Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Społeczeństwo

Człowiek człowiekowi kotem

Weekend z prezydentem? Tylko w Bogatyni

Jednym z punktów programu Dni Pamięci Lecha Kaczyńskiego miała być Pierwsza Międzynarodowa Wystawa Kotów Nierasowych „Sierściel bez granic”. Jednym z punktów programu Dni Pamięci Lecha Kaczyńskiego miała być Pierwsza Międzynarodowa Wystawa Kotów Nierasowych „Sierściel bez granic”. Adam Chełstowski / Forum
Burmistrz Bogatyni chciał zostać prekursorem weekendu ze śp. Lechem Kaczyńskim. Oniemiał nawet PiS.
Burmistrz Bogatyni Andrzej GrzmielewiczBartłomiej Kudowicz/Forum Burmistrz Bogatyni Andrzej Grzmielewicz

Artykuł w wersji audio

Jeszcze przed majówką ze środowisk związanych z magistratem wyciekł program planowanych na początek czerwca trzydniowych obchodów upamiętniających życie i twórczość śp. prof. prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Był śmieszniejszy niż „Ucho prezesa”.

1.

Niedowierzano. Repertuar obchodów brzmiał jak nieudolna satyra, ośmieszając na całą Polskę nie tylko patrona, ale i Bogatynię. Inspiracją – czytano w programie – Pierwszej Międzynarodowej Wystawy Kotów Nierasowych „Sierściel bez granic” są słowa śp. prezydenta charakteryzujące jego wrażliwość na koty. Otóż już w 2005 r. zwrócił się z apelem o „otwarcie serc i okienek piwnicznych”, by pomóc kotom nierasowym, bez odpowiedniego pochodzenia, przetrwać okres jesienno-zimowy.

Wystawę kocią zapowiadano dopiero na niedzielę. Inauguracją weekendu miał być piątkowy przemarsz samorządowców w asyście wojskowej orkiestry i dostojnych gości. Natomiast główną rozrywką sobotnią – wyścigi motocyklowe Polska-Czechy, nawiązujące z kolei do słów o tym, że Lech Kaczyński może nie jest nadzwyczajnym kibicem, ale pierwszymi zawodami, jakie w życiu zobaczył, był żużel Polska-Czechy właśnie.

W hołdzie dla sportowych pasji, których nie mógł realizować z racji służby ojczyźnie, zaplanowano także dwa biegi. Krótszy na dystansie 1500 m (tyle metrów, ile dni prezydentury) oraz półmaraton, odpowiadający dniom życia. Nadto mecz rozegrany między drużynami skompletowanymi symbolicznie: Bogatynia Lech-Bogatynia Jarosław.

Zaś wszystko to okraszone panelami z udziałem autorów książek, wieczorkami wspomnień rodziny dotyczących tzw. dnia codziennego, wystawą historii rodów szlacheckich z XVI–XVIII w., których był potomkiem, zarówno ze strony ojca herbu Pomian, jak i matki. Pochodami husarii, polsko-amerykańską musztrą paradną, gastronomią wojskową, narodowym jarmarkiem oferującym szaliki, flagi, proporce i inne, zawodami Strong Man, sadzeniem alejki dębowej, tłoczeniem medali, znaczków, plakietek oraz całodobowymi prezentacjami śp. postaci na telebimach. Całość zaś zwieńczona wieczorową porą patriotycznym pokazem światełek do nieba.

Opozycja, jako że do niedawna w koalicji, nie ma wątpliwości, iż burmistrz sam napisał scenariusz. Zawsze redagował programy narodowych obchodów w przesadnej stylistyce, odznaczając za kombatanctwo nawet czterdziestolatków. Poza tym ma nieograniczony dostęp do kotów (co prawda rasowych) z racji, że jego szwagier posiada profesjonalną hodowlę.

Burmistrz Andrzej Grzmielewicz scenariuszowi nie zaprzeczył. Wręcz przeciwnie. W specjalnej odezwie do mieszkańców wyraził zdumienie, że czyni się zamach na jego inicjatywę, prekursorską na skalę krajową, bronią tak trywialną, jaką jest szyderstwo. Wierzę – zapewniał – że histeryczne przejawy krytyki są tylko i wyłącznie wytworem ludzi, którzy bez względu na okoliczności i rangę wydarzenia czerpią satysfakcję z poniżania. Odgrażał się, iż nie zrezygnuje. Tymczasem tuż po majówce niespodziewanie odłożył na później termin benefisu.

Pominąwszy kwestię smaku, opozycja (w obawie o reperkusje umawiająca się na rozmowy incognito w niedalekim Zgorzelcu) interpretuje ów falstart wielowątkowo.

2.

By zrozumieć niestosowność weekendu z Lechem Kaczyńskim, którego burmistrz samozwańczo ogłosił się wodzirejem, trzeba cofnąć się do pierwszej doby po katastrofie smoleńskiej. Już 11 kwietnia 2010 r. (jako pierwszy w Polsce) mianował prezydenta Honorowym Obywatelem Miasta i Gminy, a nazajutrz zarządził wyjazd do Warszawy. Są świadkowie, że mimo iż członek PiS (co prawda szeregowy), nie wychodził z hotelu, zamiast iść za trumnami. Towarzyszący mu wówczas delegaci, dziś zakamuflowani w Zgorzelcu, wprost nie mogli na to patrzeć.

Prawdę mówiąc, od niedawna w opozycji. Latami pielęgnowali naciągany wizerunek burmistrza – męża stanu. Podawali niedysponowanemu orzeźwiający rosół, zastępowali w godzinach przyjęć interesantów. Manipulowali, mówią, niemal trzy kadencje. Kiedy podczas podróży służbowych on spał w apartamentach za 500 euro, oni w najtańszych. Choć Bogatynia była już gminą pierwszą w Polsce pod względem kosztów administrowania. Oraz chyba najbardziej śmieszną. Nawet telewizja relacjonowała, jak radni jednogłośnie podjęli uchwałę subrogacji długów szpitala, nie mając pojęcia, co znaczy to słowo.

Z każdym dniem nabrzmiewało w dzisiejszych opozycjonistach obrzydzenie. Jednak każdy miał rodzinę w budżetówce.

Opozycyjne katharsis nastąpiło dopiero pięć lat po smoleńskiej katastrofie, gdy niemerytoryczne rozdawnictwo stanowisk, arogancki styl rządzenia (objawiający się m.in. rzucaniem butami w stół) oraz finansowa nonszalancja zaczęły wymykać się spod kontroli, a nad urzędem zawisło widmo prokuratury.

Narażając się na śmierć społeczną, tłumaczyli burmistrzowi, że tak nie wypada. Wallenrodzi, można powiedzieć. Niektórzy natychmiast pozwalniani w nikczemnym stylu (nierzadko esemesem o trzeciej nad ranem), łącznie z żonami. Inni jeszcze jakiś czas ćwiczeni poprzez przesuwanie z ładnie urządzonych gabinetów do kanciap na poddaszu. I poddawanie innych szykanom.

Czuli się obserwowani całodobowo. Gdy przykładowo wieczorową porą gościli w domu znajomych z podziemia, o 7.30 dnia następnego burmistrz już o tym wiedział. Po czym ci z podziemia wypierali się kontaktów ze strachu, serdecznie przepraszając na uboczu.

3.

Wedle spiskowców kamuflujących się w Zgorzelcu burmistrz wszystko chce mieć największe w Polsce. Nawet wyrwę w asfalcie. Zawsze miał takie usposobienie. Ilustruje ten problem choćby internetowy plebiscyt na Samorządowca 25-lecia Ziemi Dolnośląskiej zorganizowany przez „Gazetę Wrocławską” w 2014 r. Chcąc zdobyć tytuł za wszelką cenę, zamiast stanąć uczciwie w szranki, wydał służbowe polecenie esemesowania na siebie. Przez trzy tygodnie każdego ranka kierowcy, sekretarki, skarbnicy, personel sprzątający wykupywali w kioskach karty prepaid i klikali przymusowo bez opamiętania. Wygrawszy wynikiem ponad 21 tys. głosów (40 proc. wszystkich oddanych), stał się obiektem drwin. Powątpiewano, by uczciwie zdeklasował Władysława Frasyniuka, kilku europosłów czy prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza.

Triumf otarł się nawet o prokuraturę. Badano wątek defraudacji znacznej kwoty na kilka tysięcy esemesów (każdy po 2,46 zł plus VAT) pochodzących z numerów urzędu miasta. Klikający zwrócili symboliczny ekwiwalent i aferę wyciszono.

Burmistrz zawsze traktował rywalizację skrajnie serio. Przypomina się opozycji pewien konkurs ludowych śpiewaków. Kiedy biegłe w muzyce jury wybrało nietutejszy zespół ludowy, zakazał jakichkolwiek medialnych doniesień na ten temat. Przeprosił śpiewaczki z Bogatyni i powołał komisję śledczą, żądając drobiazgowych protokołów.

Tę nadwrażliwość na swój temat spotęgowała powódź, jaka nawiedziła Bogatynię w sierpniu 2010 r., kwartał po narodowej katastrofie. Tak zapamiętał się w czczeniu kataklizmu, że kupił dwa samochody, tłoczył statuetki, ufundował pomnik, skwer oraz urządzał wieczorki z poczęstunkiem, na których wsparty długopisem o stół wyścielony zielonym aksamitem podpisywał czarno-białe albumy. Znów chwilowo zainteresował sobą śledczych.

Mimo że fanpage weekendu z prezydentem polubiło tylko 41 osób (ledwie dwie mówiły o tym), oba sorty Polaków strasznie pokłóciły się w internecie.

Zażenowani zapowiedzieli blokadę wjazdu do miasta. Od kilku lat z początkiem czerwca, czyli w tym samym terminie co planowany weekend pamięci, dobrze bawili się na Karbonaliach – Dniach Węgla i Energii. Jakim prawem chcą im zabrać ten piękny górniczy festyn ze ślizgawką, watą cukrową i darmową loterią na rzecz korowodów w kulcie jednostki?

Entuzjaści nie mogli się nachwalić. Wreszcie zamiast czerwonego patałajstwa, piwska żłopanego w oparach wędzonej golonki i pospolitej muzyki szykuje się wypoczynek dla mieszkańców na wysokim poziomie. W tym dwóch tysięcy klientów opieki społecznej.

4.

Opozycja pierwszy w Polsce benefis na cześć śp. prezydenta interpretuje jako źle uszytą intrygę. Dotychczas burmistrz ledwie raz w roku celebrował Smoleńsk mszą świętą, miesięcznice ignorując. Aż nagle (i dlaczego teraz?) ośmielił się na tak dalece idącą kreatywność, wyprzedzając nawet brata poległego?

Nasuwa się podejrzenie, że nietransparentny finansowo burmistrz, czując na plecach prokuratorski oddech, wykorzystuje najczulszy punkt prezesa. Przecież nie ośmielą się szargać imienia prekursora takiego festynu?

Plan omal się powiódł. Już burmistrz osobiście zawiózł do Warszawy kilkaset zaproszeń dla kluczowych posłów, chwalił się, że partia obiecała honorowy patronat, potwierdzały udział ludowe śpiewaczki, zespół Mazowsze prowadził zaawansowane rozmowy, stowarzyszenia i szkoły dostały regulaminy konkursów z wiedzy o życiu i dziele. Tymczasem wszyscy zaproszeni dostali dyspozycję z ostatniej chwili, by pod żadnym pozorem tam nie jechać.

Ze środowisk związanych z Nowogrodzką wiadomo, iż powodem ostracyzmu nie jest żenująca czołobitność. Nawet nie koty. Inicjować certyfikowane wydarzenia takiej rangi może tylko ktoś wskazany.

***

PS Andrzej Grzmielewicz w odpowiedzi na pytanie o przyczyny odwołania imprezy oświadczył, iż jako pomysłodawca weekendu z prezydentem zmuszony był przełożyć go na później „w trosce o najwyższy poziom”. Coś tak „podniosłego w charakterze i patriotycznego w wymowie” wymaga bowiem dopieszczenia szczegółów.

Polityka 21.2017 (3111) z dnia 23.05.2017; Społeczeństwo; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Człowiek człowiekowi kotem"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną