Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Gadu, gadu o depresji

Jak wygląda psychoterapia przez internet

Tianyi Ma / Unsplash
Psychoterapia przez Skype’a albo Messengera? Mimo wątpliwości, czy to profesjonalne, w internecie aż gęsto od ofert.
Lidia Kowalska-Surowy przyznaje, że znacznie trudniej jest zdobyć zaufanie pacjenta na odległość i sprawić, by czuł się w pełni bezpiecznie i komfortowo.Diego Cervo/PantherMedia Lidia Kowalska-Surowy przyznaje, że znacznie trudniej jest zdobyć zaufanie pacjenta na odległość i sprawić, by czuł się w pełni bezpiecznie i komfortowo.
Błędy, a nawet nadużycia i zaniedbania zdarzają się także specjalistom z renomą, a sieć to przecież idealne miejsce dla hochsztaplerów.ArtemSam/PantherMedia Błędy, a nawet nadużycia i zaniedbania zdarzają się także specjalistom z renomą, a sieć to przecież idealne miejsce dla hochsztaplerów.
Rośnie liczba chorych, którzy potrzebują terapii; zaburzenia psychiczne dotyczą już jednej czwartej społeczeństwa.Igor Morski/Polityka Rośnie liczba chorych, którzy potrzebują terapii; zaburzenia psychiczne dotyczą już jednej czwartej społeczeństwa.

Artykuł w wersji audio

Zaczęło się w Ameryce, gdzie internetowa terapia stała się po prostu modna. Bo taniej, wygodniej i nowocześniej. Do Polski pomysł przyszedł z konieczności, wraz z falą wielkiej emigracji, kiedy w ciągu kilku lat wyjechało około 2 mln osób. Ci, którzy potrzebowali pomocy, ze względów językowych i kulturowych nie byli w stanie uzyskać jej w Wielkiej Brytanii czy Niemczech. – Większość naszych internetowych pacjentów to Polacy na emigracji – mówi Lidia Kowalska-Surowy, psycholog i psychoterapeutka, która w ośrodku Twój Czas od czterech lat prowadzi także terapię online. – Wyjazd z kraju, rozłąka z rodziną, przyjaciółmi, to sytuacja, w której łatwo np. o zaostrzenie stanów depresyjnych.

Komputer powiedział: to minie

To przytrafiło się Katarzynie, która zachorowała cztery lata temu, jeszcze w Polsce – i nie miała szczęścia do terapeuty. Była zaledwie po kilku miesiącach tradycyjnej terapii u polskiego psychiatry i psychoterapeuty we Wrocławiu, kiedy jej narzeczony dostał pracę w Wielkiej Brytanii. W planach był ślub i osiedlenie się na Wyspach albo, po kilku latach, powrót do Polski z pieniędzmi na mieszkanie. Lekarz Katarzyny nie zgodził się na terapię na odległość. Wypisał recepty, kazał wykupić leki na zapas i natychmiast znaleźć w Londynie polskojęzycznego psychiatrę i psychoterapeutę. Katarzyna uznała jednak, że nie stać jej na brytyjskie stawki i znalazła tańszą alternatywę. Najpierw bezpłatny czat grupowy, z psychologiem w roli moderatora, który zorientował się, że Katarzyna wymaga poważniejszej pomocy. Potem odpłatna psychoterapia: 50-minutowe wideosesje za 32 euro raz w tygodniu, co i tak wychodziło trzy razy taniej niż wizyta u specjalisty w Londynie.

Dopóki Katarzyna brała leki, jeszcze jakoś było. Ale zapas tabletek z Polski się skończył. Katarzyna czuła się coraz gorzej, psychoterapeutka z ekranu laptopa uspokajała: to minie. Nie mijało, za to – jak przed rozpoczęciem leczenia w Polsce – pojawiły się myśli samobójcze. W końcu narzeczony zawiózł Katarzynę na ostry dyżur do szpitala. Tam opanowano najpoważniejszą sytuację i bezwzględnie nakazano poszukać pomocy specjalisty. Narzeczony dwa razy w tygodniu chodził więc z Katarzyną do polskiego psychiatry, pilnował, by zażywała przepisane leki. A gdy najgorsze minęło (Katarzyna wciąż jeszcze bierze antydepresanty, w zmniejszonej dawce, kontynuuje psychoterapię), zainteresował się terapeutycznymi sesjami Katarzyny przez internet. Żona, bo zdążyli wziąć ślub, wszystkie kontakty do psychoterapeutki z internetu miała zapisane w laptopie. Okazało się, że strona internetowa zniknęła, nie ma też już nazwy użytkownika w komunikatorze.

Nie wiadomo, ilu pacjentów korzysta z internetowej terapii. Popyt jest tak duży, że coraz więcej terapeutów oferuje wyłącznie internetowe konsultacje, porady i terapię online. W realu już nie pracują, nie mają nawet swojego gabinetu. Zamiast wstępnego wywiadu pacjent wypełnia kwestionariusz na stronie – kilka, kilkanaście pytań. Czasem wystarczy po prostu wysłać formularz kontaktowy, zarezerwować 50 minut w grafiku, zapłacić kartą lub szybkim przelewem elektronicznym i wybrać formę pomocy.

Może to być konsultacja mailowa, czat z psychoterapeutą na Gadu-Gadu, Messengerze lub konsultacja online za pośrednictwem komunikatora wykorzystywanego do wideokonferencji, Skype’a albo VSee.

(Nie)bezpieczna sieć

Internet daje złudzenie anonimowości. Ludzie mają mniej oporów, by mówić o najintymniejszych sprawach, zapewne nie wiedząc, że wszystkie te treści należą do korporacji, które są właścicielami internetowych komunikatorów.

W internecie jeszcze trudniej jest zweryfikować kwalifikacje terapeuty. Już w realu nie jest to proste. Można (i wielu to robi) poprosić terapeutę o pokazanie certyfikatów, ale jeszcze trzeba wiedzieć, co one oznaczają. – Przydałyby się kursy dla pacjentów, żeby zorientowali się, jakie certyfikaty są wydawane psychoterapeutom i jaka jest ich rzeczywista wartość – mówi Zofia Milska-Wrzosińska z Laboratorium Psychoedukacji, psycholog, certyfikowany psychoterapeuta i superwizor psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. W Polsce wciąż nie ma ustawy o zawodzie psychoterapeuty, brak zatem jednego centralnego rejestru terapeutów i jednego kodeksu etyki. Sprawiające poważne wrażenie certyfikaty wydają niezliczone niszowe stowarzyszenia. Żeby świadczyć usługi psychoterapeutyczne, wystarczy zarejestrować indywidulaną działalność gospodarczą, zacząć przyjmować, potem założyć ośrodek, najlepiej specjalizujący się w jakiejś autorskiej metodzie. A przy ośrodku związane z nim personalnie stowarzyszenie non profit, propagujące taką właśnie metodę. Stowarzyszenie, jako instytucja zewnętrzna wobec ośrodka, może już certyfikować terapeutów. – Przecież jest tu wyraźny konflikt interesów – podkreśla Zofia Milska-Wrzosińska. – Certyfikować powinny niezależne komisje, niemające nic wspólnego z ośrodkiem szkolącym. Takie certyfikaty są rzetelne.

Ważną wskazówką dla pacjentów mogą być listy certyfikowanych terapeutów, publikowane przez istniejącą od 14 lat Polską Federację Psychoterapii, największą organizację zawodową w tej branży, zrzeszającą 1,2 tys. terapeutów z 19 stowarzyszeń zrzeszonych w Polskiej Federacji Psychoterapii i Polskiej Radzie Psychoterapii, w większości afiliowanych w europejskich i międzynarodowych stowarzyszeniach. By ułatwić pacjentom poruszanie się w tajemniczym dla nich środowisku, na swojej stronie federacja publikuje poradnik: „Sprawdź swojego psychoterapeutę”.

Wartość mają certyfikaty wydawane przez sekcje psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychologicznego i Polskiego Towarzystwa Psychiatrycznego; uznani psychoterapeuci najczęściej legitymują się certyfikatem jednego z tych dwóch towarzystw. Obie organizacje publikują listy swoich terapeutów.

To, że kogoś nie ma na listach tych dwóch towarzystw, nie oznacza jeszcze, że jest niekompetentnym oszustem. Podobnie jak dobry certyfikat nie gwarantuje, że terapeuta nie popełni błędów. Wówczas jednak pacjent może przynajmniej się poskarżyć, a superwizor – ocenić działanie terapeuty.

Co mówi ciało

W sieci łatwiej udawać kogoś, kim się nie jest – także pacjentowi. – Przed kamerką w laptopie różne rzeczy można ukryć, rozmówcy widzą tylko swoje twarze i fragment tułowia, nie widać choćby rąk, nie wiadomo, co jest z boku, z tyłu ekranu, czy nie ma jeszcze kogoś w tym pomieszczeniu – mówi Zofia Milska-Wrzosińska. – Terapeuta może się nie zorientować, że pacjent jest pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Albo że jest kaleką.

Chodzi też o sprawy subtelniejsze. Dla terapeuty jedną z ważniejszych informacji (w niektórych szkołach terapeutycznych wręcz informacją podstawową) jest to, co się dzieje z ciałem pacjenta. Jak reaguje, gdy trzeba poruszyć jakiś temat, jak się wita, jak wchodzi do gabinetu, siada, to wszystko jest informacją dla terapeuty.

Co więcej, bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem uruchamia szereg mechanizmów istotnych w terapii. Naukowcy zauważyli na przykład, że mięsień okrężny oka u dziecka wpatrzonego w tablet jest nieruchomy. Ożywa wtedy, gdy dochodzi do kontaktu z drugim człowiekiem: u dzieci bawiących się z rówieśnikami ten mięsień nieustannie się kurczy. Prawie tego nie widać, ale dla drugiej osoby jest to jasny sygnał: widzę cię, słyszę, jestem w kontakcie. Praca terapeutyczna nie odbywa się jedynie w mózgu. Pacjent może rozumieć wszelkie możliwe mechanizmy, a i tak nie jest w stanie zapanować nad negatywnymi skryptami, którym podlega. By je zmienić, trzeba pracować także z ciałem. Jak to zrobić przez komunikator?

Jak wreszcie zbudować tą drogą zaufanie? – A to podstawa psychoterapii – mówi Milska-Wrzosińska. – Ludzie cierpiący psychicznie utracili zaufanie do świata, czasami na bardzo wczesnym etapie życia, i w psychoterapii powinni je odzyskać poprzez relację z drugim człowiekiem. Kiedy przychodzą po raz pierwszy do gabinetu, bywają bardzo podejrzliwi. Sprawdzają, czy nikogo nie ma w dużej szafie, czy psychoterapeuta nie nagrywa sesji. Niektórzy proszą o wyłączenie telefonu i wyjęcie baterii. Lidia Kowalska-Surowy dodaje, że znacznie trudniej jest zdobyć zaufanie pacjenta na odległość i sprawić, by czuł się w pełni bezpiecznie i komfortowo.

Kozetka powiatowa

A jednak są sytuacje, kiedy trzeba liczyć na sieć. Bo alternatywą byłby brak terapii. – Miałam pacjenta, który bał się wyjść z domu – mówi Lidia Kowalska-Surowy. – I tak długo ćwiczyliśmy online to wychodzenie, aż udało mu się pojawić u mnie w gabinecie.

Chętnych na terapię online przybywa także z prozaicznych powodów. W większości są to emigranci, jak Katarzyna, ale to nie jest grupa najszybciej rosnąca. W ostatnim czasie przybywa tych, którzy mieszkają w Polsce, ale poza wielkimi ośrodkami. W Wielkiej Brytanii, Australii czy Kanadzie można już znaleźć polskojęzycznego terapeutę, na Wyspach nawet za darmo, powstało już kilka polonijnych fundacji, które taką pomoc oferują. Za to w Polsce powiatowej psychoterapeutów wciąż jak na lekarstwo. Kiedy terapeutka z Nowego Miasta na Mazowszu poszła na urlop macierzyński, pacjenci mieli do wyboru: przerwać terapię albo dojeżdżać do nowego, zastępczego terapeuty do Warszawy lub Radomia, bo więcej psychologów nie było. Podobnie rzecz wygląda we wszystkich polskich miasteczkach.

Tymczasem rośnie liczba chorych, którzy potrzebują terapii; zaburzenia psychiczne dotyczą już jednej czwartej społeczeństwa. Ludzie ci są świadomi, że psychoterapia może im pomóc, są więc zdeterminowani, by taką pomoc znaleźć. Spotkania refundowane przez NFZ, poza nielicznymi wyjątkami, ograniczone są do oddziałów szpitalnych, dziennych lub stacjonarnych, za terapię pozaszpitalną trzeba zatem płacić, w dodatku do ceny sesji należy jeszcze doliczyć koszt dojazdu. Raz w tygodniu przez wiele miesięcy, czasem lat. To przekracza możliwości wielu.

Niejeden pacjent nie jest też w stanie udźwignąć świadomości, że najintymniejsze brudy swojej rodziny ma powierzyć komuś, z kim po sąsiedzku wiesza pranie na podwórzu.

Dopóki nie będzie w Polsce lecznictwa psychiatrycznego na rzetelnym poziomie, zapewniającym leczenie w miejscu zamieszkania pacjenta, dopóty kontrowersyjne formy pomocy psychologicznej, jak terapia przez internet, będą budziły więcej nadziei niż obaw. Najważniejsze wielkomiejskie ośrodki oraz instytucje na razie odżegnują się od tej formy terapii. Podkreślają wady, mówią o niebezpieczeństwach, choćby o tym, że odległość uniemożliwia terapeucie kontrolę nad przebiegiem sesji. – Pacjent może np. zacząć biegać po całym mieszkaniu albo się rozbierać. Terapeuta nie ma jak postawić granicy. Może tylko się rozłączyć – mówi Zofia Milska-Wrzosińska. Prof. Barbara Tryjarska nalega, by nie nazywać pomocy internetowej terapią. – Formułowanie diagnozy bez kontaktu z pacjentem jest po prostu niedopuszczalne. Możemy mówić o prostym poradnictwie, doradztwie, co najwyżej o terapii podtrzymującej w szczególnych wypadkach, kiedy wcześniej został ukonstytuowany sojusz terapeutyczny, a pacjent z różnych powodów życiowych nie może do terapeuty przychodzić.

Niektóre renomowane ośrodki zgadzają się na taką formę terapii, ale tylko w ściśle określonych sytuacjach obwarowanych wieloma warunkami. W Laboratorium Psychoedukacji Milskiej-Wrzosińskiej, jeśli już terapeuci decydują się na pracę online, wymagają odbycia trzech pierwszych konsultacji w gabinecie. I nie prowadzą przez internet pacjentów uzależnionych od alkoholu czy narkotyków, z ciężkimi zaburzeniami, jak głęboka depresja, schizofrenia, choroba afektywna dwubiegunowa, załamania psychotyczne. Ani takich, którzy internetową terapię chcieliby odbywać tylko dlatego, że tak jest wygodniej. W ośrodku Twój Czas sesje online trwają od 4 lat, ale żaden terapeuta nie prowadzi ich wyłącznie na Skypie. – Ja staram się, aby pacjent pokazał się w gabinecie chociaż raz na trzy miesiące – mówi Lidia Kowalska-Surowy.

Sesja z pieskiem

Pytanie, co zrobić z odpowiedzialnością terapeutów za pacjentów w wirtualu? Błędy, a nawet nadużycia i zaniedbania zdarzają się także specjalistom z renomą, a sieć to przecież idealne miejsce dla hochsztaplerów.

Polscy pacjenci w ogóle zgłaszają mało skarg. Powody są różne, jednym z istotniejszych jest mentalna przewaga, jaką terapeuta zawsze ma nad pacjentem. I brak informacji o możliwości wniesienia skargi na niekompetentne lub nieetyczne postępowanie psychoterapeuty. – W tej kadencji mieliśmy tylko dwie sprawy – mówi prof. Barbara Tryjarska, przewodnicząca Komisji Etyki działającej przy sekcji psychoterapii Polskiego Towarzystwa Psychologicznego. Pacjenci się nie skarżą, co nie znaczy, że nie dzieje się nic złego. Zdarzają się opowieści o wyprowadzaniu psa terapeutki przed sesją, przy czym czas spaceru mieścił się w 50 minutach sesji, albo o terapii polegającej na wspólnym słuchaniu muzyki, „bo to bardzo relaksuje”. – Pacjenci na ogół mają bardzo niską świadomość konsumencką i kiedy im mówię, gdzie mogą zgłosić nadużycia, zazwyczaj tego nie robią – dodaje Milska-Wrzosińska, która zwykle rozpoczyna pracę od odpytania pacjenta o jego terapeutyczne doświadczenia. – A do tego psychoterapia jest usługą trudno weryfikowalną. I na ogół potrzeba więcej czasu, by zorientować się, czy działa. Katarzyna nigdzie się nie poskarżyła. Mąż nie znalazł ośrodka, który szkolił i certyfikował psychoterapeutkę. Zastanawiali się nad zgłoszeniem sprawy do prokuratury, ale dali spokój. Podobnie jak nie miał do kogo poskarżyć się jeden z forumowiczów, który na portalu abc.zdrowie w dziale psychologia, na wątku nerwica, dopytywał się, co może zrobić w sytuacji, kiedy terapeuta zdradził rodzinie jego prywatne tajemnice. Ekspert portalu tłumaczył, że jeśli terapeuta był lekarzem psychiatrą, może zgłosić sprawę do izby lekarskiej, ale jeżeli był to psycholog, to jest problem. Skarga do komisji etyki Polskiego Towarzystwa Psychologicznego lub jakiegoś towarzystwa psychoterapeutycznego rozpatrzona zostanie tylko wtedy, jeśli psycholog do niego należy. Jeżeli nie jest członkiem żadnego, pozostaje sąd i powództwo cywilne. Na takie wyjaśnienie forumowicz zareagował krewko: „Nie chce mi się szlajać po sądach. Raczej pójdę mu łeb roz...”. W tym sensie – im gorszy terapeuta, tym lepiej mu będzie w internecie.

Polityka 28.2017 (3118) z dnia 11.07.2017; Społeczeństwo; s. 24
Oryginalny tytuł tekstu: "Gadu, gadu o depresji"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną