdzie grający tytułową rolę Robert Downey Jr dopuszcza możliwość homoseksualnej natury detektywa. Promocję homoseksualizmu ma uprawiać także „zniewieściały i umalowany Johny Deep w „Piratach z Karaibów”, niszczący odwieczny archetyp typowo męskiego pirata”. Jak zauważa rzecznik flagowej polskiej instytucji kulturalnej, także widzowie filmu „Szpieg” z Garym Oldmanem „podświadomie są oswajani z akceptowaniem homoseksualizmu”.
Rakowski przestrzega, że po fazie subtelnego przekonywania, że homoseksualizm jest „naturalny, akceptowalny i godny naśladowania”, mogą powstać „homo-wersje światowej sławy książek, filmów i ich bohaterów”. Obawia się, że „tylko czekać na nową wersję Kubusia i Prosiaczka”.
Tomasz Rakowski sam nazywa się „homosceptykiem” na zasadzie analogii do „eurosceptyka”, ale używa jednak języka wykluczającego i stygmatyzującego. A taki przynależy homofobom. Rakowski nie mówi o orientacji homoseksualnej, lecz o „zachowaniach homoseksualnych”, jakby homoseksualizm był opcją czy konwenansem. Nowy rzecznik Muzeum II Wojny Światowej odżegnuje się od homofobii, ale publicznie podziela wątpliwości sąsiada z kina, który zastanawia się, czy „James Bond był pedałem”.
Ale propagandę homoseksualną Rakowski tropi nie tylko w kinie, ale i w polityce. Tam oznacza ona batalię z Kościołem. Zdaniem rzecznika „w ramach poprawności politycznej promuje się homoparady, na listy wyborcze trafiają ludzie znani jedynie z tego, że są homoseksualni bądź zmienili płeć”. Jednocześnie podejmuje się zbędne debaty na tema obecności krzyża w przestrzeni publicznej.
Żołnierze Wyklęci? Kontekst i rys historyczny nie są potrzebne
Tematów, na które nie należy dyskutować, jest więcej. W wątpliwość nie należy podawać na przykład historii Żołnierzy Wyklętych – twórcy ich dzisiejszego kultu chcą widzieć tylko jedną stronę ich dziejów. Co z tą mniej chlubną? Rakowski pisze, że „nie ma niejasności. Nie są potrzebne tłumaczenia, opis kontekstu, rys historyczny”. Niezłomni to niezłomni, koniec pieśni.
Nie potrzeba też niuansów w rozumieniu powojennej historii Polski. Ci źli wygrali, wciąż tu są i genetycznie nie rozumieją, nie czują Polski tak jak my – uważa nowa twarz Muzeum II Wojny. Z jakiego metapoziomu patrzy na losy kraju, którego granice przesunęła wojna? Co rozumie z historii? „Żyją wśród nas obcy, którzy wciąż mają ogromny wpływ na polskie społeczeństwo. Obcy, którzy mówią po polsku, mieszkają na polskiej ziemi, pracują w polskich telewizjach, gazetach, ambasadach, sądach, urzędach, uczelniach wyższych – ale nie mają polskiego DNA. Bo są potomkami tych, którzy pełnili obowiązki polskie, którzy zostali dostarczeni zza wschodniej granicy” – pisze Rakowski.
Jako osoba, która ma w mediach firmować ekspozycje w muzeum poświęconemu przede wszystkim tragedii ludności cywilnej, ma również ugruntowany pogląd na kwestię uciekających przed współczesnymi działaniami zbrojnymi. Rakowski uważa, że „zgoda na przyjmowanie migrantów jest aktem bezmyślności i brakiem myślenia o bezpieczeństwie państwa. Należy również podkreślić, że omawiana ludność nie kwalifikuje się do terminu »uchodźcy«, lecz raczej »emigranci ekonomiczni«”. Tymczasem człowiek reprezentujący muzeum z miasta, w którym rozpoczęła się II wojna światowa, mającego za sobą i karty Wolnego Miasta Gdańska, i historię wysiedleń, przestrzega przed „nagłym i masowym przyjęciem tysięcy osób obcych kulturowo”.
Budowanie podziałów, dyskryminacyjny język, wykluczająca narracja, my versus oni, przekonanie o swojej misji dziejowej od dawna mają swoje miejsce w muzeach poświęconych wojnom. Ale zazwyczaj znajduje się ono w ekspozycjach tłumaczących genezę konfliktu – niekoniecznie w biogramach osób, które te muzea mają firmować.