Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Astroturfing, kanalie, ubeckie wdowy. Co zostanie w języku po ostatnich protestach?

Konstytucja Konstytucja Michał Dyjuk / Forum
W ostatnich tygodniach w Polsce zmieniało się nie tylko prawo, ale i język. Nośne hasła i frazy układają się w cały nowy alfabet polityczny.

Im wyższa temperatura sporów i im bardziej fundamentalnych spraw one dotyczą, tym większy (ale i trwalszy) ich ślad na języku. Który stał się raptem bardziej emocjonalny, mniej dyplomatyczny i trudniejszy do powściągnięcia. Dał temu wyraz zwłaszcza Jarosław Kaczyński, wykrzykując z mównicy do polityków opozycji, że „zamordowali mu brata”. Paradoksalnie, jak wynika z analiz portalu politykawsieci.pl, Kaczyński właśnie tą wypowiedzią zainteresował Polaków forsowanymi przez PiS reformami sądownictwa. Niektórzy dopiero wtedy zadali sobie pytanie: o co tyle hałasu? I wyszli na ulice.

Skoro więc wyszli na ulice, należało ich – z pomocą propagandowej TVP, ale i samych polityków – jakoś zgrabnie określić, zdeprecjonować i obrazić. Jak w jednym z odcinków „Ucha prezesa”, gdy prezes partii rządzącej obmyślał ze swym doradcą listę niezużytych jeszcze epitetów. Obecna władza ma już chyba w zwyczaju barwnie charakteryzować swoich oponentów politycznych, ale i tłum (w sumie na jedno wychodzi), który przy każdej poważniejszej reformie wylewa się na ulice. Zeszłoroczny „gorszy sort” z czasów pierwszych protestów Komitetu Obrony Demokracji jest czytelny bodaj dla każdego Polaka i bardzo się w języku zadomowił. Słowa, które padły ostatnio i trafiły na transparenty (albo paski TVP), zapewne po części ten los podzielą. Wydłuża się lista fraz, które mogą sobie przypisać przeciwnicy PiS, nosząc je (zwykle dumnie) na koszulkach i plakatach.

A przy tym rację ma Jacek Dehnel, kiedy apeluje o powściągnięcie języka do obydwu stron sporu. Posłużmy się polityczną analogią: tak jak zaniechania Platformy Obywatelskiej nie usprawiedliwiają poczynań PiS, tak język jednej strony nie usprawiedliwia języka strony drugiej. Bo to żaden ping-pong. Prezydium Rady Języka Polskiego parę dni temu wydało w tej sprawie oficjalne oświadczenie, zwracając uwagę m.in. na to, że „od kilku miesięcy obserwujemy postępującą brutalizację języka wystąpień publicznych i coraz częstszą manipulację językową w publicznej narracji. Brutalizacja polega na używaniu słów z dolnego rejestru języka pospolitego, na pograniczu wulgarności”.

Jest więc trochę śmieszno, trochę straszno. Niżej słownik popularnych ostatnio słów i fraz, które dowodzą co najmniej trzech rzeczy. Po pierwsze, czasem wybujałej inwencji twórczej ich autorów (zwłaszcza, co trzeba przyznać uczciwie, prezesa PiS). Po drugie, mocy propagandy (i złej woli przy okazji). Po trzecie, mocy samego słowa.

Adrian stał się Andrzejem – komentarze po decyzji Andrzeja Dudy o zawetowaniu dwóch niekonstytucyjnych ustaw dotyczących ustroju sądownictwa. Aluzja do wspomnianego już „Ucha prezesa”, w którym prezydent Polski wyczekuje przed drzwiami prezesa PiS na jakikolwiek przejaw łaski i zainteresowania.

Astroturfing – skoordynowana, masowa akcja, udająca oddolny ruch społeczny. Przekładając to na język ostatnich wydarzeń: Polacy (rzekomo) nie buntowali się spontanicznie przeciw zmianom w sądownictwie, ale działali na użytek opozycji i ze szkodą dla PiS. Zbiorowiska przed siedzibami sądów, Sejmem i Pałacem Prezydenckim to zatem nie przejaw faktycznego oporu, ale akcja propagandowa. Skąd te wnioski? Krytycy protestów uznali za podejrzane, że demonstrujący byli tak świetnie zorganizowani i wyposażeni np. w jednakowe świeczki. Astroturfing nie przypadkiem wziął się od wyrazu „astroturf” (ang.), używanego na określenie sztucznej trawy. Słowo niosło się ostatnio na prawicowych portalach i w mediach społecznościowych. Zjawisku poświęcił swój program publicysta Michał Rachoń w TVP Info. Tymczasem z analiz Digital Forensic Research Lab wynika, że owa próba zwalczenia astroturfingu „nosi znamiona astroturfingu”, czyli sama w sobie nie jest w żadnej mierze spontaniczna. Piękny paradoks.

Bez żadnego trybu – podczas czytania ustaw o ustroju polskiego sądownictwa prezes PiS wszedł na mównicę i przemówił „bez żadnego trybu”. Dla jednych to jeszcze jedno wyrażenie do zaadaptowania w codziennym życiu (przytaczane żartobliwie), dla innych dowód szczególnego tupetu. Bo jeśli Kaczyńskiemu wszystko wolno – a przecież formalnie jest tylko szeregowym posłem – to innym politykom PiS także.

Bojówki opozycji – określenie protestujących, którzy działają na szkodę PiS, bo ktoś im to zleca. Innymi słowy: pożyteczni idioci opozycji. Rzecz jasna „sowicie opłacani” (jak zgaduje minister Mariusz Błaszczak, autor określenia).

Ciamajdan – publicyści ostrożnie porównują wydarzenia w Polsce do wydarzeń na Ukrainie. Tu i tam to obywatele próbują zaprowadzić jakiś porządek, zatrzymać zmiany, które wywrócą kraj, powstrzymać zapędy władzy itd. Przy czym „ciamajdan” to majdan przeprowadzany nieudolnie. Niezależna.pl tak rzecz komentowała: „Grupce »obrońców demokracji« być może taki scenariusz się marzy, w końcu po coś koksowniki – niczym zomowcy w czasie stanu wojennego – przed budynek Sejmu zwieźli. Grzeją się przy nich i wystają po nocach. Pojawiają się też jakieś apele o przynoszenie herbaty, ktoś informuje o zbiórce żywności, ktoś inny dowozi pizzę… I tak sobie ta groteskowa akcja trwa”.

Cyniczni mordercy – czyli sędziowie (już wcześniej nazywani „kastą” albo „kolesiami”). Wypowiedzi senatora PiS Waldemara Bonkowskiego, autora epitetu (tak jak paru poniższych), można by w zasadzie przytaczać w całości, przecierając oczy ze zdumienia. O sędziach powiedział, że to „cyniczni mordercy naszych żołnierzy wyklętych”. Dodając, że „nie można ich wyrzucić, tych zepsutych resortowych dzieci i ludzi, którzy pracowali dla bezpieki”.

Garstka przechodniów – ratusz sobie, minister Błaszczak sobie. W jego ocenie protesty nie były tak liczne, jak to przedstawiały polskie (i nie tylko polskie) media. Mówiąc o „przechodniach”, minister sugeruje poza tym, że były to zbiorowiska przypadkowych osób, nie do końca zorientowanych, w czym biorą udział i w jakiej sprawie walczą. Jak to się ma do astroturfingu?

Kanalie – określenie ze słynnego wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego w Sejmie. Prezes PiS „kanaliami” nazwał polityków opozycji, którzy przytaczając argumenty w obronie sądownictwa, powoływali się na poglądy jego brata. Zacytujmy tę wypowiedź w całości, ku pamięci: „Wiem, że boicie się prawdy, ale nie wycierajcie sobie swoich mord zdradzieckich nazwiskiem mojej świętej pamięci brata. Niszczyliście go, zamordowaliście, jesteście kanaliami”.

Konstytucja – według komentatorów protesty, do których dochodzi w czasach rządów PiS, przywróciły części Polaków symbole, wcześniej zawłaszczane przez jedną opcję polityczną. Wśród nich konstytucja, polski hymn czy polska flaga. Morze poszarzałych plakatów z napisem „Konstytucja” stało się takim symbolem protestów jak parasolki w październiku ubiegłego roku.

Łańcuch światła – świeczki to jeszcze jeden symbol protestów. Polacy przez kilka wieczorów z rzędu gromadzili się przed siedzibą Sądu Najwyższego, ale i przed siedzibami sądów okręgowych w swoich miastach, żeby je poprzeć, dać wyraz solidarności ze środowiskiem sędziowskim i sprzeciwu wobec inwazyjnych działań PiS. Na pierwsze wydarzenie ze świeczkami zaprosiło Stowarzyszenie Sędziów Polskich Iustitia w niedzielę, 16 lipca, na pl. Krasińskich, zaznaczając przy tym wyraźnie, że to protest milczący i apolityczny.

No logo – fala ostatnich protestów była bardzo zróżnicowana. Demonstracje organizowały – razem lub osobno – ugrupowania polityczne (partia Razem, Platforma Obywatelska, Nowoczesna), ruchy obywatelskie (KOD, Obywatele RP, Strajk Kobiet), ale i pojedynczy aktywiści, którzy do udziału w manifestacjach zapraszali „bez emblematów politycznych”. Zdaniem publicystów to właśnie protesty „no logo” ściągały najwięcej ludzi, zwłaszcza zaś tych, którzy nie chcieli przy okazji manifestować swoich poglądów czy sympatii. Ale i tych, którym do opozycji równie daleko co do PiS.

Paski grozy – czyli komunikaty TVP, a zwłaszcza jej serwisów informacyjnych. Telewizja, zawłaszczona zresztą przez PiS, relacjonowała zdarzenia z Sejmu i polskich ulic na własny sposób (tutaj krótki przegląd), szukając bardzo wyrafinowanych epitetów na określenie ludzi (krytykujący Polskę Frans Timmermans został przedstawiony jako „człowiek roku »Gazety Wyborczej«”) i zdarzeń (sprzeciw opozycji to „wezwanie do puczu”).

PiSlam – dawniej mówiło się o „religii smoleńskiej” (określenie wciąż wraca), teraz mówi się o „PiSlamie”, też jakiejś formie ideologii, opierającej się na wykluczeniu, zacietrzewieniu i pogardzie dla obcego. Wyraz „PiSlam” ma podkreślać radykalizm i ostrą retorykę PiS.

Plac Krasińskich – kojarzony z obchodami rocznicy powstania warszawskiego, stał się jeszcze jedną areną protestów. To tutaj przemawiał niedawno prezydent USA Donald Trump, przywołując konteksty historyczne, ale pomijając sąsiedztwo Sądu Najwyższego. To w jego obronie (Sądu, nie Trumpa, naturalnie) Polacy gromadzili się na placu co wieczór. A moment jest szczególny także z tego względu, że w 2017 r. obchodzimy stulecie SN.

Pucz – protesty opozycji w grudniu 2016 r. Jarosław Kaczyński nazwał „próbą puczu” w rozmowie z tygodnikiem „wSieci”. Teraz nadarzyła się okazja, żeby wyraz wskrzesić. Znów w związku z działaniami opozycji, która wezwała Polaków do wspólnych protestów w obronie sądownictwa.

Soros – a ściśle George Soros, filantrop i finansista, bardzo nielubiany w środowiskach prawicowych. Ostatnio podejrzewany choćby o to, że zafundował protestującym jednakowe świeczki. „Gdy na ulice wylegli młodzi, padł propagandowy mit o buncie »odstawionych od koryta«. No to wymyślili te świeczki od Sorosa. Równie głupie jak to z uchodźcami, ale widać mają widownię za kretynów. Wszystko, byle nie przyznać, że skok na rządy prawa napotkał na opór, jakiego się nie spodziewali” – komentował dosadnie Adam Szostkiewicz.

Spacerowicze – jeszcze jedno określenie dla protestujących w obronie sądownictwa, znów sugerujące, że mamy do czynienia ze zbiorowiskiem przypadkowym, walczącym chyba głównie dlatego, że nie ma akurat lepszego zajęcia. Manifestujący, do których przylgnął ten rzeczownik, zagospodarowali go na własny użytek. Na kolejnych demonstracjach pojawiały się więc transparenty z hasłem: „Walking revolution” – „Spacerująca rewolucja”.

Społeczeństwo obywatelskie – tłumne, regularne protesty dały nadzieję na odrodzenie się w Polsce społeczeństwa obywatelskiego: reagującego, zatroskanego o swoje prawa i wspólny interes. Czas pokaże, czy energia ostatnich protestów samoczynnie się wytraci czy też zdoła się przekształcić w trwalszy byt i formalnie zorganizować.

Trójpodział władzy – próby przeprowadzenia w Polsce zmian ustrojowych przypomniały, czym właściwie jest trójpodział władzy. Ale i o tak podstawowej rzeczy jak ta, że demokratyczny kraj opiera się na trzech sprawnych nogach: władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Z tej przyczyny mówi się ostatnio sporo nie tylko o społeczeństwie obywatelskim, ale też o (rozbudzonej) świadomości obywatelskiej. Co istotne, biorąc pod uwagę, że każdego roku matura z WOS-u wypada bardzo mizernie.

Ubeckie wdowy – o uczestnikach manifestacji. Jeszcze jeden epitet autorstwa senatora Bonkowskiego. Zabawnie brzmiący, zważywszy na to, że w protestach brali udział także ludzie młodzi.

Ulica i zagranica – zapytany o to, czy dokonuje zamachu stanu (reformując sądownictwo), Jarosław Kaczyński odparł w mediach, że zamachem stanu „jest grożenie ulicą i zagranicą”. Czyli: falą protestów i interwencjami europejskich instytucji.

Upiory bolszewickie – o uczestnikach manifestacji, jak wyżej. Jeszcze jeden upiorny epitet autorstwa senatora Bonkowskiego.

Trzy razy weto – jedno z głównych haseł ostatnich demonstracji. W obliczu zawrotnego tempa prac nad ustawami Polacy mogli już tylko odwołać się do rozsądku Andrzeja Dudy. Prezydent ostatecznie zawetował dwie ustawy. Tego samego dnia protestujący skandowali: „Jeszcze jeden” i „Nie kokietuj, wszystko wetuj!”. Ale tym razem prośby zdały się na nic. Andrzej Duda złożył szybki podpis pod ustawą o sądach powszechnych, przyznającą szerokie uprawnienia ministrowi Zbigniewowi Ziobrze.

Zamach lipcowy – kluczowe zmiany w sądownictwie PiS zamierzał przeprowadzić w środku lata, na ostatnich posiedzeniach Sejmu i Senatu. Ustawy, choć zawierały błędy i były wewnętrznie sprzeczne, przechodziły więc przez obrady w tempie ekspresowym. Zamiast sezonu ogórkowego – gruntowny remont ustroju.

Zdradzieckie mordy – Jarosław Kaczyński raz jeszcze o opozycji. Protestujący też, za przeproszeniem, przyprawiają sobie takie mordy. Z dumą, bo dziś to określenie tej samej wagi co „gorszy sort”.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną