PiS nie lubi Jurka Owsiaka. To zrozumiałe. Różnią się od siebie „mentalną grupą krwi” tak, że bardziej nie można. PiS organicznie nie znosi Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (tego akurat nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć), ale najbardziej Przystanku Woodstock. Rozumiem, że zwłaszcza po takich piosenkach mogą chcieć zlikwidować Przystanek za wszelką cenę. Kłopot w tym, że w MSW najwyraźniej nie zrozumiano dwóch prawd. Pierwsza: „za wszelką cenę” to w normalnym świecie tylko przenośnia. Druga: zadaniem MSW jest zapewnienie bezpieczeństwa ludziom na terenie RP. Zwłaszcza niezrozumienie tej drugiej prawdy może być niezwykle groźne. Ale po kolei. Najpierw przypomnijmy fakty.
Już w ubiegłym roku MSW obciążył Przystanek statusem imprezy podwyższonego ryzyka. W tym roku taką decyzję podjęto powtórnie. Zwiększa ona istotnie koszty zabezpieczenia wydarzenia. Najdziwniejsze jest to, że podobnego statusu nie przyznano w ciągu tych dwóch lat żadnej innej imprezie. Na przykład podkrakowskim spotkaniom z papieżem Franciszkiem, gdzie zarówno olbrzymia liczba uczestników, jak i trudne warunki ewentualnej ewakuacji mogły budzić niepokój. Nie zaklasyfikowano tak żadnego meczu piłkarskiego, chociaż po niektórych z nich bywają niezłe jatki. Czy na pewno chodzi o bezpieczeństwo?
Wątpliwości co do intencji MSW mogły się nasilić, kiedy komendant główny Straży Pożarnej (podlegający MSW) zawiadomił niemieckich ratowników i strażaków z Brandenburgii, że rezygnuje z ich współpracy przy ochronie Przystanku Woodstock. Jako uzasadnienie podano (to nie żart) chęć ograniczenia zagrożenia terrorystycznego.
To, że Jurek Owsiak zaprosił później niemieckie ekipy do Kostrzyna, proponując im wikt i nocleg w namiotach, zostawmy na boku, bo najistotniejsza dla tych rozważań jest analiza sposobu myślenia MSW.
Zdrowy rozsądek nakazuje myśleć, że na odpowiednio dużej imprezie masowej nie ma czegoś takiego jak zbyt liczne zabezpieczenie, bo taki stan jest po prostu nieosiągalny w praktyce.
Jeżeli Przystanek ma być imprezą podwyższonego ryzyka, to ratownicy i strażacy z Niemiec powinni być dla MSW tym cenniejsi. Przecież podstawowym celem istnienia ministerstwa jest bezpieczeństwo ludzi. Zaś im liczniejsze i lepiej wyposażone zabezpieczenie wielkiej imprezy, tym lepiej.
Upatrywanie w służbach ratowniczych zza Odry źródła potencjalnego zagrożenia terrorystycznego mogę złożyć wyłącznie na karb przemęczenia pracą i odwodnienia w trakcie niedawnych upałów u autorów tego uzasadnienia. Tylko złym samopoczuciem można usprawiedliwić tak niesłychane konstrukcje myślowe autorstwa niewątpliwych fachowców. Bo przecież w MSW i dla MSW pracują fachowcy, nieprawdaż?
A może chodzi o coś innego?
Fragment wpisu blogowego Stefana Karczmarewicza. Przeczytaj w całości »